Polacy z Napoleonem w latach 1814–1815
czas czytania:

Mimo śmierci księcia Józefa Poniatowskiego i odezwy Wielkiego Księcia Konstantego, wzywającej żołnierzy do powrotu, Polacy do końca pozostali wierni Napoleonowi. Uczestniczyli w jego dwóch ostatnich kampaniach i towarzyszyli cesarzowi podczas wygnania – na Elbie i Wyspie Świętej Heleny.
Polskie oddziały, rozrzucone między różnymi jednostkami, ale walczące w kampanii 1814 r. ramię w ramię z Francuzami i – co najważniejsze – pod własnym oznakowaniem, miały niewielkie znaczenie militarne, ale zostały zauważone i tym samym ich zaangażowanie miało wymiar symboliczny. Spuściznę po Poniatowskim, który utonął podczas bitwy pod Lipskiem w październiku 1813 r. jako wódz naczelny armii Księstwa Warszawskiego, przejął Jan Henryk Dąbrowski. To on, twórca Legionów Polskich we Włoszech, stał na czele 5,5 tys. rodaków w kampanii, którą historyk wojskowości Marian Kukiel ocenił później jako "najbardziej godną podziwu ze wszystkich, które prowadził Napoleon". Trwała trzy miesiące i choć zakończyła się zwycięstwem koalicji antyfrancuskiej, to Wielka Armia kilkukrotnie biła znacznie liczniejszego przeciwnika.
Znani Polacy w kampanii 1814 roku
Wśród znanych oficerów walczących w tej kampanii byli m.in. Jan Kozietulski, bohater spod Somosierry oraz generał Ludwik Pac, późniejszy członek Rządu Tymczasowego Królestwa Polskiego podczas powstania listopadowego, który pozostał w boju do końca mimo odniesionej rany. 29 stycznia 1814 r. do niewoli dostał się Józef Załuski, szef szwadronu szwoleżerów. 20 marca w bitwie pod Arcis-sur-Aube Pułk Nadwiślański miał aż 11 zabitych i 87 rannych, ale jednocześnie wyróżnił się, broniąc dostępu do cesarza przed huzarami i kozakami. Bonaparte w jednym z rozkazów nazwał oddział "doskonałym".
Klęska Napoleona
Na nic się jednak zdały polskie wysiłki... 31 marca 1814 r. siły rosyjskie weszły do Paryża. Cesarz abdykował 6 kwietnia. Zwycięzcy zażądali bezwarunkowej kapitulacji i zrzeczenia się tronu, co zostało zawarte w podpisanym kilka dni później traktacie z Fontainebleau. Na jego mocy "Wyspa Elba, wybrana przez Jego Wysokość cesarza Napoleona na jego miejsce pobytu, pozostanie, dopóki będzie on żył, niezależnym księstwem, posiadanym przez niego z pełnią władzy i własności". Jeden z punktów traktatu dotyczył spraw polskich:
"Oddziały polskie wszystkich broni, pozostające w służbie Francji, będą miały swobodę powrotu do siebie z zachowaniem broni i bagażu. Jako świadectwa ich chwalebnej służby oficerowie, podoficerowie i żołnierze zachowają przyznane im odznaczenia i związane z nimi pensje".
"Oddziały polskie wszystkich broni, pozostające w służbie Francji, będą miały swobodę powrotu do siebie z zachowaniem broni i bagażu. Jako świadectwa ich chwalebnej służby oficerowie, podoficerowie i żołnierze zachowają przyznane im odznaczenia i związane z nimi pensje".
Z Napoleonem
na wygnaniu
Nie wszyscy jednak wrócili "do siebie", Napoleon bowiem miał również zagwarantowane układem prawo do zabrania na wyspę kilkuset ochotników spośród oficerów, podoficerów i żołnierzy.
