Artykuły
I Rzeczpospolita 1569-1795
Wojny
Kultura
Biografie
Cywilizacja
Nauczyciele
Dorośli
Studenci
Król w umyśle
czas czytania:

Polityczny szkodnik z wielkimi zasługami dla kultury narodowej. Takie dwuznaczne dziedzictwo pozostawił po sobie magnat, którego współcześni nazywali „polskim Salomonem”.
Stanisław Herakliusz Lubomirski był myślicielem, poetą, oratorem, mecenasem i erudytą. Łatwo znalazłby wspólny język z Michelem de Montaigne albo sir Francisem Baconem – filozofami, których dzieła znał, cenił i po trosze się na nich wzorował. To on sprowadził nad Wisłę genialnego architekta, Tylmana van Gamerena. Pochodzenie i bogactwo predestynowały go do piastowania najwyższych urzędów. Jako marszałek wielki koronny (odpowiednik dzisiejszego ministra spraw wewnętrznych) miał spory wpływ na sprawy publiczne. Należał do pokolenia, które mogło i powinno odbudować prestiż państwa polsko-litewskiego, nadwątlony przegranymi wojnami oraz pogłębiającym się kryzysem ustrojowym. Rzeczpospolita z podmiotu stawała się niepostrzeżenie przedmiotem polityki europejskiej.
Pasje intelektualne wyróżniały naszego bohatera z grona ówczesnych oligarchów, poza tym jednak był taki sam jak oni. Pochłaniały go zabiegi służące umocnieniu potęgi rodu i powiększaniu majątku. Korumpowanie szlachty, dworskie intrygi, ukrywane przed opinią publiczną konszachty z Wiedniem i Wersalem – tak wyglądała codzienność polskiego magnata drugiej połowy XVII wieku.
Lubomirski nie miał szczęścia do żywotopisarzy. Pierwszej biografii doczekał się dopiero w roku 2024. Jest nią katalog wystawy „Sztuka dobrego myślenia”. Owego sformułowania używano w epoce nowożytnej jako synonimu logiki. Marszałek z pewnością przyklasnąłby tytułowi ekspozycji zorganizowanej w warszawskich Łazienkach, albowiem w jego systemie wartości rozum zajmował miejsce naczelne. Trochę się to kłóci ze stereotypowym wizerunkiem Sarmaty – obskuranta. Stanisław Herakliusz był, sądząc z portretów, Sarmatą do szpiku kości. Jednocześnie, jak przystało na wielkiego pana, stylizował się na potomka rzymskich senatorów. Najpewniej to on wymyślił genealogię swego rodu, rozpoczynając od boga Janusa i familii Druzusów, z której wywodzili się cesarze Klaudiusz i Neron. Gdy imperium chyliło się ku upadkowi, niejaki Aureliusz Druzus miał wyemigrować do Polski i stoczyć zwycięską bitwę nad Szreniawą. Stąd obecność tej rzeki w herbie Lubomirskich.
Pasje intelektualne wyróżniały naszego bohatera z grona ówczesnych oligarchów, poza tym jednak był taki sam jak oni. Pochłaniały go zabiegi służące umocnieniu potęgi rodu i powiększaniu majątku. Korumpowanie szlachty, dworskie intrygi, ukrywane przed opinią publiczną konszachty z Wiedniem i Wersalem – tak wyglądała codzienność polskiego magnata drugiej połowy XVII wieku.
Lubomirski nie miał szczęścia do żywotopisarzy. Pierwszej biografii doczekał się dopiero w roku 2024. Jest nią katalog wystawy „Sztuka dobrego myślenia”. Owego sformułowania używano w epoce nowożytnej jako synonimu logiki. Marszałek z pewnością przyklasnąłby tytułowi ekspozycji zorganizowanej w warszawskich Łazienkach, albowiem w jego systemie wartości rozum zajmował miejsce naczelne. Trochę się to kłóci ze stereotypowym wizerunkiem Sarmaty – obskuranta. Stanisław Herakliusz był, sądząc z portretów, Sarmatą do szpiku kości. Jednocześnie, jak przystało na wielkiego pana, stylizował się na potomka rzymskich senatorów. Najpewniej to on wymyślił genealogię swego rodu, rozpoczynając od boga Janusa i familii Druzusów, z której wywodzili się cesarze Klaudiusz i Neron. Gdy imperium chyliło się ku upadkowi, niejaki Aureliusz Druzus miał wyemigrować do Polski i stoczyć zwycięską bitwę nad Szreniawą. Stąd obecność tej rzeki w herbie Lubomirskich.
