Uszkodzona dygresja (II)
czas czytania:
PODRÓŻNY MIĘDZY NARODAMI
Rosje Józefa Mackiewicza*
*
„Ale obiektywnych historii jest dziś coraz mniej i wymierają coraz bardziej.
Prawdą jest to, co się za prawdę uważa”, 1970**.
*
Dajtie mnie bilet…
Pisze Mackiewicz do Michaiła Aleksandrowicza Szołochowa: „– Pana Cichy Don, na przekór całej jego tendencyjności, potrafił w rezultacie zachować jednakże tę prawdę jedyną, prawdę wiecznej wątpliwości i wiecznych sporów”[1]. Przecież „powstaje pytanie, czy bywają w ogóle utwory o charakterze literackim pozbawione tendencyjności”? („Bodaj czy takie istnieją na świecie”?). Przekonywał później Czesława Miłosza: „Czy Achmatowa jest bolszewiczką, gdy się weźmie jej poezję ku czci ustroju i Stalina, czy «ją do tego zmusili»? Fakt pozostaje faktem. Nie umniejsza to w niczym jej wielkości jako poetki. Tak samo Mandelsztama”.
Żal to naprawdę przyznać, ale: „Tak samo Błok był po stronie sowieckiej. Że Babel był czekistą, też nie umniejsza jego wielkiego talentu. Jego Armia konna jest znakomita. Osobiście wolę (wiem, że to herezja!) Szołochowa od Pasternaka, choć pierwszy jest bardziej ortodoksyjnym komunistą od drugiego, a obydwaj po «tamtej stronie», którą uważam obiektywnie za złą”[2]. Niewysłany w 1955 roku List do Szołochowa, pierwotnie przeznaczony dla paryskiego „Wozrożdienija”, zrodzi i taką refleksję. Jeśli dziś – na przykład – pieśni Igora Rastieriajewa (przy zachowaniu wszelkich właściwych proporcji) budzą niesione przez artyzm akordeonu niekłamane wzruszenie i stanowić mogą przez to „wkład do kultury ogólnoludzkiej”, to ich „tendencyjność” (tak, są tendencyjne, niczym Cichy Don) nie może wykluczyć ich (zamierzony rusycyzm!) z ram „kosmopolitycznego stosunku do sztuki”.
Игорь Растеряев... Jak dziś transliterować to imię i nazwisko? Formę „Rasteryaev” będę uważał za udziwnioną, kiedyś byłoby to proste, dziś już takie nie jest. Rośnie kolejne pokolenie, które nie zna bukw, ale ma wyrosnąć jeszcze generacja Rosji nie tylko nieznająca, ale i czująca do niej odrazę. Niemniej subiektywizm powierzchniowego, bieżącego przesłania nie może tych pieśni wyrugować z „kultury ogólnoludzkiej”, pozostaną tam – w „imię walki o wolne słowo i o autentyczne piękno w oddaniu prawdy”, co stanowiło dla Mackiewicza wzgląd, dlaczego znienawidził komunizm („Podczas gdy moją dewizą jest: «Biej komunistów, spasaj swobodnuju myśl!»”[3] – prowokował rodzimego noblistę). Nie pozbywajmy się Szołochowa i Rastieriajewa z pogardą, zachowajmy tę prawdę jedyną, prawdę „wiecznej wątpliwości i wiecznych sporów”. A w otwartym liście potrafi Mackiewicz przywołać nawet scenę z Pogromu Aleksandra Fadiejewa („Tak, to było prawdziwe”).
Wysubtelniony stosunek do literatury obszaru języka rosyjskiego charakteryzował zatem przynajmniej jeden z nurtów suwerennej krytyki polskiej w tamtych trudnych czasach. Postawa ta wyznacza poziom, do którego winniśmy zdążać. Poprzeczka spada wszakże coraz niżej i robi się jeszcze ciaśniej („Tak ciasno jest dziś u nas, gdzie ongiś było tak rozlegle”[4]). Wzdychał Mackiewicz już 1937 roku: „W Polsce nie istnieją dalekie podróże, ale można długo podróżować”... Zastopowałem ten fragment, pisząc w „Arcanach” o zbiorze Nie wychylać się! – wyłuskawszy jedynie ową uniwersalną dewizę[5]. Zwieńczy ją wnet spiętrzenie konkretu: „Nie można wsadzić głowy do samego okienka kasowego i powiedzieć po prostu:
– A nu, dajtie-ka mnie bilet w Tyflis, w Jałtu, we Władiwostok.
Ot było gdzie jechać! Boże mój! Patriotyzm każe nam milczeć, ale podróżny ma swoje prawa, podróżny musi być trochę między narodami…”[6]. Podkreśliwszy ostatnie sześć wyrazów, znów teraz wers urwiemy.
Przypisy
* Początek rozważań na ten temat – pt. Podróżny między narodami. Fragment większej całości, „Twórczość” 2022, nr 10 (923), październik, s. 155–199: https://tworczosc.com.pl/artykul/podrozny-miedzy-narodami-fragment-wiekszej-calosci/ [dostęp 1 marca 2024].
** J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma. Listy do i od różnych osób, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 35, oprac. i przyp. N. Karsov, Londyn 2022, list do Z.S. Siemaszki, 19 sierpnia 1970, s. 250.
[1] J. Mackiewicz, List do Szołochowa, w: tenże, Wieszać czy nie wieszać?, artykuły 1950–1959, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Londyn 2023, s. 289. Dalsze cytaty, o ile nie zaznaczono inaczej, tamże, s. 287–289.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, list z 5 kwietnia 1970, s. 445.
[3] Tamże.
[4] m. [J. Mackiewicz], U źródeł Berezyny, „Słowo”, 18 września 1929, w: tenże, Bulbin z jednosielca, opowiadania i artykuły 1922–1936 wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Londyn 2017, s. 176.
[5] P. Chojnacki, Kosy zamrożone w jeziorach (refleksje i wypisy), „Arcana” 2021, nr 62, listopad–grudzień, s. 76–91.
[6] J.M. [J. Mackiewicz], Nikt już nie płaci w PKP, „Słowo”, 11 sierpnia 1937, w: tenże, Nie wychylać się!, wybór artykułów M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, tenże, Dzieła, t. 32, Londyn 2021, s. 311.
Żal to naprawdę przyznać, ale: „Tak samo Błok był po stronie sowieckiej. Że Babel był czekistą, też nie umniejsza jego wielkiego talentu. Jego Armia konna jest znakomita. Osobiście wolę (wiem, że to herezja!) Szołochowa od Pasternaka, choć pierwszy jest bardziej ortodoksyjnym komunistą od drugiego, a obydwaj po «tamtej stronie», którą uważam obiektywnie za złą”[2]. Niewysłany w 1955 roku List do Szołochowa, pierwotnie przeznaczony dla paryskiego „Wozrożdienija”, zrodzi i taką refleksję. Jeśli dziś – na przykład – pieśni Igora Rastieriajewa (przy zachowaniu wszelkich właściwych proporcji) budzą niesione przez artyzm akordeonu niekłamane wzruszenie i stanowić mogą przez to „wkład do kultury ogólnoludzkiej”, to ich „tendencyjność” (tak, są tendencyjne, niczym Cichy Don) nie może wykluczyć ich (zamierzony rusycyzm!) z ram „kosmopolitycznego stosunku do sztuki”.
Игорь Растеряев... Jak dziś transliterować to imię i nazwisko? Formę „Rasteryaev” będę uważał za udziwnioną, kiedyś byłoby to proste, dziś już takie nie jest. Rośnie kolejne pokolenie, które nie zna bukw, ale ma wyrosnąć jeszcze generacja Rosji nie tylko nieznająca, ale i czująca do niej odrazę. Niemniej subiektywizm powierzchniowego, bieżącego przesłania nie może tych pieśni wyrugować z „kultury ogólnoludzkiej”, pozostaną tam – w „imię walki o wolne słowo i o autentyczne piękno w oddaniu prawdy”, co stanowiło dla Mackiewicza wzgląd, dlaczego znienawidził komunizm („Podczas gdy moją dewizą jest: «Biej komunistów, spasaj swobodnuju myśl!»”[3] – prowokował rodzimego noblistę). Nie pozbywajmy się Szołochowa i Rastieriajewa z pogardą, zachowajmy tę prawdę jedyną, prawdę „wiecznej wątpliwości i wiecznych sporów”. A w otwartym liście potrafi Mackiewicz przywołać nawet scenę z Pogromu Aleksandra Fadiejewa („Tak, to było prawdziwe”).
Wysubtelniony stosunek do literatury obszaru języka rosyjskiego charakteryzował zatem przynajmniej jeden z nurtów suwerennej krytyki polskiej w tamtych trudnych czasach. Postawa ta wyznacza poziom, do którego winniśmy zdążać. Poprzeczka spada wszakże coraz niżej i robi się jeszcze ciaśniej („Tak ciasno jest dziś u nas, gdzie ongiś było tak rozlegle”[4]). Wzdychał Mackiewicz już 1937 roku: „W Polsce nie istnieją dalekie podróże, ale można długo podróżować”... Zastopowałem ten fragment, pisząc w „Arcanach” o zbiorze Nie wychylać się! – wyłuskawszy jedynie ową uniwersalną dewizę[5]. Zwieńczy ją wnet spiętrzenie konkretu: „Nie można wsadzić głowy do samego okienka kasowego i powiedzieć po prostu:
– A nu, dajtie-ka mnie bilet w Tyflis, w Jałtu, we Władiwostok.
Ot było gdzie jechać! Boże mój! Patriotyzm każe nam milczeć, ale podróżny ma swoje prawa, podróżny musi być trochę między narodami…”[6]. Podkreśliwszy ostatnie sześć wyrazów, znów teraz wers urwiemy.
Przypisy
* Początek rozważań na ten temat – pt. Podróżny między narodami. Fragment większej całości, „Twórczość” 2022, nr 10 (923), październik, s. 155–199: https://tworczosc.com.pl/artykul/podrozny-miedzy-narodami-fragment-wiekszej-calosci/ [dostęp 1 marca 2024].
** J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma. Listy do i od różnych osób, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 35, oprac. i przyp. N. Karsov, Londyn 2022, list do Z.S. Siemaszki, 19 sierpnia 1970, s. 250.
[1] J. Mackiewicz, List do Szołochowa, w: tenże, Wieszać czy nie wieszać?, artykuły 1950–1959, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Londyn 2023, s. 289. Dalsze cytaty, o ile nie zaznaczono inaczej, tamże, s. 287–289.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, list z 5 kwietnia 1970, s. 445.
[3] Tamże.
[4] m. [J. Mackiewicz], U źródeł Berezyny, „Słowo”, 18 września 1929, w: tenże, Bulbin z jednosielca, opowiadania i artykuły 1922–1936 wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Londyn 2017, s. 176.
[5] P. Chojnacki, Kosy zamrożone w jeziorach (refleksje i wypisy), „Arcana” 2021, nr 62, listopad–grudzień, s. 76–91.
[6] J.M. [J. Mackiewicz], Nikt już nie płaci w PKP, „Słowo”, 11 sierpnia 1937, w: tenże, Nie wychylać się!, wybór artykułów M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, tenże, Dzieła, t. 32, Londyn 2021, s. 311.
Rdza o zachodzie
Podróżny między narodami tęsknił do rosyjskiej przestrzeni, w dosłownym i przenośnym pojęcia znaczeniu. Rok wcześniej rzuci: „– Pieczery, to jakby wyjęty z rosyjskich czytanek obrazek. Taki kawałek najautentyczniejszej Rosji”[1]. Rosji, która ostała się chwilę dłużej na wschodnim skrawku objętej kiedyś zaborem Estonii (wyrwanym jej zresztą zaraz przez Sowiety, nieoddanym do dzisiaj). Obrazki żywe w życiu i pamięci. Tak żywe, jak tęsknota do migotliwego brzasku chłopięctwa: „W szkole rosyjskiej panował raczej wewnętrzny spokój, równowaga i takt”. „Lubiłem ją nawet” – przyzna[2].
Dopowie gdzie indziej wspomnienie: „W roku 1914, w drugiej gimnazjalnej, zaczęliśmy krzyczeć pewnego dnia: «Nie chcemy Niemki, nie będziemy się uczyć po niemiecku!». Naturalnie błazny. Ale przeszedł wychowawca klasy Jewgienij Pietrowicz, wówczas już zmobilizowany «praporszczik zapasa» i powiedział: «Właśnie trzeba się uczyć języka nieprzyjaciela, żeby go przenikać i rozumieć». Autorytet jego dzwoniących ostróg zmusił klasę do milczenia. Słowa jego wydały się wówczas niezwykle przebiegłe i mądre. A przecież były proste i jasne. To prawda”[3]. Jasne i proste.
