Rodzina Ulmów: samarytanie z Markowej
czas czytania:
Nie godzili się na to, by bezczynnie patrzeć na niemieckie zbrodnie. Wiedzieli, że za swój czyn mogą ponieść śmierć z ręki niemieckiego okupanta. Pomimo to rodzina Ulmów z podkarpackiej wsi Markowa nie odmówiła pomocy swoim żydowskim sąsiadom.
Przed II wojną światową podkarpacka wieś Markowa liczyła ok. 4500 mieszkańców, z czego blisko 120 osób pochodzenia żydowskiego. Chociaż ze względów religijnych i kulturowych społeczności polska i żydowska żyły raczej obok siebie, niż się przenikały, relacje między nimi układały się poprawnie. Markowscy Żydzi zajmowali się głównie handlem i uprawą ziemi, ich dzieci uczęszczały do szkół z polskimi rówieśnikami, w święta gromadzili się w domach modlitwy lub w nieodległej synagodze w Łańcucie. Próg tej bożnicy zapewne nie raz przekroczyła również rodzina Goldmanów.
Wybuch II wojny światowej zmienił wszystko. Markowa zaczęła podlegać władzom policyjnym w Przeworsku, a następnie w Łańcucie, we wsi utworzono także posterunek granatowej policji. Jej komendant Konstanty Kindler, folksdojcz z Wielkopolski, był znany z wyjątkowej brutalności i gorliwości w wykonywaniu niemieckich poleceń. Jak wspominał po latach jeden z mieszkańców Markowej Eugeniusz Szylar – Kindler miał w zwyczaju mawiać, że „jak przed śniadaniem kogoś nie zastrzeli, to mu śniadanie nie smakuje”. Niemiecka polityka na poziomie lokalnym była jednoznaczna. Godzina policyjna, pobór młodych mężczyzn do pracy czy wywózki do Niemiec – tak od momentu niemieckiej agresji na Polskę zaczęła wyglądać codzienność Markowej. Wszechobecny był terror, wymierzony głównie w ludność żydowską.
Prawa antyżydowskie
Niemcy zaczęli wprowadzać ustawodawstwo antyżydowskie już w pierwszych dniach okupacji Polski. Najpierw zarządzeniem z 23 listopada 1939 roku zobowiązali wszystkich Żydów powyżej dziesiątego roku życia do noszenia specjalnych opasek z gwiazdą Dawida. Następnie stopniowo wprowadzali zasady ograniczające ich swobodę przemieszczania się, zezwalające na konfiskatę ich majątków czy pozbawiające ich wolności. W październiku 1941 roku generalny gubernator Hans Frank wydał rozporządzenie przewidujące karę śmierci dla Polaków za udzielanie pomocy Żydom. Niedługo później na konferencji w Wannsee w początkach 1942 roku Niemcy wydali na europejskich Żydów wyrok śmierci.
Polacy nie pozostali obojętni na zbrodnicze ustawodawstwo niemieckie. W odpowiedzi na nie już w lutym 1942 roku, w ramach Związku Walki Zbrojnej (późniejszej Armii Krajowej) utworzono referat żydowski. Zajmował się on przekazywaniem informacji o sytuacji Żydów polskim władzom emigracyjnym i międzynarodowej opinii publicznej. Na ich podstawie w grudniu tego roku rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie powołał Radę Pomocy Żydom (znaną też pod kryptonimem „Żegota”), której zadaniem było organizowanie wymiernej pomocy dla Żydów mieszkających w gettach i poza nimi. Chociaż jej rozmiary, jak na ograniczone możliwości państwa podziemnego, były imponujące, największe znaczenie miała inicjatywa oddolna. Wsparcia ludności żydowskiej udzielały konkretne osoby i rodziny – mimo że wiązało się to z dużym ryzykiem.
