Artykuły
I Rzeczpospolita 1569-1795
Zabory 1795–1918
II Rzeczpospolita 1918-1939
II wojna światowa 1939-1945
Kultura
Nauczyciele
Dorośli
Licealiści
Studenci
Pałac Brühla. Chwała, zdrada
i porcelana
czas czytania:

Dzieje warszawskiego pałacu Brühla dobrze ilustrują losy Polski w czterech minionych stuleciach: potęgę, degrengoladę, podźwignięcie się z upadku i ponowną katastrofę. Lokatorzy gmachu przy ulicy Wierzbowej byli pierwszoplanowymi aktorami tego dramatu. Nie brakowało wśród nich wybitnych postaci, ale również łajdaków obcego i rodzimego autoramentu.
Od męża stanu
do rozpustnika
Przez ostatnie osiemdziesiąt lat przedwojenna siedziba MSZ wiodła żywot upiora. Z położonego po sąsiedzku pałacu Saskiego został przynajmniej fragment kolumnady z Grobem Nieznanego Żołnierza. Ruiny pałacu Brühla uprzątnięto, fundamenty zostały zasypane ziemią. Po urządzeniu trawników i posadzeniu drzew mogło się wydawać, że jest to część ogrodu Saskiego. Teraz obie rezydencje mają zmartwychwstać.
Badania archeologiczne, poprzedzające odbudowę, przypomniały o historii tej części Warszawy. Saski minister nie budował na surowym korzeniu. Podobnie jak pryncypał, wszedł w posiadanie magnackiej siedziby pamiętającej czasy Wazów. Jej pierwszym właścicielem był Jerzy Ossoliński, tęga polityczna głowa, najbliższy współpracownik króla Władysława IV Wazy. Pod rządami tego duetu Rzeczpospolita stała u szczytu potęgi. Kanclerz wielki koronny był człowiekiem wykształconym i zamożnym. Lubił to okazywać. Ufundował na przykład hebanowy ołtarz dla cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Badania archeologiczne, poprzedzające odbudowę, przypomniały o historii tej części Warszawy. Saski minister nie budował na surowym korzeniu. Podobnie jak pryncypał, wszedł w posiadanie magnackiej siedziby pamiętającej czasy Wazów. Jej pierwszym właścicielem był Jerzy Ossoliński, tęga polityczna głowa, najbliższy współpracownik króla Władysława IV Wazy. Pod rządami tego duetu Rzeczpospolita stała u szczytu potęgi. Kanclerz wielki koronny był człowiekiem wykształconym i zamożnym. Lubił to okazywać. Ufundował na przykład hebanowy ołtarz dla cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.

Bartłomiej Strobel „Portret Jerzego Ossolińskiego” ok. 1635 r., olej na płótnie (Muzeum Narodowe w Warszawie)
Do legendy przeszedł uroczysty wjazd Ossolińskiego do Rzymu w listopadzie 1633 roku. Konie jeźdźców z orszaku ku zachwytowi pospólstwa gubiły złote podkowy. Sześć lat później na gruntach, podarowanych mu przez króla, w sąsiedztwie wału obronnego, którym na początku wieku otoczono miasto, magnat zaczął budowę pałacu w stylu włoskim. Zdaniem historyka Adama Kerstena ów gmach "finezją i smakiem przewyższał pozostałe". Miał sześć wieżyczek, brukowany dziedziniec, a w środku galerię rzeźb i obrazów. Dumą gospodarza był ogród, założony "na piasku", jak wyraził się poeta i muzyk Adam Jarzębski w wierszowanym utworze "Krótkie opisanie Warszawy", wydanym w 1643 roku.
Kanclerz miał notoryczne problemy ze zdrowiem, więc w pałacu zainstalowano dwie windy. Był to polski debiut tego urządzenia. Starość Ossolińskiego nie była pogodna. Rzeczpospolita stanęła w obliczu rebelii Kozaków zaporoskich. Król nagle zmarł, kanclerz był zwolennikiem zawarcia ugody z buntownikami. Zdołał narzucić swoją koncepcję, lecz po jego śmierci przeważył pogląd, że kontrolę na kresami wschodnimi należy odzyskać siłą. Gdy Kozacy uznali zwierzchnictwo Moskwy, a od północy zaatakowali Szwedzi, państwo polsko-litewskie stanęło na krawędzi katastrofy.
