Uszkodzona dygresja (III)
czas czytania:
TA SKROMNA PEWNOŚĆ
Józef Mackiewicz i Wielkie Niewiadome
Kapliczki czy balony
PIĘĆ PUNKTÓW FITASA – NIEOPISANA GOLIZNA – LA NAUSÉE – „COŚ”, „JAK”, „CO” I „KTO”
„A tylko trzymać się jednej rzeczy: absolutnej, wewnętrznej, osobistej – szczerości”,
Wielka Niewiadoma, 1963[1].
Mackiewicz do Kazimierza Okulicza, 19 kwietnia 1974 roku o „casusie Sołżenicyn”: „Całość: kompleks dla mnie, na razie, nie do rozwiązania. O czym pisałem. Zwłaszcza okoliczności towarzyszące. Tutaj nie tylko «biez wodki nie razbierosz», ale i bez czasu, który musi upłynąć. Chciałbym bardzo, żebyś Ty [podkreśl. w oryg. – P.Ch.] miał pełną rację, a nie mój sceptycyzm”. Zresztą: „Rosyjskie emigracje (od prawych do lewych) stają na głowie, żeby nawiązać z nim kontakt. Dotychczas nikomu się nie udało”[2]. W ogłoszonej przez Tomasza Kornasia w kwietniu 2023 roku na łamach „Historii Do Rzeczy” recenzji dwóch najnowszych dotąd tomów dzieł autora Drogi donikąd czytamy: „Sceptycyzm wobec fetowanego na Zachodzie Sołżenicyna miał być dowodem na absolutną antykomunistyczną fobię Mackiewicza […]. Ale czyż i tu nie miał sporo racji? Przecież podobne wątpliwości (nawet ostrzej formułowane) zgłaszał choćby wybitny węgierski pisarz Sándor Márai”.
I cytuje fragmenty jego dziennika: „Sołżenicyn, podobnie jak Sacharow i większość inteligenckich dysydentów, nigdy nie krytykował komunizmu, z czego logicznie wynika całe to bezprawie, oni krytykowali zawsze tylko metody, «wypaczenia» komunizmu”. Tekst łączący arcyciekawą opowieść w pigułce (jakież to trudne zadanie!) o korespondencji Józefa Mackiewicza i Barbary Toporskiej (z Michałem Kryspinem Pawlikowskim oraz „do i od różnych osób”) z potępieniem „ugruntowania dziedzictwa PRL” silnie kontrastuje na sąsiednich stronicach czasopisma z tchnącymi postsowiecką nostalgią materiałami o pierwszym, w 1945 roku, „polskim” prezydencie Szczecina czy o utytłanej sylwetce Andrzeja Brauna – współtwórcy Wiosny sześciolatki (1951). Zapadnie w pamięć też inne zdanie artykułu Tomasza Kornasia. Z rozdziału Małżonkowie nie zawsze zgodni: „Józef był przekonany, że po śmierci «na pewno nic nie ma», a Barbara z kolei pisała, że kocha pewność, iż pewnego dnia rozstanie się z tym wszystkim (w sensie – ze światem doczesnym) «dla czegoś zupełnie, zupełnie innego»”.
Prócz uzasadnionej, okołowielkanocnej pociechy znajdziemy w omówieniu najistotniejszą prawdę tyczącą klapy wymęczonego Roku Mackiewicza. Ciągle „najciszej było o tym, co najważniejsze – o nowych tomach dzieł pisarza”[3]. Dodałbym, że gdyby było możliwe, to prawo do publicznego wypowiadania się na jego temat uzależniłbym od znajomości kilkunastu najświeższych woluminów Dzieł. Kto ich nie zna – niech lepiej o Mackiewiczu mówi co najwyżej półgębkiem. Tak sprawy wielkie i ważne przeplatają się z ulotnymi i w gruncie rzeczy drobnymi... Niebawem, w – po części – polemicznym głosie, Marek Gałęzowski przywoła w ramach obrony celebry Roku m.in. swój udział w realizacji filmu Czarny sufit, ale i ów historyk skupi się głównie na 35 tomie, na tytułowej Wielkiej Niewiadomej[4]. Można więc powiedzieć, że dopiero ostatnia w serii książka Mackiewicza i Toporskiej wzbudziła wyczekiwane ożywienie.
W 2015 roku – przy okazji poprzedniej kompozycji pięciu Dzieł – samotny ich wówczas recenzent Adam Fitas wydestyluje zarazem wątki, które „prowokują do świeżych pytań w mackiewiczologii” oraz „otwierają nowe a bardzo interesujące pola tematyczne i badawcze”. Są to: sztuka publicystyczna (w tym – Mackiewicz jako krytyk literacki oraz Mackiewicz o własnym pisarstwie), godny „analizy a nawet całej rozprawy” gatunek wspomnieniowego portretu, a także Barbara i Józef jako „literacka para”. Wskaże „literacki i nowelistyczny potencjał” Mackiewiczowskich historii i sumuje: nowelista, publicysta, epistolograf to obiekt potencjalnych „wielu innych monograficznych opracowań różnych aspektów” oryginalnej prozy[5].
Nie wymieni tylko Fitas zaktualizowanej syntezy życia i twórczości, a i tej potrzeba już wtedy się rysuje, skoro twórcy dotychczasowych (Włodzimierz Bolecki i Wacław Lewandowski) nie nosili się i nie noszą chyba z zamiarem uzupełnienia swych prac o wydane po ich publikacji nowe tomy i pozostałe ustalenia. Wszystkie wymienione punkty po niemal dekadzie pozostaną niezmiennie żywe, gdy tym razem – już nie odosobniony, acz z małym opóźnieniem – wystąpił lubelski literaturoznawca z omówieniem niedawnego wysypu książek Mackiewicza. W połowie 2023 roku w „Nowym Napisie Co Tydzień” opublikował pięcioodcinkowy cykl, który inspiruje do poczynienia marginesowych uwag. Ubranie ich w szatę krytyki posłuży przemyceniu kilku spostrzeżeń i dodatkowych informacji.
Recenzent zauważy, że odbywające się rok wcześniej okolicznościowe sympozja „eksponowały głosy oparte między innymi na tych nowo wydanych źródłach”, co uznać należy (jak już wspominaliśmy) za dalece optymistyczne założenie. Sporządzone przez wydawcę przypisy sumuje zgrabnym zawijasem o „inteligentnej poetyce elipsy”, ale i wytknie, że „przydałoby się mniej aluzji, a więcej komentarza informacyjnego” (adnotacje we wcześniejszych dziełach określił salomonowo, że „nie są ani zbyt lapidarne, ani nadto rozwlekłe”[6]). Włączy się też w chór zachwytu nad każdym – zda się – posunięciem Jerzego Giedroycia: „Trzeba […] podziękować redaktorowi, który zobaczył w Kontrze wielką powieść epicką, a nie – jak chciał Mackiewicz – reportaż historyczny”. Czy wycięcie fragmentów wstępu uczyniło nagle z dziennikarskiego sprawozdania powieść? Można powątpiewać. Bo tyle o ingerencjach Giedroycia wiemy[7].