Dwie dekady potem, w niby-prospekcie letniskowym pt. Z turystycznego plakatu („Ach, jak tam pięknie jest w Werkach. W górach, w Małopolsce szarugi i deszcze”!) nasunie się Mackiewiczowi naturalne skojarzenie: „Dołem toczy swe wody Wilia, którą autor starego podręcznika geografii wyróżnił w krasie spośród wszystkich rzek byłego imperium rosyjskiego”. I patrząc z urwiska, skrystalizuje młodzieńczą impresję wzbudzoną z nagła plenerem lasów, co „het, daleko, rdzą oddają o zachodzie czuby sosen”: „Uczyłem się w drugiej gimnazjalnej z podręcznika geografii Iwanowa. Zapamiętałem sobie, że «Rieka Wilija sławitsia żiwopisnostju swoich bieriegow». – Tak oto i jest”[4]. Umiłowanie ziemi (i wody!) zaowocuje po latach krasotą opisu. Ciąg impresji, co zakwitnie pięknem.
Gimnazjum polskie? – „Moralizujące, denerwujące, prawiące o duszy (gdy się myślało o ślizgawce), o mesjanizmie, nawet na po lekcjach skazujące, na koturnach, łzawiące, bohaterskie i nieszczęśliwe”. Oczywiście: „Ażeby zachować obiektywizm, którego jestem więcej niż entuzjastą, bo szczerym fanatykiem (jak dziwnie czasem kojarzą się słowa), muszę podkreślić, że szkoła rosyjska przypadła na okres […] dzieciństwa, najczęściej opromieniany wewnętrznym szczęściem. Szkoła polska – na lata głodu, pierwszych rozczarowań, pierwszych zawodów”[5]. A i mozołów oraz wstydów wieku dojrzewania, o czym dyskretny pisarz milczy. Któż mógłby orzec, że dychotomia ta nie utrwaliła całości jego stosunku do narodowych źródeł? Bo mówiąc o Rosji, ciągle myślimy o Polsce. Rosja nam nas samych przed oczy wciąż stawia, choćby dlatego nie rezygnujmy z niej tak łatwo.
Wyzna Michałowi K. Pawlikowskiemu 12 czerwca 1953 roku: „Nie wierzę w różnice organiczne narodów. Polacy nie są oczywiście lepsi od innych, a przypuszczam, że też nie gorsi. Są tylko, dzięki wychowaniu, nieskończenie zakłamani”[6]. Ostrą kreską podmaluje tę opinię osiem lat później: „Ja będę działał zawsze przeciw interesom polskim, jeżeli te interesy zbiegają się z interesami komunizmu. Po prostu dlatego, że najpierw jestem człowiekiem, a na drugim miejscu Polakiem. Wszyscy inni są najpierw Polakami, a na drugim miejscu ludźmi”. Nie waha się rzucić z rozpaczliwym humorem: „A dla mnie, nawet żeby Matka Boska Częstochowska wyjrzała z obrazu i powiedziała: Współdziałaj z komunistami dla dobra Polski, – nie będę! Nu ich”[7].
Przypisy
[1] Tenże, Patrzymy na Psków (III), „Słowo”, 19 czerwca 1936, w: Najstarsi tego nie pamiętają ludzie, wybór artykułów M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, tenże, Dzieła, t. 31, Londyn 2021, s. 587.
[2] J. Mackiewicz, Jak się uczyli współcześni pisarze polscy. Ankieta „Wiadomości”, „Wiadomości” 1949, nr 21 (164), w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 598.
[3] m. [J. Mackiewicz], Litwa i Rzesza Niemiecka, „Słowo”, 2 kwietnia 1935, w tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 440.
[4] aż [J. Mackiewicz], Z turystycznego plakatu, „Słowo”, 11 września 1934, w: tamże, s. 167, 165.
[5] J. Mackiewicz, Jak się uczyli współcześni pisarze polscy. Ankieta „Wiadomości”…, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 600 i 598.
[6] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy, oprac. i przyp. N. Karsov, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 34, Londyn 2022, s. 35.
[7] Tamże, list z 7 listopada 1961, s. 161–162.
Dopowie gdzie indziej wspomnienie: „W roku 1914, w drugiej gimnazjalnej, zaczęliśmy krzyczeć pewnego dnia: «Nie chcemy Niemki, nie będziemy się uczyć po niemiecku!». Naturalnie błazny. Ale przeszedł wychowawca klasy Jewgienij Pietrowicz, wówczas już zmobilizowany «praporszczik zapasa» i powiedział: «Właśnie trzeba się uczyć języka nieprzyjaciela, żeby go przenikać i rozumieć». Autorytet jego dzwoniących ostróg zmusił klasę do milczenia. Słowa jego wydały się wówczas niezwykle przebiegłe i mądre. A przecież były proste i jasne. To prawda”[3]. Jasne i proste.
Dwie dekady potem, w niby-prospekcie letniskowym pt. Z turystycznego plakatu („Ach, jak tam pięknie jest w Werkach. W górach, w Małopolsce szarugi i deszcze”!) nasunie się Mackiewiczowi naturalne skojarzenie: „Dołem toczy swe wody Wilia, którą autor starego podręcznika geografii wyróżnił w krasie spośród wszystkich rzek byłego imperium rosyjskiego”. I patrząc z urwiska, skrystalizuje młodzieńczą impresję wzbudzoną z nagła plenerem lasów, co „het, daleko, rdzą oddają o zachodzie czuby sosen”: „Uczyłem się w drugiej gimnazjalnej z podręcznika geografii Iwanowa. Zapamiętałem sobie, że «Rieka Wilija sławitsia żiwopisnostju swoich bieriegow». – Tak oto i jest”[4]. Umiłowanie ziemi (i wody!) zaowocuje po latach krasotą opisu. Ciąg impresji, co zakwitnie pięknem.
Gimnazjum polskie? – „Moralizujące, denerwujące, prawiące o duszy (gdy się myślało o ślizgawce), o mesjanizmie, nawet na po lekcjach skazujące, na koturnach, łzawiące, bohaterskie i nieszczęśliwe”. Oczywiście: „Ażeby zachować obiektywizm, którego jestem więcej niż entuzjastą, bo szczerym fanatykiem (jak dziwnie czasem kojarzą się słowa), muszę podkreślić, że szkoła rosyjska przypadła na okres […] dzieciństwa, najczęściej opromieniany wewnętrznym szczęściem. Szkoła polska – na lata głodu, pierwszych rozczarowań, pierwszych zawodów”[5]. A i mozołów oraz wstydów wieku dojrzewania, o czym dyskretny pisarz milczy. Któż mógłby orzec, że dychotomia ta nie utrwaliła całości jego stosunku do narodowych źródeł? Bo mówiąc o Rosji, ciągle myślimy o Polsce. Rosja nam nas samych przed oczy wciąż stawia, choćby dlatego nie rezygnujmy z niej tak łatwo.
Wyzna Michałowi K. Pawlikowskiemu 12 czerwca 1953 roku: „Nie wierzę w różnice organiczne narodów. Polacy nie są oczywiście lepsi od innych, a przypuszczam, że też nie gorsi. Są tylko, dzięki wychowaniu, nieskończenie zakłamani”[6]. Ostrą kreską podmaluje tę opinię osiem lat później: „Ja będę działał zawsze przeciw interesom polskim, jeżeli te interesy zbiegają się z interesami komunizmu. Po prostu dlatego, że najpierw jestem człowiekiem, a na drugim miejscu Polakiem. Wszyscy inni są najpierw Polakami, a na drugim miejscu ludźmi”. Nie waha się rzucić z rozpaczliwym humorem: „A dla mnie, nawet żeby Matka Boska Częstochowska wyjrzała z obrazu i powiedziała: Współdziałaj z komunistami dla dobra Polski, – nie będę! Nu ich”[7].
Przypisy
[1] Tenże, Patrzymy na Psków (III), „Słowo”, 19 czerwca 1936, w: Najstarsi tego nie pamiętają ludzie, wybór artykułów M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, tenże, Dzieła, t. 31, Londyn 2021, s. 587.
[2] J. Mackiewicz, Jak się uczyli współcześni pisarze polscy. Ankieta „Wiadomości”, „Wiadomości” 1949, nr 21 (164), w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 598.
[3] m. [J. Mackiewicz], Litwa i Rzesza Niemiecka, „Słowo”, 2 kwietnia 1935, w tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 440.
[4] aż [J. Mackiewicz], Z turystycznego plakatu, „Słowo”, 11 września 1934, w: tamże, s. 167, 165.
[5] J. Mackiewicz, Jak się uczyli współcześni pisarze polscy. Ankieta „Wiadomości”…, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 600 i 598.
[6] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy, oprac. i przyp. N. Karsov, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 34, Londyn 2022, s. 35.
[7] Tamże, list z 7 listopada 1961, s. 161–162.
Pokrewna katalepsja
„Nu ich”… W tejże poczcie donosi: „Napisałem list do «Wiadomości», trochę «uzupełniając» Twoją notatkę o moim artykule w «Russk[oj] Mysli». Jak przeczytasz, zrozumiesz, że chodziło mi nie o poprawkę”. (Podobna tematyka nie stanowi wyjątku, przykład – Pawlikowski, 6 lipca 1957 roku: „Zapewne dostał Pan już moją wzmiankę o echach rosyjskich jego artykułu Tak zwany wschód…”[1]). Zaiste! W korespondencji pt. Istotne zagrożenie świata Mackiewicz zauważy, że przyjaciel pominął jego główną tezę: „A mianowicie: zarówno optymiści na Zachodzie jak nacjonaliści ze Wschodu pomniejszają (celowo lub pośrednio) aktualne zagrożenie świata ze strony międzynarodowego komunizmu, odmawiając mu cech niebywałego w dziejach niebezpieczeństwa, a przydając w zamian cechy starego («bywałego») imperializmu rosyjskiego”[2].
Do kardynalnego wątku przyjdzie powrócić. Na razie, 1 maja 1962, dziękuje „za wszystkie hojne dary”, a specjalnie za broszurę Grigorija Porfijewicza Czebotariowa. Jest ona „właściwie niezbędna” do pracy nad Zwycięstwem prowokacji, jako „ścisłe odbicie (rosyjskie) stanowiska polskiego «polrealizmu»”. Zasady są te same. Ów dawny wojskowy od atamana Krasnowa „jeździ do Moskwy «na zaproszenie sowieckich [podkreśl w oryg. – P.Ch.] kolegów»; u nas mówi się o «polskich» kolegach. – Wraca z przejażdżek do Moskwy i mimo to uznany zostaje za «dobrego Rosjanina» na emigracji. – U nas nie tylko ci co jeżdżą i wracają, ale nawet ci co pojechali, zostali i przeszli na służbę komunistów, uznawani są za «dobrych Polaków»”. Nie nastraja to optymistycznie: „W ogóle źle. Zdaje się, że komunizm jednak zwycięży […]”[3].
Tyle znajdziemy w listach gorzkich słów pod adresem Tadeusza Nowakowskiego, na takie cięgi zasłuży ten „poddany” Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a gdzieś przecież podskórnie sączy się Mackiewiczowska racja, przekonując czasem nawet czarne postaci jego życiowego romansu. Bohater powieści Nowakowskiego Happy-end „odkrył ze smutkiem, że Polacy są wszędzie tacy sami”: „Geografia ich nie zmienia, zamożność ich nie uszlachetnia, nawet odmienne biografie nie bardzo się liczą, skoro emigranci, a więc ludzie którzy mogliby żyć według własnej partytury, także ulegają infekcji wszechlęku, płynącego ze wschodu, i uważają się nieraz, choćby ze względu na chorą ciotkę w Krakowie, za zakładników. Pokrewna katalepsja”[4]. Ze wschodu.