Kanclerz miał notoryczne problemy ze zdrowiem, więc w pałacu zainstalowano dwie windy. Był to polski debiut tego urządzenia. Starość Ossolińskiego nie była pogodna. Rzeczpospolita stanęła w obliczu rebelii Kozaków zaporoskich. Król nagle zmarł, kanclerz był zwolennikiem zawarcia ugody z buntownikami. Zdołał narzucić swoją koncepcję, lecz po jego śmierci przeważył pogląd, że kontrolę na kresami wschodnimi należy odzyskać siłą. Gdy Kozacy uznali zwierzchnictwo Moskwy, a od północy zaatakowali Szwedzi, państwo polsko-litewskie stanęło na krawędzi katastrofy.
Wzloty i upadki faworyta
W 1750 roku spadkobiercy Sanguszki sprzedali pałac Sandomierski wszechwładnemu ministrowi Augusta III. Heinrich Brühl zaczynał karierę jako paź. Wytrawny intrygant stał się wpływową postacią w ostatnich latach panowania Augusta II, jego syna zaś i następcę owinął sobie wokół palca. Monarcha namiętnie polował, interesował się muzyką i sztuką, lecz do polityki nie miał głowy. Wzorem innych władców, unikających odpowiedzialności, scedował ją na pierwszego ministra, sobie pozostawiając obowiązki reprezentacyjne i możliwość anulowania każdej decyzji rządu.
August III każdy dzień zaczynał od narady z zaufanym podwładnym. Brühl jako jedyny mógł też odwiedzać króla bez zaproszenia. Szybko obrósł w piórka. Kolekcjonował obrazy, książki, kamizelki, porcelanę i zegarki, tudzież stanowiska państwowe. Miał ich w sumie trzydzieści, co dawało mu prawo do ingerowania w niemal każdą dziedzinę: od gospodarki po wojskowość. Zgromadził olbrzymi majątek. Legitymując się fałszywym dokumentem, potwierdzającym polskie szlachectwo, mógł nabywać dobra również na terenie Rzeczpospolitej. Bez wątpienia był politykiem skorumpowanym, warto jednak zauważyć, że w osiemnastowiecznej Europie było to zjawisko powszechne.
August III każdy dzień zaczynał od narady z zaufanym podwładnym. Brühl jako jedyny mógł też odwiedzać króla bez zaproszenia. Szybko obrósł w piórka. Kolekcjonował obrazy, książki, kamizelki, porcelanę i zegarki, tudzież stanowiska państwowe. Miał ich w sumie trzydzieści, co dawało mu prawo do ingerowania w niemal każdą dziedzinę: od gospodarki po wojskowość. Zgromadził olbrzymi majątek. Legitymując się fałszywym dokumentem, potwierdzającym polskie szlachectwo, mógł nabywać dobra również na terenie Rzeczpospolitej. Bez wątpienia był politykiem skorumpowanym, warto jednak zauważyć, że w osiemnastowiecznej Europie było to zjawisko powszechne.
Zła sława, otaczająca ministra już za życia, po części była efektem pruskiej kampanii propagandowej. Król Fryderyk II, wielki influencer epoki Oświecenia, miał paskudny zwyczaj zniesławiania swoich ofiar. Saksonia, z racji ambicji Wettynów, pragnących odgrywać wiodącą rolę w Niemczech, stała mu kością w gardle. Brühl w tej rozgrywce był od początku bez szans. Sojusz, który zawarł z austriackimi Habsburgami, posłużył Fryderykowi za pretekst do zaatakowania słabszego sąsiada. Z wojny, nazwanej siedmioletnią, Saksonia wyszła bez strat terytorialnych, lecz złupiona przez pruskich okupantów stała się państwem drugorzędnym. W oczach opinii publicznej winnym katastrofy był pierwszy minister.
Król zachował się wielkodusznie. Mimo klęski nie zdymisjonował faworyta. Polscy historycy okazali się mniej litościwi. Brühl stał się centralną postacią czarnej legendy epoki Sasów. Wizerunek spryciarza i defraudanta utrwaliły popularne powieści historyczne Józefa Ignacego Kraszewskiego. Bez wątpienia minister wykazywał odruchy nuworysza. Stworzył własny, trzystuosobowy dwór. Rezydencji miał dziesięć, z tego dwie pod Warszawą: w Młocinach i na Woli. Ze zrozumiałych względów potrzebował jednak siedziby położonej jak najbliżej pałacu pryncypała.
