Witold Pilecki: konspirator w piekle
czas czytania:

Tworzył siatkę wywiadowczą w KL Auschwitz. Opracował pierwsze sprawozdania o ludobójstwie dokonanym tam przez Niemców. Po brawurowej ucieczce z obozu został doceniony przez dowództwo Armii Krajowej – 11 listopada 1943 r. awansował do stopnia rotmistrza. Tak zostanie zapamiętany przez historię – jako rotmistrz Witold Pilecki.
Sukurcze. Obecnie na terenie Białorusi, a od co najmniej od 1865 r. własność Pileckich. Zadłużony rodzinny majątek od lat popada w ruinę. Witold, były harcerz, bohater wojny polsko-bolszewickiej, podejmuje jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu. Przerywa studia na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. Zamierza przywrócić blask rodowym dobrom. Modernizuje majątek. W miejscowości powołuje kółko rolnicze i mleczarnię. Angażuje się w Ochotniczej Straży Pożarnej. Nie zapomina jednak o wojsku. Pod koniec sierpnia 1939 r. szwadron, w którym służy w ramach 19 Dywizji Piechoty zostaje skierowany w okolice Piotrkowa Trybunalskiego. Rozpoczyna się II wojna światowa…
Bajka nie lubiła nalotów
„Pierwszego września dowiedzieliśmy się o napadzie Niemiec na Polskę. Na niebie pojawiło się wiele samolotów z czarnymi krzyżami na skrzydłach. Jeden z nich, duży, ciężki i wolno lecący, obrał za cel ataku naszą konną kolumnę. Zniżył lot i kto wie, czy nie obrzuciłby nas bombami, gdyby nie kapral Kowalczyk, który błyskawicznie zeskoczył z konia i wygarnął do Niemca serią z rkm-u” – zapamiętał początek wojny Pilecki. Szybko okazało się jednak, że polscy ułani nie mają szans w starciu z niemieckim lotnictwem. „Moja klacz Bajka, która dobrze znosiła marsze, bardzo nie lubiła nalotów. Stawała dęba, przysiadała, rzucała się na boki” – wspominał.
Po zaledwie kilku dniach walk w nocy z 5 na 6 września Niemcy rozbili polską dywizję. Pilecki nie złożył broni. Wraz ze swoimi ułanami prowadził walkę w ramach kolejnych formacji i oddziałów, a później także partyzancką aż do 17 października 1939 r. Ostatecznie podjął decyzję o rozwiązaniu oddziału, zakonspirowaniu broni i przedostaniu się do stolicy, gdzie zamierzał kontynuować działalność podziemną. W Warszawie wspólnie z mjr. Janem Włodarkiewiczem i utworzył wojskową organizację konspiracyjną – Tajną Armię Polską. „Pierwsze spiskowe rozmowy prowadziłem z tymi, których duch nie został złamany klęską. Ponieważ takich zgłaszało się wielu, było na kim oprzeć pierwsze ramy tajnego sprzysiężenia […]. Wszystko trzeba było budować od podstaw” – podkreślał Pilecki.
Przerzucony w inną planetę
Zatrzymania żołnierzy TAP, wysyłanie coraz większej liczby osób do założonego przez Niemców obozu koncentracyjnego Auschwitz, skłoniły dowództwo tajnej organizacji do podjęcia decyzji o stworzeniu siatki konspiracyjnej na terenie miejsca zagłady. „Wiadomości o tym obozie [Auschwitz, przyp. JH] były skąpe i pochodziły od odważniejszych mieszkańców okolicznych wiosek. Wywiad podziemia działał w całej Polsce, lecz o więźniach z Oświęcimia nie wiedzieliśmy nic” – opisywał Pilecki, który ostatecznie sam zgłosił się ochotniczo do wykonania tego zadania. Na realizację misji otrzymał zgodę zarówno od dowódcy TAP, jak i komendanta głównego Związku Walki Zbrojnej gen. Stefana Roweckiego „Grota”. Pilecki pozwolił się aresztować jako Tomasz Serafiński 19 września 1940 r. podczas łapanki na warszawskim Żoliborzu.
