Powinniśmy porzucić deterministyczne myślenie o hołdzie pruskim.
czas czytania:

Hołd pruski z 1525 roku trwale zapisał się w polskiej pamięci historycznej. W jakich okolicznościach do niego doszło? Jakie naprawdę było jego znaczenie i jakie konsekwencje pociągnął za sobą dla Rzeczpospolitej? O tym opowiada prof. Igor Kąkolewski.
Muzeum Historii Polski: Od połowy XV wieku stosunki między Królestwem Polskim a Prusami Krzyżackimi ulegały stopniowemu pogorszeniu. Jakie były główne źródła konfliktu?
Igor Kąkolewski: Prusy Zakonne znajdowały się w stanie permanentnego kryzysu od tzw. Wielkiej Wojny (1409-1411). Co prawda zwycięstwo wojsk polsko-litewskich pod Grunwaldem w 1410 r. nie znalazło odbicia w dość korzystnym dla Krzyżaków I pokoju toruńskim z 1411 r., jednak zniszczenia i wyczerpanie wojenne odcisnęły się trwałym piętnem na państwie zakonnym. Wzrost nastrojów antykrzyżackich wśród większości społeczeństwa w Prusach – świeckiego mieszczaństwa i rycerstwa – doprowadził do wybuchu wojny trzynastoletniej z Polską, zakończonej klęską Zakonu. Przypieczętował ją II pokój toruński w 1466 r. W jego wyniku Zakon utracił prawie połowę swego terytorium. Do Królestwa Polskiego zostały przyłączone Pomorze Gdańskie z Powiślem i ziemią chełmińską. Odtąd ziemie te tworzyły prowincję Korony Polskiej, zwaną Prusami Królewskimi, posiadającą jednak znaczny stopień autonomii.
Igor Kąkolewski: Prusy Zakonne znajdowały się w stanie permanentnego kryzysu od tzw. Wielkiej Wojny (1409-1411). Co prawda zwycięstwo wojsk polsko-litewskich pod Grunwaldem w 1410 r. nie znalazło odbicia w dość korzystnym dla Krzyżaków I pokoju toruńskim z 1411 r., jednak zniszczenia i wyczerpanie wojenne odcisnęły się trwałym piętnem na państwie zakonnym. Wzrost nastrojów antykrzyżackich wśród większości społeczeństwa w Prusach – świeckiego mieszczaństwa i rycerstwa – doprowadził do wybuchu wojny trzynastoletniej z Polską, zakończonej klęską Zakonu. Przypieczętował ją II pokój toruński w 1466 r. W jego wyniku Zakon utracił prawie połowę swego terytorium. Do Królestwa Polskiego zostały przyłączone Pomorze Gdańskie z Powiślem i ziemią chełmińską. Odtąd ziemie te tworzyły prowincję Korony Polskiej, zwaną Prusami Królewskimi, posiadającą jednak znaczny stopień autonomii.
Zakon krzyżacki nie pogodził się z warunkami pokoju?
Źródłem konfliktów między Polską a Zakonem stały się różnice w interpretacji najważniejszych postanowień traktatu. Mało tego – jego treść do dziś jest różnie interpretowana przez historyków niemieckich i polskich. Strona polska podkreśla, że nałożone wówczas na wielkich mistrzów podstawowe obowiązki przypominały dość jednoznacznie status wasala wobec pana lennego. Chodziło o konieczność składania przed królem Polski przysięgi wierności na dochowanie postanowień traktatowych, obowiązek zasiadania w królewskiej radzie, czyli senacie, oraz świadczenie pomocy zbrojnej, zwłaszcza w przypadku walki z "niewiernymi" – chodziło przede wszystkim o osmańską Turcję i jej sojuszników. Stąd też polscy historycy często określają status Prus Krzyżackich po 1466 r. wobec Korony Polskiej jako lenny. Historycy niemieccy z kolei zwracają uwagę na brak występowania w tekście II traktatu toruńskiego jednoznacznego określenia "lenno" czy "lennik". Co więcej, tekst pokoju z 1466 r., mimo starań polskiej dyplomacji, nie został nigdy zatwierdzony przez papieża, czyli najwyższego zwierzchnika zakonu krzyżackiego.