Wspomniane rozporządzenie generalnego gubernatora Hansa Franka z 15 października 1941 roku stwierdzało: „Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę”. W kolejnych zarządzeniach sprecyzowano, że pod hasłem pomocy ludności żydowskiej należy rozumieć nie tylko udzielenie im schronienia czy wyżywienia, ale także przewożenie ich środkami transportu czy nawet kupowanie od nich towarów. Za wszystko to groziła w Polsce jedna kara – śmierć. Mieszkańcy Markowej doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Wiedzieli o tym również Ulmowie. Pomimo tego zdecydowali się podjąć ryzyko.
Polacy nie pozostali obojętni na zbrodnicze ustawodawstwo niemieckie. W odpowiedzi na nie już w lutym 1942 roku, w ramach Związku Walki Zbrojnej (późniejszej Armii Krajowej) utworzono referat żydowski. Zajmował się on przekazywaniem informacji o sytuacji Żydów polskim władzom emigracyjnym i międzynarodowej opinii publicznej. Na ich podstawie w grudniu tego roku rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie powołał Radę Pomocy Żydom (znaną też pod kryptonimem „Żegota”), której zadaniem było organizowanie wymiernej pomocy dla Żydów mieszkających w gettach i poza nimi. Chociaż jej rozmiary, jak na ograniczone możliwości państwa podziemnego, były imponujące, największe znaczenie miała inicjatywa oddolna. Wsparcia ludności żydowskiej udzielały konkretne osoby i rodziny – mimo że wiązało się to z dużym ryzykiem.
Wspomniane rozporządzenie generalnego gubernatora Hansa Franka z 15 października 1941 roku stwierdzało: „Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę”. W kolejnych zarządzeniach sprecyzowano, że pod hasłem pomocy ludności żydowskiej należy rozumieć nie tylko udzielenie im schronienia czy wyżywienia, ale także przewożenie ich środkami transportu czy nawet kupowanie od nich towarów. Za wszystko to groziła w Polsce jedna kara – śmierć. Mieszkańcy Markowej doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Wiedzieli o tym również Ulmowie. Pomimo tego zdecydowali się podjąć ryzyko.
Najważniejsza decyzja Ulmów
Rodzina Ulmów nie była szczególnie zamożna, utrzymywała się głównie z gospodarstwa rolnego. Nie przynosiło ono wysokich dochodów, choć znane było z nowatorskich metod upraw. Józef Ulma jako pierwszy w Markowej otworzył szkółkę drzew owocowych, oprócz tego był także nowatorem w dziedzinie pszczelarstwa i hodowli jedwabników. Do tego pasjonował się fotografią – potrafił samodzielnie złożyć aparat fotograficzny, którym utrwalał życie codzienne nie tylko rodziny, ale i mieszkańców Markowej. Dzięki temu zachowały się materiały pokazujące, jak wyglądało życie na przedwojennej wsi podkarpackiej. Oprócz tego udzielał się społecznie. Działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej, a później w Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”, gdzie był fotografem i bibliotekarzem.
Młodsza od niego o dwanaście lat Wiktoria (z domu Niemczak) zajmowała się głównie domem i wychowaniem szóstki dzieci. Oprócz tego była zaangażowana w działalność Amatorskiego Zespołu Teatralnego i razem z mężem należała do Bractwa Żywego Różańca. Oboje byli więc mocno związani z Markową i zaangażowani w jej życie. Pomimo tego podjęli decyzję o wyprowadzce: jeszcze w 1938 roku zakupili ziemię w Wojsławicach koło Sokala, gdzie zamierzali zamieszkać. Ich plany pokrzyżował jednak wybuch II wojny światowej. W 1939 roku Józef Ulma wziął udział w kampanii wrześniowej. Po jej klęsce wrócił do rodzinnej Markowej – i zaangażował się w niesienie pomocy ludności żydowskiej.
Nie są znane dokładne okoliczności pojawienia się w gospodarstwie Ulmów ukrywających się Żydów. Wiadomo, że pojawili się najpewniej w końcu 1942 roku, i wtedy też pod dachem Józefa i Wiktorii schronienie znalazło osiem osób. Byli to Saul Goldman z czterema synami – Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem oraz dwie córki i wnuczka Chaima Goldmana – Lea Didner z córką Reszlą oraz Gołda Grünfeld. Przez ponad rok mieszkali na niewielkim poddaszu Ulmów. Na co dzień pomagali Józefowi w jego obowiązkach – w garbowaniu skór, które następnie sprzedawał, w piłowaniu desek, rąbaniu drwa na opał. Żyli skromnie, ale udawało im się wiązać koniec z końcem.