Król zachował się wielkodusznie. Mimo klęski nie zdymisjonował faworyta. Polscy historycy okazali się mniej litościwi. Brühl stał się centralną postacią czarnej legendy epoki Sasów. Wizerunek spryciarza i defraudanta utrwaliły popularne powieści historyczne Józefa Ignacego Kraszewskiego. Bez wątpienia minister wykazywał odruchy nuworysza. Stworzył własny, trzystuosobowy dwór. Rezydencji miał dziesięć, z tego dwie pod Warszawą: w Młocinach i na Woli. Ze zrozumiałych względów potrzebował jednak siedziby położonej jak najbliżej pałacu pryncypała.
Zdrajca w rynsztoku
W latach 1756-1759 za sprawą saskich architektów pałac Sandomierski zmienił kostium na rokokowy. Pracami kierował Johann Friedrich Knöbel. Znakiem rozpoznawczym gmachu stał się okazały, mansardowy dach. Współczesnych oszałamiała dekoracja rzeźbiarska, której autorami byli wybitni artyści: Francuz Pierre Coudray, autor pomnika hetmana Czarnieckiego w Tykocinie, i Jan Chryzostom Redler, który upiększał magnackie rezydencje w Białymstoku, Puławach i Radzyniu Podlaskim.
Dwumetrowe posągi ustawiono w niszach dolnej kondygnacji, bramę ozdobiły alegorie nauk oraz rzekomych cnót właściciela. Kompleks uzupełniały oficyny, stajnia, wozownia i ogród ciągnący się aż do ulicy Senatorskiej.
Minister niedługo cieszył się nowym nabytkiem. W 1763 roku nagle zmarł król. Faworyt po trzech tygodniach podążył za nim, unikając więzienia (a może i czegoś gorszego). W Saksonii komisja, powołana przez jego wrogów, nie zdołała udowodnić, że okradał państwo i nadużywał władzy. Okazało się, że wszystkie decyzje podejmował za wiedzą i zgodą króla. Skonfiskowane dobra trzeba było oddać rodzinie.
Najstarszy syn Heinricha, starosta warszawski Alojzy Fryderyk Brühl, czuł się Polakiem. Człowiek o rozległych horyzontach i zainteresowaniach reorganizował i unowocześniał armię koronną. Mieszkał w Młocinach. Pałac przy ulicy Wierzbowej wynajmował. Pierwszym lokatorem był hrabia Herman Karl von Keyserling, Kurlandczyk w rosyjskiej służbie. Kierował operacją wprowadzenia na polski tron byłego kochanka carycy, Stanisława Antoniego Poniatowskiego. Znał go zresztą od dziecka.
Dwumetrowe posągi ustawiono w niszach dolnej kondygnacji, bramę ozdobiły alegorie nauk oraz rzekomych cnót właściciela. Kompleks uzupełniały oficyny, stajnia, wozownia i ogród ciągnący się aż do ulicy Senatorskiej.
Minister niedługo cieszył się nowym nabytkiem. W 1763 roku nagle zmarł król. Faworyt po trzech tygodniach podążył za nim, unikając więzienia (a może i czegoś gorszego). W Saksonii komisja, powołana przez jego wrogów, nie zdołała udowodnić, że okradał państwo i nadużywał władzy. Okazało się, że wszystkie decyzje podejmował za wiedzą i zgodą króla. Skonfiskowane dobra trzeba było oddać rodzinie.
Najstarszy syn Heinricha, starosta warszawski Alojzy Fryderyk Brühl, czuł się Polakiem. Człowiek o rozległych horyzontach i zainteresowaniach reorganizował i unowocześniał armię koronną. Mieszkał w Młocinach. Pałac przy ulicy Wierzbowej wynajmował. Pierwszym lokatorem był hrabia Herman Karl von Keyserling, Kurlandczyk w rosyjskiej służbie. Kierował operacją wprowadzenia na polski tron byłego kochanka carycy, Stanisława Antoniego Poniatowskiego. Znał go zresztą od dziecka.