Źródłem konfliktów między Polską a Zakonem stały się różnice w interpretacji najważniejszych postanowień traktatu. Mało tego – jego treść do dziś jest różnie interpretowana przez historyków niemieckich i polskich. Strona polska podkreśla, że nałożone wówczas na wielkich mistrzów podstawowe obowiązki przypominały dość jednoznacznie status wasala wobec pana lennego. Chodziło o konieczność składania przed królem Polski przysięgi wierności na dochowanie postanowień traktatowych, obowiązek zasiadania w królewskiej radzie, czyli senacie, oraz świadczenie pomocy zbrojnej, zwłaszcza w przypadku walki z "niewiernymi" – chodziło przede wszystkim o osmańską Turcję i jej sojuszników. Stąd też polscy historycy często określają status Prus Krzyżackich po 1466 r. wobec Korony Polskiej jako lenny. Historycy niemieccy z kolei zwracają uwagę na brak występowania w tekście II traktatu toruńskiego jednoznacznego określenia "lenno" czy "lennik". Co więcej, tekst pokoju z 1466 r., mimo starań polskiej dyplomacji, nie został nigdy zatwierdzony przez papieża, czyli najwyższego zwierzchnika zakonu krzyżackiego.
Czy w takim razie postanowienia z 1466 roku były w ogóle egzekwowane?
Faktem jest, że w latach 1469-1493 aż pięciu wielkich mistrzów złożyło przysięgę przewidzianą II traktatem toruńskim: dwukrotnie w Piotrkowie Trybunalskim, potem w Nowym Mieście Korczynie, w Radomiu oraz w Poznaniu. W niektórych źródłach określono ją mianem "przysięgi hołdowniczej", całą zaś ceremonię "hołdem". Tak było w 1469 r. na zamku królewskim w Piotrkowie Trybunalskim, gdy wielki mistrz Henryk Reuss von Plauen na klęczkach przed Kazimierzem Jagiellończykiem złożył wymaganą przysięgę, dotykając ręką pektorału obecnego na ceremonii biskupa krakowskiego. Następnie, zgodnie z zapisem traktatu toruńskiego, wziął udział w posiedzeniu senatu po królewskiej lewicy jako "książę i doradca" Korony Polskiej.
Faktem jest, że w latach 1469-1493 aż pięciu wielkich mistrzów złożyło przysięgę przewidzianą II traktatem toruńskim: dwukrotnie w Piotrkowie Trybunalskim, potem w Nowym Mieście Korczynie, w Radomiu oraz w Poznaniu. W niektórych źródłach określono ją mianem "przysięgi hołdowniczej", całą zaś ceremonię "hołdem". Tak było w 1469 r. na zamku królewskim w Piotrkowie Trybunalskim, gdy wielki mistrz Henryk Reuss von Plauen na klęczkach przed Kazimierzem Jagiellończykiem złożył wymaganą przysięgę, dotykając ręką pektorału obecnego na ceremonii biskupa krakowskiego. Następnie, zgodnie z zapisem traktatu toruńskiego, wziął udział w posiedzeniu senatu po królewskiej lewicy jako "książę i doradca" Korony Polskiej.

Hans Krell „Albrecht Hohenzollern. Ostatni wielki mistrz zakonu krzyżackiego w Prusach”, 1522 (domena publiczna)
Wielcy mistrzowie skłonni byli też, acz niechętnie, wspierać królów Polski w czasie wojennych wypraw. Faktycznie doszło do tego jedyny raz podczas tragicznie zakończonej wyprawy mołdawskiej w 1497 r. Polskie oddziały wsparł wówczas czterystuosobowy krzyżacki oddział dowodzony przez wielkiego mistrza Jana von Tieffena, który poległ jednak nie na polu bitwy, lecz złożony dezynterią w obozie we Lwowie.
Konflikt z Królestwem Polskim eskalował za dwóch ostatnich wielkich mistrzów zakonu krzyżackiego w Prusach: Fryderyka Saskiego i Albrechta Hohenzollerna. Konsekwentnie odmawiali oni złożenia przysięgi kolejnym trzem Jagiellonom zasiadającym na tronie polskim. Ponieważ wywodzili się z rodów książęcych w Rzeszy, znajdowali tam wsparcie dyplomatyczne dla swej polityki. Przy okazji zaczęli podważać inne postanowienia pokoju toruńskiego, domagając się nawet zwrotu Prus Królewskich.