Do KL Auschwitz przybył z 1705 osobami w nocy z 21 na 22 września 1940 r. Otrzymał numer obozowy 4859. „Po wielogodzinnej podróży w transporcie przybyliśmy «dokądś» […]. Noc była ciepła, wygnano nas z wagonów, szczuto psami, bito, poganiano: schnell, schnell, raus” – zapamiętał tamte chwile Władysław Bartoszewski jeden z towarzyszy niedoli Pileckiego. „Znalazłem się – tak jak zresztą wszyscy nowo przybywający do Oświęcimia – w warunkach, które uderzyły we wszystkie moje dotychczasowe pojęcia. W ciągu paru dni czułem się oszołomiony i jakby przerzucony w inną planetę […]. Przebiegamy przez niesamowicie roześmianych, wrzeszczących kapów porządkujących szeregi nasze drągami – mających zielone i czerwone łatki w miejscu, gdzie się wiesza ordery, wśród dzikich chichotów i żartów, dobijających chorych i słabych lub tego kto miał nieostrożność powiedzieć, że był sędzią lub jest księdzem – zrobiło na mnie wrażenie, że zamknięto nas w zakładzie dla obłąkanych. Po kilku pierwszych dniach, których byłem świadkiem makabrycznych obrazów, a wobec których zupełnie zbladło piekło Dantego” – relacjonował z kolei sam Pilecki.
Staruszek-ksiądz i bokser Teddy
W tak dramatycznie trudnych warunkach żołnierz TAP rozpoczął tworzenie siatki wywiadowczej pod nazwą Związek Organizacji Wojskowej mającej na celu połączenie wszystkich funkcjonujących w obozie grup konspiracyjnych. „Zacząłem pracę tak, jak w 39 r. w Warszawie, a nawet z małymi wyjątkami z tymi ludźmi, których sam niegdyś do TAP wciągałem […]. Zorganizowałem tu pierwszą «piątkę»” – pisał. Z czasem struktura dysponowała swoimi ludźmi we wszystkich komandach obozu. Wśród nich był Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski, były pięściarz Legii Warszawa, wychowanek słynnego Feliksa „Papy” Stamma, wicemistrz Polski w wadze koguciej. W Auschwitz, dokąd trafił wraz z pierwszym transportem, toczył bokserskie walki na śmierć i życie. M.in. z obozowym kapo Walterem Dünningiem, przedwojennym mistrzem Niemiec w wadze średniej. Stawką było pół bochenka chleba i kostka margaryny. „Jeszcze dziś tkwi w nas pamięć o numerze 77, który bił Niemców jak chciał” – pisał o Teddym jeden ze współwięźniów, pisarz i poeta Tadeusz Borowski.
Odwagę i determinację Pietrzykowskiego docenił także Pilecki, który wciągnął boksera do obozowej konspiracji. „Po pewnym czasie pełniłem już jakby funkcję adiutanta Tomasza Serafińskiego, przekazującego polecenia współwięźniom, które podejmowało kierownictwo ruchu oporu. Prowadził też wywiad” – opowiadał po zakończeniu wojny Teddy. Ze strony stale rozrastających się struktur ZOW do Komendy Głównej AK systematycznie trafiały kolejne raporty poświęcone obozowej rzeczywistości. W jednym z nich znalazł się opis niecodziennego zdarzenia z 29 lipca 1941 r. „Wybieranie dziesięciu na śmierć za jednego zbiega było ciężkim przeżyciem dla obozu, a szczególnie dla bloku, z którego wybierano […]. Razu pewnego zdarzył się wypadek, że gdy wybrano młodego więźnia – z szeregów wystąpił staruszek-ksiądz i prosił komendanta obozu, by wybrał jego, a zwolnił tamtego młodego od kary. Moment był silny – blok skamieniał z wrażenia. Komendant się zgodził”. Duchownym wspominanym przez Pileckiego był franciszkanin o. Maksymilian Kolbe.