Przywołując makabryczne doświadczenie Katynia, sformułuje ocenę, że Mackiewicz to „jeden z najważniejszych polskich świadków, ekspertów, badaczy i strażników prawdy o tej sprawie”. „Jeden z…” – czy może po prostu najważniejszy? Stwierdzi dalej, że recepcja twórczości pisarza była „możliwa w wolnej Polsce dopiero po zniesieniu cenzury w 1989 roku”. Pomińmy błędną datę i nie wszczynajmy dyskusji, czy przyjmując ściśle Mackiewiczowskie kryteria Polska jest „wolna”. Ale silniejszy niż dziś czytelniczy odbiór miał miejsce wtedy, gdy zakładano knebel, wbrew niemu – za sprawą przemytu i rodzimej produkcji zadrukowanego papieru. Sprostujmy zarazem, że nie odbył reporter „Słowa” podróży do Finlandii. Pisze o niej tylko na podstawie „telegraficznych wiadomości”[8].
Adam Fitas reasumuje: „Niewątpliwie dzięki tym nowym zbiorom możemy lepiej i wyraźniej dostrzec drogi kształtowania się światopoglądu i pióra pisarza”. Właśnie. Poza „ewokowaniem” (anglicyzm ten zdobywa ostatnio popularność w piśmiennictwie humanistycznym) patriotyzmu pejzażu i jego najbliższych okolic, niewiele konkretnego o światopoglądzie Mackiewicza w recenzjach przeczytamy. Podobne pominięcie charakteryzuje zresztą wiele wypowiedzi o pisarzu. W maglowanych recenzjach szczególnie rzuca się w oczy niedokrwistość, tak słabo współbrzmiąca z tembrem ich przedmiotu – książkami cechującego się „indywidualnością i wyjątkowością charakternego prozaika i publicysty”[9]. Szemrzą słowa scholarskim strumykiem, lecz nie potok to górski, czy – lepiej – Wilenka, a leniwie, po piasku, połyskujący Niemen. Nade wszystko poruszamy się wciąż w objęciach ogólników, takich jak „niezależność myśli i wolność słowa”, których był „największym chyba wśród pisarzy polskich orędownikiem”. Co to znaczy?
Przysłuchujemy się jego wołaniu „«król jest nagi» choć wszyscy wokół zgodnie milczą”. Ale co to za król i co za golizna – się nie dowiemy. Zbyt ogólnikowe to ujęcie i nawet nie aluzyjne (jak przypisy Niny Karsov), poszerzmy je więc ilustracyjnie o konkretne przykłady „strącenia wszelkich fałszywych kapliczek oraz przebijania balonów każdej ideologicznej czy patriotycznej hucpy i fanfaronady”[10] wzięte prosto z poczty do Michała K. Pawlikowskiego. Pierwszeństwo – w obrazoburczej i szewskiej (od kłującego szydła) dyscyplinie – przypadnie dyrektorowi Rozgłośni Polskiej RWE. Już 22 listopada 1951 roku Mackiewicz doniesie z żalem, mając na myśli niedoszłą perspektywę współpracy: „Free Europę ostatecznie diabli wzięli, bo mianowano akowską skotinę w postaci Nowaka. Muszę machnąć ręką”[11]. Po latach, niezmiennie: „Ten pies Nowak…” (wszystkie podkreślenia – P.Ch.).
Odpowiedź Pawlikowskiego brzmi: „Że Nowak to pierwoj stiepieni swołocz i drań – o tym wiem od dość dawna”, ale w liście do Barbary Toporskiej wyrazi się nieco powściągliwiej – „Nowak to po prostu łajdak”. Józef i Barbara orientowali się, że mieszkając niedaleko siedziby RFE w Monachium, żyją „pod bokiem gniazda już nie szerszeni a cuchnących much”… Niektóre użyte epitety można przełknąć tylko wtedy, gdy będziemy pamiętać o humorystycznej abstrakcji szyderczych zaczepek. Umowność inwektyw stosowanych wobec bliźnich wynikała zarówno ze ścisłej prywatności przesyłek, jak i z długiej metryki znajomości nadawcy oraz adresata. Należy do tej kategorii najdrastyczniejszy bodajże przykład: „ten bezczelny żydłak [Herling-]Grudziński”.
Kiedy indziej posłuży się Mackiewicz stereotypem animalizacyjnym: „Trochę może za łagodnie potraktowałeś najgrubszą ze świń, Wańkowicza. Trzeba było chlasnąć, ale nie rękawiczką, tylko właśnie pastuszym batogiem”. O Marii Czapskiej: „[znałem] [n]aturalnie tykwę Marię-zakłamaną” (Toporska bezlitośnie dopowie, że „różniła się od nich [„paniuś kresowych” – P.Ch.] tylko kalectwem swej urody”). Relacjonując bezskuteczne starania o subwencję: „– Giedroyć powiedział: ja porozmawiam z Brzezińskim… Na dźwięk tego nazwiska, przyznam, aż mnie skręca”. Generała podhalańczyka spod Narviku (mniej znanego jako literat) Zygmunta Szyszko-Bohusza nazwie łagodnie „bałwanem”, ale już od „takiego [Waleriana] Meysztowicza” go „po prostu mdli”. Zrewanżuje mu się przyjaciel z Berkeley lapidarnym określeniem ostatniej redaktorki londyńskich „Wiadomości” – „suczka”...
W starszym swym recenzyjnym spojrzeniu odważnie sprzeciwił się Adam Fitas duchowi werdyktu Nagrody „Kultury” im. Zygmunta Hertza i jej stanowiącej „prawdziwe curiosum laudacji” (publicystyka Mackiewicza miała być według niej niepoczytalna), „całkowicie dezawuującej jego teksty dyskursywne” (doceniono w 1981 roku jedynie powieści). Ładnie i trafnie nazywa tę odrzuconą część dorobku „sztuką publicystyki”: „Tak, tak, można bez wahania brać jego teksty polityczne jako przykłady klasycznej kompozycji narracyjnej, ironii sokratycznej, retorycznej polemiki etc. Mieni się ona modelową majeutyką, gdzie wiedzy merytorycznej towarzyszy autora towarzyszy stała pamięć o czytelniku oraz nastawienie na rzeczowe i uporządkowane przedstawienie zagadnień”[12]. Wspólnie ujmuje „małe formy prozatorskie” – raz „reporterskiej, raz stricte publicystycznej (w tym zwłaszcza polemicznej), innym razem klasycznej noweli, portretu czy impresji pejzażowej”, a i „sztuki pamiętnikarskiej” czy „nowelistyki faktograficznej” lub reportażu.
Jaki gatunek reprezentuje tytułowy dla trzydziestego piątego tomu Dzieł odczyt z 1963 roku pt. Wielka Niewiadoma? (Zwróćmy nawiasowo uwagę, że według oryginalnej notacji Mackiewicza drugie słowo nagłówka wypada zapisywać dużą literą. Oraz, że oba wyrazy metaforycznie określają zarazem sytuację pisarza uchwyconą w snutych tu refleksjach). Jedyny to autonomiczny „tekst dyskursywny” w epistolograficznej głównie kolekcji, którą czyta się tak, jak ogląda filmowy prequel – wiemy już, jaki będzie finał, kto przeżyje, a kto zginie później. Tak i tutaj: zdajemy sobie sprawę, że się nie uda – nici z ekranizacjami powieści w Hollywood, pochopne nadzieje na zainteresowanie zagranicznych wydawców, czy na podpisanie nazwiskiem Józef Mackiewicz wznawianej co rusz na emigracji Zbrodni katyńskiej w świetle dokumentów… Ale dajemy wciągnąć się w wartką akcję, pełną poruszających epizodów i zaskakujących, gościnnych cameo.