Świątynia intelektu
Najsłynniejsze z budowli wzniesionych przez Tylmana dla Stanisława Herakliusza przywłaszczyli sobie inni. Podziwianą przez współczesnych willę w Puławach wchłonął gigantyczny pałac Czartoryskich. Wkomponowany w fasadę pseudoantyczny portyk zdążył jednak zawładnąć wyobraźnią Polaków. Na wiele dziesięcioleci stał się obowiązkowym elementem elewacji magnackich i szlacheckich siedzib. O pierwowzorze zapomniano.
W Warszawie też niewielu ludzi wie, że przed Łazienkami Królewskimi u stóp wiślanej skarpy istniały Łazienki Marszałkowskie. Były one wizytówką podmiejskiej posiadłości Lubomirskiego, której centrum stanowił Zamek Ujazdowski. Zainstalowanie się w dawnej rezydencji Wazów, zdewastowanej podczas potopu szwedzkiego, dogadzało ambicjom marszałka. Zadaniem Tylmana była modernizacja i wyposażenie wnętrz. Wywiązał się z niego celująco, o czym świadczy relacja włoskiego globtrotera, który w 1690 roku zwiedzał polską stolicę: „Pałac jest wspaniale udekorowany gobelinami i adamaszkami, a także ozdobiony wykwintnymi obrazami, licznymi srebrami, a wszystko dobrze zakomponowane”. Położony po sąsiedzku Wilanów Jana III Sobieskiego na tle Ujazdowa prezentował się ubogo. I o to właśnie chodziło.
W Warszawie też niewielu ludzi wie, że przed Łazienkami Królewskimi u stóp wiślanej skarpy istniały Łazienki Marszałkowskie. Były one wizytówką podmiejskiej posiadłości Lubomirskiego, której centrum stanowił Zamek Ujazdowski. Zainstalowanie się w dawnej rezydencji Wazów, zdewastowanej podczas potopu szwedzkiego, dogadzało ambicjom marszałka. Zadaniem Tylmana była modernizacja i wyposażenie wnętrz. Wywiązał się z niego celująco, o czym świadczy relacja włoskiego globtrotera, który w 1690 roku zwiedzał polską stolicę: „Pałac jest wspaniale udekorowany gobelinami i adamaszkami, a także ozdobiony wykwintnymi obrazami, licznymi srebrami, a wszystko dobrze zakomponowane”. Położony po sąsiedzku Wilanów Jana III Sobieskiego na tle Ujazdowa prezentował się ubogo. I o to właśnie chodziło.
Holender zaprojektował również osie widokowe, trapezoidalny system kanałów i promienisty układ parkowych alei – pierwszy w Rzeczpospolitej. Wisienkami na tym barokowym torcie były pawilony zlokalizowane poniżej skarpy, na której wznosił się zamek. Największy pawilon – Łaźnię – można uznać za novum w skali europejskiej. Właściciel nazwał ją z grecka Hipokreną, na cześć źródła natchnienia, które wytrysnęło spod kopyt Pegaza. Historycy sztuki, zainspirowani plotkami o miłostkach Stanisława Herakliusza, uznali pawilon za miejsce uciech cielesnych. Kurator wystawy, Piotr Skowroński, dałby sobie jednak rękę uciąć, że Łaźnia nie była świątynią Amora, lecz muz –opiekunek literackich pasji marszałka.
Bliżej Czerniakowa stanął budynek zwany Arkadią lub Kaplicą Niewiedzy. Lubomirski, współautor koncepcji całego założenia pałacowo-parkowego, obmyślił jego program ideologiczny, symbole oraz treść inskrypcji, odzwierciedlających jego gust i poglądy. „Boga nie pragnę, do nieba nie dążę, świata nie doświadczam, ludzi nie rozumiem, nie znam samego siebie. Dlatego choćbym tysiąc lat żył tu zamknięty, nie starczyłoby mi ich na rozważanie nędzy mojej ignorancji” – informował jeden z epigrafów, zdobiących Arkadię. Dla równowagi inny z napisów głosił: „W umyśle królem jesteś”. Ściany owego przybytku zdobiły medaliony z podobiznami poetów i filozofów, na stropach zaś wymalowano wizerunki ciał niebieskich. Magnat umieścił tu swoją podręczną bibliotekę.
