Tadeusz Rejtan – polski znak sprzeciwu
czas czytania:
Zostać bohaterem narodowym, dlatego że postanowiło się przestrzegać przepisu z regulaminu obrad parlamentarnych? Mało tego – trafić na znaczki pocztowe, a nawet do najbardziej niepokornego medium, języka, w którym 250 lat później świetnie się miewa zwrot „kłaść się Rejtanem”?
Owszem – tak się właśnie zdarzyło Tadeuszowi Rejtanowi, powszechnie znanemu z tego jednego gestu. Żeby jednak zrozumieć, jak to się stało, że ten trzydziestojednolatek w kwietniu 1773 r. został niekwestionowanym bohaterem, trzeba najpierw przypomnieć tamte okoliczności i tamten regulamin.
Sytuacja przed
I rozbiorem Polski
Okoliczności były tragiczne. Osłabiona wojnami, brakiem ładu wewnętrznego i naciskami państw zewnętrznych Rzeczpospolita została postawiona wobec konieczności zaakceptowania „rozbioru”, tj. przywłaszczenia części jej ziem przez Prusy, Austrię i Rosję. Projekty przywłaszczenia części terytoriów pogranicznych i rozładowania w ten sposób narastającego napięcia między potęgami europejskimi były dyskutowane w Petersburgu, Wiedniu, Berlinie i Paryżu co najmniej od końca lat sześćdziesiątych XVIII w. Sama koncepcja „rozbioru”, tj. podziału ziem istniejącego i uznanego państwa była jeszcze starsza. O ziemiach otomańskich spekulowano w ten sposób już w XVII w., w wypadku Rzeczypospolitej działania takie zakładał podpisany między Szwecją a Siedmiogrodem w grudniu 1656 r. traktat w Radnot, który na szczęście pozostał na papierze.
W roku 1770 sytuacja była inna. Prusy i Austria były żywo zainteresowane przywłaszczeniem przygranicznych ziem Rzeczypospolitej, Rosja przez dłuższy czas się wahała – jej ideałem były ziemie polskie jako protektorat, w całości kontrolowany przez Petersburg. Jednak wobec nacisków Wiednia i Berlina, mediacji francuskiej oraz postępującej destabilizacji Rzeczypospolitej, Rosja ostatecznie wyraziła zgodę na rozbiór. Dodatkowym argumentem było przywłaszczanie sobie przez Prusy i Austrię pogranicznych powiatów pod pretekstem „rozbudowywania kordonu sanitarnego”.
Bezpośrednim pretekstem do zawarcia układów rozbiorowych były działania stronnictwa szlacheckiego przeciwnego dominacji Petersburga w polityce polskiej. Radykalne skrzydło tego stronnictwa zdecydowało się na uprowadzenie króla Stanisława Augusta. Nieprzemyślana i niepotrzebna akcja została po kilku godzinach zarzucona, a król – uwolniony, jednak trzy ościenne kraje zyskały pretekst do ogłoszenia „nierządności” Rzeczypospolitej. Pierwszy układ rosyjsko-pruski definiujący przebieg nowych granic został podpisany w lutym 1772 r.; jesienią Rosja, Austria i Prusy notyfikowały nową rzeczywistość polityczną Rzeczypospolitej.
W roku 1770 sytuacja była inna. Prusy i Austria były żywo zainteresowane przywłaszczeniem przygranicznych ziem Rzeczypospolitej, Rosja przez dłuższy czas się wahała – jej ideałem były ziemie polskie jako protektorat, w całości kontrolowany przez Petersburg. Jednak wobec nacisków Wiednia i Berlina, mediacji francuskiej oraz postępującej destabilizacji Rzeczypospolitej, Rosja ostatecznie wyraziła zgodę na rozbiór. Dodatkowym argumentem było przywłaszczanie sobie przez Prusy i Austrię pogranicznych powiatów pod pretekstem „rozbudowywania kordonu sanitarnego”.