Główna postać i narrator dzieli się doświadczeniem: „Tymczasem właściwy talent polega na tym, żeby pisać bez wzorów, wyzbyć się konwenansów. I to jest najtrudniejsza sztuka. Starać się pisać coś, a nie jak”[13]. Piętnaście lat wcześniej podawał diagnozę, która od strony negacji uzupełni zaimkową definicję: „Dziś nie chodzi bowiem «co», a chodzi: «kto»”[14]. W dość późnym tekście wspominał o „jasności stylu, który nie musi odgrywać głównej roli w przedstawieniu prawdy”[15]. Ale stop! Nie o prawdzie akurat mowa. Teraz wyjaśnia: „Niektórzy twierdzą, że literatura musi być przede wszystkim ciekawa i że nade wszystko trzeba posiadać umiejętność napisać ciekawie. Ja bym się z tym zdaniem niezupełnie zgodził”[16]. Obrońca pogmatwanej nudy?! Wielka Niewiadoma to literatura, „której jedynym powołaniem, jeżeli o powołaniu można mówić, jest pogłębienie wiedzy o człowieku”. A co będzie powołaniem publicystyki?
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma. Listy do i od różnych osób, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 35, oprac. i przyp. N. Karsov, Londyn 2022, s. 528.
[2] Tamże, s. 355.
[3] T. Kornaś, Nie trzeba mówić głośno?, „Historia. Do Rzeczy” 2023, nr 4 (122), kwiecień, s. 36–37.
[4] M. Gałęzowski, Pisarz prawdomówny, „Historia. Do Rzeczy” 2023, nr 6 (125), czerwiec, s. 53–55.
[5] A. Fitas, Pięć nowych tomów prozy Józefa Mackiewicza, „Ekspresje”, R. 2015, t. 6, s. 267–279.
[6] Tamże, s. 278.
[7] Zrekonstruowany na podstawie niemieckiego wydania pierwotny kształt wstępu podał wydawca w pierwszym aneksie do: J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy, oprac. i przyp. N. Karsov, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 34, Londyn 2022, s. 398–407.
[8] m. [J. Mackiewicz], Finlandia na drodze do dyktatury, „Słowo”, 30 lipca 1930, w: Najstarsi tego nie pamiętają ludzie, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 31, Londyn 2021, s. 543.
[9] A. Fitas, Pięć nowych tomów prozy Józefa Mackiewicza, s. 270.
[10] Artykuły dostępne w dziale Recenzje: https://nowynapis.eu/autor/adam-fitas [dostęp 1 marca 2024].
[11] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z 22 listopada 1951, s. 11. Dalej kolejno: 25 września 1967, s. 267; 30 września 1967, s. 268; 13 kwietnia 1968, s. 279; 27 kwietnia 1968, s. 280; 22 listopada 1951, s. 12; 12 czerwca 1953, s. 35; 25 lutego 1958, s. 113; 4 września 1960, s. 146; 2 lipca 1965, s. 235; 24 lutego 1968, s. 275 i 20 stycznia 1972, s. 360.
[12] A. Fitas, Pięć nowych tomów prozy Józefa Mackiewicza…, s. 271.
[13] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 527, 517.
[14] J.M. [J. Mackiewicz], „Nowe Widnokręgi”, „Lwów i Wilno” 1948, nr 98, w: J. Mackiewicz, Wrzaski i bomby, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, s. 363 i 364.
[15] J. Mackiewicz, Alfons Jacewicz, „Wiadomości” 1979, nr 12 (1721), 25 marca, w: tegoż, Nie wychylać się!, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, tenże, Dzieła, t. 32, Londyn 2023, s. 669.
[16] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 528.
Malowanki na szkle
UPADŁA PUBLICYSTYKA – ACH, TEN PRZEWROTNY LONDYŃCZYK! – Z SIODŁA – DRUGIE ŻYCIE TEKSTÓW
„Jestem pisarzem i to, co ja robię czy piszę, zawarte jest w każdemu dostępnym druku.
Wszystko inne należy do poziomu stojącego nieskończenie mnie niżej,
Wszystko inne należy do poziomu stojącego nieskończenie mnie niżej,
do poziomu szpiclów, donosów i łapsów, do których ja nie należę”
1962[1].
Na pytanie, czy gatunek, który uprawia poza powieściopisarstwem, sytuuje się w obrębie non-fiction, publicystyki, a może eseju, Rafał A. Ziemkiewicz odpowiada: „Używam określenia «proza dyskursywna» w odróżnieniu od «prozy narracyjnej»”. Przywoła jednocześnie aktualne „bestselerowe publikacje”, które „nie są książkami fabularnymi, ale nie można ich też nazwać tradycyjną publicystyką”, wyrokując o swym dziele: „To jest coś nowego”[2]. Czyżby? Wnet orzeknie, że tworzy „właśnie prozę”, nie „publicystykę”, a wprowadzając dość widomy podział (w naszej nomenklaturze – na prozę polityczną, krytyczną i historyczną versus beletrystykę), nie wskaże ani jednego rodzimego poprzednika, wyliczywszy zarazem aż pięciu obcych pobratymców. A przecież jeden z profili talentu Józefa Mackiewicza idealnie przystaje do powtarzanej przez współczesnego literata-dziennikarza aranżacji. Bez reszty.
Jan Bielatowicz – emigrant, który mógłby wzbudzić sympatię autora Złowrogiego cienia Marszałka z racji narodowodemokratycznych konotacji – w refleksjach o Upadku wielkiej publicystyki lata temu zauważył: „Historia literatury polskiej uznała ogromną ilość dzieł publicystycznych za arcydzieła sztuki pisarskiej. Dość wspomnieć Kadłubka i Długosza (byli to historycy-publicyści)…”[3]. Przerwijmy w tym miejscu. Paweł Jankowski staksuje kiedyś Bielatowicza złośliwą dwuznacznością: „andersowy kadłubek” (słyszał Jankowski „w opracowaniu jego «montecassińską glorię» nadawaną w maju przez FE [Free Europe, czyli RWE – P.Ch.])”[4].
Zamknijmy nawias i powróćmy do Bielatowicza: „Dopiero pod koniec XIX stulecia pisarze nasi zaczęli przestrzegać różnicy pomiędzy piśmiennictwem pięknym (beletrystyka) a politycznym (publicystyką)”. „Dopiero”! A tu prymus Ziemkiewicz wyciąga w 2022 roku wysoko palce i zgłasza się w roli prekursora… Może dlatego unika on wywołania patrona nagrody literackiej, w której kapitule zasiada, że nie ma o nim wiele do powiedzenia? Ma, niestety! Ale bynajmniej nie w związku z kolejnymi tomami dzieł zebranych, za przyczyną których Mackiewicz w coraz większym stopniu staje się twórcą „prozy dyskursywnej” i epistolografem, oprócz klasycznej już roli pisarza „narracyjnego”. Aczkolwiek, czy żyzna proza dyskursywna może obyć się bez słonych żył narracji? Warto spróbować przy użyciu tego gatunku prozy, o niej samej cokolwiek opowiedzieć.
