Polskie ultimatum w sprawie Zaolzia - Muzeum Historii Polski w Warszawie SKIP_TO
Wizyta w muzeum Przejdź do sklepu
czas czytania:

Polskie ultimatum w sprawie Zaolzia

Zachodnia część Śląska Cieszyńskiego, potocznie zwana Zaolziem (od rzeki Olzy, stanowiącej naturalną granicę między Polską a Czechami), była od 1918 r. przedmiotem sporu pomiędzy Polską a Czechosłowacją. Pierwszy konflikt, w 1919 r., miał zostać rozwiązany w zainicjowanym przez państwa Ententy plebiscycie, jednak po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej rząd RP uznał aneksję Zaolzia przez Czechosłowację pod warunkiem umożliwienia tranzytu broni i materiałów wojskowych dla polskiej armii.
Od 1934 władze polskie rozpoczęły ponowne starania o odzyskanie Zaolzia, rozważając zbrojne rozwiązanie sporu. 21 września 1938 Polska zażądała od Czechosłowacji uregulowania statusu mniejszości polskiej na zasadach identycznych jak dla innych grup mniejszościowych, zaś nazajutrz po konferencji monachijskiej 30 września wystosowano dwunastogodzinne ultimatum dotyczące przekazania Zaolzia. Rząd polski wychodząc z tymi żądaniami wykorzystał naciski Hitlera na Czechosłowację oraz ugodową wobec nich postawę Zachodu. Na początku października oddziały polskie pod dowództwem gen. Władysława Bortnowskiego wkroczyły na sporne ziemie, zajmując również leżącą na Słowacji Ziemię Czadecką. Inwazję poprzedziły szeroko zakrojona akcja propagandowa, koncentracja wojsk oraz działania dywersyjne. W tym samym czasie, na podstawie ustaleń monachijskich, wojska niemieckie wkraczały na terytorium Sudetów. ŁK Rozmowa z dr. Markiem Piotrem Deszczyńskim Jaka jest historia Zaolzia po I wojnie światowej? Czy polskie pretensje do tych terenów były uzasadnione? Termin "Zaolzie" pojawił się w użyciu na początku lat dwudziestych. Określano nim tę część przyznanego Czechosłowacji po I wojnie światowej Śląska Cieszyńskiego, na której Polacy stanowili większość. Argument etnograficzny przemawiał za postulatami Polski, a historyczny za przynależnością Zaolzia do Republiki Czechosłowackiej. Dla obu stron tereny te były atrakcyjne ze względów ekonomicznych. W Czechosłowacji podnosiły się głosy, że polskie potrzeby surowcowe zostały zaspokojone po przyłączeniu Górnego Śląska, zatem Śląsk Cieszyński powinien być tak podzielony, jak stało się to na początku lat dwudziestych. Miano tam przeprowadzić plebiscyt, ale w wyniku niekorzystnych dla nas zdarzeń - inwazji wojsk czechosłowackich w styczniu 1919 roku i wymuszonej zgody na arbitraż mocarstw - granicę wytyczono w taki sposób, że po stronie czeskiej pozostało około 120 tysięcy Polaków. Kiedy w latach dwudziestych i na początku trzydziestych sytuacja międzynarodowa się uspokoiła, a stosunki polsko-czechosłowackie uległy normalizacji, nazwa ta zaczęła żyć własnym życiem.

Dzisiaj hasło "Zaolzie" kojarzy się niemal każdemu Polakowi, z reguły bardzo negatywnie, z rokiem 1938 i udziałem Rzeczypospolitej w kryzysie międzynarodowym, który przyniósł rozbiór Czechosłowacji. Wokół tej sprawy narosło wiele mistyfikacji. Należy zatem poczynić tu pewne wyjaśnienia.