Kilka dni przed abdykacją dowodzący polskimi szwoleżerami generał Wincenty Krasiński napisał do pokonanego władcy list, zapewniając go, że jego ludzie pozostaną mu wierni. Ostatecznie na liczącej 223 km² wyspie na Morzu Tyrreńskim, położonej pomiędzy Korsyką a Włochami, znalazł się m.in. szwadron szwoleżerów pod dowództwem majora Jana Pawła Jerzmanowskiego, jednego z najwybitniejszych kawalerzystów epoki oraz oddział lansjerów liniowych kapitana Jana Szulca. Obaj oficerowie znajdowali się w najbliższym otoczeniu wygnańca i zapewne byli jednymi z pierwszych wtajemniczonych w plan ucieczki z wyspy.
Kilka dni przed abdykacją dowodzący polskimi szwoleżerami generał Wincenty Krasiński napisał do pokonanego władcy list, zapewniając go, że jego ludzie pozostaną mu wierni. Ostatecznie na liczącej 223 km² wyspie na Morzu Tyrreńskim, położonej pomiędzy Korsyką a Włochami, znalazł się m.in. szwadron szwoleżerów pod dowództwem majora Jana Pawła Jerzmanowskiego, jednego z najwybitniejszych kawalerzystów epoki oraz oddział lansjerów liniowych kapitana Jana Szulca. Obaj oficerowie znajdowali się w najbliższym otoczeniu wygnańca i zapewne byli jednymi z pierwszych wtajemniczonych w plan ucieczki z wyspy.
Kim byli ostatni towarzysze Jego Wysokości cesarza?
Urodzony w 1779 r. Jerzmanowski pochodził z ubogiej szlachty wielkopolskiej. Karierę rozpoczął w polskiej Legii Naddunajskiej, walczącej u boku rewolucyjnej Francji. W 1805 r. został adiutantem dowódcy kawalerii gwardii Wielkiej Armii, generała Michela Ordenera. Uczestniczył w bitwie pod Austerlitz. Następnie został adiutantem wielkiego marszałka dworu cesarskiego, Gerauda Duroca. Wreszcie, w kwietniu 1807 r. w stopniu kapitana wstąpił w szeregi pułku szwoleżerów gwardii, najsłynniejszej polskiej jednostki epoki napoleońskiej. Jego ułańska brawura była wielokrotnie nagradzana. Szczególną odwagą odznaczył się w kampanii moskiewskiej 1812 r., kiedy jego gorliwość "do tego dochodziła stopnia, że jeżeli się zdarzyło, iż w tych codziennych utarczkach tylnej straży, szwoleżer jaki przedmiot mundurowy utracił, np. że mu czapka spadła, formowano szwadron i robiono szarżę dla odzyskania straconego przedmiotu, żeby się nieprzyjaciel tym jakoby trofeum poszczycić nie mógł" (Kukiel).
Urodzony w 1768 r. w Kurlandii Szulc wyróżniał się na tle kolegów z wojska wzrostem – mierzył ponad dwa metry. Jeszcze w XVIII stuleciu walczył w Legii Lombardzkiej i Legii Włoskiej pod Dąbrowskim. Po krótkiej przerwie najpierw bił się przeciwko Prusakom, a następnie w kampanii hiszpańskiej, podczas której w 1809 r. został ciężko ranny w nogę i wzięty do niewoli. Po zwolnieniu w 1813 r. zgłosił się do służby i został skierowany do pułku szwoleżerów-lansjerów w północnej Francji. W trakcie kolejnej kampanii dowodził szwadronem w korpusie marszałka Augusta Marmonta, który według słów Napoleona "zadał mu ostatni cios". W kwietniu 1814 r. Szulc jako jeden z pierwszych przyjechał do Fontainbleau i poinformował cesarza o zdradzie. Został za to nagrodzony włączeniem do oddziału szwoleżerów gwardii, którzy mieli udać się na Elbę.
Sto dni Napoleona
Bonaparte przebywał na wyspie od 1 maja 1814 r. do 26 lutego 1815 r. W słynnym marszu na Paryż, rozpoczynającym ostatnie "sto dni" Napoleona, Jerzmanowski dowodził awangardą tworzącej się armii. Pod eskortą Polaków 20 marca 1815 r. Napoleon wjechał do stolicy. Miesiąc później Jerzmanowski został awansowany na pułkownika. Szwadron Elby, powiększony do 225 żołnierzy został przydzielony do czerwonych lansjerów generała Colberta i w polskich mundurach walczył w decydującej bitwie pod Waterloo. Ze służby polscy lekkokonni zostali ostatecznie zwolnieni w październiku 1815 r. Łącznie w ostatniej kampanii służyło blisko tysiąc polskich żołnierzy.