Fragment obrazu Jana Matejki „Reytan. Upadek Polski”, 1866 r., olej na płótnie (Zamek Królewski w Warszawie)
Następca Keyserlinga, książę Nikołaj Repnin, nie zachowywał się jak dyplomata, lecz jak prokonsul w podbitym kraju. W 1778 roku zarządził porwanie i wywiezienie na wschód opozycyjnych senatorów. Po nim w pałacu zamieszkał Adam Poniński, o którym ambasador carycy pisał, że "zawsze można na niego liczyć". Marszałek pierwszego sejmu rozbiorowego po latach został uwieczniony na słynnym płótnie "Reytan" Jana Matejki. To on wyciągniętą ręką wzywa stojących za drzwiami rosyjskich żołnierzy, by wywlekli z sali protestującego patriotę. Poniński nie poprzestając na regularnych donosach, doradzał Moskalom, kogo w Rzeczpospolitej można jeszcze przekupić. Hojnie opłacany, tonął jednak w długach z powodu namiętności do hazardu, alkoholu i sprzedajnych kobiet. Wreszcie zbankrutował i skończył w rynsztoku. Wyrokiem sądu pozbawiono go szlacheckiego tytułu, a nawet nazwiska.
W 1778 roku Rada Nieustająca (quasi-rząd ustanowiony na życzenie carycy Katarzyny) za okrągły milion złotych kupił pałac od Brühla, by w służalczym geście przeznaczyć go na siedzibę rosyjskiej ambasady. Jedno z pomieszczeń przerobiono na cerkiew, zbudowano nową salę balową. Wygospodarowano również miejsce dla sublokatorów. W oficynach mógł zamieszkać każdy, kto zapłacił. Jeden z apartamentów wynajął młody Kazimierz Nestor Sapieha, który jako zwolennik reform i Konstytucji 3 maja przyczynił się do rozwiązania Rady, zwanej przez patriotów Zdradą Nieustającą.
W 1778 roku Rada Nieustająca (quasi-rząd ustanowiony na życzenie carycy Katarzyny) za okrągły milion złotych kupił pałac od Brühla, by w służalczym geście przeznaczyć go na siedzibę rosyjskiej ambasady. Jedno z pomieszczeń przerobiono na cerkiew, zbudowano nową salę balową. Wygospodarowano również miejsce dla sublokatorów. W oficynach mógł zamieszkać każdy, kto zapłacił. Jeden z apartamentów wynajął młody Kazimierz Nestor Sapieha, który jako zwolennik reform i Konstytucji 3 maja przyczynił się do rozwiązania Rady, zwanej przez patriotów Zdradą Nieustającą.
Dyplomaci trenują strzelanie
Po likwidacji Rzeczpospolitej Mazowsze z Warszawą zajęły Prusy. Pałac stał się siedzibą gubernatora Georga Ludwiga Köhlera, dowodzącego dziesięciotysięcznym garnizonem. Do zachowania kontroli nad liczącym wówczas zaledwie 60 tysięcy mieszkańców miastem było to aż nadto. Generał łagodnie traktował Polaków, ale też nie miał powodów do stosowania represji. Irredentyści wyemigrowali, by zaciągnąć się pod francuskie sztandary. W czerwcu 1802 Köhler wydał kolację i bal na cześć króla Prus Fryderyka Wilhelma III, wizytującego Warszawę.
Cztery lata później uciekł przed nadciągającą armią Napoleona. Domagał się potem odszkodowania za pozostawione w pałacu meble i rzeczy osobiste. Dopiął swego, wypłacono mu żądane 48 tysięcy złotych. W burzliwej epoce Księstwa Warszawskiego w pałacu urzędowali francuscy dyplomaci tudzież wojskowi, którym Bonaparte powierzył obronę wschodniej flanki swego imperium. Zgodnie z nieubłaganą logiką dziejów, po klęsce cesarza zastąpili ich Rosjanie. Najważniejszym z nich był wielki książę Konstanty.
Brat cara chętniej pomieszkiwał w Belwederze, lecz dawna rezydencja Brühla znajdowała się o rzut beretem od placu Saskiego, gdzie mógł urządzać sadystyczne spektakle, dla niepoznaki nazywane paradami lub przeglądem wojsk. Oficerowie uważający, że takie traktowanie uwłacza ich honorowi, podawali się do dymisji lub popełniali samobójstwa.
Własne apartamenty mieli tu również pogromca liberałów senator Mikołaj Nowosilcow i generał Aleksander Rożniecki, szef żandarmerii. Dawny bonapartysta specjalizował się w tropieniu patriotycznych spisków. Podejrzanych przesłuchiwano i więziono w pałacowych piwnicach.
Brat cara chętniej pomieszkiwał w Belwederze, lecz dawna rezydencja Brühla znajdowała się o rzut beretem od placu Saskiego, gdzie mógł urządzać sadystyczne spektakle, dla niepoznaki nazywane paradami lub przeglądem wojsk. Oficerowie uważający, że takie traktowanie uwłacza ich honorowi, podawali się do dymisji lub popełniali samobójstwa.