Konflikt z Królestwem Polskim eskalował za dwóch ostatnich wielkich mistrzów zakonu krzyżackiego w Prusach: Fryderyka Saskiego i Albrechta Hohenzollerna. Konsekwentnie odmawiali oni złożenia przysięgi kolejnym trzem Jagiellonom zasiadającym na tronie polskim. Ponieważ wywodzili się z rodów książęcych w Rzeszy, znajdowali tam wsparcie dyplomatyczne dla swej polityki. Przy okazji zaczęli podważać inne postanowienia pokoju toruńskiego, domagając się nawet zwrotu Prus Królewskich.
Jak reagowali na to polscy władcy?
Stanowczo odrzucali te żądania, ale sprawę łagodził fakt, że zarówno Fryderyk, jak i Albrecht byli siostrzeńcami polsko-litewskich Jagiellonów. Dyplomacja polska rozpętała szeroko zakrojoną akcję, mającą m.in. przekonać papiestwo do zatwierdzenia II pokoju toruńskiego. Sprawę przysięgi powierzono też mediacji cesarza i dworu czesko-węgierskiego Jagiellonów. Obie strony wykazywały nieznaczną gotowość do kompromisu. Dyplomacja polska była w stanie zaakceptować np. zmianę postanowienia z 1466 r., które dotyczyło przyjmowania do Zakonu poddanych polskich – nie do połowy stanu rycerzy-zakonników, jak wymagał tego zapis II pokoju toruńskiego, lecz tylko do jednej trzeciej. Zresztą punkt ten i tak po 1466 r. nie był realizowany. Próba dyplomatycznego rozwiązania sporu zakończyła się jednak fiaskiem.
Stanowczo odrzucali te żądania, ale sprawę łagodził fakt, że zarówno Fryderyk, jak i Albrecht byli siostrzeńcami polsko-litewskich Jagiellonów. Dyplomacja polska rozpętała szeroko zakrojoną akcję, mającą m.in. przekonać papiestwo do zatwierdzenia II pokoju toruńskiego. Sprawę przysięgi powierzono też mediacji cesarza i dworu czesko-węgierskiego Jagiellonów. Obie strony wykazywały nieznaczną gotowość do kompromisu. Dyplomacja polska była w stanie zaakceptować np. zmianę postanowienia z 1466 r., które dotyczyło przyjmowania do Zakonu poddanych polskich – nie do połowy stanu rycerzy-zakonników, jak wymagał tego zapis II pokoju toruńskiego, lecz tylko do jednej trzeciej. Zresztą punkt ten i tak po 1466 r. nie był realizowany. Próba dyplomatycznego rozwiązania sporu zakończyła się jednak fiaskiem.
W jakim stopniu na zaostrzanie się konfliktu polsko-krzyżackiego wpływała ówczesna sytuacja międzynarodowa Europy?
Czasy były niespokojne. W Europie południowo-wschodniej osmańska Turcja podbijała kolejne obszary, a sprzymierzeni z nią Tatarzy najeżdżali południowe rubieże polsko-litewskie. Stąd też już od końca XV wieku pewne kręgi w Polsce wysuwały propozycję przeniesienia zakonu krzyżackiego na Podole w celu zabezpieczenia go przed tatarskimi najazdami. Miało to też dać zakonowi szansę wypełniania jego statutowego celu, jakim była obrona krajów chrześcijańskich przed "niewiernymi". Litwa była uwikłana w szereg wojen z Wielkim Księstwem Moskiewskim o ziemie ruskie. W konflikt z Moskwą była zaangażowana też gałąź zakonu w Inflantach (dzisiejsza Łotwa i Estonia). Natomiast na zachodzie cesarscy Habsburgowie koncentrowali swe wysiłki głównie na wojnach z Francją o dominację w Italii. Z kolei Rzesza była pogrążona w kryzysie wywołanym wystąpieniem Marcina Lutra i początkami reformacji.
W tej sytuacji Albrecht nie mógł liczyć na wsparcie ani cesarza, ani krajów niemieckich. Dlatego znalazł sprzymierzeńców gdzie indziej. W 1517 r. zawarł zaczepno-odporne przymierze z wielkim księciem moskiewskim Wasylem III, który obiecywał udzielić mu pomocy finansowej oraz żołnierzy na wojnę z Polską. Wszystko to miało wpływ na zmianę nastrojów po polskiej stronie, nastawionej mimo wszystko dość koncyliacyjnie. Oliwy do ognia dolały dwa lata później krążące w Polsce pogłoski o możliwym przymierzu Moskwy i Krzyżaków z Tatarami. Do Polski docierały też wieści o wysyłaniu dla wielkiego mistrza przez księcia moskiewskiego ładunków srebra, co wzmagało obawy przed rychłym krzyżackim atakiem na Gdańsk i Toruń, a w dalszej kolejności na Kraków.