Goldmanowie byli ludźmi stosunkowo zamożnymi, ale ślady wskazują, że Ulmowie nie oczekiwali zapłaty za udzielone im schronienie Nie wszyscy byli jednak tak bezinteresowni w świadczeniu pomocy.
Młodsza od niego o dwanaście lat Wiktoria (z domu Niemczak) zajmowała się głównie domem i wychowaniem szóstki dzieci. Oprócz tego była zaangażowana w działalność Amatorskiego Zespołu Teatralnego i razem z mężem należała do Bractwa Żywego Różańca. Oboje byli więc mocno związani z Markową i zaangażowani w jej życie. Pomimo tego podjęli decyzję o wyprowadzce: jeszcze w 1938 roku zakupili ziemię w Wojsławicach koło Sokala, gdzie zamierzali zamieszkać. Ich plany pokrzyżował jednak wybuch II wojny światowej. W 1939 roku Józef Ulma wziął udział w kampanii wrześniowej. Po jej klęsce wrócił do rodzinnej Markowej – i zaangażował się w niesienie pomocy ludności żydowskiej.
Nie są znane dokładne okoliczności pojawienia się w gospodarstwie Ulmów ukrywających się Żydów. Wiadomo, że pojawili się najpewniej w końcu 1942 roku, i wtedy też pod dachem Józefa i Wiktorii schronienie znalazło osiem osób. Byli to Saul Goldman z czterema synami – Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem oraz dwie córki i wnuczka Chaima Goldmana – Lea Didner z córką Reszlą oraz Gołda Grünfeld. Przez ponad rok mieszkali na niewielkim poddaszu Ulmów. Na co dzień pomagali Józefowi w jego obowiązkach – w garbowaniu skór, które następnie sprzedawał, w piłowaniu desek, rąbaniu drwa na opał. Żyli skromnie, ale udawało im się wiązać koniec z końcem.
Goldmanowie byli ludźmi stosunkowo zamożnymi, ale ślady wskazują, że Ulmowie nie oczekiwali zapłaty za udzielone im schronienie Nie wszyscy byli jednak tak bezinteresowni w świadczeniu pomocy.
Zbrodnia w Markowej
Zanim Goldmanowie trafili do Ulmów, korzystali z pomocy Włodzimierza Lesia – posterunkowego granatowej policji w Łańcucie. Przed wojną utrzymywał z nimi dość bliskie relacje. Po jej wybuchu zaoferował, że pomoże im się ukryć w zamian za zapłatę finansową. Goldmanowie powierzyli mu więc swój majątek, za co ten udzielił im schronienia. W pewnym momencie jednak – być może wtedy, gdy zrozumiał, jakie ryzyko wiąże się z udzielaniem pomocy Żydom – przestał pomagać dawnym znajomym, wobec czego ci musieli szukać pomocy u Ulmów. Nie odpuścili jednak tak łatwo, domagając się zwrotu swojego mienia. Prawdopodobne jest, że chcąc zachować majątek i jednocześnie pozbyć się problemu, to właśnie Leś postanowił zdradzić niemieckim żandarmom kryjówkę Goldmanów.
Przed świtem 24 marca 1944 roku do zabudowań Ulmów dotarła grupa składająca się z pięciu żandarmów i od czterech do sześciu granatowych policjantów (m.in. Włodzimierz Leś i Eustachy Kolman) pod dowództwem porucznika Eilerta Diekena. Po wejściu do gospodarstwa znalezienie ukrywających się Żydów nie było trudne. Najpierw Niemcy zamordowali dwóch braci Goldmanów i Gołdę Grünfeld, potem pozostałych członków rodziny Goldmanów i Leę Didner z dzieckiem. Tych ostatnich rozstrzelali na oczach polskich furmanów, którym kazali przyglądać się egzekucji – w ten sposób chcieli pokazać im, co czeka Polaków za ukrywanie ludności żydowskiej.