Szulc przebył podobną drogę. Został lekko ranny pod Quatre Bras i walczył pod Waterloo, po czym znalazł się w wąskiej grupie szwoleżerów eskortujących cesarza do Paryża. Następnie był w jego świcie, kiedy ten najpierw chciał udać się do Stanów Zjednoczonych, a ostatecznie 15 lipca 1815 r. oddał się w ręce Anglików. Razem przybyli do brzegu Wielkiej Brytanii.
Szulc przebył podobną drogę. Został lekko ranny pod Quatre Bras i walczył pod Waterloo, po czym znalazł się w wąskiej grupie szwoleżerów eskortujących cesarza do Paryża. Następnie był w jego świcie, kiedy ten najpierw chciał udać się do Stanów Zjednoczonych, a ostatecznie 15 lipca 1815 r. oddał się w ręce Anglików. Razem przybyli do brzegu Wielkiej Brytanii.
Pożegnanie z wygnańcem
Wreszcie 7 sierpnia Napoleon odpłynął na pokładzie okrętu Northumberland na zesłanie na Wyspie Świętej Heleny. Żegnało go dwóch Polaków, którym nie pozwolono wejść na pokład i towarzyszyć wygnańcowi. Jednym z nich był Szulc, drugim awanturnik Karol Piątkowski. Świadkiem tej sceny był poseł do Izby Gmin o nazwisku Lyttelton:
„[…] jeden w wieku dość zaawansowanym, drugi w pełni swej młodości, których postawa i zachowanie były wybitnie uderzające. Starszy, dostojny stary pan, prawie gigantycznej postaci, był bezwzględnie jedną z najbardziej wyjątkowych i barwnych osobistości, jakie kiedykolwiek spotkałem. Co za marsowa postawa, smutek, ale opanowana powaga w jego wyrazie i specjalny efekt jego polskiego ubioru, przypominającego zupełnie zrozumiale wzruszającą historię jego bardzo pokrzywdzonego kraju; nie można było patrzeć bez wzruszenia na tego szlachetnego weterana, towarzyszącego swemu przybranemu suwerenowi do ostatnich krańców jego fortuny i znoszącego dla niego drugie wygnanie. Obaj oni zwrócili się do lorda Keitha, prosząc o pozwolenie udania się na Św[iętą] Helenę; starszy z poważaniem, ale męskim i opanowanym wyrazem; młodszy pełen łez, ponawiający swą prośbę raz po raz długo potem, gdy inni już przestali jej jako beznadziejnej".
„[…] jeden w wieku dość zaawansowanym, drugi w pełni swej młodości, których postawa i zachowanie były wybitnie uderzające. Starszy, dostojny stary pan, prawie gigantycznej postaci, był bezwzględnie jedną z najbardziej wyjątkowych i barwnych osobistości, jakie kiedykolwiek spotkałem. Co za marsowa postawa, smutek, ale opanowana powaga w jego wyrazie i specjalny efekt jego polskiego ubioru, przypominającego zupełnie zrozumiale wzruszającą historię jego bardzo pokrzywdzonego kraju; nie można było patrzeć bez wzruszenia na tego szlachetnego weterana, towarzyszącego swemu przybranemu suwerenowi do ostatnich krańców jego fortuny i znoszącego dla niego drugie wygnanie. Obaj oni zwrócili się do lorda Keitha, prosząc o pozwolenie udania się na Św[iętą] Helenę; starszy z poważaniem, ale męskim i opanowanym wyrazem; młodszy pełen łez, ponawiający swą prośbę raz po raz długo potem, gdy inni już przestali jej jako beznadziejnej".