Obie strony werbowały żołnierzy i przygotowywały się do konfrontacji militarnej. W grudniu 1519 r. szlachta na sejmie w Toruniu uchwaliła specjalne podatki na rozpoczęcie wojny z zakonem krzyżackim w Prusach. Wkrótce też rozpoczęły się działania zbrojne.
Czasy były niespokojne. W Europie południowo-wschodniej osmańska Turcja podbijała kolejne obszary, a sprzymierzeni z nią Tatarzy najeżdżali południowe rubieże polsko-litewskie. Stąd też już od końca XV wieku pewne kręgi w Polsce wysuwały propozycję przeniesienia zakonu krzyżackiego na Podole w celu zabezpieczenia go przed tatarskimi najazdami. Miało to też dać zakonowi szansę wypełniania jego statutowego celu, jakim była obrona krajów chrześcijańskich przed "niewiernymi". Litwa była uwikłana w szereg wojen z Wielkim Księstwem Moskiewskim o ziemie ruskie. W konflikt z Moskwą była zaangażowana też gałąź zakonu w Inflantach (dzisiejsza Łotwa i Estonia). Natomiast na zachodzie cesarscy Habsburgowie koncentrowali swe wysiłki głównie na wojnach z Francją o dominację w Italii. Z kolei Rzesza była pogrążona w kryzysie wywołanym wystąpieniem Marcina Lutra i początkami reformacji.
W tej sytuacji Albrecht nie mógł liczyć na wsparcie ani cesarza, ani krajów niemieckich. Dlatego znalazł sprzymierzeńców gdzie indziej. W 1517 r. zawarł zaczepno-odporne przymierze z wielkim księciem moskiewskim Wasylem III, który obiecywał udzielić mu pomocy finansowej oraz żołnierzy na wojnę z Polską. Wszystko to miało wpływ na zmianę nastrojów po polskiej stronie, nastawionej mimo wszystko dość koncyliacyjnie. Oliwy do ognia dolały dwa lata później krążące w Polsce pogłoski o możliwym przymierzu Moskwy i Krzyżaków z Tatarami. Do Polski docierały też wieści o wysyłaniu dla wielkiego mistrza przez księcia moskiewskiego ładunków srebra, co wzmagało obawy przed rychłym krzyżackim atakiem na Gdańsk i Toruń, a w dalszej kolejności na Kraków.
Obie strony werbowały żołnierzy i przygotowywały się do konfrontacji militarnej. W grudniu 1519 r. szlachta na sejmie w Toruniu uchwaliła specjalne podatki na rozpoczęcie wojny z zakonem krzyżackim w Prusach. Wkrótce też rozpoczęły się działania zbrojne.
Czy można powiedzieć, że zakończyły się one sukcesem Polski?
Na pewno wojna nie była dla Polski zwycięska. Toczyła się ze zmiennym szczęściem dla obu stron, którym groziło wyczerpanie funduszy na zaciąg nowych oddziałów najemnych. Równocześnie prowadzono negocjacje dyplomatyczne. Ostatecznie podpisany w kwietniu 1521 r. czteroletni rozejm przewidywał utrzymanie zdobyczy wojennych przez obie strony. W tym czasie sprawę ważności postanowień II pokoju toruńskiego miano oddać pod sąd rozjemczy cesarza oraz króla Czech i Węgier, bratanka Zygmunta I. Na zawarcie układu rozejmowego wpływ miała też sytuacja międzynarodowa – chęć jak najszybszego zmobilizowania władców chrześcijańskiej Europy do odparcia nowego najazdu osmańskich Turków na Węgry.
Postanowienia rozejmowe przewidywały mediację dyplomatyczną stron, których działania nie przyniosły w przeszłości żadnych trwałych rozwiązań. Można wręcz powiedzieć, że rozejm był raczej na rękę Albrechtowi – dawał mu czas i szansę na poszukiwanie wsparcia politycznego i finansowego, tym razem głównie w Rzeszy. Jednak w sytuacji pogłębiającego się kryzysu, wywołanego sporem religijnym w Niemczech, a także brakiem zaangażowania cesarza w sprawy, nazwijmy to, polityki wschodniej, wsparcia takiego znaleźć nie mógł. Stąd też należało poszukiwać rozwiązań oryginalnych, których do tej pory nie stosowano.