Nie pamiętam już, który ze starszych, kibicujących, „antykomunistycznych” (jako i my) „oszołomów”, nazwał ją najbardziej „Mackiewiczowską” demonstracją spośród licznych działań Klubu Politycznego im. Józefa Mackiewicza w Krakowie. – W rocznicę przewrotu bolszewickiego 7 listopada 1994 roku, ustawiamy na chodniku przed Konsulatem Generalnym Federacji Rosyjskiej (zwanym przez nas nieustannie „sowieckim konsulatem”) kilkumetrowy prawosławny krzyż ze zniczy. Czcimy rosyjskie ofiary bolszewizmu. Na transparencie – przywiązanym do chronionego immunitetem ogrodzenia – uniwersalne hasło: „KOMUNIŚCI – PAMIĘTAMY O WASZYCH ZBRODNIACH”. Wychodzi z pałacyku mężczyzna. To wicekonsul Borys Szardakow.
Wyjątkowo nie ma kamer telewizyjnych, lecz lokalny dyplomata zdecyduje się na prowokację: mówi o krwiożerczym Piłsudskim (dokonał większych zbrodni niż Stalin); o tym, że Polacy zawdzięczają niepodległość tylko dekretowi Lenina i „dzielnym chłopcom” z Armii Czerwonej. Niebawem, 18 listopada domagamy się usunięcia konsula – podobną demonstrację organizuje Liga Republikańska w Warszawie. Rada Miasta Krakowa uchwala pełną oburzenia rezolucję. Kto dziś pamięta „aferę Szardakowa”? Co się z nim stało po wykonaniu zadania? Gdzieś zniknął w medialnym szumie kruchy, bo ze świeczek, krzyż. Dwaj główni inicjatorzy pierwszego zgromadzenia – Robert Dwornik i Andrzej Garapich, wtedy – przed trzydziestką, a dziś – już nieżywi.
Przypisy
[1] Tamże, s. 99.
[2] „Wiadomości” 1961, nr 47 (816), w: J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, oprac. W. Lewandowski, wyd. 2 uzup., przyp. N. Karsov, Londyn 2018, s. 215.
[3] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, s. 177–179.
[4] T. Nowakowski, Happy-end, Paryż 1970, s. 183.
Do kardynalnego wątku przyjdzie powrócić. Na razie, 1 maja 1962, dziękuje „za wszystkie hojne dary”, a specjalnie za broszurę Grigorija Porfijewicza Czebotariowa. Jest ona „właściwie niezbędna” do pracy nad Zwycięstwem prowokacji, jako „ścisłe odbicie (rosyjskie) stanowiska polskiego «polrealizmu»”. Zasady są te same. Ów dawny wojskowy od atamana Krasnowa „jeździ do Moskwy «na zaproszenie sowieckich [podkreśl w oryg. – P.Ch.] kolegów»; u nas mówi się o «polskich» kolegach. – Wraca z przejażdżek do Moskwy i mimo to uznany zostaje za «dobrego Rosjanina» na emigracji. – U nas nie tylko ci co jeżdżą i wracają, ale nawet ci co pojechali, zostali i przeszli na służbę komunistów, uznawani są za «dobrych Polaków»”. Nie nastraja to optymistycznie: „W ogóle źle. Zdaje się, że komunizm jednak zwycięży […]”[3].
Tyle znajdziemy w listach gorzkich słów pod adresem Tadeusza Nowakowskiego, na takie cięgi zasłuży ten „poddany” Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a gdzieś przecież podskórnie sączy się Mackiewiczowska racja, przekonując czasem nawet czarne postaci jego życiowego romansu. Bohater powieści Nowakowskiego Happy-end „odkrył ze smutkiem, że Polacy są wszędzie tacy sami”: „Geografia ich nie zmienia, zamożność ich nie uszlachetnia, nawet odmienne biografie nie bardzo się liczą, skoro emigranci, a więc ludzie którzy mogliby żyć według własnej partytury, także ulegają infekcji wszechlęku, płynącego ze wschodu, i uważają się nieraz, choćby ze względu na chorą ciotkę w Krakowie, za zakładników. Pokrewna katalepsja”[4]. Ze wschodu.
***
Nie pamiętam już, który ze starszych, kibicujących, „antykomunistycznych” (jako i my) „oszołomów”, nazwał ją najbardziej „Mackiewiczowską” demonstracją spośród licznych działań Klubu Politycznego im. Józefa Mackiewicza w Krakowie. – W rocznicę przewrotu bolszewickiego 7 listopada 1994 roku, ustawiamy na chodniku przed Konsulatem Generalnym Federacji Rosyjskiej (zwanym przez nas nieustannie „sowieckim konsulatem”) kilkumetrowy prawosławny krzyż ze zniczy. Czcimy rosyjskie ofiary bolszewizmu. Na transparencie – przywiązanym do chronionego immunitetem ogrodzenia – uniwersalne hasło: „KOMUNIŚCI – PAMIĘTAMY O WASZYCH ZBRODNIACH”. Wychodzi z pałacyku mężczyzna. To wicekonsul Borys Szardakow.
Wyjątkowo nie ma kamer telewizyjnych, lecz lokalny dyplomata zdecyduje się na prowokację: mówi o krwiożerczym Piłsudskim (dokonał większych zbrodni niż Stalin); o tym, że Polacy zawdzięczają niepodległość tylko dekretowi Lenina i „dzielnym chłopcom” z Armii Czerwonej. Niebawem, 18 listopada domagamy się usunięcia konsula – podobną demonstrację organizuje Liga Republikańska w Warszawie. Rada Miasta Krakowa uchwala pełną oburzenia rezolucję. Kto dziś pamięta „aferę Szardakowa”? Co się z nim stało po wykonaniu zadania? Gdzieś zniknął w medialnym szumie kruchy, bo ze świeczek, krzyż. Dwaj główni inicjatorzy pierwszego zgromadzenia – Robert Dwornik i Andrzej Garapich, wtedy – przed trzydziestką, a dziś – już nieżywi.
Przypisy
[1] Tamże, s. 99.
[2] „Wiadomości” 1961, nr 47 (816), w: J. Mackiewicz, B. Toporska, Listy do Redaktorów „Wiadomości”, oprac. W. Lewandowski, wyd. 2 uzup., przyp. N. Karsov, Londyn 2018, s. 215.
[3] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, s. 177–179.
[4] T. Nowakowski, Happy-end, Paryż 1970, s. 183.
*
„Siedzę na linii porównawczej: polskiej i rosyjskiej.
Polacy nie czytają prasy emigracyjnej rosyjskiej, bo… «to bez znaczenia»!
A tymczasem dopiero zestawienie daje szczegółowy obraz”, 1980***.
*
Śnieg na płaszczyźnie
„U nas teraz śnieg pada, wprost na rozkwitnięte kwiaty. W nocy mróz. Dokarmiamy ptaki i mamy na oknie następujące gatunki…” – i w tym miejscu listu do Pawlikowskiego precyzyjnie wylicza ich Mackiewicz trzynaście! „To jedyna zabawa”, co rozjaśnia monachijskie proroctwa o tryumfie bolszewii[1]. Czy majowa, przez co jakby podwójnie odrealniona, sanna zdoła przywieźć zamieć z wigilijnej opowieści roku 1937? Znów szkoła: „Gruby osad śniegu pozostał w pamięci z drugiej, trzeciej gimnazjalnej rosyjskiej. Ani pro, ani contra. Po prostu fakt. Gdzieś pomiędzy przyczepki pedelów, przykrości, dwóje przeklęte, w szczeliny pomiędzy tarcze ochronne przeciw rosyjskości, jakimiśmy zasłaniali tajne kółka, bunty, dziecinne zmowy – wciskał się przecie śnieg i osiadał”.
Bo wicher dmie, a dom w Czarnym Borze potrzaskuje ze złości: „No jak tu spać? Niespodziewanie przylgnie jakiś strzęp, zawikłany we wspomnieniowych zwojach: «…to kak wołk ona zawojet, to zapłaczet kak ditia…»”. Do mnie znów inny strzęp przylgnął: „Wołk”? A nie „zwier” przypadkiem? To jedyne strofy Puszkina, które znam na pamięć. Pamiątka po bojkotowanym zgodnie (tryskał szczerze „fontann nienawisti”) module obowiązkowej edukacji w PRL. A u Mackiewicza: „To nie jest żadna polityka, to jest po prostu prawda. Puszkin był wielkim poetą i dowodem wielkiej kultury, a nie jej braku, było uczczenie w Polsce jego rocznicy. Lepiej go ocenić może ten, kto go czytał, niż ten, kto go nie zna w oryginale utworów”.
Więcej: „Gdy tak leżę, słuchając wiatru, przychodzi mi do głowy inna koncepcja: Tyle razy obijały się o nasze oczy różne szpargały felietonowe przyjezdnych do Wilna dziennikarzy […], że niby kresy, czy Ziemie Wschodnie, czy tylko pojedynczy ludzie […] przesiąknięci są «rosyjskością», «przedwojenną zaborczą kulturą». – A nam później wypada się zżymać, replikować, dowodzić łacińskich wpływów, wskazywać na włoski barok kościołów wileńskich. To jest nieporozumienie najczęściej i spór bezprzedmiotowy. […] To nie ma nic wspólnego z polityką, a raczej ze śniegiem na płaszczyźnie” – tłumaczy – „Ludzie ulegający tym samym, podobnym czy zbliżonym wpływom atmosferycznym – tak samo, podobnie lub w zbliżeniu na nie reagują. To nie jest żadna polityka, to jest po prostu prawda”[2].
Ciągle daleka. Kołacze do Miłosza, 5 kwietnia 1970 roku: „Mnie się zdaje, że my jesteśmy tak przeżarci upolitycznieniem – (w odróżnieniu od Rosjan) – od czasów rozbiorowych, że nam bardziej odpowiada z ducha komunistyczna teza: nieważne co się pisze, ważne z jakiej pozycji się pisze. Ponieważ wiadomo, że ja jestem antykomunistą, więc jeżeli stwierdzę fakt [podkreślenie w oryg. – P.Ch.], że Andrzejewski zdradza pewien wpływ Zoranego ugoru [Szołochowa – przypis wydawcy], to znaczy, że – «piętnuję go»… Mogę się mylić. Ale nikt nie powie, że się «mylę», tylko właśnie, że: «piętnuję»”[3].
Mieliśmy jednak o „wpływach atmosferycznych”: „Tymczasem nasz las i jego mieszkańcy w zoogeograficznym obszarze Palearktyki należy do typu nie środkowoeuropejskiego, a – tajgi…”. Literat i zarazem biolog nie teoretyzuje, lecz porównuje i przypomni „własnoręcznie ubity” wkład do rodzimej ornitologii. Rzadkiego w Puszczy Białowieskiej dzięcioła trójpalczastego (złociste piórka głowy). Zbliżony – wyjątkowo! – do gatunku karpackiego, niźli do syberyjskiego: „A więc sensacja przyrodnicza. Czy można z niej wyciągać wnioski natury politycznej? O, sądzę, że można nawet trawestować na nową syntezę demagogiczną”[4]. Zapamiętamy tę demagogiczną syntezę. „Ot, i wszystko. To jest tylko poezja. Nie trzeba z umiłowania piękna robić zaraz polityki”[5]. To jest tylko proza.
Przypisy
*** J. Mackiewicz, B. Toporska, Janusz Kowalewski. Listy, oprac. i przyp. N. Karsov, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 29, Londyn 2020, list z 17 kwietnia 1980, s. 470.
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z 1 maja 1962, s. 177–179.
[2] J.M. [J. Mackiewicz], Śnieg, „Słowo”, 25 grudnia 1937, w: tenże, Okna zatkane szmatami, opowiadania i artykuły 1937–1938, wyb. M. Bąkowski, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 15, Londyn 2002, s. 233–235.
[3] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 446, 459.
[4] J.M. [J. Mackiewicz], Syntetycy Ziem Wschodnich, „Słowo”, 15 stycznia 1938, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 253–254.
[5] Tenże, Śnieg…, w: tamże, s. 235.
Bo wicher dmie, a dom w Czarnym Borze potrzaskuje ze złości: „No jak tu spać? Niespodziewanie przylgnie jakiś strzęp, zawikłany we wspomnieniowych zwojach: «…to kak wołk ona zawojet, to zapłaczet kak ditia…»”. Do mnie znów inny strzęp przylgnął: „Wołk”? A nie „zwier” przypadkiem? To jedyne strofy Puszkina, które znam na pamięć. Pamiątka po bojkotowanym zgodnie (tryskał szczerze „fontann nienawisti”) module obowiązkowej edukacji w PRL. A u Mackiewicza: „To nie jest żadna polityka, to jest po prostu prawda. Puszkin był wielkim poetą i dowodem wielkiej kultury, a nie jej braku, było uczczenie w Polsce jego rocznicy. Lepiej go ocenić może ten, kto go czytał, niż ten, kto go nie zna w oryginale utworów”.
