„Potem zapędzono nas do baraku. Był nieogrzewany, zatłoczony, zimny i ciemny. Naszej sześcioosobowej rodzinie przydzielono powierzchnię około 3m2. Leżeliśmy na gołej ziemi, w barłogu, podłóg w baraku nie było. W ścianach były szpary i dziury, nie było okien. Spadzisty dach sięgał prawie do ziemi. Nie można tam było ani stać, ani siedzieć, tylko leżeć. Wszystkie rodziny leżały więc ściśnięte, jedna obok drugiej, mężczyźni, kobiety, dzieci. W baraku nie było wody ani kanalizacji. Wychodki stały na zewnątrz. Tylko przez środek baraku, można było przechodzić na stojąco. Dzieci moczyły się, miały biegunkę, nie było możliwości się umyć ani wysuszyć zmoczonej bielizny i odzieży, wszy, pchły, dokuczał świerzb”.
Ze wspomnień Marii Brylowskiej (z domu
Imiłkowskiej) „Rozdzielenie członków rodziny na skutek wydarzeń historycznych”,
2008.