Trzeci pawilon – Ermitaż – był samotnią służącą modlitwie, choć zawistnicy (których nigdy nie brakuje) suponowali, że Stanisław Herakliusz sprowadza tam damy wątpliwej konduity. Nad Jeziorkiem Czerniakowskim Tylman wystawił drewniany, lecz luksusowo wyposażony dwór, w którym prawdopodobnie ucztowali i spędzali noce jego goście. Ostatnią z inwestycji był kościół i klasztor Bernardynów. Lubomirski powierzył opiece zakonników papieski dar w postaci relikwi św. Bonifacego i cudowny obraz św. Antoniego, który przywiózł z Wenecji.
Bliżej Czerniakowa stanął budynek zwany Arkadią lub Kaplicą Niewiedzy. Lubomirski, współautor koncepcji całego założenia pałacowo-parkowego, obmyślił jego program ideologiczny, symbole oraz treść inskrypcji, odzwierciedlających jego gust i poglądy. „Boga nie pragnę, do nieba nie dążę, świata nie doświadczam, ludzi nie rozumiem, nie znam samego siebie. Dlatego choćbym tysiąc lat żył tu zamknięty, nie starczyłoby mi ich na rozważanie nędzy mojej ignorancji” – informował jeden z epigrafów, zdobiących Arkadię. Dla równowagi inny z napisów głosił: „W umyśle królem jesteś”. Ściany owego przybytku zdobiły medaliony z podobiznami poetów i filozofów, na stropach zaś wymalowano wizerunki ciał niebieskich. Magnat umieścił tu swoją podręczną bibliotekę.
Trzeci pawilon – Ermitaż – był samotnią służącą modlitwie, choć zawistnicy (których nigdy nie brakuje) suponowali, że Stanisław Herakliusz sprowadza tam damy wątpliwej konduity. Nad Jeziorkiem Czerniakowskim Tylman wystawił drewniany, lecz luksusowo wyposażony dwór, w którym prawdopodobnie ucztowali i spędzali noce jego goście. Ostatnią z inwestycji był kościół i klasztor Bernardynów. Lubomirski powierzył opiece zakonników papieski dar w postaci relikwi św. Bonifacego i cudowny obraz św. Antoniego, który przywiózł z Wenecji.
Lekarstwa dla duszy
Pochlebcy porównywali marszałka do Katona i Seneki. Nie bez kozery. Był jak oni stoikiem. Wzorem antycznych filozofów zastanawiał się nad sensem życia. Rozum porównywał do fortecy i przeciwstawiał grzesznemu ciału, choć wspaniałomyślnie uznawał prawo człowieka do rozrywek i wypoczynku. Literacki dorobek Lubomirskiego to kilkanaście łacińskich i polskich utworów, z których tylko część została wydana drukiem za życia autora. O ich popularności świadczy fakt, że krążyły w wersjach rękopiśmiennych, a wznawiano je aż do końca XVIII wieku.
W 1666 roku, gdy wojna domowa w Rzeczpospolitej położyła kres karierze Jerzego Sebastiana Lubomirskiego, jego syn pisał „Adverbia moralia” – zbiór rozważań nad kondycją człowieka i jego relacją z Bogiem. W wersji książkowej każdy z piętnastu rozdziałów ozdobiły miedzioryty Tylmana, niedoszłego malarza. O powodzeniu dzieła zdecydowała typowa dla epoki forma: młody autor popisuje się znajomością zasad retoryki, żongluje łacińskimi słowami, z wprawą zdradzającą nie lada oczytanie. Co ciekawe, prozę Stanisława Herakliusza cechuje zwięzłość, cnota rzadko kojarzona z epoką późnego baroku.