Więcej: „Gdy tak leżę, słuchając wiatru, przychodzi mi do głowy inna koncepcja: Tyle razy obijały się o nasze oczy różne szpargały felietonowe przyjezdnych do Wilna dziennikarzy […], że niby kresy, czy Ziemie Wschodnie, czy tylko pojedynczy ludzie […] przesiąknięci są «rosyjskością», «przedwojenną zaborczą kulturą». – A nam później wypada się zżymać, replikować, dowodzić łacińskich wpływów, wskazywać na włoski barok kościołów wileńskich. To jest nieporozumienie najczęściej i spór bezprzedmiotowy. […] To nie ma nic wspólnego z polityką, a raczej ze śniegiem na płaszczyźnie” – tłumaczy – „Ludzie ulegający tym samym, podobnym czy zbliżonym wpływom atmosferycznym – tak samo, podobnie lub w zbliżeniu na nie reagują. To nie jest żadna polityka, to jest po prostu prawda”[2].
Ciągle daleka. Kołacze do Miłosza, 5 kwietnia 1970 roku: „Mnie się zdaje, że my jesteśmy tak przeżarci upolitycznieniem – (w odróżnieniu od Rosjan) – od czasów rozbiorowych, że nam bardziej odpowiada z ducha komunistyczna teza: nieważne co się pisze, ważne z jakiej pozycji się pisze. Ponieważ wiadomo, że ja jestem antykomunistą, więc jeżeli stwierdzę fakt [podkreślenie w oryg. – P.Ch.], że Andrzejewski zdradza pewien wpływ Zoranego ugoru [Szołochowa – przypis wydawcy], to znaczy, że – «piętnuję go»… Mogę się mylić. Ale nikt nie powie, że się «mylę», tylko właśnie, że: «piętnuję»”[3].
Mieliśmy jednak o „wpływach atmosferycznych”: „Tymczasem nasz las i jego mieszkańcy w zoogeograficznym obszarze Palearktyki należy do typu nie środkowoeuropejskiego, a – tajgi…”. Literat i zarazem biolog nie teoretyzuje, lecz porównuje i przypomni „własnoręcznie ubity” wkład do rodzimej ornitologii. Rzadkiego w Puszczy Białowieskiej dzięcioła trójpalczastego (złociste piórka głowy). Zbliżony – wyjątkowo! – do gatunku karpackiego, niźli do syberyjskiego: „A więc sensacja przyrodnicza. Czy można z niej wyciągać wnioski natury politycznej? O, sądzę, że można nawet trawestować na nową syntezę demagogiczną”[4]. Zapamiętamy tę demagogiczną syntezę. „Ot, i wszystko. To jest tylko poezja. Nie trzeba z umiłowania piękna robić zaraz polityki”[5]. To jest tylko proza.
Przypisy
*** J. Mackiewicz, B. Toporska, Janusz Kowalewski. Listy, oprac. i przyp. N. Karsov, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 29, Londyn 2020, list z 17 kwietnia 1980, s. 470.
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z 1 maja 1962, s. 177–179.
[2] J.M. [J. Mackiewicz], Śnieg, „Słowo”, 25 grudnia 1937, w: tenże, Okna zatkane szmatami, opowiadania i artykuły 1937–1938, wyb. M. Bąkowski, J. Mackiewicz, Dzieła, t. 15, Londyn 2002, s. 233–235.
[3] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 446, 459.
[4] J.M. [J. Mackiewicz], Syntetycy Ziem Wschodnich, „Słowo”, 15 stycznia 1938, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 253–254.
[5] Tenże, Śnieg…, w: tamże, s. 235.
Gorki, „sztylpy”
i „sztyblety”
„– Chodźcie chłopcy, snimka bendo robić!” – nawołują robotnicy przy podźwiganiu świeżo wysmolonych słupów telegrafu, które serpentyną biegną ku litewskiej granicy. Marzec 1938. Józef Mackiewicz zatrzymuje kadr z drogi na Rykonty, „kilometr za Ponarami, za kapliczką, przy której cztery dni temu stały armaty”: „A co dalej?”[1]. Cóż, i ja „zdiełam snimki”… Całą serię. Przykłady zżycia się z językiem, stopienia ze specyficznym śniegiem, co doprowadziły, by „spór niesłusznie przeniesiony” został „w płaszczyznę polityczną”[2]. Dziennikarz „Słowa” szokuje dwa miesiące wcześniej, przy ptasiej okazji: „Ale wróćmy do Eurazji”, do której przyrodniczo należą „nasze ziemie wschodnie”. Doda: „Należy stwierdzić, że dla wielu pierwsze trzy litery tego wyrazu [Eurazja – P.Ch.] brzmieć będą sympatycznie, a reszta nie”[3].
Krytykuje innym razem motto eleganckiej serii wydawniczej „Cuda Polski”: „To Polska – to ojczyzna nasza”, gdzie „Fredro wydaje się tedy «bolieje umiestnym», jako odpowiadający już bez domyślników tendencji książki”. Cytuje opinię Tadeusza Łopalewskiego o Wilnie. To miasto – według autora tomu Między Niemnem a Dźwiną – „firmowane obcą ręką, która budowała brzydkie kamienice, drewniaki w stylu «dacz» i kopulaste cerkwie. To spadek po zaborcach”. Mackiewicz komentuje: „Przyjedzie ktoś do Wilna, spojrzy na «kopulaste cerkwie» i powie sobie: aha, to budowali Moskale dla zruszczenia kraju. I już się z tym załatwi, jak się załatwił Łopalewski”[4]. I wyliczy w odpowiedzi cerkwie stawiane przez wielkich książąt na pamiątkę orszańskiej wiktorii, te w baroku czy klasycystyczne: „Wieże kościołów i kopuły cerkwi Wilna pospołu przerastają pojęcie regionalizmu”[5].
Nawet w egzotycznym tekście o budowie kolejki na Kasprowy Martwe dusze się napatoczą: „I – jak w dawnych dobrych czasach: «paszła pisat′ gubernija!»”. I jeszcze przy ponurej sadze o nauczycielach z Polesia – „przebogata skala typów […] godna pióra jakiegoś Gogola, który by rzemiennym dyszlem objechał te «miotrwyje duszi», zamęczane unifikacyjną polityką szkolną władz centralnych”. Nie opędza się od pojedynczych wyrazów i powiedzonek: „Kaznaczejstwo” w Kiejdanach (izba skarbowa – informuje przypis); na Łotwie – „naturalnie ryżanie «otdiełalis’ strachom»”, tamże „wywrotowa robota bolszewickiej «wojenszcziny»” i „czerwonych prochodimców”. Rzuci „tupikiem” i pojęciem „stat′ na kalieni”. W Narwie odbędzie podróż po „ongiś petersburskiej «dacznoj miestnosti»”. Nie raz padną „zachołujstja” („takie prowincjonalne dziury”), dużo „kazionszcziny”, nie tylko w przypadku „«kazionnej» nazwy «Siewiero-Zapadnyj Kraj»”.
Oburza się po lekturze powieści Gorkiego Foma Gordiejew, której tłumacz napisał, „że kupcy nad Wołgą chodzili w «sztylpach»”: „Zestawienie sztylp, któreśmy po raz pierwszy ujrzeli na nogach pruskich i austriackich oficerów, z sylwetką kupca nadwołżańskiego z lat siedemdziesiątych”, wydało mu się „dziwaczne”. Błąd korekty? Nie, to autor przekładu „poczuwający się na siłach do tłumaczenia arcydzieł literatury rosyjskiej, nie zna rosyjskiego słowa «sztiblety»”! A to właśnie jest „obuwie noszone na olbrzymich obszarach wschodniej Europy” – przekonuje[6]. Po latach mrugnie do Pawlikowskiego: „Ponieważ Anders i wszystkie Nowaki to też są żuliki, w ładną, my z Tobą, popadliśmy kompanię!...”[7]. Aż chciałoby się podpowiedzieć – „командy”!
Przypisy
[1] Tenże, Ruch na Trakcie Kowieńskim, „Słowo”, 24 marca 1938, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 456.
[2] Tenże, Śnieg…, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 233–235.
[3] Tenże, Syntetycy Ziem Wschodnich…, w: tamże, s. 253–254.
[4] Tamże, s. 298, 299–300, 1938. Strona i data pierwodruku tekstu – s. 187, 1935; s. 199, 1935; s. 426, 1932 i 509; s. 526, 1927; s. 537, 1930; s. 538, 1930; s. 403, 1932; s 597, 1936; s. 288, 1938; s. 297, 1938.
[5] J.M. [J. Mackiewicz], Czy wielka zagadka Wilna?, „Słowo”, 3 października 1935, w: tenże, Bulbin z jednosielca…, s. 370.
[6] Tenże, Syntetycy Ziem Wschodnich…, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 254. Pechowym translatorem był Edward Chwalewik, tenże, Okna zatkane szmatami. Suplement, przyp. N. Karsov, Londyn 2023, s. 42.
[7] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z kwietnia 1955, s. 57.
Krytykuje innym razem motto eleganckiej serii wydawniczej „Cuda Polski”: „To Polska – to ojczyzna nasza”, gdzie „Fredro wydaje się tedy «bolieje umiestnym», jako odpowiadający już bez domyślników tendencji książki”. Cytuje opinię Tadeusza Łopalewskiego o Wilnie. To miasto – według autora tomu Między Niemnem a Dźwiną – „firmowane obcą ręką, która budowała brzydkie kamienice, drewniaki w stylu «dacz» i kopulaste cerkwie. To spadek po zaborcach”. Mackiewicz komentuje: „Przyjedzie ktoś do Wilna, spojrzy na «kopulaste cerkwie» i powie sobie: aha, to budowali Moskale dla zruszczenia kraju. I już się z tym załatwi, jak się załatwił Łopalewski”[4]. I wyliczy w odpowiedzi cerkwie stawiane przez wielkich książąt na pamiątkę orszańskiej wiktorii, te w baroku czy klasycystyczne: „Wieże kościołów i kopuły cerkwi Wilna pospołu przerastają pojęcie regionalizmu”[5].
Nawet w egzotycznym tekście o budowie kolejki na Kasprowy Martwe dusze się napatoczą: „I – jak w dawnych dobrych czasach: «paszła pisat′ gubernija!»”. I jeszcze przy ponurej sadze o nauczycielach z Polesia – „przebogata skala typów […] godna pióra jakiegoś Gogola, który by rzemiennym dyszlem objechał te «miotrwyje duszi», zamęczane unifikacyjną polityką szkolną władz centralnych”. Nie opędza się od pojedynczych wyrazów i powiedzonek: „Kaznaczejstwo” w Kiejdanach (izba skarbowa – informuje przypis); na Łotwie – „naturalnie ryżanie «otdiełalis’ strachom»”, tamże „wywrotowa robota bolszewickiej «wojenszcziny»” i „czerwonych prochodimców”. Rzuci „tupikiem” i pojęciem „stat′ na kalieni”. W Narwie odbędzie podróż po „ongiś petersburskiej «dacznoj miestnosti»”. Nie raz padną „zachołujstja” („takie prowincjonalne dziury”), dużo „kazionszcziny”, nie tylko w przypadku „«kazionnej» nazwy «Siewiero-Zapadnyj Kraj»”.
Oburza się po lekturze powieści Gorkiego Foma Gordiejew, której tłumacz napisał, „że kupcy nad Wołgą chodzili w «sztylpach»”: „Zestawienie sztylp, któreśmy po raz pierwszy ujrzeli na nogach pruskich i austriackich oficerów, z sylwetką kupca nadwołżańskiego z lat siedemdziesiątych”, wydało mu się „dziwaczne”. Błąd korekty? Nie, to autor przekładu „poczuwający się na siłach do tłumaczenia arcydzieł literatury rosyjskiej, nie zna rosyjskiego słowa «sztiblety»”! A to właśnie jest „obuwie noszone na olbrzymich obszarach wschodniej Europy” – przekonuje[6]. Po latach mrugnie do Pawlikowskiego: „Ponieważ Anders i wszystkie Nowaki to też są żuliki, w ładną, my z Tobą, popadliśmy kompanię!...”[7]. Aż chciałoby się podpowiedzieć – „командy”!
Przypisy
[1] Tenże, Ruch na Trakcie Kowieńskim, „Słowo”, 24 marca 1938, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 456.
