Początek wojny
polsko-bolszewickiej
czas czytania:

W listopadzie 1918 roku Polska zaczęła powracać na mapę Europy. Jednak Polacy musieli o swoje państwo zawalczyć. Śmiertelnym zagrożeniem okazała się rewolucja bolszewicka. Wojna z bolszewikami w obronie niepodległego bytu naszego kraju, rozpoczęta w lutym 1919 roku, zakończyła się sukcesem, a państwo na trwałe powróciło na swoje miejsce na kontynencie. Pierwsze dni i tygodnie były jednak bardzo trudne.
Początek wojny
Zakończenie I wojny światowej przyniosło olbrzymie zmiany na politycznej mapie świata. Dla Polaków klęska państw zaborczych oznaczała rozpoczęcie żmudnego procesu odbudowy życia społecznego i organizacyjnego. Radość nie trwała jednak długo. Już 16 listopada 1918 roku bolszewicy utworzyli Armię Zachodnią, a dwa dni później Lew Trocki wzywał do rozpoczęcia marszu na zachód i połączenia się z rewolucją niemiecką i węgierską. Wówczas to przystąpiono do formowania kolejnych jednostek Armii Czerwonej. Pod koniec grudnia dysponowano siłami liczącymi niespełna 20 tys. żołnierzy w gotowości bojowej, a już dwa miesiące później – 50 tys. Dla Polaków decydujący był więc czas.
Polska krótko cieszyła się z odzyskanej wolności. 4 stycznia 1919 roku, niedługo po opuszczeniu Wilna przez Niemców, siły bolszewickie przeprowadziły atak na to miasto, którego strzegły jedynie słabo uzbrojone oddziały samoobrony. Szybko zostały zmuszone do kapitulacji wobec przeważającej liczebnie Armii Czerwonej. Jednak większość badaczy zauważa, że wojna rozpoczęła się 14 lutego 1919 roku, w pobliżu miasteczka Mosty na Grodzieńszczyźnie. Wojsko Polskie zatrzymało wówczas marsz Frontu Zachodniego i wyparło zaskoczone oddziały wroga. Tym sposobem niewypowiedziana wojna rozgorzała na dobre.
W ciągu kilku tygodni strona polska odniosła wiele spektakularnych sukcesów. Udało się wówczas zająć Wilno, Lidę, Nowogródek i Baranowicze. Osiągnięcia te stworzyły możliwość negocjacji z liderami „czerwonej”, bolszewickiej Rosji oraz antybolszewicko nastawionymi przywódcami „białej” armii rosyjskiej, wśród których byli dawni oficerowie carscy.
Polska krótko cieszyła się z odzyskanej wolności. 4 stycznia 1919 roku, niedługo po opuszczeniu Wilna przez Niemców, siły bolszewickie przeprowadziły atak na to miasto, którego strzegły jedynie słabo uzbrojone oddziały samoobrony. Szybko zostały zmuszone do kapitulacji wobec przeważającej liczebnie Armii Czerwonej. Jednak większość badaczy zauważa, że wojna rozpoczęła się 14 lutego 1919 roku, w pobliżu miasteczka Mosty na Grodzieńszczyźnie. Wojsko Polskie zatrzymało wówczas marsz Frontu Zachodniego i wyparło zaskoczone oddziały wroga. Tym sposobem niewypowiedziana wojna rozgorzała na dobre.
W ciągu kilku tygodni strona polska odniosła wiele spektakularnych sukcesów. Udało się wówczas zająć Wilno, Lidę, Nowogródek i Baranowicze. Osiągnięcia te stworzyły możliwość negocjacji z liderami „czerwonej”, bolszewickiej Rosji oraz antybolszewicko nastawionymi przywódcami „białej” armii rosyjskiej, wśród których byli dawni oficerowie carscy.
„Jesteśmy potęgą, a wyście trupy”
W ten sposób Józef Piłsudski instruował swoich wysłanników na negocjacje z bolszewikami oraz Denikinem. Polacy zamierzali wybadać sytuację w Rosji pogrążonej w wojnie domowej. Piłsudski nie miał zaufania do jednych i drugich. Chciał sprecyzować warunki ewentualnego sojuszu z gen. Antonem Denikinem, jednym z „białych” generałów”. Z kolei rosyjska rewolucja była mu na rękę o tyle, o ile zwaśnione strony nie naruszały interesu Polski. Nie wierzył jednak w trwałość rewolucji i wychodził z założenia, że jedynie zwycięstwo w starciu z Rosją, jakąkolwiek by nie była, „białą” czy „czerwoną”, stworzy możliwość realnego wpływu na kształt granicy wschodniej. Gdyby więc doszło do bezpośredniego starcia przeciwko dawnym carskim oficerom, państwa Ententy opowiedziałyby się po stronie dawnego sojusznika. Nie było tajemnicą, że „biali” dopuszczali jedynie możliwość odrodzenia się Rzeczypospolitej w granicach dawnej Kongresówki, a także domagali się zwrotu terenów dotychczas zajętych przez polskie wojsko. Ich pewność siebie przyniosła katastrofalne skutki. Gdy zaczęli ponosić porażki, winą za ten stan rzeczy rychło obarczyli stronę polską.