Zaprośmy więc znów Bielatowicza. W recenzji pisarstwa Wojciecha Wasiutyńskiego (pozostajemy – jak widać – w kręgu autorów ideowo przynajmniej Rafałowi Ziemkiewiczowi bliskich) snuje teoretyczne rozważania: „Ale esej, a po części także szkic literacki nie są również czystymi gatunkami literackimi, wkraczają bowiem na pole nauki”. Obraz zatem dodatkowo się komplikuje. Wymieniając ponadto felieton Bielatowicz stwierdzi: „Wszystkie te pisarskie rodzaje zajmują się więc w sposób artystyczny zagadnieniami naukowymi lub publicystycznymi. Są jakby wyprawami literackimi na tereny nauki i życia potocznego”[5].
Wyprujmy tę jedną, grającą na potrzebną nam nutę strunę: właśnie Mackiewicz „zajmuje się w sposób artystyczny zagadnieniami publicystycznymi” i daj Panie Boże wszystkim stawiającym sobie podobne zadania choć odrobinę jego maestrii. Gdyż (ciągle Jan Bielatowicz, tym razem w szkicu Krytyk, redaktor i wydawca): „Krytyka jest sztuką trudniejszą niż tzw. «czysta» literatura, z czego nie wynika, aby była większa i ważniejsza. Ale jest trudniejsza. Wymaga pewnej sumy wiedzy, której nie zastąpi wrodzona bystrość i łatwość składania dziennikarskich frazesów”.
Interesujące, iż w sferze konkretu, występował wówczas Bielatowicz przeciw opinii Juliusza Mieroszewskiego, twierdzącego jakoby wydane w tym samym, 1955 roku, powieści Dolina Issy i Droga donikąd minęły bez echa: „W rzeczywistości nie ma bodaj na emigracji pisma, które by nie zamieściło omówienia książki Józefa Mackiewicza, a i rzecz Miłosza ma wyjątkowo dobrą prasę”[6]. Czy tak było? Czy w ogóle można zestawiać oba tytuły? Zwierzy się Mackiewicz 5 lipca 1955 roku Michałowi K. Pawlikowskiemu: „Mieroszewski zapytał mnie nawet wprost, że jeżeli ja nie uważam swojej książki [Drogi donikąd – P.Ch.] za najlepszą, to on, Mieroszewski jest osobiście ciekaw, jaką stawiam od niej wyżej”[7]. W przypisie znajdziemy list Londyńczyka, który 21 czerwca tego samego roku kadzi: „O ile Dolina Issy Miłosza wydaje mi się stylizowaną malowanką na szkle – o tyle Pańska książka czyni europejski wschód zrozumiały dla czytelnika, który zupełnie nie zna tego specyficznego świata”[8].
Nie zna, podobnie jak sam nadawca, który w liście do pracodawcy i politycznego mentora Jerzego Giedroycia odmienną zgoła wyrazi opinię: „Kokietuje mnie niesamowicie Józef Mackiewicz, tłumacząc mi, że jestem «najznakomitszym pisarzem politycznym na emigracji». Jestem stary cynik i wiem, że takich idiotyzmów nie mówi się ludziom bez powodu. Coś facet ode mnie chce, ale nie wiem jeszcze dokładnie co?”. I jest to raptem początek obraźliwych impertynencji, gdyż przypisuje Mackiewiczowi poglądy, których ten nigdy nie wyrażał w żadnym z rodzajów uprawianej przez siebie z powodzeniem prozy. Aż go Giedroyc broni![9]. Któremu Mieroszewskiemu wierzyć?[10]
W przywoływanym Upadku wielkiej publicystyki Bielatowicz pochopnie zrekapituluje roztrząsany problem narracji i dyskursu: „W ogóle talent beletrystyczny winien jak najbardziej stronić od polityki, zaś publicystyczny od beletrystyki. Wtedy bowiem istnieje o wiele większa możność powstania arcydzieł zarówno literatury pięknej, jak też publicystyki”. I buduje rozróżnienia, które na pewno genre Józefa Mackiewicza unieważnia: „Beletrysta działa na wyobraźnię i uczucie, publicysta na rozum i wolę. Beletrysta oczarowuje czytelnika, olśniewa odkrywaniem mu piękna, publicysta ma czytelnika przekonać i nakłonić do działania, a co najmniej do zajęcia pewnego stanowiska. Ideałem, ku któremu zmierza beletrysta, jest piękno, ideałem publicysty – racja”[11]. Czy nie mogą się obie niekiedy spotkać? Czy ów stylistyczny i perswazyjny romans nie czyni „prozy dyskursywnej” Mackiewicza niepowtarzalną?
Również Kazimierz Okulicz wyrazi 14 maja 1968 roku nadzieję, że następna wielka powieść Mackiewicza Nie trzeba głośno mówić zapowiada się na arcydzieło (fragment drukowała „Kultura”) z jednym warunkiem – o ile ten w niej „nie skusi się na publicystykę”. Autor niestrudzenie wyjaśnia: „Istnieje usankcjonowana «publicystyka polskiej racji stanu», «publicystyka polskiej historiozofii», i pochodnych, jak np. gloryfikacji Piłsudskiego, dziś antyniemieckiej bohaterszczyzny etc. etc. etc. I ktoś, kto próbuje przedstawić suche fakty historyczne, tło historyczne etc. wyłamujące się właśnie z publicystyki, ten jest łajany jako: «publicysta». Czy nie jest tak?”.
I zaraz odpowiada, przywołując wcześniejsze swe dzieło: „Mnie się zdaje, że główną cechą publicystyki jest wskazywanie, «jak należało lepiej zrobić». Ja w Lewej wolnej, ani w jednym miejscu nie mówię, że tak należało zrobić, że to leżało w interesie Polski etc. etc. Przedstawiam tylko, w głębokim przekonaniu, zgodnie z prawdą historyczną, jak to było, że bolszewicy nie zostali zgnieceni. A czy to byłoby dla Polski lepiej, czy gorzej, czy Piłsudski wychodząc z interesów Polski, słusznie czy niesłusznie nie dopuścił do zgniecenia bolszewizmu, o tym ja wcale nie piszę, i nie wdaję się właśnie w… publicystyczne uzasadnienie [podkreśl. w oryg. – P.Ch.] słuszności stanowiska Polski. I za to napiętnowano mnie, że «wdaję się w publicystykę». Gdybym się natomiast w nią naprawdę wdał, i powtarzał znane publicystyczne argumenty, tobym tego napiętnowania uniknął?”. Znów zapyta: „No, czy nie jest tak? Mnie się zdaje, że jest”[12].
Rysuje się w tym komentarzu najlepiej – obecna w tak wielu wypowiedziach – wrażliwość Józefa Mackiewicza na wyczucie pozoru. Pozostając bez ustanku w kręgu najnowszych edycji jego prac i w orbicie wspomnianej przed chwilą powieści, nadmieńmy, że okrzyk „Lewa wolna!”, padł i w przypomnianym w tomie Najstarsi tego nie pamiętają ludzie artykule z 1938 roku[13]. Po ponad ćwierćwieczu Mackiewicz zauważy sentencjonalnie – „bo jednak z konia ułańskiego, i z konia dowodzącego inaczej się rzeczy widzi”[14]. Inaczej, czyli – szerzej. Bowiem, objaśnia kiedy indziej Jankowskiemu: „Tłem powieści jest ten przełom, który – nie jak dziś następuje po dziesiątkach lat – ale nastąpił po tysiącleciach. Tzn. przewrót wywołany rewolucją bolszewicką; ściślej lata 1918–1920; jeszcze ściślej wojna polsko-bolszewicka”[15].