Na pewno wojna nie była dla Polski zwycięska. Toczyła się ze zmiennym szczęściem dla obu stron, którym groziło wyczerpanie funduszy na zaciąg nowych oddziałów najemnych. Równocześnie prowadzono negocjacje dyplomatyczne. Ostatecznie podpisany w kwietniu 1521 r. czteroletni rozejm przewidywał utrzymanie zdobyczy wojennych przez obie strony. W tym czasie sprawę ważności postanowień II pokoju toruńskiego miano oddać pod sąd rozjemczy cesarza oraz króla Czech i Węgier, bratanka Zygmunta I. Na zawarcie układu rozejmowego wpływ miała też sytuacja międzynarodowa – chęć jak najszybszego zmobilizowania władców chrześcijańskiej Europy do odparcia nowego najazdu osmańskich Turków na Węgry.
Postanowienia rozejmowe przewidywały mediację dyplomatyczną stron, których działania nie przyniosły w przeszłości żadnych trwałych rozwiązań. Można wręcz powiedzieć, że rozejm był raczej na rękę Albrechtowi – dawał mu czas i szansę na poszukiwanie wsparcia politycznego i finansowego, tym razem głównie w Rzeszy. Jednak w sytuacji pogłębiającego się kryzysu, wywołanego sporem religijnym w Niemczech, a także brakiem zaangażowania cesarza w sprawy, nazwijmy to, polityki wschodniej, wsparcia takiego znaleźć nie mógł. Stąd też należało poszukiwać rozwiązań oryginalnych, których do tej pory nie stosowano.
Jakie pomysły zatem okazały się decydujące dla dalszego rozwoju wypadków?
Były to dwie kwestie. Po pierwsze, możliwość przyjęcia przez wielkiego mistrza statusu polskiego lennika w Prusach. Pomysły na to pojawiły się już wcześniej. W 1518 r. przysłany z Rzymu legat papieski przedstawił kilka zmierzających ku temu scenariuszy. Zakładały one nadanie wielkiemu mistrzowi – w różnych wariantach – części Prus Królewskich lub Podola jako lennikowi Korony Polskiej. Z kolei wiosną 1524 r. sam Albrecht wysunął propozycję utworzenia tzw. lenna pośredniego: król Zygmunt miałby otrzymać Prusy Zakonne w lenno od cesarza, a następnie nadać je Albrechtowi jako polskiemu wasalowi. Scenariusze te były jednak mało realistyczne.
Były to dwie kwestie. Po pierwsze, możliwość przyjęcia przez wielkiego mistrza statusu polskiego lennika w Prusach. Pomysły na to pojawiły się już wcześniej. W 1518 r. przysłany z Rzymu legat papieski przedstawił kilka zmierzających ku temu scenariuszy. Zakładały one nadanie wielkiemu mistrzowi – w różnych wariantach – części Prus Królewskich lub Podola jako lennikowi Korony Polskiej. Z kolei wiosną 1524 r. sam Albrecht wysunął propozycję utworzenia tzw. lenna pośredniego: król Zygmunt miałby otrzymać Prusy Zakonne w lenno od cesarza, a następnie nadać je Albrechtowi jako polskiemu wasalowi. Scenariusze te były jednak mało realistyczne.
Drugą istotną kwestią były odważne decyzje, podjęte po dwóch krótkich spotkaniach wielkiego mistrza z Marcinem Lutrem w 1523 r. i 1524 r. Jeszcze zanim do nich doszło, Luter doradzał sekularyzację Zakonu, podkreślając, że ideały krucjatowe zakonów rycerskich w ówczesnych czasach były przeżytkiem. Sprawą intrygującą – choć niewyjaśnioną – jest to, na ile strona polska w 1524 r., wskutek utrzymywanej w sekrecie misji Achacego Cemy, podkomorzego Prus Królewskich, mogła zainspirować Albrechta do przekształcenia Prus Zakonnych w świeckie księstwo.