Włączenie istotnej części Śląska Cieszyńskiego do Czechosłowacji zostało faktycznie wymuszone na Polsce, gdy w lipcu 1920 r. premier Władysław Grabski zabiegał o pomoc Francji i Wielkiej Brytanii podczas kryzysu w wojnie z Rosją Sowiecką. Na Zaolziu Polacy tworzyli grupę dominującą. Na drugim miejscu byli Czesi, na trzecim - Niemcy; Żydzi stanowili odsetek śladowy. Czechosłowackie dane statystyczne na ten temat nie są wiarygodne. Przy ich sporządzaniu dokonywano manipulacji, co widać przy porównaniu ich ze statystykami sprzed I wojny światowej, których się nie kwestionuje. Rzeczpospolita nie domagała się reszty Śląska Cieszyńskiego - rejonu Frydka, gdzie Polacy stanowili mniejszość. W okresie międzywojennym Zaolzie odgrywało ważną rolę gospodarczą. Na jego terenie znajdowały się wielkie złoża wysokokoksującego węgla kamiennego, ważnego dla metalurgii, którego w Polsce w granicach z 1922 roku było jednak niewiele. Dobrze rozwinięty był przemysł metalurgiczny, z wielką hutą w Trzyńcu. Istniały wreszcie względy komunikacyjne. Wtedy, podobnie jak i dziś, tuż nad granicą polską przebiegała linia kolejowa, Kolej Koszycko-Bogumińska z węzłem w Boguminie - jedyne na początku lat dwudziestych połączenie kolejowe Czech i Słowacji. Przy specyficznym układzie granic miała ona dla Pragi kluczowe znaczenie militarne. Strona polska zajmowała wobec polskiej ludności żyjącej w Czechosłowacji stanowisko poniekąd paternalistyczne. Z jednej strony sprawowała opiekę konsularną, a z drugiej w różnorodny sposób wspierała podtrzymywanie tradycji narodowych. Sytuacja zmieniła się w pierwszej połowie lat trzydziestych, z chwilą podpisania przez Polskę deklaracji o niestosowaniu przemocy w stosunkach polsko-niemieckich, która wywołała w Pradze nieomal popłoch. Politycy czescy, na czele z ówczesnym szefem dyplomacji ministrem Edvardem Benešem, obawiali się, że od tego momentu niemiecka ekspansja skierowana zostanie w kierunku południowo-wschodnim i obejmie Czechy, czego do tej pory nie zakładano. Trzeba tu dodać, że próby zawarcia porozumienia sojuszniczego między dwoma krajami rozbiły się o niechętne względnie niezdecydowane stanowisko Beneša. Polska niesłusznie stała się w oczach kręgów rządzących Czechosłowacją potencjalnym sojusznikiem Niemiec. Rozpoczęto prace fortyfikacyjne nad granicą niemiecką, węgierską, a także polską.

Kierunek polskiej polityki zagranicznej tego okresu, którą kierował minister Józef Beck, wyznaczała myśl marszałka Józefa Piłsudskiego. Wedle niej, w przypadku kryzysu międzynarodowego w Europie Środkowej Austria będzie skazana na włączenie do Rzeszy, a Czechosłowacja na rozpad. Niewiadome było tylko, co nastąpi najpierw: Anschluss Austrii czy rozpad Czechosłowacji. W takiej sytuacji, zgodnie z tzw. tezą wilsonowską o prawie samostanowienia ludności zamieszkującej dane terytorium, strona polska miała zamiar wysunąć żądanie inkorporacji Zaolzia. Konsulat w Morawskiej Ostrawie na podstawie dyrektyw Ministerstwa Spraw Zagranicznych rozpoczął przygotowania do podjęcia przez Polaków zza Olzy demonstracyjnej akcji na taki wypadek. Miała ona wykazać wolę większości mieszkańców znalezienia się w granicach Rzeczypospolitej, co można by w przenośni nazwać powstaniem śląskim trzy i pół. Od roku 1935 stosunki polsko-czechosłowackie zaczęły się pogarszać. W tym roku Republika, wzorem sojuszniczej Francji, zawarła przymierze ze Związkiem Sowieckim, co w Warszawie wywarło jak najgorsze wrażenie. W tej sytuacji o międzywojennych losach Zaolzia zadecydował rok 1938. Jak zmieniła się sytuacja w kontekście konferencji monachijskiej? Dlaczego żądanie aneksji Zaolzia pojawiło się właśnie w tym momencie? Mówiąc o 1938 roku trzeba spojrzeć na sytuację międzynarodową z szerszej perspektywy. Tzw. kryzys czechosłowacki to czas, w którym mogła wybuchnąć w Europie wojna i obawa co do tego była dość powszechna. Nie wiedziano, czy konflikt będzie miał wymiar subregionalny, czy też rzeczywiście obejmie cały kontynent - nie tylko Niemcy i Czechosłowację, ale również Francję, Polskę, Rumunię, Związek Sowiecki i inne kraje. O ile pierwszy kryzys międzynarodowy w tym roku, czyli Anschluss Austrii, przebiegł bezkrwawo, to w przypadku żądań niemieckich postawionych Czechosłowacji można było zakładać, że jeżeli Praga zechce stawić opór, dojdzie do wybuchu wojny.

Trzeba pamiętać, że nie jesteśmy w stanie w pełni ustalić, z czego zdawali sobie sprawę politycy i wojskowi wiosną 1938 roku. Strona polska, w obliczu niepewnej postawy Francji - sojusznika obu zwaśnionych państw - dotrzymywała kroku tempu żądań zgłaszanych przez Niemcy, a także przez Węgry, nigdy jednak nie wychodziła naprzód. Minister Beck nazywał to wyrównywaniem linii. Chodziło o to, żeby polskie postulaty nie były traktowane gorzej niż niemieckie czy węgierskie. Nie mogąc jednostronnie zaoferować stronie czechosłowackiej pomocy, co musiało oznaczać natychmiastowe załamanie z takim trudem ustabilizowanych stosunków z Niemcami, Warszawa zachowywała daleko idącą rezerwę. Polskie stanowisko wobec Czechosłowacji można określić mianem nieprzyjaznej neutralności, z naciskiem jednak na słowo neutralność. Dopiero w końcowej fazie kryzysu, gdy w ostatnim tygodniu września 1938 stało się jasne, że Czechosłowacja, mimo przeprowadzonej demonstracji siły w postaci mobilizacji powszechnej, bronić się nie będzie, a mocarstwa zachodnie faktycznie odmówiły wystąpienia w jej w obronie, Polska zaczęła mocniej podkreślać swój postulat.