Aromat potężny, przemiły świergot…
W swoich raportach Pilecki opisywał straszne warunki panujące w obozie. „W pierwszym okresie na blokach ubikacji nie mieliśmy. Wszyscy biegli rano do kilku latryn, gdzie stały długie bardzo ogonki, czasami od stu do dwustu ludzi. Miejsc było mało. Wewnątrz stał kapo z drągiem i liczył do pięciu, kto się spóźniał ze wstaniem, tego walił drągiem po głowie”. Skrupulatnie odnotowywał także przykłady bestialstwa Niemców wobec osadzonych. „Zabawiali się oprawcy rozbijając jądra – przeważnie Żydom – drewnianym młotem na pieńku […]. SS-man «Perełką» przezwany – ćwiczył psa swego – wilka w rzucaniu się na ludzi […]. Wilk rzucał się na ludzi przebiegających […], powalał osłabione ofiary, wgryzał się w ciało, rwał zębami, szarpał narządy płciowe, dusił za gardło”.
Misja Pileckiego w Auschwitz została przerwana wiosną 1943 r., gdy obozowe gestapo rozpoczęło aresztowania wśród konspiratorów. Zagrożony zatrzymaniem w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. wspólnie z Janem Redzejem (przebywającym w obozie pod fałszywym nazwiskiem Jan Retko) nr 5430 i Edwardem Ciesielskim nr 12969 Witold Pilecki uciekł z obozu. „Dziwne – po raz pierwszy w życiu poczułem zapach lasu z odległości przeszło stu metrów. Opadł naraz na zmysły wszystkie, aromat potężny, przemiły świergot ptaków, powiew wilgoci, zapach żywicy […]. Co za kontrast z obozem, w którym zdaje mi się przeżyło się lat tysiąc” – zapamiętał pierwsze chwile wolności Pilecki. Po powrocie do Warszawy złożył osobisty meldunek o sytuacji w Auschwitz w Komendzie Głównej AK. Liczył na uzyskanie zgody na organizację akcji zbrojnej mającej doprowadzić do uwolnienia więźniów obozu. Jednak pomysł „ochotnika do piekła” nie uzyskał aprobaty dowództwa.
Oświęcim to była igraszka
Już w stopniu rotmistrza Pilecki współtworzył organizację „NIE”, której celem było kontynuowanie walki o niepodległość Polski po zajęciu jej terenów przez Armię Czerwoną. W momencie wybuchu Powstania Warszawskiego, włączył się do działań bojowych jako żołnierz zgrupowania „Chrobry II”. Broniony przez Pileckiego teren (zyskał nazwę „Reduta Witolda”) – pozostawał jednym z najdłużej bronionych miejsc, nigdy niezdobytych przez Niemców. Po upadku powstania trafił do oficerskiego obozu jenieckiego Murnau. Po wyzwoleniu obozu przez wojska amerykańskie zgłosił się do II Korpusu Polskiego stacjonującego we Włoszech, gdzie został oficerem wywiadu.
Na rozkaz gen. Władysława Andersa 22 października 1945 r. wyruszył do kraju w celu zorganizowania siatki wywiadowczej. Systematycznie pozyskiwał tajne informacje na temat działalności sowieckich i komunistycznych formacji – NKWD i UB, narastającego w Polsce terroru i fałszerstw wyborczych. Chociaż otrzymał od przełożonych możliwość ucieczki na Zachód, postanowił zostać. „Wszyscy nie mogą stąd wyjechać, ktoś musi trwać bez względu na konsekwencje” – miał odpowiedzieć. Został aresztowany 8 maja 1947 r. i poddany okrutnemu śledztwu. Podczas krótkiego widzenia z żoną, przyznał: „Ja już żyć nie mogę […] mnie wykończono. Bo Oświęcim to była igraszka”. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie 15 marca 1948 r. skazał go na karę śmierci.
Wyrok wykonano w więzieniu przy ul. Rakowieckiej. Wybitny angielski historyk Michael Foot zaliczył rotmistrza Witolda Pileckiego do szóstki najodważniejszych żołnierzy II wojny światowej walczących w podziemiu.
dr Jan Hlebowicz (IPN Gdańsk)
dr Jan Hlebowicz (IPN Gdańsk)