Powróćmy do problemów ze zdefiniowaniem prozy dyskursywnej, by jednocześnie zamknąć jej wątek. W liście do Miłosza z 5 kwietnia 1970 roku sformułuje jeszcze jedną jej definicję – tym razem negatywną: „Moim zdaniem każdy człowiek jest wytłumaczalny, gdy się przestudiuje jego życie od kolebki. Ale na to nie ma miejsca w artykułach publicystycznych”[16]. Niby nie ma, ale Mackiewicz udowodni przecież w kategorii nazwanej przez Adama Fitasa „portretem wspomnieniowym”, że… jest! Fascynuje dostatek rozsypanych w poczcie uwag, ale i drugie życie przedrukowanych tekstów „dyskursywnych”. Po wybrzmieniu w utylitarnej często gazetowej roli przed niemal stu lub – w najświeższym przypadku – ponad pięćdziesięciu laty, nabierają nagle nowych, żywotnych znaczeń. Ale czy – by lepiej zrozumieć cztery ostatnie tomy problemowo ujętej publicystyki Józefa Mackiewicza – nie należałoby wrócić do czterech poprzednich? Zbiorów grupujących w porządku chronologicznym rozproszone piśmiennictwo z lat 1945–1985?
Podczas ich wspólnej lektury narzucają się raz po raz wahania w ocenie mechanizmu wyłaniania poszczególnych artykułów do problemowych i chronologicznych bloków. Dotyczą one głównie artykułów, które nazwać można „oczywistymi”– np. z „Wiadomości” czy „Lwowa i Wilna”, z okresu emigracyjnego. Dlaczego nie znalazły miejsca wcześniej w odpowiednich woluminach? Trudno w przypadku dwóch znanych tytułów marzyć o nowych odkryciach. Czy w ponowionych wyborach tkwi (ukryty niekiedy głębiej) głębszy zamysł? Niekiedy nie dostrzegamy wyraźniejszych różnic w tonacji tekstów już kiedyś do książek włączonych i tych – teraz „nowych”... Co począć z przykrojonymi do potrzeb kolekcji „kanonicznych” (Droga Pani…, Fakty, przyroda, ludzie) pierwodrukami? Czy i je podać raz jeszcze w oryginalnej formie? Albo z zaznaczeniem ostatecznej odautorskiej modyfikacji?
Błogosławione pod wieloma względami to czasy, gdy osamotniony obserwator mógł wypowiadać na łamach wychodźczych pism i pisemek (większość tytułów w zasadzie była… „pisemkami”) prawdy niewygodne dla ówczesnego mainstreamu i ożywcze do dzisiaj. Obecnie podobne opinie zginęłyby zadeptane niechybnie w zgiełku nadprodukcji głosów mediów społecznościowych, rozsypane, zagadane, stłamszone… Jak później je odnaleźć? Jak odróżnić? Zachować? Ale dotknie czytelnika jeszcze jedna wątpliwość. Czy najważniejsze tezy Józefa Mackiewicza nie znikną w ogromie jego twórczości, przykryte niejako nową falą dzieł udostępnionych w ostatnich latach? Paradoks? Czy Mackiewicz powiedział wszystko, co najważniejsze w swych za życia wydanych księgach? Kto zatrzymał się dawno temu na lekturze jego „klasyków”, z pewnością na to pytanie nigdy nie odpowie.
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy, oprac. i przyp. N. Karsov, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 26, Londyn 2017, list z 21 sierpnia 1962, s. 424.
[2] Mam pasję kaznodziei. Z Rafałem A. Ziemkiewiczem rozmawia Piotr Gociek, „Nowe Książki” 2022, nr 3 (1234), s. 5.
[3] J. Bielatowicz, Literatura na emigracji, Londyn 1970, s. 34.
[4] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy…, list z 4 października 1961, s. 364.
[5] J. Bielatowicz, Literatura na emigracji…, s. 137.
[6] Tamże, s. 24.
[7] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z 20 sierpnia 1955, s. 64.
[8] J. Bielatowicz, Literatura na emigracji…, s. 74.
[9] J. Giedroyc, J. Mieroszewski, Listy 1949–1956, cz. 1, wybrał i wstępem poprzedził K. Pomian, przypisami i indeksami opatrzyli J. Krawczyk i K. Pomian, szkicem o Mieroszewskich i Mieroszewskim uzupełnił P. Wandycz, Warszawa 1999, list Mieroszewskiego z 3 sierpnia oraz Giedroycia z 4 sierpnia 1954, s. 404 i 406.
[10] Więcej o relacjach obu politycznych pisarzy: P. Chojnacki, DWAJ PANOWIE „J.M.”. Crossoverowy esej o wpływach, kontynuacji i anachronizmie: https://emigracjapolityczna.pl/opracowania/dwaj-panowie-j-m/ [dostęp 1 marca 2024].
[11] J. Bielatowicz, Literatura na emigracji…, s. 35.
[12] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 340, list z 14 maja 1968, s. 341–342.
[13] J. Mackiewicz, Najstarsi…, s. 452.
[14] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy…, list z 3 listopada 1966, s. 604.
[15] Tamże, list z 26 czerwca 1964, s. 496.
[16] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 444–445.
Kontury w ogniu
ZGRZYT NATURALNEJ OKAZJI – PRÓŻNO SZUKAĆ GOETLA – KSIĄŻKI (PODWÓJNIE) ŻYWE – COŚ TY UCZYNIŁ LUDZIOM MACKIEWICZU?
„Ale po wybuchu, po ogniu, którego dym zaciemnił naturalne kontury sytuacji,
wyłaniają się one dziś w postaci konkretnej, realnej…”,
1936[1]
Gdy tylko skończył się Rok Józefa Mackiewicza (2022), wiedzieliśmy, że nie przyniósł on przełomu dla poczytności i zrozumienia pisarza. Aż ciśnie się (w odległych realiach rzucone przez niego) zdanie: „Na ogół panowała nuda”[2]. Ukazały się lub ukażą zapewne owoce okazjonalnych sesji mu poświęconych (Warszawa, Wrocław, Wilno[3]), ale najtrwalszy pomnik powstaje od lat w Londynie. Bez względu na polityczną pogodę, intelektualne mody i sezonowe pozy. Tylko też podczas konferencji w tamtejszej Bibliotece Polskiej doceniono osobę najważniejszą, a pominiętą w sejmowej uchwale o proklamacji Roku. Udowodniono bowiem mało prawdopodobny precedens, że można organizować obchody i upamiętnienia autora Kontry bez dostrzeżenia pracy Niny Karsov – wydawcy i znawczyni jego pisarstwa. Jak sam określiłby okoliczności (że znów weźmiemy wers z zupełnie innego kontekstu): „Zdawałoby się na pozór, okazja raczej naturalna, a w rzeczywistości zgrzytliwa”[4]. Przynajmniej dla niektórych.