Należy podkreślić, że ultimatum zostało wystosowane do Pragi dopiero po zakończeniu konferencji w Monachium, na którą Polska nie została zaproszona. O sprawach polskich zadecydowały więc mocarstwa. Wedle postanowień konferencji, postulaty polskie i węgierskie miały być załatwione w ciągu trzech miesięcy. Znany jest zapis pamiętnikarski o słowach ministra Becka: "Widzi pan, jak z nami znowu postąpili. [...] Żadnych trzech miesięcy czekać nie będziemy. [...] Wysyłamy Czechom ultimatum". 30 września została więc wystosowana nota ultymatywna do rządu Czechosłowacji z żądaniem podjęcia w ciągu 24 godzin decyzji co do zwrotu Zaolzia. W wypadku odpowiedzi odmownej lub jej braku Warszawa czyniła stronę czechosłowacką odpowiedzialną za "dalszy bieg wydarzeń". W Pradze zdecydowano polskie ultimatum przyjąć, ponieważ politycy i wojskowi stwierdzili, że okrojone państwo może się nie ostać w razie wybuchu konfliktu z Polską, nawet lokalnego - a sporny obszar stanowił niecały 1% powierzchni Republiki. Następnego dnia, 2 października, skoncentrowane wcześniej nad Olzą oddziały Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Śląsk" dowodzonej przez gen. Władysława Bortnowskiego, przygotowane do zajęcia Zaolzia siłą, zaczęły obsadzać to terytorium, co nastąpiło w zasadzie bezkrwawo. Jaka była reakcja na działanie Polski na arenie międzynarodowej? Fatalne wrażenie robiła - i robi nadal - towarzysząca tym działaniom polska akcja propagandowa, rozpętana w dużej mierze na użytek wewnętrznopolityczny: kampanii przed wyborami parlamentarnymi, w której obóz rządzący operował argumentem konsolidacji narodowej. Bronić tej propagandy dziś byłoby zadaniem beznadziejnym. Wiele krajów, na przykład Francja, mając nieczyste sumienie, chętnie zgodziło się przerzucić na Polskę odpowiedzialność za los Czechosłowacji. Krytyka ugodowej polityki prowadzonej wobec Adolfa Hitlera uderzała w Rzeczpospolitą - krytyka zresztą mniejszościowa, bo takie rozwiązanie konfliktu z zadowoleniem witała większość dziennikarzy we Francji, Wielkiej Brytanii, w najmniejszym stopniu Stanach Zjednoczonych Ameryki. Szybko uznano, że Polska znakomicie nadaje się na państwo, które można obciążyć winą za to, że nie doszło do sformowania koalicji w obronie Republiki Czechosłowackiej. Było to jednak nieprawdą, ponieważ - abstrahując od kwestii strategicznego zagrożenia naszego kraju przez Związek Sowiecki - to Francja faktycznie zdradziła swojego sojusznika, uznając się za nieprzygotowaną do wojny. Warto też przypomnieć, że regulacja sprawy Zaolzia nastąpiła jednak na podstawie dwustronnego układu między Polską a Czechosłowacją. Inkorporacja odbyła się w sposób wymuszony, ale nie był to sąd czterech czy pięciu nad państwem, które mogło tylko wysłuchać wyroku. Także z tego względu porównania z postawą ZSRS wobec Polski rok później są - mówiąc delikatnie - najzupełniej nie na miejscu. Do maja 1939 roku, kiedy opinia światowa nie miała jasności, że Warszawa nie ma zamiaru ulegać Niemcom, Polskę postrzegano nieprzychylnie, nawet w zwyczajowo przyjaznych krajach. Z literatury pamiętnikarskiej znane są określenia Rzeczypospolitej jako idącej nieomal na smyczy Berlina i często pojawiające się porównania do szakali i sępów. Można zaryzykować twierdzenie, że nigdy w dwudziestoleciu międzywojennym nie mieliśmy za granicą tak złej prasy, jak w półroczu następującym po inkorporacji Zaolzia.

Dr Marek Piotr Deszczyński - pracownik Zakładu Historii XX wieku w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego; zajmuje się historią XX stulecia, specjalizując się w dziejach Międzywojnia; opublikował m.in. książki Ostatni egzamin. Wojsko Polskie wobec kryzysu czechosłowackiego 1938-1939 (2003) oraz Na krawędzi ryzyka. Eksport polskiego sprzętu wojskowego w okresie międzywojennym (2004, współautor Wojciech Mazur).

K. G.

Ilustracja: pierwsza strona "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" z 5 października 1938 r. poświęcona włączeniu Zaolzia do Polski, Wikimedia Commons, domena publiczna.