[2] Tenże, Śnieg…, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 233–235.
[3] Tenże, Syntetycy Ziem Wschodnich…, w: tamże, s. 253–254.
[4] Tamże, s. 298, 299–300, 1938. Strona i data pierwodruku tekstu – s. 187, 1935; s. 199, 1935; s. 426, 1932 i 509; s. 526, 1927; s. 537, 1930; s. 538, 1930; s. 403, 1932; s 597, 1936; s. 288, 1938; s. 297, 1938.
[5] J.M. [J. Mackiewicz], Czy wielka zagadka Wilna?, „Słowo”, 3 października 1935, w: tenże, Bulbin z jednosielca…, s. 370.
[6] Tenże, Syntetycy Ziem Wschodnich…, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 254. Pechowym translatorem był Edward Chwalewik, tenże, Okna zatkane szmatami. Suplement, przyp. N. Karsov, Londyn 2023, s. 42.
[7] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z kwietnia 1955, s. 57.
Szminka na fest. Przeciw „pieczeniarstwu negacji”
Kilka zdań z cyklu reportaży o Grodnie można dedykować nowo narodzonym wyznawcom opinii, że Mackiewicz „zawsze kochał każdą Rosję”. Odwiedza w 1936 roku dawną królewską i sejmową siedzibę, szczycącą się zamkiem Witolda i Stefana Batorego. Ogląda miasto, które „dało się zaszminkować na fest rosyjskim pokostem”, ale w którym teraz na ów „«kazionny» pokost gubernatorskowo goroda nakłada się grubo «urzędowe» farby” powiatowego ośrodka. Mieszanina warstw nie ułatwia „bynajmniej w rozpoznaniu ducha Grodna”, gdy przecież: „Nie przebudować je trzeba, a tylko – «odpokostować»!”.
W efekcie – „wrażenie jest zupełnie inne”: „Co tu dużo gadać. Nie z powieści Orzeszkowej, a jakiejś Niemirowicz-Danczenki”[1]. Niemirowicz-Danczenko? Zdecydowanie – Wasilij (Tyflis 1845 – 1936 Praga), nie Władimir, jego słynniejszy brat, teatralny pomocnik Stanisławskiego i Wachtangowa. Przy tej pobocznej okazji możemy się dowiedzieć o istnieniu „najbardziej płodnego pisarza imperium rosyjskiego końca XIX i początku XX wieku”, który „opublikował ponad 250 książek; był bardzo popularny wśród czytelników, ale miał niewielki sukces wśród krytyków”[2]. Tak dużo użytecznych przypisów znajdziemy w opracowaniu Niny Karsov, iż rozbestwieni dziwimy się, czemu tu zabrakło smakowitej adnotacji?
Ale – wróćmy – wrażenie zupełnie inne: „To cerkiew czudotworna, koronkowe płoty drewniane, masywy kamieniczek o kazionnym stylu, zieleń i skwery na rosyjski gust, dawna «Dolina Szwajcarska» Repnina, druga cerkiew na prawo za mostem… «Gorod-kriepost», lada chwila pojawić się winien biały «kitiel» oficera, pagony, lakierkowane buty (eech! taszczit mientik na bazar, widno grodnienskij gusar…)”. Tym razem pomoże adnotacja: „Z mnóstwa takich, dwu- albo czterowierszowych, czastuszek (niekiedy sprośnych) składał się Żurawiel, a każda charakteryzowała pułk rosyjskiej armii. Stąd żurawiejki polskich kawalerzystów”. Zagadnie Mackiewicz woźnicę: „Zwoszczik, gdzie twoja duha?? a? – Nie ma duhy, jest chomąt krakowski, który takoż pasuje do Grodna, jak do samego kształtu pojazdu i jego dętych gum”[3].
Zagadnie 35 lat później Pawlikowskiego o – z ziem ukrainnych rodem – Wacława Alfreda Zbyszewskiego: „Kto wie, czy ze wszystkich piszących właśnie W.Z. ma w sobie najwięcej z ducha rosyjskiego… Szkoda, że nie od tej najlepszej strony…”. Rozprawia dalej o „stylu pogołownowo rugatielstwa na wszystko i wszystkich”, cechującym rączego publicystę[4]. Gdy spróbujemy spolszczyć to określenie, użyteczna będzie wzmianka Stanisława Brzozowskiego o „demoralizującym pieczeniarstwie negacji”[5]. Ale to nie kto inny jak Zbyszewski oskarży „braci Mackiewiczów” i Józefa Czapskiego o „zahipnotyzowanie kulturą rosyjską”, a moskalożercze tyrady z dwu recenzji Na nieludzkiej ziemi[6] powinni wypisać na sztandarach bojownicy wybiórczej cancel culture – „po wsiem”, wprowadzonej akurat w miejscu, gdzie nie jest potrzebna.
Użyte przez Brzozowskiego sformułowanie pojawiło się w rozprawie Moniki Anny Nogi o Stanisławie Brzozowskim w kręgu „Kultury” paryskiej, gdzie natrafimy też na dokonaną przez Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i interesującą w wymowie manipulację innym cytatem autora Legendy Młodej Polski: „W 1988 r. umieścił w swoim Dzienniku sentencję: «Kto myśli o przyszłości Polski, musi zrozumieć Rosję, musi ją zrozumieć lepiej niż ona sama siebie pojmuje» […]”. W Głosach wśród nocy oryginalny aforyzm zamykają słowa – „jeżeli chce ją wyprzedzić”[7]. Czy nie skrywa się w tym pominięciu głęboko zakorzeniony kompleks uniemożliwiający – nawet mentalnie – przemożenie Rosji? Rosji czy bolszewii? Podobne dywagacje prowadzą do apogeum rozważań nad piekielnie trudnym tematem.
Przypisy
[1] J.M. [J. Mackiewicz], Przechadzka po zewnętrznej nawierzchni miasta, „Słowo”, 16 stycznia 1936, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 208, 207.
[2] https://ewikipl.top/wiki/Vasily_Nemirovich-Danchenko [dostęp 1 marca 2024].
[3] J.M. [J. Mackiewicz], Przechadzka po zewnętrznej nawierzchni miasta…, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 207, 339.
[4] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z 5 lipca 1971, s. 346.
[5] S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski. Studia o strukturze duszy polskiej, I, tenże, Dzieła, red. M. Sroka, Kraków 1997, s. 204.
[6] W.A. Zbyszewski, Czapski o Rosji, „Wiadomości” 1949, nr 20 (163); tenże, Czapski o Rosji, „Lwów i Wilno” 1949, nr 117.
[7] M.A. Noga, Stanisław Brzozowski w kręgu „Kultury” paryskiej, Łódź–Paryż 2023, s. 154.
W efekcie – „wrażenie jest zupełnie inne”: „Co tu dużo gadać. Nie z powieści Orzeszkowej, a jakiejś Niemirowicz-Danczenki”[1]. Niemirowicz-Danczenko? Zdecydowanie – Wasilij (Tyflis 1845 – 1936 Praga), nie Władimir, jego słynniejszy brat, teatralny pomocnik Stanisławskiego i Wachtangowa. Przy tej pobocznej okazji możemy się dowiedzieć o istnieniu „najbardziej płodnego pisarza imperium rosyjskiego końca XIX i początku XX wieku”, który „opublikował ponad 250 książek; był bardzo popularny wśród czytelników, ale miał niewielki sukces wśród krytyków”[2]. Tak dużo użytecznych przypisów znajdziemy w opracowaniu Niny Karsov, iż rozbestwieni dziwimy się, czemu tu zabrakło smakowitej adnotacji?
Ale – wróćmy – wrażenie zupełnie inne: „To cerkiew czudotworna, koronkowe płoty drewniane, masywy kamieniczek o kazionnym stylu, zieleń i skwery na rosyjski gust, dawna «Dolina Szwajcarska» Repnina, druga cerkiew na prawo za mostem… «Gorod-kriepost», lada chwila pojawić się winien biały «kitiel» oficera, pagony, lakierkowane buty (eech! taszczit mientik na bazar, widno grodnienskij gusar…)”. Tym razem pomoże adnotacja: „Z mnóstwa takich, dwu- albo czterowierszowych, czastuszek (niekiedy sprośnych) składał się Żurawiel, a każda charakteryzowała pułk rosyjskiej armii. Stąd żurawiejki polskich kawalerzystów”. Zagadnie Mackiewicz woźnicę: „Zwoszczik, gdzie twoja duha?? a? – Nie ma duhy, jest chomąt krakowski, który takoż pasuje do Grodna, jak do samego kształtu pojazdu i jego dętych gum”[3].
Zagadnie 35 lat później Pawlikowskiego o – z ziem ukrainnych rodem – Wacława Alfreda Zbyszewskiego: „Kto wie, czy ze wszystkich piszących właśnie W.Z. ma w sobie najwięcej z ducha rosyjskiego… Szkoda, że nie od tej najlepszej strony…”. Rozprawia dalej o „stylu pogołownowo rugatielstwa na wszystko i wszystkich”, cechującym rączego publicystę[4]. Gdy spróbujemy spolszczyć to określenie, użyteczna będzie wzmianka Stanisława Brzozowskiego o „demoralizującym pieczeniarstwie negacji”[5]. Ale to nie kto inny jak Zbyszewski oskarży „braci Mackiewiczów” i Józefa Czapskiego o „zahipnotyzowanie kulturą rosyjską”, a moskalożercze tyrady z dwu recenzji Na nieludzkiej ziemi[6] powinni wypisać na sztandarach bojownicy wybiórczej cancel culture – „po wsiem”, wprowadzonej akurat w miejscu, gdzie nie jest potrzebna.
Użyte przez Brzozowskiego sformułowanie pojawiło się w rozprawie Moniki Anny Nogi o Stanisławie Brzozowskim w kręgu „Kultury” paryskiej, gdzie natrafimy też na dokonaną przez Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i interesującą w wymowie manipulację innym cytatem autora Legendy Młodej Polski: „W 1988 r. umieścił w swoim Dzienniku sentencję: «Kto myśli o przyszłości Polski, musi zrozumieć Rosję, musi ją zrozumieć lepiej niż ona sama siebie pojmuje» […]”. W Głosach wśród nocy oryginalny aforyzm zamykają słowa – „jeżeli chce ją wyprzedzić”[7]. Czy nie skrywa się w tym pominięciu głęboko zakorzeniony kompleks uniemożliwiający – nawet mentalnie – przemożenie Rosji? Rosji czy bolszewii? Podobne dywagacje prowadzą do apogeum rozważań nad piekielnie trudnym tematem.
Przypisy
[1] J.M. [J. Mackiewicz], Przechadzka po zewnętrznej nawierzchni miasta, „Słowo”, 16 stycznia 1936, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 208, 207.
[2] https://ewikipl.top/wiki/Vasily_Nemirovich-Danchenko [dostęp 1 marca 2024].
[3] J.M. [J. Mackiewicz], Przechadzka po zewnętrznej nawierzchni miasta…, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 207, 339.
[4] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, list z 5 lipca 1971, s. 346.
[5] S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski. Studia o strukturze duszy polskiej, I, tenże, Dzieła, red. M. Sroka, Kraków 1997, s. 204.
[6] W.A. Zbyszewski, Czapski o Rosji, „Wiadomości” 1949, nr 20 (163); tenże, Czapski o Rosji, „Lwów i Wilno” 1949, nr 117.
[7] M.A. Noga, Stanisław Brzozowski w kręgu „Kultury” paryskiej, Łódź–Paryż 2023, s. 154.
*
„Z gorącego przedziału wyszedłszy,
dobrze jest w nozdrza wciągnąć świeżego powietrza, pod wiatr”, 1937****.
*
Pod wiatr
Każdy nowy, postawiony problem wywołuje powrót do wydanych ostatnio książek Mackiewicza i lekturę ich pod innym kątem. Dopiero comeback daje zrozumienie, jak wielowątkowa to transza. Jeśli studiuję ją wielorako i równolegle, np. pod kątem spotkań z Adamem Pragierem czy Nowakiem-Jeziorańskim i RWE, albo – Augustem Zaleskim i kilku innymi „aspektami”, to trudno od tego gąszczu oddzielić jeszcze jedną gałąź. Ale czy np. rekonstrukcja relacji dwóch skłóconych często bohaterów mej wyobraźni – Józefa Mackiewicza i Zygmunta Nowakowskiego zdradzi zahaczenia o rzeczywistość duchową dzisiejszych dni? Albo – czy aktualnością tchną wileńskie obrazki? Oczywiście – ma, i oczywiście – tchną, ale temat stosunku do Rosji wybrzmiewa teraz może najsilniej. Silniej na pewno niż refleksja i doświadczenia wojenne.