Dalsze losy bonapartystów
Brytyjczycy wywieźli Szulca na Maltę, zamknęli i uznali za więźnia wojennego. Został zwolniony dopiero w lipcu 1816 r. W Królestwie Polskim, będącym de facto pod panowaniem rosyjskim, nie dopuszczono go do służby wojskowej i wydalono z kraju. Udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie w 1817 r., wraz z innymi sympatykami cesarza Francuzów, założył kolonię. Jego losy po powrocie do Europy nie są znane. Jak widać, kapitan Szulc był bonapartystą z krwi i kości. Polski oficer, kilkukrotnie ranny i dwukrotnie więziony przez Anglików, może stanowić symbol żołnierskiej wierności i jednocześnie polskiego zaangażowania po stronie rewolucyjnej i napoleońskiej Francji nie tylko w okresie 1814–1815. Trzeba zgodzić się ze słowami historyka Stanisława Kirkora, który podsumował, że "dla Polaków smutna musi być myśl, że ostatnim Polakiem, na którym spoczął wzrok Napoleona, był nie Szulc, a Piątkowski. Nie mógł przypomnieć cesarzowi tych spod Somosierry czy Waterloo, choć nosił bezprawnie ich mundur".
Ostatni polski towarzysz cesarza
To właśnie Piątkowski ostatecznie znalazł się na Wyspie Świętej Heleny. Kim był ostatni polski towarzysz cesarza? Ciężko dzisiaj ocenić, czy był nikczemnikiem i kanalią, czy też raczej nieszkodliwym kłamcą oczarowanym francuskim władcą. Według zmyślonej autobiografii w 1808 r. rozpoczął karierę wojskową jako huzar, rok później wstąpił w szeregi lansjerów gwardii i brał udział w kampanii austriackiej. Podobno walczył w ostatnich trzech kampaniach epoki, był dwukrotnie ranny, a po Waterloo miał zostać nagrodzony krzyżem Legii Honorowej z brylantami. Tymczasem w dokumentach potwierdzone jest, że jako „człowiek znikąd” Piątkowski pojawił się 5 września 1814 r. w polskim oddziale na Elbie. Rok później minister wojny, marszałek Davout, uczynił go porucznikiem w szwoleżerach. Wreszcie 23 czerwca 1815 r. marszałek cesarskiego dworu, generał Bertrand, wydał mu pozwolenie na towarzyszenie świcie pokonanego Napoleona.
Piątkowski początkowo nie uzyskał zgody na wyjazd na Wyspę Świętej Heleny. Wzmianki o histerycznych błaganiach tajemniczego Polaka, który miał płakać jak dziecko i tarzać się przed admirałem Keithem, obiegły całą Europę. Lord Byron poświęcił mu nawet wiersz zatytułowany "Pożegnanie oficera polskiego". Ostatecznie, jeszcze w sierpniu 1815 r., Piątkowski uzyskał pozwolenie na wyjazd. Najprawdopodobniej jeden z wpływowych Brytyjczyków potraktował "szwoleżera" jako prezent dla cesarza. "Hrabia Piątkowski" przybył do rezydencji Longwood 20 grudnia. Przywitano go chłodno, wywołał zdziwienie i szybko odkryto jego kłamstwa. Jednakże wkrótce, poznawszy autentyczną fascynację postacią cesarza, towarzysze wygnania zaczęli traktować go z pobłażliwością. Wątpliwe, aby szanował go sam Bonaparte. Zachowała się notatka wspominająca Polaka padającego do nóg Korsykanina, gdy ten zaprosił go do wspólnego śniadania.
Zanim został odwołany, otrzymał awans z porucznika do rangi szefa szwadronu, odebrał pisemne wyszczególnienie zasług, niewielką gratyfikację pieniężną, kilka pamiątkowych drobiazgów od członków dworu oraz list polecający do rodziny Napoleona, w którym podkreślano godną postawę Polaka na Świętej Helenie. Spędził na niej dziesięć miesięcy i odpłynął 19 października 1816 r. Po powrocie nie ukrywał swojego bonapartyzmu. Nie pozwolono mu na wjazd do Polski. Wreszcie w listopadzie 1817 r. został aresztowany w Genui, osadzony w fortecy i przekazany Austriakom, którzy przetrzymywali go do marca 1820 r. Po uwolnieniu Piątkowski znajdował się pod opieką Hieronima Bonaparte. Brat cesarza powierzał mu nawet misje na terenie całej Europy.