Niemniej na dworze krakowskim środowisko kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego oraz podkanclerzego Piotra Tomickiego na taką właśnie politykę kompromisu było zdecydowane. Uzyskało przewagę nad stronnictwem skupionym wokół prymasa Jana Łaskiego, zmierzającego do odnowienia wojny z Zakonem i wcielenia Prus do Korony Polskiej. Po prowadzonych w marcu 1525 r. intensywnych negocjacjach z wysłańcami Albrechta na dworze krakowskim zdecydowano się na takie właśnie rozwiązanie.
Niemniej na dworze krakowskim środowisko kanclerza Krzysztofa Szydłowieckiego oraz podkanclerzego Piotra Tomickiego na taką właśnie politykę kompromisu było zdecydowane. Uzyskało przewagę nad stronnictwem skupionym wokół prymasa Jana Łaskiego, zmierzającego do odnowienia wojny z Zakonem i wcielenia Prus do Korony Polskiej. Po prowadzonych w marcu 1525 r. intensywnych negocjacjach z wysłańcami Albrechta na dworze krakowskim zdecydowano się na takie właśnie rozwiązanie.
Czym różniły się postanowienia traktatu pokojowego z 1525 roku od warunków II traktatu toruńskiego z roku 1466?
Kwestią najważniejszą było postanowienie o sekularyzacji państwa zakonnego w Prusach – przekształceniu go w świeckie dziedziczne księstwo. Inaczej niż traktat toruński 60 lat wcześniej, traktat krakowski określał precyzyjnie i dosłownie status Albrechta i jego sukcesorów jako lenników Korony Polskiej. Potwierdzeniem tego był hołd, do którego doszło 10 kwietnia na rynku krakowskim, wzorowany zresztą na hołdach książąt Rzeszy przed cesarzem. Ważny był przy tym tytuł nowego świeckiego władcy – "księcia w Prusach", a więc tylko w byłej zakonnej części Prus. Tytuł pana i dziedzica całości Prus – Królewskich i Książęcych – przysługiwał wyłącznie królowi Polski. Poza tym książę Albrecht jako wasal króla polskiego miał służyć mu radą i pomocą zbrojną.
Inaczej jednak niż w traktacie z 1466 r. książę w Prusach otrzymywał prawo zasiadania w senacie po królewskiej prawicy, a nie po lewicy jak wcześniej wielcy mistrzowie. Jego status zatem był wyższy – także od zasiadającego dotychczas po królewskiej prawicy arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa Polski. Szybko doprowadziło to do zatargów. Ani Albrechtowi, ani tym bardziej jego dziedzicom nie udało się jednak na stałe i regularnie zasiadać w senacie, właśnie z powodu niechęci polskiego środowiska. W sumie, biorąc pod uwagę długie panowanie Albrechta jako księcia "w Prusach", można stwierdzić, że starał się być dobrym lennikiem i wywiązywać z obowiązków nałożonych na niego traktatem krakowskim. Inna rzecz, że strona polska, zwłaszcza krąg skupiony wokół pałającej niechęcią do Albrechta królowej Bony, nie zawsze dawała mu do tego okazję.
Kwestią najważniejszą było postanowienie o sekularyzacji państwa zakonnego w Prusach – przekształceniu go w świeckie dziedziczne księstwo. Inaczej niż traktat toruński 60 lat wcześniej, traktat krakowski określał precyzyjnie i dosłownie status Albrechta i jego sukcesorów jako lenników Korony Polskiej. Potwierdzeniem tego był hołd, do którego doszło 10 kwietnia na rynku krakowskim, wzorowany zresztą na hołdach książąt Rzeszy przed cesarzem. Ważny był przy tym tytuł nowego świeckiego władcy – "księcia w Prusach", a więc tylko w byłej zakonnej części Prus. Tytuł pana i dziedzica całości Prus – Królewskich i Książęcych – przysługiwał wyłącznie królowi Polski. Poza tym książę Albrecht jako wasal króla polskiego miał służyć mu radą i pomocą zbrojną.
Inaczej jednak niż w traktacie z 1466 r. książę w Prusach otrzymywał prawo zasiadania w senacie po królewskiej prawicy, a nie po lewicy jak wcześniej wielcy mistrzowie. Jego status zatem był wyższy – także od zasiadającego dotychczas po królewskiej prawicy arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa Polski. Szybko doprowadziło to do zatargów. Ani Albrechtowi, ani tym bardziej jego dziedzicom nie udało się jednak na stałe i regularnie zasiadać w senacie, właśnie z powodu niechęci polskiego środowiska. W sumie, biorąc pod uwagę długie panowanie Albrechta jako księcia "w Prusach", można stwierdzić, że starał się być dobrym lennikiem i wywiązywać z obowiązków nałożonych na niego traktatem krakowskim. Inna rzecz, że strona polska, zwłaszcza krąg skupiony wokół pałającej niechęcią do Albrechta królowej Bony, nie zawsze dawała mu do tego okazję.