Piłsudski nie mógł więc pozwolić sobie na rozważania na temat tego, w jaki sposób atak prewencyjny zostanie odebrany przez międzynarodową opinię publiczną. Chodziło przecież o odepchnięcie śmiertelnego zagrożenia dla odradzającej się państwowości. Kwestie wizerunkowe musiały zejść na odległy plan.
Wyprzedzające uderzenie zostało przyjęte raczej negatywnie – zwłaszcza w pogrążonych w chaosie Niemczech. Do pewnego stopnia powiodły się również propagandowe akcje mające na celu przedstawienie Polski jako agresora wśród zwolenników francuskiej i brytyjskiej lewicy. Piłsudski nie mógł się tym przejmować. Dzisiaj możemy być niemal pewni, że gdyby nie doszło do uderzenia prewencyjnego, bolszewicy nie zatrzymaliby się na Warszawie.
Jednak tak naprawdę obie armie były formacjami improwizowanymi. Dla bolszewików dużym problemem okazał się brak karności wśród szeregowych żołnierzy – w większości chłopów. Polskie siły były oparte na zaciągu ochotniczym – walorem była tu przede wszystkim wola walki w obronie kraju, choć entuzjazm nie zawsze szedł w parze z przygotowaniem. Brakowało też jednolitego systemu wyszkolenia – oficerowie swoje doświadczenie zdobywali w szeregach armii zaborczych.
Piłsudski nie mógł więc pozwolić sobie na rozważania na temat tego, w jaki sposób atak prewencyjny zostanie odebrany przez międzynarodową opinię publiczną. Chodziło przecież o odepchnięcie śmiertelnego zagrożenia dla odradzającej się państwowości. Kwestie wizerunkowe musiały zejść na odległy plan.
Wyprzedzające uderzenie zostało przyjęte raczej negatywnie – zwłaszcza w pogrążonych w chaosie Niemczech. Do pewnego stopnia powiodły się również propagandowe akcje mające na celu przedstawienie Polski jako agresora wśród zwolenników francuskiej i brytyjskiej lewicy. Piłsudski nie mógł się tym przejmować. Dzisiaj możemy być niemal pewni, że gdyby nie doszło do uderzenia prewencyjnego, bolszewicy nie zatrzymaliby się na Warszawie.
Jednak tak naprawdę obie armie były formacjami improwizowanymi. Dla bolszewików dużym problemem okazał się brak karności wśród szeregowych żołnierzy – w większości chłopów. Polskie siły były oparte na zaciągu ochotniczym – walorem była tu przede wszystkim wola walki w obronie kraju, choć entuzjazm nie zawsze szedł w parze z przygotowaniem. Brakowało też jednolitego systemu wyszkolenia – oficerowie swoje doświadczenie zdobywali w szeregach armii zaborczych.
Cały naród szykuje się do obrony
Pomimo licznych trudności w uzbrojeniu i wyszkoleniu żołnierzy, postawiono na organizację nowoczesnego wywiadu i kontrwywiadu. Prace te rozpoczęto jeszcze w przededniu odzyskania niepodległości. Niebawem na jego czele stanął zaledwie dwudziestoośmioletni porucznik Jan Kowalewski, uzdolniony kryptoanalityk i matematyk. Swoją misję rozpoczął w maju 1919 roku, zaprosiwszy do współpracy wielu znakomitych matematyków z uczelni Warszawy i Lwowa. Byli wśród nich m.in. Wacław Sierpiński i Stefan Mazurkiewicz. Na przełomie sierpnia i września 1919 roku udało się złamać pierwsze klucze szyfrowe bolszewików i „białej armii”, dzięki czemu udało się śledzić ruchy przeciwnika i pozyskiwać wiedzę o sytuacji w Rosji od Syberii po Morze Czarne. Dość powiedzieć, że do końca 1920 roku zespół przechwycił kilka tysięcy szyfrogramów wroga.
Dane pozyskane dzięki intensywnej pracy kryptologów zaczęły być wykorzystywane: dowiedziano się bowiem o koncentracji wojsk bolszewickich we wschodniej Białorusi. To stamtąd miało nastąpić główne uderzenie na polskie pozycje. Wiedząc o przewadze liczebnej przeciwnika, Piłsudski zdecydował o przeprowadzeniu ataku wyprzedzającego, by tym sposobem przejąć inicjatywę w starciu.