Piątkowski początkowo nie uzyskał zgody na wyjazd na Wyspę Świętej Heleny. Wzmianki o histerycznych błaganiach tajemniczego Polaka, który miał płakać jak dziecko i tarzać się przed admirałem Keithem, obiegły całą Europę. Lord Byron poświęcił mu nawet wiersz zatytułowany "Pożegnanie oficera polskiego". Ostatecznie, jeszcze w sierpniu 1815 r., Piątkowski uzyskał pozwolenie na wyjazd. Najprawdopodobniej jeden z wpływowych Brytyjczyków potraktował "szwoleżera" jako prezent dla cesarza. "Hrabia Piątkowski" przybył do rezydencji Longwood 20 grudnia. Przywitano go chłodno, wywołał zdziwienie i szybko odkryto jego kłamstwa. Jednakże wkrótce, poznawszy autentyczną fascynację postacią cesarza, towarzysze wygnania zaczęli traktować go z pobłażliwością. Wątpliwe, aby szanował go sam Bonaparte. Zachowała się notatka wspominająca Polaka padającego do nóg Korsykanina, gdy ten zaprosił go do wspólnego śniadania.
Zanim został odwołany, otrzymał awans z porucznika do rangi szefa szwadronu, odebrał pisemne wyszczególnienie zasług, niewielką gratyfikację pieniężną, kilka pamiątkowych drobiazgów od członków dworu oraz list polecający do rodziny Napoleona, w którym podkreślano godną postawę Polaka na Świętej Helenie. Spędził na niej dziesięć miesięcy i odpłynął 19 października 1816 r. Po powrocie nie ukrywał swojego bonapartyzmu. Nie pozwolono mu na wjazd do Polski. Wreszcie w listopadzie 1817 r. został aresztowany w Genui, osadzony w fortecy i przekazany Austriakom, którzy przetrzymywali go do marca 1820 r. Po uwolnieniu Piątkowski znajdował się pod opieką Hieronima Bonaparte. Brat cesarza powierzał mu nawet misje na terenie całej Europy.
***
Pod Waterloo – w ostatniej bitwie epoki napoleońskiej – polscy szwoleżerowie dowodzeni przez Jerzmanowskiego wielokrotnie szarżowali na angielską piechotę. Pod koniec dnia rozbili kilka szwadronów huzarów angielskich i pod osłoną nocy wycofali się na południe. W oddziale walczyli m.in. mjr Kajetan Baliński i porucznik Marcin Fiutowski. Straty były niewielkie. 18 czerwca 1815 r. zginęło pięciu polskich lansjerów, dodatkowo jeden zaginął, a jeden dostał się do niewoli. Kilkunastu było rannych lub kontuzjowanych. Potem jeszcze kilku lansjerów dostało się do niewoli podczas odwrotu po porażce. Ostatnie polskie strzały u boku Napoleona padły pod koniec czerwca w krótkiej obronie Paryża.
Choć wielu oficerów po powrocie do kraju stało się lojalnymi żołnierzami cara Aleksandra, to nie ulega wątpliwości, że polskie wojsko, jako zbiorowy bohater epoki napoleońskiej w latach 1814–1815 po raz kolejny udowodniło swoją przydatność w boju i potwierdziło, że zasłużyło na określenie "najwierniejsi z wiernych".
Piotr Bejrowski
Choć wielu oficerów po powrocie do kraju stało się lojalnymi żołnierzami cara Aleksandra, to nie ulega wątpliwości, że polskie wojsko, jako zbiorowy bohater epoki napoleońskiej w latach 1814–1815 po raz kolejny udowodniło swoją przydatność w boju i potwierdziło, że zasłużyło na określenie "najwierniejsi z wiernych".
Piotr Bejrowski