Dość nagle, i nie mogę już sobie uzmysłowić momentu olśnienia, dostrzegłem skalę rozumowania Mackiewicza, jego postawę historiozoficzną wobec walk w latach 1918–1920. Spróbujmy wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby „biała Rosja” zwyciężyła Sowiety i odrodziła się w pełnym kształcie „jedina, niedelimyja”? Nawet z krajami bałtyckimi, nawet z ziemiami wschodnimi Rzeczypospolitej? Linia Curzona już istniała, a o stracie w tamtych warunkach Lwowa na rzecz „nowej” Rosji – chyba trudno poważnie myśleć. Gdyby nawet te ziemie (czyli w zasadzie ULB – jak się okazało), po powaleniu czerwonych na Syberii, Środkowym i Dalekim Wschodzie, Kaukazie zagarnęła pod siebie? Bilans historyczny podobnej operacji zwiastowałby ogromne zmniejszenie nieszczęść dla potężnej części świata. Trochę bolszewików i przestępców wojny oraz rewolucji by rozstrzelano. To wszystko. Niechby nawet… sto tysięcy!
Taką wizję obejmowała perspektywa Mackiewiczowska. Perspektywa człowieka zatrwożonego nacjonalizmami państw, którym udało się oderwać, powszechnym zbydlęceniem po wejściu Sowietów, Katyniem i Ponarami. Oczywiście, że ewentualność dobrze znanego „knuta” była w tej teorii konstrukcyjnej powabniejsza. Ziemie Wielkiego Księstwa pozostałyby niepodzielne, ciągle połączone z najdalszymi niegdyś kresami („Od piasków Bałtyku po stepy tatarskiej hordy”[1]), a polskość z nich – niewypruta. Może w tej „innej Rosji” znalazłoby się miejsce i na odrębność WXL? Jakiegoś modelu federacyjnego musiano by zgodnie z duchem czasu poszukać. Kolejne ryzykowne pytanie – czy Niemcy, maksymalnie okrojone przy układzie zwycięstwa pełnej Ententy na rzecz Polski, Francji, Czech czy Danii, odrodziłyby się w duchu hitleryzmu? Czy wybuchłaby druga wojna? Między kim miałaby się toczyć? A jeśli demokratyzująca się Rosja podzieliłaby fazę (nawet opóźnioną bez drugiego globalnego konfliktu) rozpadu imperiów kolonialnych? Rozpoczął się on wszakże za życia Mackiewicza…
Gdy Wit Tarnawski po raz kolejny poruszył 24 kwietnia 1968 roku kwestię „wygładzenia rusycyzmów” w jego powieściach, najpierw odpowie (w zastępstwie „zawalonego pracą i zwalonego chorobą męża”) Barbara Toporska. Jako pierwsza redaktorka tekstów da tylko początek długiej i pouczającej wymianie poglądów: „Rusycyzmy? Raczej skamieliny jeszcze z czasów, kiedy nie istniała «Rosja»”. Przyzna, że ich nie odróżnia: „Może dlatego, że moja znajomość rosyjskiego jest słaba”, stanowią one „jednak – na mój gust – kryterium raczej patriotyczne, niż naukowe”[2]. Mackiewicz zadeklaruje niebawem z delikatnością: „Mnie się zdaje, że w większości wypadków czynię to rozmyślnie…”.
Pozostanie do korespondencyjnej dyskusji pomiędzy trójką intelektualistów owa „mniejszość”[3]... Ach, gdybyż tylko o rusycyzmy chodziło! Aby zrozumieć kontekst następnego, urwanego zdania, należałoby tu przytoczyć cały eseik pt. Śnieg, na który już się powoływaliśmy… Potem można wczytać się w słowa Józefa Mackiewicza, skierowane 22 września 1954 roku do Michała K. Pawlikowskiego: „[…] teraz piszę dużo po rosyjsku i kto wie, czy w ogóle nie przejdę na ten język, tak zbrzydł mi polski…”[4]. I jeszcze motto, co zwykło otwierać, a tutaj zamyka: „– A prawda leży na uboczu i nikt się o nią nie troszczy, bo banalnie jest pisać o rzeczach zasadniczych”[5].
**** J.M. [J. Mackiewicz], Głodowa kwarantanna Ziemi Brasławskiej, „Słowo”, 13 marca 1937, w: tegoż, Okna zatkane szmatami…, s. 93.
[1] J. Mackiewicz, Rzecz ważna, „Gazeta Codzienna” 16 lutego 1940, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 500.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 188, list z 3 maja 1968, s. 189.
[3] Tamże, list z 23 września 1968, s. 197.
[4] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, s. 48.
[5] J. Mackiewicz, Syntetycy Ziem Wschodnich…, w: Okna zatkane szmatami…, s. 250.
Dość nagle, i nie mogę już sobie uzmysłowić momentu olśnienia, dostrzegłem skalę rozumowania Mackiewicza, jego postawę historiozoficzną wobec walk w latach 1918–1920. Spróbujmy wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby „biała Rosja” zwyciężyła Sowiety i odrodziła się w pełnym kształcie „jedina, niedelimyja”? Nawet z krajami bałtyckimi, nawet z ziemiami wschodnimi Rzeczypospolitej? Linia Curzona już istniała, a o stracie w tamtych warunkach Lwowa na rzecz „nowej” Rosji – chyba trudno poważnie myśleć. Gdyby nawet te ziemie (czyli w zasadzie ULB – jak się okazało), po powaleniu czerwonych na Syberii, Środkowym i Dalekim Wschodzie, Kaukazie zagarnęła pod siebie? Bilans historyczny podobnej operacji zwiastowałby ogromne zmniejszenie nieszczęść dla potężnej części świata. Trochę bolszewików i przestępców wojny oraz rewolucji by rozstrzelano. To wszystko. Niechby nawet… sto tysięcy!
Taką wizję obejmowała perspektywa Mackiewiczowska. Perspektywa człowieka zatrwożonego nacjonalizmami państw, którym udało się oderwać, powszechnym zbydlęceniem po wejściu Sowietów, Katyniem i Ponarami. Oczywiście, że ewentualność dobrze znanego „knuta” była w tej teorii konstrukcyjnej powabniejsza. Ziemie Wielkiego Księstwa pozostałyby niepodzielne, ciągle połączone z najdalszymi niegdyś kresami („Od piasków Bałtyku po stepy tatarskiej hordy”[1]), a polskość z nich – niewypruta. Może w tej „innej Rosji” znalazłoby się miejsce i na odrębność WXL? Jakiegoś modelu federacyjnego musiano by zgodnie z duchem czasu poszukać. Kolejne ryzykowne pytanie – czy Niemcy, maksymalnie okrojone przy układzie zwycięstwa pełnej Ententy na rzecz Polski, Francji, Czech czy Danii, odrodziłyby się w duchu hitleryzmu? Czy wybuchłaby druga wojna? Między kim miałaby się toczyć? A jeśli demokratyzująca się Rosja podzieliłaby fazę (nawet opóźnioną bez drugiego globalnego konfliktu) rozpadu imperiów kolonialnych? Rozpoczął się on wszakże za życia Mackiewicza…
***
Gdy Wit Tarnawski po raz kolejny poruszył 24 kwietnia 1968 roku kwestię „wygładzenia rusycyzmów” w jego powieściach, najpierw odpowie (w zastępstwie „zawalonego pracą i zwalonego chorobą męża”) Barbara Toporska. Jako pierwsza redaktorka tekstów da tylko początek długiej i pouczającej wymianie poglądów: „Rusycyzmy? Raczej skamieliny jeszcze z czasów, kiedy nie istniała «Rosja»”. Przyzna, że ich nie odróżnia: „Może dlatego, że moja znajomość rosyjskiego jest słaba”, stanowią one „jednak – na mój gust – kryterium raczej patriotyczne, niż naukowe”[2]. Mackiewicz zadeklaruje niebawem z delikatnością: „Mnie się zdaje, że w większości wypadków czynię to rozmyślnie…”.
Pozostanie do korespondencyjnej dyskusji pomiędzy trójką intelektualistów owa „mniejszość”[3]... Ach, gdybyż tylko o rusycyzmy chodziło! Aby zrozumieć kontekst następnego, urwanego zdania, należałoby tu przytoczyć cały eseik pt. Śnieg, na który już się powoływaliśmy… Potem można wczytać się w słowa Józefa Mackiewicza, skierowane 22 września 1954 roku do Michała K. Pawlikowskiego: „[…] teraz piszę dużo po rosyjsku i kto wie, czy w ogóle nie przejdę na ten język, tak zbrzydł mi polski…”[4]. I jeszcze motto, co zwykło otwierać, a tutaj zamyka: „– A prawda leży na uboczu i nikt się o nią nie troszczy, bo banalnie jest pisać o rzeczach zasadniczych”[5].
**** J.M. [J. Mackiewicz], Głodowa kwarantanna Ziemi Brasławskiej, „Słowo”, 13 marca 1937, w: tegoż, Okna zatkane szmatami…, s. 93.
[1] J. Mackiewicz, Rzecz ważna, „Gazeta Codzienna” 16 lutego 1940, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 500.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, s. 188, list z 3 maja 1968, s. 189.
[3] Tamże, list z 23 września 1968, s. 197.
[4] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, s. 48.
[5] J. Mackiewicz, Syntetycy Ziem Wschodnich…, w: Okna zatkane szmatami…, s. 250.
K + B + P
Rodaków oceniał Mackiewicz surowo: „Z komunizmem nie walczy nikt. A już nasi Polaczkowie wcale”[1]. Chociaż częściej niż pogardliwe cokolwiek zdrobnienie pada w korespondencji (czyżby cieplejszy dla ucha?) wschodni odpowiednik. Zwierzy się Pawlikowskiemu: „[…] nadojadły mnie Polacziszki, a przyznam, że zrobiły mnie tyle złego i robią w dalszym ciągu, tak obmierzło mnie to zakłamano-totalitarne towarzystwo z jego wszystkimi świętościami i biskupami całującymi w dupę bolszewików […]”. Ten go rozumie i generalizuje: „Polacziszki w ogóle nie lubią prawdy”[2]. Aby pojąć obecną w komunikacji przyjaciół figurę i nie ulec zmyłce, trzeba wydobyć spod pokładów znaczeń tradycję rozumienia tego słowa i jego dziejowy kontekst.
Pomoże dość nieoczekiwanie Włodzimierz Bączkowski: „«Polaczyszka». Tak brzmiał pogardliwy zwrot zwycięskich Rosjan odnoszony do licznej grupy układnych, zahukanych, lecz mimo to niepozbawionych pewnej fantazji i buńczuczności, ale jednocześnie ustępliwych «obywateli» «Prywislinskogo Kraja»”. Charakteryzującej się bakcylem niewolniczości sylwetki „podrosyjskiego”, „«grzeczniutkiego» i łagodnego” „«Polaczyszka-dekadenta»” poświęca Bączkowski w 1938 roku artykuł Kompleks niższości. Cechy Polaczyszki? By „tylko jak najprędzej z pamięci wymazać krzywdy wczoraj mu zadane, by wczorajszym panom się przypochlebić, nie daj Boże ich nie obrazić, by im uprzejmości najwięcej okazać, być lojalnym do głupoty i zachłystującym się «luxem» ze Wschodu aż do zaprzaństwa, aż do duchowego prostytuowania się…”[3]. „Polacziszka” Mackiewicza i Pawlikowskiego krztusi się własną i zachodnią mączką. Mechanizm pozostawał ten sam.
Zjawienie się czołowego polskiego prometeisty przywodzi na myśl kwintesencję bałamuctw Wacława A. Zbyszewskiego: „We mnie słowo Rosja – pisał – wszystko jedno jaka, carska, republikańska, bolszewicka – budzi tylko wstręt, odrazę, pogardę bardziej niż nienawiść”[4]. Szkoła historyczna wyrażająca się nazwiskami „Kucharzewski–Bączkowski–Pipes” (K + B + P), czyli w skrócie koncepcja „od białego do czerwonego caratu” akcentuje wielkoruskie korzenie sowieckiego komunizmu. Łatwiejsza jest ona w recepcji i złudnie „atrakcyjniejsza” intelektualnie niż szorstka propozycja Mackiewicza przeciwstawiająca dawną Rosję bolszewickiemu związkowi rad. Pierwsza konstrukcja szybciej i pozornie jakby płynniej odpowiada na dręczące pytania. Lepiej pasuje do geopolitycznej czy ideowej układanki. Lecz dokąd zaprowadzi?