Bezpośrednim pretekstem do zawarcia układów rozbiorowych były działania stronnictwa szlacheckiego przeciwnego dominacji Petersburga w polityce polskiej. Radykalne skrzydło tego stronnictwa zdecydowało się na uprowadzenie króla Stanisława Augusta. Nieprzemyślana i niepotrzebna akcja została po kilku godzinach zarzucona, a król – uwolniony, jednak trzy ościenne kraje zyskały pretekst do ogłoszenia „nierządności” Rzeczypospolitej. Pierwszy układ rosyjsko-pruski definiujący przebieg nowych granic został podpisany w lutym 1772 r.; jesienią Rosja, Austria i Prusy notyfikowały nową rzeczywistość polityczną Rzeczypospolitej.
Sejm zatwierdzający rozbiór
O oporze wojskowym nie było mowy (wojska na żołdzie Rzeczypospolitej były wielokrotnie słabsze niż oddziały państw zaborczych, od dawna bez przeszkód wkraczające na ziemie polskie, a od niedawna strzegące „nowych” granic), dyplomatyczny sprowadził się do kilku not skierowanych do państw europejskich. Decorum, do którego wiek XVIII przywiązywał wagę, wymagało jednak, by decyzja o rozbiorze została przegłosowana przez sejm, czyli parlament kraju ofiary. Można to również uznać za przejaw perfidii – rozdający karty polityczne dyplomaci państw zaborczych (rosyjski poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny Otto Magnus von Stackelberg, poseł pruski Gédéon Benoît i austriacki Karl Reviczky) życzyli sobie po prostu, by rozbiór Rzeczypospolitej został zatwierdzony przez sejm, który został zwołany na 19 kwietnia 1773 r.
Liberum veto
Tyle okoliczności. Pozostawała jednak kwestia regulaminowa, na mocy bowiem funkcjonującej od XVI w. zasady ustrojowej znanej jako liberum veto, sejm Rzeczypospolitej można było zerwać (i unieważnić podjęte na nim uchwały) na wniosek zaledwie jednego posła. Zasada ta, mająca w założeniu służyć jednomyślności posłów i „ucieraniu kompromisu”, przez stulecia ulegała wynaturzeniu. Jednak w imię wierności zasadom ustrojowym (jak również ze względu na poważne konflikty, jakie by to wywołało) nie znoszono jej. Sposobem na jej obejście było uznanie sejmu za „skonfederowany”, czyli podejmujący decyzje (jak zdecydowana większość ciał przedstawicielskich) większością głosów.
Rozgrywka polityczna toczyła się więc dokładnie o to – mocarstwa zaborcze i „realiści” byli przekonani, że nawet w gronie zrezygnowanych lub przekupionych posłów może znaleźć się jeden sprawiedliwy, który wypowie formułę „veto”, uniemożliwiając tym samym legalizację rozbioru kraju. By temu zapobiec, konieczne było zawiązanie konfederacji. Z takim wnioskiem wystąpił oddany całkowicie Rosji Adam Poniński, który przewodniczył obradom sejmu.
Rozgrywka polityczna toczyła się więc dokładnie o to – mocarstwa zaborcze i „realiści” byli przekonani, że nawet w gronie zrezygnowanych lub przekupionych posłów może znaleźć się jeden sprawiedliwy, który wypowie formułę „veto”, uniemożliwiając tym samym legalizację rozbioru kraju. By temu zapobiec, konieczne było zawiązanie konfederacji. Z takim wnioskiem wystąpił oddany całkowicie Rosji Adam Poniński, który przewodniczył obradom sejmu.
Weto Rejtana wobec projektu zawiązania konfederacji
I tu wkracza na scenę Tadeusz Rejtan, poseł ziemi nowogrodzkiej, syn zamożnego ziemianina Dominika Reytana, podkomorzego nowogródzkiego. Debiutant w fachu poselskim, doskonale jednak znający regulaminy, który jedyną szansę na niedopuszczenie do legalizacji rozbiorów widzi w uniemożliwieniu zawiązania konfederacji. Formułę „sprzeciwu obywatelskiego”, realizowaną dotąd za pomocą liberum veto, „przenosi” niejako na inny poziom, oprotestowując zawiązanie konfederacji.