Gdy zabili wszystkich ukrywających się Żydów, przyszła pora na Ulmów. Niemcy wyprowadzili ich przed dom i na oczach dzieci zastrzelili Józefa i Wiktorię. Kobieta była w zaawansowanej ciąży i, jak wykazała ekshumacja, w czasie egzekucji najprawdopodobniej zaczęła rodzić. Po tym zbrodniarze zaczęli zastanawiać się, co zrobić z potomstwem Ulmów. Ostatecznie zdecydowali jednak, że podzieli ono los swoich rodziców. Zabili szóstkę dzieci – Stasię (8 lat), Basię (6 lat), Władzia (5 lat), Franka (4 lata), Antosia (3 lata) i Marysię (1,5 roku). Gdy później sołtys Markowej Teofil Kielar pytał Niemców, dlaczego zamordowali dzieci, jeden z nich odpowiedział, że zrobili to dla dobra mieszkańców – „żeby gromada nie miała z nimi kłopotu”.
Przed świtem 24 marca 1944 roku do zabudowań Ulmów dotarła grupa składająca się z pięciu żandarmów i od czterech do sześciu granatowych policjantów (m.in. Włodzimierz Leś i Eustachy Kolman) pod dowództwem porucznika Eilerta Diekena. Po wejściu do gospodarstwa znalezienie ukrywających się Żydów nie było trudne. Najpierw Niemcy zamordowali dwóch braci Goldmanów i Gołdę Grünfeld, potem pozostałych członków rodziny Goldmanów i Leę Didner z dzieckiem. Tych ostatnich rozstrzelali na oczach polskich furmanów, którym kazali przyglądać się egzekucji – w ten sposób chcieli pokazać im, co czeka Polaków za ukrywanie ludności żydowskiej.
Gdy zabili wszystkich ukrywających się Żydów, przyszła pora na Ulmów. Niemcy wyprowadzili ich przed dom i na oczach dzieci zastrzelili Józefa i Wiktorię. Kobieta była w zaawansowanej ciąży i, jak wykazała ekshumacja, w czasie egzekucji najprawdopodobniej zaczęła rodzić. Po tym zbrodniarze zaczęli zastanawiać się, co zrobić z potomstwem Ulmów. Ostatecznie zdecydowali jednak, że podzieli ono los swoich rodziców. Zabili szóstkę dzieci – Stasię (8 lat), Basię (6 lat), Władzia (5 lat), Franka (4 lata), Antosia (3 lata) i Marysię (1,5 roku). Gdy później sołtys Markowej Teofil Kielar pytał Niemców, dlaczego zamordowali dzieci, jeden z nich odpowiedział, że zrobili to dla dobra mieszkańców – „żeby gromada nie miała z nimi kłopotu”.
Heroizm i pamięć
Po dokonaniu egzekucji Niemcy wezwali sołtysa i kazali mu pogrzebać ciała, sami przystąpili zaś do rabowania dobytku zamordowanych. Zabrali wszystko, co mogli – do tego stopnia, że aby pomieścić wszystkie skradzione rzeczy, musieli wezwać dwie dodatkowe furmanki. Zanim jednak to zrobili, przystąpili do libacji – kazali Kielarowi przynieść wódkę, którą wypili na miejscu egzekucji. Dopiero potem zabrali wszystko i odjechali.
Chociaż Niemcy zabronili dokonywania jakiejkolwiek ekshumacji i informowania o liczbie zamordowanych osób, po kilku dniach mieszkańcy wsi odkopali dół, w którym pochowano Ulmów, i włożyli ich ciała do trumien. W styczniu 1945 roku przeniesiono je na miejscowy cmentarz. Ciała pomordowanych Żydów ekshumowano w lutym 1947 roku, po czym złożono je na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w Jagielle-Niechciałkach.