Wyjaśnienie pierwotnych motywów zmagań wpisanych w nasze dzieje wydaje się prostsze przy modelu K + B + P, także ze względu na ich dłuższe i bardziej jednoznaczne dziedzictwo wrogości. Aktualna skuteczność rywalizacji zaś – większa przy trudnej wierności drugiemu wzorcowi. Dopiero wtedy analiza dotyka całości zjawiska bogatszego w niuanse niż carat. Przecież – teoretyzując („wiem, że to herezja!”) – łatwiej ułożyć stosunki z Rosją, której rodowód urywa się w 1917 roku, która odwraca się od późniejszych zbrodni. Nie musi za Gułag i Katyń przepraszać. I tak żadna Rosja odszkodowań za nie nigdy nie wypłaci. Może jednak archiwa i dobra kultury da się rewindykować? Królewiec przejąć, jak nie przymierzając Chiny Hongkong – od państwa chwiejącego się na ostatnim szczeblu procesu nieuchronnej dekolonizacji? Jak zawsze u Mackiewicza: „Mnie chodzi tylko o ustalenie pewnych faktów, o stwierdzenie pewnej (słusznej czy niesłusznej) prawdy obiektywnej. Jaką była, jaką jest”. A jaką... będzie?
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy…, list z 22 lutego 1938, s. 199.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, listy z 3 lutego 1953 i 4 listopada 1969, s. 32, 317.
[3] W. Bączkowski, Kompleks niższości, „Biuletyn Polsko-Ukraiński” 1934, nr 48, cyt. za: tenże, Frontem do historii. Pisma prometejskie. Pisma zebrane Włodzimierza Bączkowskiego, t. 2, oprac., wstęp i przyp. W. Konończuk, Kraków–Warszawa 2022, s. 21–23.
[4] W.A. Zbyszewski, Czapski o Rosji, „Wiadomości” 1949, nr 20 (163).
Pomoże dość nieoczekiwanie Włodzimierz Bączkowski: „«Polaczyszka». Tak brzmiał pogardliwy zwrot zwycięskich Rosjan odnoszony do licznej grupy układnych, zahukanych, lecz mimo to niepozbawionych pewnej fantazji i buńczuczności, ale jednocześnie ustępliwych «obywateli» «Prywislinskogo Kraja»”. Charakteryzującej się bakcylem niewolniczości sylwetki „podrosyjskiego”, „«grzeczniutkiego» i łagodnego” „«Polaczyszka-dekadenta»” poświęca Bączkowski w 1938 roku artykuł Kompleks niższości. Cechy Polaczyszki? By „tylko jak najprędzej z pamięci wymazać krzywdy wczoraj mu zadane, by wczorajszym panom się przypochlebić, nie daj Boże ich nie obrazić, by im uprzejmości najwięcej okazać, być lojalnym do głupoty i zachłystującym się «luxem» ze Wschodu aż do zaprzaństwa, aż do duchowego prostytuowania się…”[3]. „Polacziszka” Mackiewicza i Pawlikowskiego krztusi się własną i zachodnią mączką. Mechanizm pozostawał ten sam.
Zjawienie się czołowego polskiego prometeisty przywodzi na myśl kwintesencję bałamuctw Wacława A. Zbyszewskiego: „We mnie słowo Rosja – pisał – wszystko jedno jaka, carska, republikańska, bolszewicka – budzi tylko wstręt, odrazę, pogardę bardziej niż nienawiść”[4]. Szkoła historyczna wyrażająca się nazwiskami „Kucharzewski–Bączkowski–Pipes” (K + B + P), czyli w skrócie koncepcja „od białego do czerwonego caratu” akcentuje wielkoruskie korzenie sowieckiego komunizmu. Łatwiejsza jest ona w recepcji i złudnie „atrakcyjniejsza” intelektualnie niż szorstka propozycja Mackiewicza przeciwstawiająca dawną Rosję bolszewickiemu związkowi rad. Pierwsza konstrukcja szybciej i pozornie jakby płynniej odpowiada na dręczące pytania. Lepiej pasuje do geopolitycznej czy ideowej układanki. Lecz dokąd zaprowadzi?
Wyjaśnienie pierwotnych motywów zmagań wpisanych w nasze dzieje wydaje się prostsze przy modelu K + B + P, także ze względu na ich dłuższe i bardziej jednoznaczne dziedzictwo wrogości. Aktualna skuteczność rywalizacji zaś – większa przy trudnej wierności drugiemu wzorcowi. Dopiero wtedy analiza dotyka całości zjawiska bogatszego w niuanse niż carat. Przecież – teoretyzując („wiem, że to herezja!”) – łatwiej ułożyć stosunki z Rosją, której rodowód urywa się w 1917 roku, która odwraca się od późniejszych zbrodni. Nie musi za Gułag i Katyń przepraszać. I tak żadna Rosja odszkodowań za nie nigdy nie wypłaci. Może jednak archiwa i dobra kultury da się rewindykować? Królewiec przejąć, jak nie przymierzając Chiny Hongkong – od państwa chwiejącego się na ostatnim szczeblu procesu nieuchronnej dekolonizacji? Jak zawsze u Mackiewicza: „Mnie chodzi tylko o ustalenie pewnych faktów, o stwierdzenie pewnej (słusznej czy niesłusznej) prawdy obiektywnej. Jaką była, jaką jest”. A jaką... będzie?
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Paweł Jankowski. Listy…, list z 22 lutego 1938, s. 199.
[2] J. Mackiewicz, B. Toporska, Michał K. Pawlikowski. Listy…, listy z 3 lutego 1953 i 4 listopada 1969, s. 32, 317.
[3] W. Bączkowski, Kompleks niższości, „Biuletyn Polsko-Ukraiński” 1934, nr 48, cyt. za: tenże, Frontem do historii. Pisma prometejskie. Pisma zebrane Włodzimierza Bączkowskiego, t. 2, oprac., wstęp i przyp. W. Konończuk, Kraków–Warszawa 2022, s. 21–23.
[4] W.A. Zbyszewski, Czapski o Rosji, „Wiadomości” 1949, nr 20 (163).
Skrzydła orlich cieni
W tym przypadku dalej klaruje Miłoszowi: „Jeżeli mówię, że Bunin mówił to, a Dąbrowska tamto, nie znaczy że chcę wynieść Bunina i poniżyć Dąbrowską. Lecz ustalić pewien stan faktyczny”[1]. Ale w 1938 roku zdradzi, że nie należy do „bezkompromisowych entuzjastów pani Dąbrowskiej”[2]. Nie ona nas tu ciekawi, lecz resztki Rosji, z którymi się stykał. W tym samym roku przypomina: „Nie tak to dawno zaufania na tyle nie było, że wszystko od dziesięciny ziemi do funta masła liczono tylko na ruble i kopiejki. Dziś tego nie ma, choć transakcje w rublach obliczane zdarzają się ciągle”[3]. Czy też: „– Tak jest, przed wojną stawały prywatne fabryczki na rzece Wilence i z wody robiono ruble. […] Asygnatami rosyjskiego skarbu państwa wyklejać dziś można przedpokój. A ona płynie i płynie”[4].
Dwa lata wcześniej artykuł o represjach, które spadły na nauczyciela w Wołożynie za mówienie po rosyjsku, zacznie z pewną dozą liryzmu: „Rzec by można, iż cień dwugłowego orła padł na białe skrzydła”. Tamże zapyta o (właściwie „żadne”) znaczenie polityczne „propagandy «carosławia»”: „Jeżeli zaś trafia na tak podatny grunt, na którym rywalizować dziś może tylko z propagandą czerwonej Moskwy, to… ze względu na swą platoniczność, z dwojga złego raczej dodatnie”[5]. Połóżmy nacisk na „z dwojga złego” oraz na pogłębiającą się „platoniczność”. Podobnie nurtują go wydumane „zakulisowe tendencje” zakazanego obchodu 950 lat chrztu Rusi, planowanego przez Towarzystwo Rosyjskie w Wilnie – „manifestacji tym bardziej pożądanej, jeśli ją urządzają u nas Rosjanie, którym we własnym kraju nie wolno się nawet modlić”[6]. Troszczy się o wierzytelności rosyjskiego banku[7], zauważy memuar generała Spiridowicza o Ostatnim polowaniu Mikołaja II w Białowieży i Spale[8].
Wzmiankując pancernik „Kniaź Potiomkin”[9] (zapominamy o tym „kniaziu” w nazwie), korzysta z rosyjskiej prasy na Łotwie. Nie raz wyzyska tamtejsze „Siewodnia”, a w jednym z „najruchliwszych dziennikarzy ryskich”, Borysie Orieczkinie, dostrzeże „typ reportera politycznego, zakrawający na większą skalę” (zginie w getcie kowieńskim). Cytuje też „żydowskie «Echo s priłożenijem Siegodnia»”, lokalny litewski dodatek, w którym drukował początkowo Iwan Bunin. Antycypując o niecałą dekadę polski dramat zauważy: „Po całej kuli ziemskiej rozrzuceni są teraz Rosjanie, których rewolucja wyparła z rodzinnych domów. Bóg jeden raczy wiedzieć, czy są zakątki, do których nie dotarła emigrancka stopa «bywszich ludiej»”. I znów za „jedną z gazet rosyjskich” maluje ich los na… Czarnym Lądzie[10]. W Tallinie osobiście natknie się na „bywszewo cziełowieka”: „Jasno. Jak tu spać. Białe noce.
– Barin, wspomogitie starowo russkawo emigranta!
Człowiek w brudnym ubraniu, od którego zalatuje wódką, wyciąga rękę”[11]. Przypomina się w tym miejscu przypowieść Zbigniewa Herberta („szare gazety wciąż milczały / i tylko pasjans się litował”), która miała nas „przerazić to znaczy przekonać”[12] o zgubnym losie każdej emigracji. Za „smutny rozdział ostatniej epopei rosyjskiej kultury”[13] uzna Mackiewicz wyprzedaż przez bolszewików skarbów cara i arystokracji. Nie chce dostrzec, że dzięki temu mogą przetrwać. Nie o materialny byt mu chodzi. O śnieg, co topnieje.
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, list z 5 kwietnia 1970, s. 445.
[2] J.M. [J. Mackiewicz], „Niebłagonadiożnost′” zamku Lubarta, „Słowo”, 2 marca 1938, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 278.
[3] m. [J. Mackiewicz], Z przejażdżek letniskowych, „Słowo”, 26 czerwca 1931, w tegoż, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 94.
[4] J.M. [J. Mackiewicz], Budujmy raczej na pokój…, „Słowo”, 5 lutego 1938, w: tamże, s. 263.
[5] Tenże, Ty wiesz, że dumni nieszczęściem nie mogą za innych śladem iść tą samą drogą…, „Słowo”, 3 czerwca 1936, w: tenże, Bulbin z jednosielca…, s. 421, s. 430.
[6] Tenże, Tu nie chodzi o 950 chrztu Rusi!, „Słowo”, 4 grudnia 1938, w: tamże, s. 409.
[7] Tenże, Dekret wymagający korektury, „Słowo”, 25 lutego 1937, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 249.
[8] aż [J. Mackiewicz], Ostatnim polowaniu Mikołaja II w Białowieży i Spale, „Słowo”12 grudnia, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 567, 1934.
[9] Dalej – w kolejności tytuł zbioru, strona i data pierwodruku: tamże, s. 543, 1934; tamże, s. 523 – 526, 1933 oraz 554–557, 1934; Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 380–381, 1930; 1935, tamże, s. 443, 1935 i s. 515; tamże, s. 485, 1938 i 516–517.
[10] aż [J. Mackiewicz], W Afryce…, „Słowo”, 2 lipca 1934, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 546.
[11] J.M. [J. Mackiewicz], Świeża trawa na starych zamkach (II), „Słowo”, 18 czerwca 1936, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 581.
[12] Z. Herbert, Hermes, pies i gwiazda, Warszawa 1957, s. 95–96.
[13] aż [J. Mackiewicz], Sztandary Karola XII, „Słowo”, 27 września 1931, w: tenże, Wrzaski i bomby, Dzieła, t. 33, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Londyn 2021, s. 34.