Podniósł tę kwestię już na pierwszej sesji sejmowej, 19 kwietnia, podkreślając, że sejm zwołany został jako „wolny”, nie skonfederowany. W ciągu dramatycznych 36 godzin usiłował nie dopuścić do zawiązania się konfederacji, stosując swego rodzaju – jakkolwiek anachronicznie brzmi ta fraza w odniesieniu do XVIII w. – „strajk okupacyjny”. Zasiadł w sali obrad i nie opuścił jej ani na moment. Gdy zaś, po rozwiązaniu (solwowaniu) kolejnej sesji sejmowej, poprzedzającej zawiązanie konfederacji, przekupieni posłowie zaczęli opuszczać salę – rzucił im się pod nogi, stawiając ich przed koniecznością stratowania go.
Znaleźli się tacy, którzy to zrobili (według tradycji pierwszy był poseł ziemi nurskiej, Jacek Jezierski). Po 36 godzinach Tadeusz Rejtan, wycieńczony, ciężko pobity, opuścił gmach Zamku Królewskiego, w którym obradował sejm, by już nigdy do niego nie wrócić.
Podniósł tę kwestię już na pierwszej sesji sejmowej, 19 kwietnia, podkreślając, że sejm zwołany został jako „wolny”, nie skonfederowany. W ciągu dramatycznych 36 godzin usiłował nie dopuścić do zawiązania się konfederacji, stosując swego rodzaju – jakkolwiek anachronicznie brzmi ta fraza w odniesieniu do XVIII w. – „strajk okupacyjny”. Zasiadł w sali obrad i nie opuścił jej ani na moment. Gdy zaś, po rozwiązaniu (solwowaniu) kolejnej sesji sejmowej, poprzedzającej zawiązanie konfederacji, przekupieni posłowie zaczęli opuszczać salę – rzucił im się pod nogi, stawiając ich przed koniecznością stratowania go.
Znaleźli się tacy, którzy to zrobili (według tradycji pierwszy był poseł ziemi nurskiej, Jacek Jezierski). Po 36 godzinach Tadeusz Rejtan, wycieńczony, ciężko pobity, opuścił gmach Zamku Królewskiego, w którym obradował sejm, by już nigdy do niego nie wrócić.
Konsekwencje protestu Rejtana
To, co następuje potem, to finezyjna gra pozorów między mocarstwami rozbiorowymi a kolaborującymi z nimi posłami i politykami polskimi. Ci ostatni, oburzeni „dywersją” Rejtana, która odbiła się w całym kraju szerokim echem, gotowi byli skonfiskować majątek posła i grozili mu fizyczną rozprawą. Przedstawiciele zaborców publicznie wyrażali uznanie dla odwagi Rejtana, generał wojsk pruskich Lentulus zaoferował mu nawet, z myślą o jego bezpieczeństwie, asystę wojskową. To pozwoliło mu na podpisanie jeszcze kilku „protestacji” – daremnie, 18 września delegacja 99 posłów, w pełni kontrolowanych i opłacanych przez zaborców, podpisała traktaty podziałowe z przedstawicielami mocarstw.
Rejtan wrócił do rodzinnego majątku w Wielkim Księstwie Litewskim. Najprawdopodobniej trwale stracił równowagę psychiczną, legenda rodzinna mówi, że zmarł w następstwie próby samobójczej 8 sierpnia 1780 r. Odmalowany na jednym z najbardziej znanych obrazów, przywoływany w wierszach i porzekadłach, pozostaje jednym z polskich „znaków sprzeciwu”.
Rejtan wrócił do rodzinnego majątku w Wielkim Księstwie Litewskim. Najprawdopodobniej trwale stracił równowagę psychiczną, legenda rodzinna mówi, że zmarł w następstwie próby samobójczej 8 sierpnia 1780 r. Odmalowany na jednym z najbardziej znanych obrazów, przywoływany w wierszach i porzekadłach, pozostaje jednym z polskich „znaków sprzeciwu”.
Wojciech Stanisławski