25 kwietnia 1920 roku rozpoczęła się polska ofensywa. Już na początku maja Wojsko Polskie wkroczyło do Kijowa, zmuszając zaskoczonych bolszewików do odwrotu za Dniepr. Plan zakładał zmuszenie ich do stoczenia walnej i rozstrzygającej bitwy, jednakże ostatecznie do niej nie doszło. Dodatkowo odrzucenie wrogich wojsk za Dniepr stwarzało szansę na stworzenie państwa ukraińskiego, które mogłoby stać się sojusznikiem Polski w tej wojnie. W krótkim czasie relatywnie kompletne siły przeciwnika zdołały się zreorganizować, a nawet wzmocnić swoje rezerwy. Polacy natomiast rezerw już nie posiadali, toteż natarcie oddziałów Siemiona Budionnego i Michaiła Tuchaczewskiego doprowadziło do przełamania polskich linii, a wkrótce do ucieczki. Sytuacja była tragiczna. Dodatkowo opinia publiczna, która jeszcze kilka miesięcy wcześniej chwaliła Piłsudskiego za sukcesy, teraz obwiniała go za kolejne porażki.
Piłsudski powrócił do koncepcji stoczenia decydującej bitwy, która miała zostać stoczona między Wisłą i Bugiem. Wspólnie z gen. Tadeuszem Rozwadowskim opracowali plan działań, dzieląc osiemsetkilometrową linię obrony na trzy związki operacyjne w celu maksymalnego zaangażowania jednostek wroga i maksymalnego ich wykrwawienia.
Celem ofensywy prowadzonej przez Armię Czerwoną miała stać się Warszawa. „Przez trupa Białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Na zachód!” – grzmiał Tuchaczewski 2 lipca 1920 roku w rozkazie uderzenia do swojej armii. Polska przygotowywała się do obrony...
***
Pomimo licznych trudności, słabo wyszkolonej ochotniczej armii, braków w uzbrojeniu i nieprzychylnego stosunku większości państw (za wyjątkiem bezcennej pomocy Węgier), polskiej armii udało się odeprzeć wrogie natarcie na przedpolach Warszawy i przeprowadzić skuteczne kontruderzenie znad Wieprza. Kolejne wielkie starcia były już w zasadzie pokazem taktycznego kunsztu i zorganizowania w polu nad kompletnie rozbitymi oddziałami bolszewickimi. Polskie wojsko przewyższało przeciwnika jeszcze jednym – świadomością celu i wagi konfrontacji. I to być może zadecydowało o końcowym sukcesie.
Grzegorz Wójcik
Dane pozyskane dzięki intensywnej pracy kryptologów zaczęły być wykorzystywane: dowiedziano się bowiem o koncentracji wojsk bolszewickich we wschodniej Białorusi. To stamtąd miało nastąpić główne uderzenie na polskie pozycje. Wiedząc o przewadze liczebnej przeciwnika, Piłsudski zdecydował o przeprowadzeniu ataku wyprzedzającego, by tym sposobem przejąć inicjatywę w starciu.
25 kwietnia 1920 roku rozpoczęła się polska ofensywa. Już na początku maja Wojsko Polskie wkroczyło do Kijowa, zmuszając zaskoczonych bolszewików do odwrotu za Dniepr. Plan zakładał zmuszenie ich do stoczenia walnej i rozstrzygającej bitwy, jednakże ostatecznie do niej nie doszło. Dodatkowo odrzucenie wrogich wojsk za Dniepr stwarzało szansę na stworzenie państwa ukraińskiego, które mogłoby stać się sojusznikiem Polski w tej wojnie. W krótkim czasie relatywnie kompletne siły przeciwnika zdołały się zreorganizować, a nawet wzmocnić swoje rezerwy. Polacy natomiast rezerw już nie posiadali, toteż natarcie oddziałów Siemiona Budionnego i Michaiła Tuchaczewskiego doprowadziło do przełamania polskich linii, a wkrótce do ucieczki. Sytuacja była tragiczna. Dodatkowo opinia publiczna, która jeszcze kilka miesięcy wcześniej chwaliła Piłsudskiego za sukcesy, teraz obwiniała go za kolejne porażki.
Piłsudski powrócił do koncepcji stoczenia decydującej bitwy, która miała zostać stoczona między Wisłą i Bugiem. Wspólnie z gen. Tadeuszem Rozwadowskim opracowali plan działań, dzieląc osiemsetkilometrową linię obrony na trzy związki operacyjne w celu maksymalnego zaangażowania jednostek wroga i maksymalnego ich wykrwawienia.
Celem ofensywy prowadzonej przez Armię Czerwoną miała stać się Warszawa. „Przez trupa Białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Na zachód!” – grzmiał Tuchaczewski 2 lipca 1920 roku w rozkazie uderzenia do swojej armii. Polska przygotowywała się do obrony...
***
Pomimo licznych trudności, słabo wyszkolonej ochotniczej armii, braków w uzbrojeniu i nieprzychylnego stosunku większości państw (za wyjątkiem bezcennej pomocy Węgier), polskiej armii udało się odeprzeć wrogie natarcie na przedpolach Warszawy i przeprowadzić skuteczne kontruderzenie znad Wieprza. Kolejne wielkie starcia były już w zasadzie pokazem taktycznego kunsztu i zorganizowania w polu nad kompletnie rozbitymi oddziałami bolszewickimi. Polskie wojsko przewyższało przeciwnika jeszcze jednym – świadomością celu i wagi konfrontacji. I to być może zadecydowało o końcowym sukcesie.
Grzegorz Wójcik