Dwa lata wcześniej artykuł o represjach, które spadły na nauczyciela w Wołożynie za mówienie po rosyjsku, zacznie z pewną dozą liryzmu: „Rzec by można, iż cień dwugłowego orła padł na białe skrzydła”. Tamże zapyta o (właściwie „żadne”) znaczenie polityczne „propagandy «carosławia»”: „Jeżeli zaś trafia na tak podatny grunt, na którym rywalizować dziś może tylko z propagandą czerwonej Moskwy, to… ze względu na swą platoniczność, z dwojga złego raczej dodatnie”[5]. Połóżmy nacisk na „z dwojga złego” oraz na pogłębiającą się „platoniczność”. Podobnie nurtują go wydumane „zakulisowe tendencje” zakazanego obchodu 950 lat chrztu Rusi, planowanego przez Towarzystwo Rosyjskie w Wilnie – „manifestacji tym bardziej pożądanej, jeśli ją urządzają u nas Rosjanie, którym we własnym kraju nie wolno się nawet modlić”[6]. Troszczy się o wierzytelności rosyjskiego banku[7], zauważy memuar generała Spiridowicza o Ostatnim polowaniu Mikołaja II w Białowieży i Spale[8].
Wzmiankując pancernik „Kniaź Potiomkin”[9] (zapominamy o tym „kniaziu” w nazwie), korzysta z rosyjskiej prasy na Łotwie. Nie raz wyzyska tamtejsze „Siewodnia”, a w jednym z „najruchliwszych dziennikarzy ryskich”, Borysie Orieczkinie, dostrzeże „typ reportera politycznego, zakrawający na większą skalę” (zginie w getcie kowieńskim). Cytuje też „żydowskie «Echo s priłożenijem Siegodnia»”, lokalny litewski dodatek, w którym drukował początkowo Iwan Bunin. Antycypując o niecałą dekadę polski dramat zauważy: „Po całej kuli ziemskiej rozrzuceni są teraz Rosjanie, których rewolucja wyparła z rodzinnych domów. Bóg jeden raczy wiedzieć, czy są zakątki, do których nie dotarła emigrancka stopa «bywszich ludiej»”. I znów za „jedną z gazet rosyjskich” maluje ich los na… Czarnym Lądzie[10]. W Tallinie osobiście natknie się na „bywszewo cziełowieka”: „Jasno. Jak tu spać. Białe noce.
– Barin, wspomogitie starowo russkawo emigranta!
Człowiek w brudnym ubraniu, od którego zalatuje wódką, wyciąga rękę”[11]. Przypomina się w tym miejscu przypowieść Zbigniewa Herberta („szare gazety wciąż milczały / i tylko pasjans się litował”), która miała nas „przerazić to znaczy przekonać”[12] o zgubnym losie każdej emigracji. Za „smutny rozdział ostatniej epopei rosyjskiej kultury”[13] uzna Mackiewicz wyprzedaż przez bolszewików skarbów cara i arystokracji. Nie chce dostrzec, że dzięki temu mogą przetrwać. Nie o materialny byt mu chodzi. O śnieg, co topnieje.
Przypisy
[1] J. Mackiewicz, B. Toporska, Wielka Niewiadoma…, list z 5 kwietnia 1970, s. 445.
[2] J.M. [J. Mackiewicz], „Niebłagonadiożnost′” zamku Lubarta, „Słowo”, 2 marca 1938, w: tenże, Okna zatkane szmatami…, s. 278.
[3] m. [J. Mackiewicz], Z przejażdżek letniskowych, „Słowo”, 26 czerwca 1931, w tegoż, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 94.
[4] J.M. [J. Mackiewicz], Budujmy raczej na pokój…, „Słowo”, 5 lutego 1938, w: tamże, s. 263.
[5] Tenże, Ty wiesz, że dumni nieszczęściem nie mogą za innych śladem iść tą samą drogą…, „Słowo”, 3 czerwca 1936, w: tenże, Bulbin z jednosielca…, s. 421, s. 430.
[6] Tenże, Tu nie chodzi o 950 chrztu Rusi!, „Słowo”, 4 grudnia 1938, w: tamże, s. 409.
[7] Tenże, Dekret wymagający korektury, „Słowo”, 25 lutego 1937, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 249.
[8] aż [J. Mackiewicz], Ostatnim polowaniu Mikołaja II w Białowieży i Spale, „Słowo”12 grudnia, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 567, 1934.
[9] Dalej – w kolejności tytuł zbioru, strona i data pierwodruku: tamże, s. 543, 1934; tamże, s. 523 – 526, 1933 oraz 554–557, 1934; Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 380–381, 1930; 1935, tamże, s. 443, 1935 i s. 515; tamże, s. 485, 1938 i 516–517.
[10] aż [J. Mackiewicz], W Afryce…, „Słowo”, 2 lipca 1934, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 546.
[11] J.M. [J. Mackiewicz], Świeża trawa na starych zamkach (II), „Słowo”, 18 czerwca 1936, w: tenże, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie…, s. 581.
[12] Z. Herbert, Hermes, pies i gwiazda, Warszawa 1957, s. 95–96.
[13] aż [J. Mackiewicz], Sztandary Karola XII, „Słowo”, 27 września 1931, w: tenże, Wrzaski i bomby, Dzieła, t. 33, wyb. M. Bąkowski, przyp. N. Karsov, Londyn 2021, s. 34.
Bilą w szachownicę
Epilog
Ostatnia – jak dotąd – nowość Mackiewicza to zbiór artykułów z lat 1950–1959 (pierwotnie tom 22 Dzieł, 2015) pt. Wieszać czy nie wieszać? (2023) – z istotnymi, a ciągle mało znanymi tekstami Wcale nie jestem „rusofilem” i Nie „dostojewszczyzna”, a – „polszczyzna”. Już rok wcześniej linię ilustracyjnych apendyksów do wznowień zapoczątkowały fotografie modeli bohaterów Sprawy pułkownika Miasojedowa – w poprawionym nakładzie najsilniej roztkliwiającej rosyjskie nici powieści. Jako dodatek w Wieszać czy nie wieszać? błyśnie reprodukcja stron maszynopisu Listu do Szołochowa – z rosyjskim oryginałem. Edytorka zachęca do sięgnięcia po List… w przypisie do grubo wcześniejszego tekstu Bierzmy przykład z „Cichego Donu”[1]. Stanowił on w 1936 roku wezwanie do nieubłaganego antykomunizmu.
Nie od rzeczy będzie uznać go za prefigurację artykułu, który wywiera tak silne wrażenie przy lekturze zbioru Wrzaski i bomby, czyli drukowanego ponad trzydzieści lat później manifestu gdyby LENIN był dziś – antykomunistą[2]. Już w „Słowie” czytamy: „Powinniśmy prowadzić walkę z komunizmem na śmierć i życie. To nie jest walka o piłkę w tenisie, ani o bilę w bilardzie lub wieżę w szachach. To jest walka o najszczytniejsze ideały ludzkości”. Bo przecież „ruch ten skierowany jest przeciwko ideałom duchowym i materialnym, przeciwko tradycji tych ideałów i fundamentom światopoglądu, który uważamy za nasz, za dobry, celowy, za dorobek kultury pokoleń, nie tylko naszego państwa, ale całej ludzkości. Powiedziałem, iż chciałbym, żeby ta walka była nieubłaganą, ponieważ uważam osobiście, że prowadzimy ją zbyt humanitarnie, po prostu zbyt łagodnie”.
Wszak „w walce na śmierć i życie nie udziela się «forów»”. I dalej, jakby dając ripostę na hasło „zło dobrem zwyciężaj” Mackiewicz argumentuje: „Albowiem komunizm, jako program i jako system, usuwa poza nawias wszelkie proste lub złożone funkcje psychiki ludzkiej, które nie prowadzą do międzynarodowej rewolucji, a tym samym do zniszczenia naszego świata, zarówno moralnego, jak ideowego. Wszystkie pobudki, zrodzone z mentalności światopoglądu niekomunistycznego, które łącznie doprowadzają nas do różnego rodzaju względów, nie istnieją w systemie walki, jaką prowadzi z nami komunizm. Komunizm nie uznaje praw ani godności, ani honoru jednostki”.
Natchniony jedną ze scen Cichego Donu („Artystycznie ilustruje ten system i tłumaczy go w swej słynnej książce […] pisarz sowiecki Szołochow”) zawoła: „My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy […] stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść”. Dwa lata wcześniej, streszczając opowiadanie Michaiła Arcybaszewa, Mackiewicz głosi: „Jak oni nas, tak my ich. «Biełobandity»? Taaak? Oni tam, bolszewicy, element kryminalny stawią powyżej przeciwników politycznych”. Powtarza w Bierzmy przykład…: „I my winniśmy komunistów stawiać poniżej przestępców kryminalnych”. – To: „Krasnobandity!”[3]. Ich likwidowałby dawny ułan bez litości. I bez względu na pochodzenie.
Przypisy
[1] J.M. [J. Mackiewicz], „Słowo”, 6 maja 1936, w: tenże, Bulbin z jednocielca…, s. 416–420.
[2] Pierwodruk: „Nurt” (Rockdale, Australia) 1965, nr 5, grudzień – styczeń, w: J. Mackiewicz, Wrzaski i bomby..., s. 110 –120.
[3] aż [J. Mackiewicz], Stu dziewięciu, „Słowo” 19 grudnia 1934, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 574.
Nie od rzeczy będzie uznać go za prefigurację artykułu, który wywiera tak silne wrażenie przy lekturze zbioru Wrzaski i bomby, czyli drukowanego ponad trzydzieści lat później manifestu gdyby LENIN był dziś – antykomunistą[2]. Już w „Słowie” czytamy: „Powinniśmy prowadzić walkę z komunizmem na śmierć i życie. To nie jest walka o piłkę w tenisie, ani o bilę w bilardzie lub wieżę w szachach. To jest walka o najszczytniejsze ideały ludzkości”. Bo przecież „ruch ten skierowany jest przeciwko ideałom duchowym i materialnym, przeciwko tradycji tych ideałów i fundamentom światopoglądu, który uważamy za nasz, za dobry, celowy, za dorobek kultury pokoleń, nie tylko naszego państwa, ale całej ludzkości. Powiedziałem, iż chciałbym, żeby ta walka była nieubłaganą, ponieważ uważam osobiście, że prowadzimy ją zbyt humanitarnie, po prostu zbyt łagodnie”.
Wszak „w walce na śmierć i życie nie udziela się «forów»”. I dalej, jakby dając ripostę na hasło „zło dobrem zwyciężaj” Mackiewicz argumentuje: „Albowiem komunizm, jako program i jako system, usuwa poza nawias wszelkie proste lub złożone funkcje psychiki ludzkiej, które nie prowadzą do międzynarodowej rewolucji, a tym samym do zniszczenia naszego świata, zarówno moralnego, jak ideowego. Wszystkie pobudki, zrodzone z mentalności światopoglądu niekomunistycznego, które łącznie doprowadzają nas do różnego rodzaju względów, nie istnieją w systemie walki, jaką prowadzi z nami komunizm. Komunizm nie uznaje praw ani godności, ani honoru jednostki”.
Natchniony jedną ze scen Cichego Donu („Artystycznie ilustruje ten system i tłumaczy go w swej słynnej książce […] pisarz sowiecki Szołochow”) zawoła: „My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy […] stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść”. Dwa lata wcześniej, streszczając opowiadanie Michaiła Arcybaszewa, Mackiewicz głosi: „Jak oni nas, tak my ich. «Biełobandity»? Taaak? Oni tam, bolszewicy, element kryminalny stawią powyżej przeciwników politycznych”. Powtarza w Bierzmy przykład…: „I my winniśmy komunistów stawiać poniżej przestępców kryminalnych”. – To: „Krasnobandity!”[3]. Ich likwidowałby dawny ułan bez litości. I bez względu na pochodzenie.
Przypisy
[1] J.M. [J. Mackiewicz], „Słowo”, 6 maja 1936, w: tenże, Bulbin z jednocielca…, s. 416–420.
[2] Pierwodruk: „Nurt” (Rockdale, Australia) 1965, nr 5, grudzień – styczeń, w: J. Mackiewicz, Wrzaski i bomby..., s. 110 –120.
[3] aż [J. Mackiewicz], Stu dziewięciu, „Słowo” 19 grudnia 1934, w: tenże, Nie wychylać się!..., s. 574.
Paweł Chojnacki