Własne apartamenty mieli tu również pogromca liberałów senator Mikołaj Nowosilcow i generał Aleksander Rożniecki, szef żandarmerii. Dawny bonapartysta specjalizował się w tropieniu patriotycznych spisków. Podejrzanych przesłuchiwano i więziono w pałacowych piwnicach.
Korowód rosyjskich lokatorów-polakożerców na chwilę przerwał ugodowiec Aleksander Wielopolski. Mianowany naczelnikiem Rządu Cywilnego, robił wszystko, by zrazić do siebie opinię publiczną. Wiedząc, że radykałowie zamierzają go zabić, hrabia sprawił sobie opancerzoną karetę. Przed bramą pałacu Brühla stale dyżurowało dziesięciu policjantów. Dziedziniec obsadzono kompanią piechoty. Wielopolski swoją arogancją sprowokował wybuch powstania styczniowego, a tym samym koniec własnej kariery.
Potem na krótki czas gmach przy ulicy Wierzbowej opanowali urzędnicy przygotowujący reformę uwłaszczeniową i szef cenzury, na dłużej – Zarząd Poczt i Telegrafu. Rozebrano pawilony wzniesione przez Tylmana. Stopniowo kurczył się też ogród, parcelowany w związku z koniecznością wytyczenia nowej ulicy i zagęszczaniem zabudowy centrum Warszawy.
Po odzyskaniu suwerenności oficyny stały się własnością polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Z przejęciem głównego budynku czekano jednak aż do zakończenia remontu. Bohdan Pniewski, ulubiony architekt sanacji, potraktował pałac brutalnie. Z dawnego wyposażenia ocalał tylko jeden kominek w salonie. Zabytkowy charakter zachowała fasada, lecz nisze ozdobiono popiersiami, między innymi Pniewskiego oraz jego żony. Na tyłach wyrósł nowoczesny pawilon mieszkalny dla szefa dyplomacji II RP. Z myślą o pracownikach w podziemiach otwarto stołówkę, łaźnię i strzelnicę.
Potem na krótki czas gmach przy ulicy Wierzbowej opanowali urzędnicy przygotowujący reformę uwłaszczeniową i szef cenzury, na dłużej – Zarząd Poczt i Telegrafu. Rozebrano pawilony wzniesione przez Tylmana. Stopniowo kurczył się też ogród, parcelowany w związku z koniecznością wytyczenia nowej ulicy i zagęszczaniem zabudowy centrum Warszawy.
Po odzyskaniu suwerenności oficyny stały się własnością polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Z przejęciem głównego budynku czekano jednak aż do zakończenia remontu. Bohdan Pniewski, ulubiony architekt sanacji, potraktował pałac brutalnie. Z dawnego wyposażenia ocalał tylko jeden kominek w salonie. Zabytkowy charakter zachowała fasada, lecz nisze ozdobiono popiersiami, między innymi Pniewskiego oraz jego żony. Na tyłach wyrósł nowoczesny pawilon mieszkalny dla szefa dyplomacji II RP. Z myślą o pracownikach w podziemiach otwarto stołówkę, łaźnię i strzelnicę.
Ostatni walc
Modernistyczno-monumentalne wnętrza poniekąd oddawały temperament ministra. Józef Beck, polityk przeceniający własne możliwości tudzież siłę polskiego państwa, cieszył się rezydencją przy ulicy Wierzbowej jeszcze krócej niż Heinrich Brühl: tylko dwa lata. Podczas niemieckiego oblężenia pałac trochę ucierpiał. Po rekonstrukcji spalonego dachu stał się siedzibą osławionego gubernatora dystryktu warszawskiego – doktora Ludwiga Fischera. Budowla, w której początkowo mieściła się także centrala SS, stała się jednym z symboli niemieckiej okupacji. Jej sylwetka zdobiła znaczki pocztowe Generalnego Gubernatorstwa.
W sierpniu 1944 roku Fischer, otoczony przez powstańców, doczekał się odsieczy i uciekł. Sprawiedliwości stało się zadość dwa i pół roku później. Niemiecki zbrodniarz został osądzony, skazany na śmierć i stracony. Stało się to jednak w okolicznościach kompromitujących nową, komunistyczną władzę. Kaci nie potrafili obsługiwać zbudowanej naprędce szubienicy, sznur dwa razy zrywał się pod ciężarem eks-gubernatora. Film, nakręcony podczas egzekucji w celach propagandowych, utajniono.