Prusy Książęce stały się pierwszym państwem w Europie, w którym luteranizm był religią panującą. Jak zostało to przyjęte w Rzymie?
Mimo oczywistej niechęci zadziwiająco dobrze, przynajmniej dla polskiej strony. Zawdzięczać to należy przede wszystkim dyplomacji i propagandzie królewskiej. Przykładem może być korespondencja Zygmunta I z papieżem Klemensem VII. Król zwracał w niej uwagę na to, że pokojowe rozwiązanie kwestii krzyżackiej w Prusach pozwoli mu lepiej skoncentrować się na zagrożeniu osmańskim w Europie. Podkreślał też swe przywiązanie do doktryny katolickiej, wyrażając nadzieję rychłego opanowania "zarazy luterańskiej" przy wsparciu Kurii rzymskiej "bez wielkiego hałasu". Takie pragmatyczne nastawienie musiało być przekonujące na wczesnym etapie rozwoju reformacji, gdy wciąż żywiono nadzieję na znalezienie kompromisu z obozem ewangelickim. Papież zrezygnował więc z protestu przeciw sekularyzacji zakonu krzyżackiego, zaapelował jedynie do króla Polski o przywrócenie w Prusach katolickiego wyznania. Z ostrą krytyką Zygmunt spotkał się jednak w Polsce, zwłaszcza w szeregach zwolenników wspierających koncepcję Łaskiego – ostatecznej likwidacji Zakonu w Prusach na drodze wojny i inkorporacji jego ziem do Korony Polskiej.
Mimo oczywistej niechęci zadziwiająco dobrze, przynajmniej dla polskiej strony. Zawdzięczać to należy przede wszystkim dyplomacji i propagandzie królewskiej. Przykładem może być korespondencja Zygmunta I z papieżem Klemensem VII. Król zwracał w niej uwagę na to, że pokojowe rozwiązanie kwestii krzyżackiej w Prusach pozwoli mu lepiej skoncentrować się na zagrożeniu osmańskim w Europie. Podkreślał też swe przywiązanie do doktryny katolickiej, wyrażając nadzieję rychłego opanowania "zarazy luterańskiej" przy wsparciu Kurii rzymskiej "bez wielkiego hałasu". Takie pragmatyczne nastawienie musiało być przekonujące na wczesnym etapie rozwoju reformacji, gdy wciąż żywiono nadzieję na znalezienie kompromisu z obozem ewangelickim. Papież zrezygnował więc z protestu przeciw sekularyzacji zakonu krzyżackiego, zaapelował jedynie do króla Polski o przywrócenie w Prusach katolickiego wyznania. Z ostrą krytyką Zygmunt spotkał się jednak w Polsce, zwłaszcza w szeregach zwolenników wspierających koncepcję Łaskiego – ostatecznej likwidacji Zakonu w Prusach na drodze wojny i inkorporacji jego ziem do Korony Polskiej.
Badacze z krakowskiej szkoły historycznej w drugiej połowie XIX wieku patrzyli na wydarzenia z 1525 roku przez pryzmat późniejszych rozbiorów, uważając je niejako za konsekwencję decyzji Zygmunta I Jagiellończyka. Czy słusznie? Jak należy dziś oceniać traktat krakowski i hołd pruski?
Upatrywanie przyczyn rozbioru Rzeczypospolitej w wydarzeniach z 1525 r. jest ahistoryczne. Kryje się za tym determinizm – tak jakby traktat krakowski i hołd pruski w nieunikniony sposób musiały prowadzić do przekazania Prus Książęcych na początku XVII w. w ręce brandenburskiej linii Hohenzollernów, której w 1657 r. udało się zrzucić zależność lenną, później zaś w 1701 r. koronować będące na królów "w Prusach" oraz stworzyć państwo aktywnym uczestnikiem kolejnych rozbiorów. Rozumiem jednak, dlaczego przedstawiciele szkoły krakowskiej rozumowali w ten sposób. Była to reakcja na ówczesną oficjalną pruską politykę pamięci oraz na koncepcje tych historyków w Niemczech, którzy powstanie Prus Książęcych i politykę konfesyjną Albrechta Hohenzollerna podnieśli do rangi mitu fundacyjnego Królestwa Prus. Dzisiaj powinniśmy jednak porzucić takie myślenie – wynika ono z traum epoki zaborów.