Nie wszystkich sprawców zbrodni w Markowej dosięgnęła sprawiedliwość. Tak stało się z Włodzimierzem Lesiem – w 1944 roku Polskie Państwo Podziemne wykonało na nim wyrok śmierci. Jeden z żandarmów biorących udział w egzekucji – Josef Kokott – został zaś po wojnie skazany na karę śmierci, którą ostatecznie zredukowano do 25 lat pozbawienia wolności. Zmarł w bytomskim więzieniu. Porucznik Eilert Dieken, który dowodził akcją, nigdy nie odpowiedział za swoje czyny. Po zakończeniu wojny wrócił do służby w policji w RFN i umarł, zanim ktokolwiek zdążył postawić mu zarzuty.
Wbrew woli oprawców pamięć o Samarytanach z Markowej, jak często nazywa się Ulmów, przetrwała – i to nie tylko w ich rodzinnej miejscowości. W 2010 roku prezydent Lech Kaczyński przyznał im Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2016 roku w Markowej otworzono muzeum ich imienia poświęcone Polakom ratującym Żydów w czasie II wojny światowej. Od 2018 roku dzień ich egzekucji – 24 marca – obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Oprócz tego heroizm małżeństwa Ulmów uhonorował Instytut Yad Vashem. 13 września 1995 roku dołączyli oni do grona Sprawiedliwych wśród Narodów Świata – ludzi, którzy zaryzykowali wszystko, by ratować Żydów z Zagłady.
Zgodnie z decyzją Papieża Franciszka dziewięcioro członków rodziny Ulmów zostanie beatyfikowanych 10 września 2023 roku.
Chociaż Niemcy zabronili dokonywania jakiejkolwiek ekshumacji i informowania o liczbie zamordowanych osób, po kilku dniach mieszkańcy wsi odkopali dół, w którym pochowano Ulmów, i włożyli ich ciała do trumien. W styczniu 1945 roku przeniesiono je na miejscowy cmentarz. Ciała pomordowanych Żydów ekshumowano w lutym 1947 roku, po czym złożono je na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w Jagielle-Niechciałkach.
Nie wszystkich sprawców zbrodni w Markowej dosięgnęła sprawiedliwość. Tak stało się z Włodzimierzem Lesiem – w 1944 roku Polskie Państwo Podziemne wykonało na nim wyrok śmierci. Jeden z żandarmów biorących udział w egzekucji – Josef Kokott – został zaś po wojnie skazany na karę śmierci, którą ostatecznie zredukowano do 25 lat pozbawienia wolności. Zmarł w bytomskim więzieniu. Porucznik Eilert Dieken, który dowodził akcją, nigdy nie odpowiedział za swoje czyny. Po zakończeniu wojny wrócił do służby w policji w RFN i umarł, zanim ktokolwiek zdążył postawić mu zarzuty.
Wbrew woli oprawców pamięć o Samarytanach z Markowej, jak często nazywa się Ulmów, przetrwała – i to nie tylko w ich rodzinnej miejscowości. W 2010 roku prezydent Lech Kaczyński przyznał im Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2016 roku w Markowej otworzono muzeum ich imienia poświęcone Polakom ratującym Żydów w czasie II wojny światowej. Od 2018 roku dzień ich egzekucji – 24 marca – obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Oprócz tego heroizm małżeństwa Ulmów uhonorował Instytut Yad Vashem. 13 września 1995 roku dołączyli oni do grona Sprawiedliwych wśród Narodów Świata – ludzi, którzy zaryzykowali wszystko, by ratować Żydów z Zagłady.
Zgodnie z decyzją Papieża Franciszka dziewięcioro członków rodziny Ulmów zostanie beatyfikowanych 10 września 2023 roku.
Natalia Pochroń
fot. w tle foto: Wiktoria Ulma z dziećmi, aut. Józef Ulma/ fotografia obecnie w zbiorach krewnych rodziny Ulmów/ źródło IPN
fot. w tle foto: Wiktoria Ulma z dziećmi, aut. Józef Ulma/ fotografia obecnie w zbiorach krewnych rodziny Ulmów/ źródło IPN