Gdyż występuje domena, w której zapanowała trudna do wytłumaczenia maniera, iż ludzie tryskający inteligencją, wzruszający oczytaniem, a nawet, nawet – ujmujący ogładą ujawniają rodzaj tajemnej blokady. Wspierają się w tym procederze i cytują wzajemnie. Próbując przedstawić swe opinie w świetle „podziału Mackiewiczowskiej opinii”, nie przyjmują do wiadomości faktów. Ani fizycznych, ani ideowych. I raz jeszcze z innych rejonów wpadnie zdanie: „Polemika na ten temat jest jałowa, nudna i długa”[5]. Wznosząc się ponad dezynwolturę eksperta, nie zważajmy na przykład, że Rafał Ziemkiewicz pochopnie chwali „bardzo ciekawą monografię” pióra Kazimierza Maciąga (rojący się od błędów rzeczowych Sam jeden) i jednym tchem („bardzo serdecznie polecam”) – przejrzały paszkwil Piotra Eberhardta[6].
Orędownicy kultu poszanowania prywatnego mienia wobec przypadku dysponowania spadkiem po Barbarze Toporskiej i Jozefie Mackiewiczu stają się zawziętymi bolszewikami. Własność tę skonfiskowaliby i upaństwowili. Dlaczegóż wymagać od legalnej dziedziczki (żaden sąd kazusu tego nie podważył), by dzieliła się prawami autorskimi do pism dwojga swych najlepszych przyjaciół? Czy jakakolwiek oficyna domagała się łaskawego daru – przykład pierwszy z brzegu – od Wydawnictwa Literackiego w sferze edycji dzieł Olgi Tokarczuk? Wszakże znalazłby się na pewno ktoś wewnętrznie utwierdzony w misji szerszego udostępniania książek noblistki – dajmy na to w poręczniejszych formatach, ciekawszych obwolutach, w intrygujących składankach?
Czemu powtarzana jest mantra, że prac Mackiewicza nie można kupić? Łącznie z naiwnym pomrukiem, iż nie widać ich na wystawie najbliższej księgarni. Nie każdej przecież literatury przeznaczeniem są wybujałe piramidy, ustawiane w okolicach stoisk papierniczych największych galerii handlowych. Pomieniona pisarska para należy i tak do wyjątkowo uprzywilejowanych – wszystkie ich książki od lat są stale obecne w dystrybucji. Spróbujmy skompletować choćby dzieła Ferdynanda Goetla… Ludzi sprawnie operujących w mediach społecznościowych atakuje niespodziewanie informatyczna amnezja i dziwią się, że najdogodniejszą formą zakupu druków wydawanych w Londynie, lecz kolportowanych z kraju, jest internet.
Również finalny, pojawiający się ciągle argument nie przemawia, choć przyznać muszę, że kiedyś i ja mu po trosze hołdowałem. – „Co by było gdyby” amunicja zawarta w słowach Mackiewicza leżała wszędzie pod ręką (stragany przy dworcach, kioski „Ruchu”?) na początku lat dziewięćdziesiątych? Zarzut, że szansa na irredentę lub mentalnościowy przełom została wtedy zgłuszona... Nic! Nic by nie było! Przez pierwsze lata ostatniej burzliwej dekady krążyły ciągle nakłady podziemne i „półpodziemne” („Baza”). Może przez krótki czas rzekome tłumy złaknionych, a niezaspokojonych, nowych czytelników skazano na obrót antykwaryczny, gdyż szybko wydawca rozpoczął krajową dystrybucję (oświadczenie z kwietnia 1993 roku) oraz edycję Dzieł (seria „czarna”). Dodając do prac już znanych (na razie w 2023 roku zamykamy rachubę) dwadzieścia jeden zbiorów pism i korespondencji. O serii „białej” – poprawionych dodrukach książek nowych i dawnych – nie wspominając.
A może jednak – raz jeszcze wspomnijmy? Reprinty zawierają nie tylko poprawki płynące z porównań autorskich manuskryptów czy korektorskie wyczesanie błędów (liczniejszych) z pierwodruków oraz (incydentalnych) lapsusów w ponawianych wydaniach. W niektórych edycjach odnajdziemy dodatki, jak np. sporządzoną przez Michała Bąkowskiego i narastającą warstwowo bibliografię tekstów rozproszonych Mackiewicza z lat 1921–1944 w opublikowanym na nowo w 2017 roku tomie 16 „czarnej serii” pt. Nudis verbis (2003, opowiadania i artykuły z lat 1939–1949). Prócz uzupełnień mieści ona inny wariant przedmowy, więc lektura to świeża potężniejącego z wydania na wydanie woluminu.
Także druk suplementów do wcześniejszych zbiorów ma niecodzienny charakter. W 2023 roku do rąk czytelników trafił drugi już specyficzny załącznik – tym razem do kolekcji tekstów z lat 1937–1938 pt. Okna zatkane szmatami (2002, kolejne edycje – 2007, 2012). Wypełniony jest wzbogacającymi lekturę przypisami, ale i aneksem dokumentarnym dotykającym m.in. potyczek autora z cenzurą. Użyteczne paralipomena dla zainteresowanych tym – nieco jakby niedocenionym – tomem. Książki podwójnie żywe. Jest za co Ninie Karsov oraz autorowi wyborów Michałowi Bąkowskiemu dziękować. I żałować, że czytelniczej „awantury” o tej skali powtórzyć się zapewne już nie da.
Aha – wśród czynionych zarzutów zapomnielibyśmy o pomawianiu tyczącym „blokowania” fantastycznych ponoć okazji do ekranizacji i przekładów. Ostatnie ukazują się (litewski, rumuński), a tych pierwszych lepiej chyba, że nie ma – zważywszy na blichtr i sztampowość rodzimego filmu historyczno-politycznego. Nawet, gdy ograniczy się on do ascetycznego formatu teatru telewizji, czego niezręczności Czarnego sufitu są koronnym przykładem[7]. Jerzy Giedroyc, jako jedyny rozmówca Mackiewiczów, nie jest postacią neutralną. Widowiskowo zaznaczył się zdeprecjonowaniem drugiego płuca dorobku pisarza, kwestionując całość jego publicystyki. Czy odpowiedzialność za deklarację uzasadnienia Nagrody „Kultury” daje dogodne tło do ustawienia go w roli protagonisty (niekiedy tylko mimicznego) dla chóru wypowiedzi głównego bohatera? Broni się ewentualnie w kilku dobranych wycinkach poglądów. Powołując redaktora do odegrania tak istotnej roli autorzy Czarnego sufitu przyjęli mimochodem stanowisko kultywowania tradycji mówiącej, że „powieści tak, twórczość krytyczna – nie!”.
Zwolennicy tej kategoryzacji zdają się dalej głosić: występujące w beletrystyce elementy perswazji publicystycznej przełkniemy, gdyż właśnie ranga literacka, ponadczasowość i sugestywność wielkich powieści, czynią prezentowane ustalenia i sądy niejako artystycznie umownymi, a nie obiektywnie historycznymi. Przez co osłabieniu może ulec siła ich wyrazu, prezentowana już bezpośrednio w publicystyce. Sytuacja następująca w tym momencie odsłoni jednak swe janusowe oblicze. O ile doraźnie przyprawić może ona rozbrajających misternie bombę Józefa Mackiewicza „polrealistów” o symptomy zarysowanej powyżej nadziei, ostateczny rachunek przedstawia się inaczej.