Upatrywanie przyczyn rozbioru Rzeczypospolitej w wydarzeniach z 1525 r. jest ahistoryczne. Kryje się za tym determinizm – tak jakby traktat krakowski i hołd pruski w nieunikniony sposób musiały prowadzić do przekazania Prus Książęcych na początku XVII w. w ręce brandenburskiej linii Hohenzollernów, której w 1657 r. udało się zrzucić zależność lenną, później zaś w 1701 r. koronować będące na królów "w Prusach" oraz stworzyć państwo aktywnym uczestnikiem kolejnych rozbiorów. Rozumiem jednak, dlaczego przedstawiciele szkoły krakowskiej rozumowali w ten sposób. Była to reakcja na ówczesną oficjalną pruską politykę pamięci oraz na koncepcje tych historyków w Niemczech, którzy powstanie Prus Książęcych i politykę konfesyjną Albrechta Hohenzollerna podnieśli do rangi mitu fundacyjnego Królestwa Prus. Dzisiaj powinniśmy jednak porzucić takie myślenie – wynika ono z traum epoki zaborów.
Ważniejsze są dwie inne kwestie. Po pierwsze, sekularyzacja zakonu krzyżackiego w Prusach była jednym z możliwych scenariuszy rozwiązania problemów, związanych z powstałymi w epoce krucjatowej zakonami rycerskimi, których statutowe cele na początku XVI w. wydawały się przeżytkiem. Inne rozwiązania przyjęto w tym samym czasie na Półwyspie Iberyjskim wobec tamtejszych zakonów rycerskich – godność wielkiego mistrza miały odtąd piastować osoby wywodzące się z rodziny królewskiej. Warto też porównać losy zakonu krzyżackiego z zakonem joannitów. Ten ostatni musiał na początku lat 20. XVI w. opuścić wyspę Rodos wskutek podbojów Turków Osmańskich. Po kilku latach tułaczki utworzył jednak silne państwo zakonne na Malcie, które przetrwało przez blisko dwa i pół stulecia. Tego rodzaju porównawcza perspektywa pozwala spojrzeć inaczej na sekularyzację państwa zakonnego w Prusach, niż tylko z punktu widzenia relacji między Polską a zakonem krzyżackim, i co najwyżej Rzeszą.
Po drugie, warto zauważyć, jak zmieniało się miejsce, które tzw. hołd pruski z 1525 r. zajmował w kulturze pamięci Polaków. Najlepiej ewolucję tę widać, jeśli spojrzymy na monumentalne płótno Jana Matejki "Hołd pruski", powstałe w czasie, gdy krakowska szkoła historyczna ferowała swój ostry osąd polityki Zygmunta Jagiellończyka wobec Albrechta Hohenzollerna. Warto porównać je z podobnie zatytułowanymi obrazami bardziej współczesnych nam twórców, takich jak Tadeusz Kantor czy Edward Dwurnik. Uważny widz od razu spostrzeże, w jaki sposób ci dwaj artyści reinterpretują lub wręcz odchodzą od przesłania architekta naszej nowoczesnej wyobraźni historycznej, jakim stał się dla wielu generacji Polaków Jan Matejko.
Po drugie, warto zauważyć, jak zmieniało się miejsce, które tzw. hołd pruski z 1525 r. zajmował w kulturze pamięci Polaków. Najlepiej ewolucję tę widać, jeśli spojrzymy na monumentalne płótno Jana Matejki "Hołd pruski", powstałe w czasie, gdy krakowska szkoła historyczna ferowała swój ostry osąd polityki Zygmunta Jagiellończyka wobec Albrechta Hohenzollerna. Warto porównać je z podobnie zatytułowanymi obrazami bardziej współczesnych nam twórców, takich jak Tadeusz Kantor czy Edward Dwurnik. Uważny widz od razu spostrzeże, w jaki sposób ci dwaj artyści reinterpretują lub wręcz odchodzą od przesłania architekta naszej nowoczesnej wyobraźni historycznej, jakim stał się dla wielu generacji Polaków Jan Matejko.
Rozmawiała Natalia Pochroń.