W sierpniu 1944 roku Fischer, otoczony przez powstańców, doczekał się odsieczy i uciekł. Sprawiedliwości stało się zadość dwa i pół roku później. Niemiecki zbrodniarz został osądzony, skazany na śmierć i stracony. Stało się to jednak w okolicznościach kompromitujących nową, komunistyczną władzę. Kaci nie potrafili obsługiwać zbudowanej naprędce szubienicy, sznur dwa razy zrywał się pod ciężarem eks-gubernatora. Film, nakręcony podczas egzekucji w celach propagandowych, utajniono.
Pałac Brühla legł w gruzach jedenaście dni wcześniej niż Pałac Saski. Przed odpaleniem ładunków Niemcy wywieźli z obu skazanych na zagładę gmachów wszystko, co przedstawiało jakąś wartość. O jego wyglądzie mamy jednak dość dobre pojęcie. Wnętrza zostały obfotografowane, bo ministerstwo uważało, że jest się czym pochwalić. W sierpniu 1939 roku pałac stał się jednym z bohaterów węgierskiej komedii kryminalnej „Wszyscy do walca”. Dziwnym trafem premiera filmu odbyła się w tym samym dniu, co kapitulacja stolicy – 28 września.
Komuniści chętnie zgodzili się na odbudowę Starówki jako „pomnika kultury narodowej i walk rewolucyjnych ludu Warszawy”. Rekonstrukcja królewskich i magnackich siedzib była sprzeczna z panującą ideologią. Nowa władza gdzieś musiała jednak urzędować. Pałace Brühla i Wettynów miały pecha: bardziej niż inne kojarzyły się z przedwojenną Polską, którą propaganda konsekwentnie odsądzała od czci i wiary. Dziś II RP uchodzi za raj utracony, łagodnieje też ocena epoki saskiej. Zmartwychwstanie rezydencji ministra króla Augusta III wydaje się przesądzone. Ze względu na duchy niektórych lokatorów w uroczystości wbicia pierwszej łopaty powinien jednak wziąć udział egzorcysta.
W 1945 roku w granicach Polski znalazł się jeszcze jeden pałac Brühla. W Brodach (niemiecka nazwa: Pforten), przy drodze z Drezna do Warszawy, hrabia kupił ziemi. W gmachu, zaprojektowanym przez Johanna Christopha Knöffla, budowniczego Zwingeru, podejmował swego monarchę i innych znakomitych gości. Łużycką rezydencję splądrowali Prusacy, lecz ocalał słynny "łabędzi" serwis porcelanowy, składający się z sześciu tysięcy naczyń. Po drugiej wojnie światowej pałac stał się malowniczą ruiną. Serwis prawdopodobnie rozszabrowano. Ale to zupełnie inna historia.
Komuniści chętnie zgodzili się na odbudowę Starówki jako „pomnika kultury narodowej i walk rewolucyjnych ludu Warszawy”. Rekonstrukcja królewskich i magnackich siedzib była sprzeczna z panującą ideologią. Nowa władza gdzieś musiała jednak urzędować. Pałace Brühla i Wettynów miały pecha: bardziej niż inne kojarzyły się z przedwojenną Polską, którą propaganda konsekwentnie odsądzała od czci i wiary. Dziś II RP uchodzi za raj utracony, łagodnieje też ocena epoki saskiej. Zmartwychwstanie rezydencji ministra króla Augusta III wydaje się przesądzone. Ze względu na duchy niektórych lokatorów w uroczystości wbicia pierwszej łopaty powinien jednak wziąć udział egzorcysta.
W 1945 roku w granicach Polski znalazł się jeszcze jeden pałac Brühla. W Brodach (niemiecka nazwa: Pforten), przy drodze z Drezna do Warszawy, hrabia kupił ziemi. W gmachu, zaprojektowanym przez Johanna Christopha Knöffla, budowniczego Zwingeru, podejmował swego monarchę i innych znakomitych gości. Łużycką rezydencję splądrowali Prusacy, lecz ocalał słynny "łabędzi" serwis porcelanowy, składający się z sześciu tysięcy naczyń. Po drugiej wojnie światowej pałac stał się malowniczą ruiną. Serwis prawdopodobnie rozszabrowano. Ale to zupełnie inna historia.
Wiesław Chełminiak