Otóż właśnie ze względu na uniwersalną wartość artystyczną wizje pisarza pozostaną w obiegu kulturowym najprawdopodobniej przez długie lata. Bardziej atrakcyjne w lekturze niż suche podręczniki lub pozbawione literackiego szwungu opasłe przyczynki (rzadko już powstają syntezy w pełnym tego słowa znaczeniu). To książki Mackiewicza ukształtują najprawdopodobniej powszechną pamięć oraz wyobraźnię pokoleń (w jej zachowanym za lat pięćdziesiąt czy sto wymiarze) – na rok 1920, komunizm, sowietyzację, ale i na rolę w dziejach Polski drugiej połowy XX wieku trzech nazwisk rozpoczynających się na literę „W” – Wyszyńskiego, Wałęsy i Wojtyły, a przede wszystkim zjawisk, które uosabiają.
Cóż, można próbować unieważnić stos pacierzowy sądów autora Buntu rojstów i Karierowicza, by mieć go za interesującego regionalistę i „kontrowersyjnego” prozaika, lecz – jakaż szkoda! – niepoczytalnego publicystę. Lub też skamielinę prozy dyskursywnej czy pochodnego Philipa Dicka w skali naszej literatury. Nadal nieznajomość poglądów Mackiewicza w mierze wyrastającej ponad kalekie frazesy i bon-mot o prawdzie, charakteryzuje nawet tych, co uważają go za „ważnego” dla siebie pisarza. Ale czy konstytutywnego w miarach uczciwości intelektualnej i jakości etycznej pisarstwa? Zazwyczaj nie chce pamiętać się o odmowie uznania tryumfu nad rzekomą klęską śmiertelnego wroga, ale i o pozostałych – wypływających z postawy kulturowej oraz moralnej Józefa Mackiewicza – konsekwencjach.
Wypunktujmy ich strategiczne elementy: współczesna Federacja Rosyjska nie może być spadkobierczynią ideową imperialnej tradycji Rosji carskiej, lecz wyłącznie ZSRS i jego niewygasłych ambicji internacjonalnych. Polityczna rola Watykanu od czasów Jana XXIII (łącznie z pontyfikatem Jana Pawła II) nie przyczyniła się, wbrew powszechnie panującej wykładni, do „upadku komunizmu”, lecz odwrotnie – system legitymowała i petryfikowała, układając się z nim nieroztropnie. Na terenie obszaru okupowanego przez Sowiety posługiwała się w tym celu autorytetem miejscowych hierarchów. „Opozycja” lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w PRL, ZSRS oraz w innych krajach zony jego panowania stanowiła odcinek operacji określanej jako „Trust 2” – odmawiającej racji bezkompromisowemu antykomunizmowi i sensu walce zbrojnej z najbardziej zbrodniczym systemem w dziejach.
Przypisy
[1] J.M. [J. Mackiewicz], U weteranów radomskiego odżydzania, „Słowo”, 27 listopada 1936, w: tenże, Nie wychylać się!…, s. 196.
[2] aż. [J. Mackiewicz], Kapitan Eustachy Borkowski, „Słowo”, 22 października 1934, w: tegoż, Gest rycerskiej tradycji, wybór M. Bakowski, przypisy N. Karsov, tenże, Dzieła, t. 30, Londyn 2020, s. 267.
[3] Owocem tej ostatniej konferencji jest publikacja: Wilnianie, świadkowie Katynia, emigranci. Stanisław Swianiewicz i Józef Mackiewicz, red. I. Lewandowska, A. Paukszta, Wilno 2023.
[4] J.M. [J. Mackiewicz], Studium o bombardowaniu (Sugestie dla pisarzy wojennych)…, w tegoż, Wrzaski i bomby…, s. 123.
[5] Tenże, Teatr „Rewia”, „Słowo”, 3 sierpnia 1935, w: tegoż, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 171.
[6] Cytaty z wykładu R. Ziemkiewicza pt. Mackiewicz i metafizyka prawdy: https://www.youtube.com/watch?v=AOq59pqH_rM [dostęp 1 marca 2024]. P. Eberhardt, Pisarz dla dorosłych. Opowieść o Józefie Mackiewiczu, Warszawa 2013. Polecam serię polemicznych artykułów Michała Bąkowskiego pt. Pisarz dla dorosłych w Pacanowie: http://wydawnictwopodziemne.com/category/cykle/pisarz-dla-doroslych-w-pacanowie/ [dostęp 1 marca 2024].
[7] I tutaj skieruję do wcześniejszej publikacji: Prowizoryczna ciemność. Na kanwie nowej książki Józefa Mackiewicza „Najstarsi tego nie pamiętają ludzie”, cz. 4, „Magazyn Kontra”: https://magazynkontra.pl/chojnacki-prowizoryczna-ciemnosc/?fbclid=IwAR3H23dvcXqtFMBc7PwtIWu642TNO0yqlqwxI7Al8OO8n2QwVmjn22lENpg [dostęp 1 marca 2024].
Milczenie jako kapitulacja
Epilog
Nie daje demaskator Zwycięstwa prowokacji spokoju! O ileż łatwiej przyszłoby porządkować świat dookolny bez Mackiewiczowskiego wielorakiego dziedzictwa. Także z owego poczucia braku komfortu wywija się zarysowana wyżej, przyziemna osnowa. Jak daleko odmowa uznania racji Mackiewicza za zgodne z rzeczywistością leży od „pajęczyny masowej hipnozy”[1], na której zbudowano gmach komunizmu, który rozlecieć się może w drzazgi tylko w wyniku gwałtownego wybuchu? Czy słusznie przestaliśmy odliczać lata od Września 1939 jako niezmiennie wojenne? Zwierzy się kiedyś: „A pominąć milczeniem byłoby z mojej strony kapitulacją, do której nie mam ochoty”[2].
Ocena diabelskiego splotu (każdej) narodowości z ideologią pozostanie przedmiotem nieporozumień nie tylko do końca jego pisarskiej aktywności, ale – jak wiemy – aż do dzisiaj. Jeszcze w 1978 roku skieruje do Stefanii Kossowskiej cierpliwie wyjaśnienie: „Pisze Pani, że nie zgadza się ze mną, że «…każdy Rosjanin jest zawsze lepszy od nawet najszlachetniejszego polskiego komunisty». Dla mnie nie ma w tym wypadku «lepszy–gorszy». Tylko niebezpieczniejszy. Z zasady, że koszula jest bliższa ciału. Komunizm jest zarazą, i koszula wymazana tą zarazą, która przenika w organizm, jest oczywiście bardziej niebezpieczna niż palto…”[3]. Przepocona tielniaszka z zarzuconym niedbale szykownym szynelem.
Urwaliśmy jednak w pewnym momencie wypowiedź Mackiewicza, gdy pytał o literaturę: „Co kto nazywa: ciekawe?”. Gdy znów o prawdzie zaczął wykład: „Mnie osobiście wydaje się, że jedyna rzecz naprawdę ciekawa to jest prawda”. Wydaje się, że schmurzyłby dziś czoło i zadziwił bezmiernie: „Że też musieli zapamiętać po mnie akurat ten truizm!”. Tym razem w Wielkiej Niewiadomej dopowie swą jedyną, znaną szerzej, maksymę: „I prawda jest jednocześnie najbardziej urozmaicona. O wiele bardziej barwna i wszechstronna niż najwyszukańsza nieraz fantazja”[4]. Wie przecież najlepiej, że „obiektywnych historii jest dziś coraz mniej i wymierają coraz bardziej”[5]. Zawtóruje mu wileński przyjaciel, „Pawełek” Jankowski: „Drażni mnie bowiem zawsze, jak sami Polacy grzebią prawdę przez jej podważanie fantazjami i innymi legendami”[6].
Żebyż tylko… W 1949 roku Mackiewicz widzi już wyraźnie, że „ignorancja mas wzrasta w stopniu wprost proporcjonalnym do czytelnictwa, jakkolwiek stwierdzenie to wydać się może świętokradztwem. – Ale tak już jest: polityczna demagogia w postaci druków nie uświadamia mas, ale je ogłupia. W ten sposób dzisiejsze demagogiczne pojęcie «demokracji» stało się nie tylko pustym frazesem, ale nieraz uciążliwym, otumaniającym reżimem […]. Gdyby tak się nie stało, to ludzie pamiętający jeszcze czasy sprzed roku 1914, nawet bez wystawiania swej odwagi cywilnej na próbę, musieliby głośno przyznać, ze swobody właśnie charakteru demokratycznego większe były pod berłami cesarskimi, niż w następnym okresie «demokracyj» i «socjalizmów» różnych odcieni, nie mówiąc już o – «narodowym socjalizmie» Hitlera i «komunistycznym socjalizmie» Stalina. […] Dlaczego tego nikt nie powie?”[7].
Ale tak już jest… Czymże jest prawda? A rękopisy – płoną. Horyzont roku 1914 zakryła dawno mgła niepamięci, odsłania się natomiast przepastna perspektywa zwielokrotnienia zagrożeń, istna „demagogiczna synteza”. Cóż dopiero znaczy powszechny dostęp do jej pojęć w postaci noszonych „przez masy” w kieszeniach smartfonów? Innym razem Mackiewicz tłumaczy: „Jeżeli nie wolno pisać tego, co się chce, nie powinno się pisać wcale. Bo pisarz odpowiedzialny jest nie tylko za to, co pisze, ale i za to, co przemilcza. Takie jest moje skromne zdanie”[8]. Ta skromna pewność.
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, artykuły z lat 1968–1985, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Dzieła, t. 24, Londyn 2015, s. 414.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, list do K. Okulicza z 12 stycznia 1973, s. 347.
[3] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, oprac. W. Lewandowski, wyd. 2, uzup., przyp. N. Karsov, Londyn 2018, list z 28 sierpnia 1978, s. 648.
[4] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 528–529.
[5] Tamże, list do Z.S. Siemaszki, 19 sierpnia 1970, s. 250.
[6] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy…, list z 21 maja 1964, s. 495.
[7] J.M. [J. Mackiewicz], Czerwony faszyzm, „Lwów i Wilno” 1949, nr 112, w: tenże, Wrzaski i bomby…, s. 408.
[8] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”…, list do S. Kossowskiej, 22 marca 1976, s. 596.
Ocena diabelskiego splotu (każdej) narodowości z ideologią pozostanie przedmiotem nieporozumień nie tylko do końca jego pisarskiej aktywności, ale – jak wiemy – aż do dzisiaj. Jeszcze w 1978 roku skieruje do Stefanii Kossowskiej cierpliwie wyjaśnienie: „Pisze Pani, że nie zgadza się ze mną, że «…każdy Rosjanin jest zawsze lepszy od nawet najszlachetniejszego polskiego komunisty». Dla mnie nie ma w tym wypadku «lepszy–gorszy». Tylko niebezpieczniejszy. Z zasady, że koszula jest bliższa ciału. Komunizm jest zarazą, i koszula wymazana tą zarazą, która przenika w organizm, jest oczywiście bardziej niebezpieczna niż palto…”[3]. Przepocona tielniaszka z zarzuconym niedbale szykownym szynelem.
Urwaliśmy jednak w pewnym momencie wypowiedź Mackiewicza, gdy pytał o literaturę: „Co kto nazywa: ciekawe?”. Gdy znów o prawdzie zaczął wykład: „Mnie osobiście wydaje się, że jedyna rzecz naprawdę ciekawa to jest prawda”. Wydaje się, że schmurzyłby dziś czoło i zadziwił bezmiernie: „Że też musieli zapamiętać po mnie akurat ten truizm!”. Tym razem w Wielkiej Niewiadomej dopowie swą jedyną, znaną szerzej, maksymę: „I prawda jest jednocześnie najbardziej urozmaicona. O wiele bardziej barwna i wszechstronna niż najwyszukańsza nieraz fantazja”[4]. Wie przecież najlepiej, że „obiektywnych historii jest dziś coraz mniej i wymierają coraz bardziej”[5]. Zawtóruje mu wileński przyjaciel, „Pawełek” Jankowski: „Drażni mnie bowiem zawsze, jak sami Polacy grzebią prawdę przez jej podważanie fantazjami i innymi legendami”[6].
Żebyż tylko… W 1949 roku Mackiewicz widzi już wyraźnie, że „ignorancja mas wzrasta w stopniu wprost proporcjonalnym do czytelnictwa, jakkolwiek stwierdzenie to wydać się może świętokradztwem. – Ale tak już jest: polityczna demagogia w postaci druków nie uświadamia mas, ale je ogłupia. W ten sposób dzisiejsze demagogiczne pojęcie «demokracji» stało się nie tylko pustym frazesem, ale nieraz uciążliwym, otumaniającym reżimem […]. Gdyby tak się nie stało, to ludzie pamiętający jeszcze czasy sprzed roku 1914, nawet bez wystawiania swej odwagi cywilnej na próbę, musieliby głośno przyznać, ze swobody właśnie charakteru demokratycznego większe były pod berłami cesarskimi, niż w następnym okresie «demokracyj» i «socjalizmów» różnych odcieni, nie mówiąc już o – «narodowym socjalizmie» Hitlera i «komunistycznym socjalizmie» Stalina. […] Dlaczego tego nikt nie powie?”[7].
Ale tak już jest… Czymże jest prawda? A rękopisy – płoną. Horyzont roku 1914 zakryła dawno mgła niepamięci, odsłania się natomiast przepastna perspektywa zwielokrotnienia zagrożeń, istna „demagogiczna synteza”. Cóż dopiero znaczy powszechny dostęp do jej pojęć w postaci noszonych „przez masy” w kieszeniach smartfonów? Innym razem Mackiewicz tłumaczy: „Jeżeli nie wolno pisać tego, co się chce, nie powinno się pisać wcale. Bo pisarz odpowiedzialny jest nie tylko za to, co pisze, ale i za to, co przemilcza. Takie jest moje skromne zdanie”[8]. Ta skromna pewność.
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, artykuły z lat 1968–1985, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Dzieła, t. 24, Londyn 2015, s. 414.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, list do K. Okulicza z 12 stycznia 1973, s. 347.
[3] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, oprac. W. Lewandowski, wyd. 2, uzup., przyp. N. Karsov, Londyn 2018, list z 28 sierpnia 1978, s. 648.
[4] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 528–529.
[5] Tamże, list do Z.S. Siemaszki, 19 sierpnia 1970, s. 250.
[6] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy…, list z 21 maja 1964, s. 495.
[7] J.M. [J. Mackiewicz], Czerwony faszyzm, „Lwów i Wilno” 1949, nr 112, w: tenże, Wrzaski i bomby…, s. 408.
[8] J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”…, list do S. Kossowskiej, 22 marca 1976, s. 596.
Paweł Chojnacki