W 1666 roku, gdy wojna domowa w Rzeczpospolitej położyła kres karierze Jerzego Sebastiana Lubomirskiego, jego syn pisał „Adverbia moralia” – zbiór rozważań nad kondycją człowieka i jego relacją z Bogiem. W wersji książkowej każdy z piętnastu rozdziałów ozdobiły miedzioryty Tylmana, niedoszłego malarza. O powodzeniu dzieła zdecydowała typowa dla epoki forma: młody autor popisuje się znajomością zasad retoryki, żongluje łacińskimi słowami, z wprawą zdradzającą nie lada oczytanie. Co ciekawe, prozę Stanisława Herakliusza cechuje zwięzłość, cnota rzadko kojarzona z epoką późnego baroku.
Lubomirski miał już wtedy na koncie sztukę dramatyczną „Ermida albo królewna pasterska” i przeróbkę poematu „Orfeusz” Giambattisty Mariniego. Włoski rodowód zdradzają również późniejsze polskojęzyczne komedie, pisane zapewne na użytek teatru w Ujazdowie. Fachowcy twierdzą, że talent satyryczny magnata przerastał jego zdolności dramaturgiczne. W dojrzałej twórczości zwrócił się jednak w stronę religii. Wierszowany katechizm „Teomuza”, „Decymka myśli świętych”, „Tobiasz wyzwolony”, „Poezje postu świętego” – tytuły mówią same za siebie.
Świadectwem pesymizmu, w jaki popadł marszałek, jest poetycka parafraza Księgi Koheleta, z której pochodzi słynna sentencja „marność nad marnościami i wszystko marność”. W XVII wieku sądzono, że napisał ją król Salomon i może dlatego Lubomirski, tytułowany „polskim Salomonem”, uznał, że powinien się z tym tekstem zmierzyć. Wątpliwości jednak przeważyły i „Eklezjastes” ujrzał światło dzienne dopiero po śmierci autora. Ostatnim dziełem, które zdążył oddać do druku, był traktat „De remediis animi humani”, czyli „O lekarstwach duszy ludzkiej”. Schorowany magnat wracał do tematyki z „Adverbia moralia”, jednak aforyzmy zastąpiły cytaty ze Starego Testamentu. Człowiek jawił się autorowi pacjentem, a Bóg lekarzem. Tytułowe lekarstwa to lektura Biblii, modlitwy i przede wszystkim regularne przystępowanie do komunii.
Świadectwem pesymizmu, w jaki popadł marszałek, jest poetycka parafraza Księgi Koheleta, z której pochodzi słynna sentencja „marność nad marnościami i wszystko marność”. W XVII wieku sądzono, że napisał ją król Salomon i może dlatego Lubomirski, tytułowany „polskim Salomonem”, uznał, że powinien się z tym tekstem zmierzyć. Wątpliwości jednak przeważyły i „Eklezjastes” ujrzał światło dzienne dopiero po śmierci autora. Ostatnim dziełem, które zdążył oddać do druku, był traktat „De remediis animi humani”, czyli „O lekarstwach duszy ludzkiej”. Schorowany magnat wracał do tematyki z „Adverbia moralia”, jednak aforyzmy zastąpiły cytaty ze Starego Testamentu. Człowiek jawił się autorowi pacjentem, a Bóg lekarzem. Tytułowe lekarstwa to lektura Biblii, modlitwy i przede wszystkim regularne przystępowanie do komunii.
Dwie korony
Stanisław Herakliusz Lubomirski żył 60 lat. Zmarł w Zamku Ujazdowskim i zgodnie ze swoją ostatnią wolą został pochowany w krypcie czerniakowskiego kościoła Bernardynów. W panegiryku, wydanym przez warszawskich pijarów z okazji pogrzebu, figuruje jako „Merkury Polski, Apollo Europy, Wielki Świata Salomon”. Kurator wystawy nazywał marszałka „mężem stanu”, co zakrawa na grubą przesadę. Na takie miano w ówczesnej Rzeczpospolitej nie zasłużył nikt, nie wyłączając króla Jana III.
Sobieski militarny geniusz łączył ze zdumiewającym brakiem politycznego wyczucia. Na co liczył, czyniąc dygnitarzem syna rokoszanina i swego zaciętego wroga? Lubomirski, podobnie jak inni nominanci, nie poczuwał się do żadnej wdzięczności. Robił co mógł, by obrzydzić życie zwycięzcy spod Chocimia. Otwarty bunt nie wchodził w grę, gdyż Stanisław Herakliusz, chociaż portretował się w zbroi, w odróżnieniu od ojca był pacyfistą. Pozostawały więc intrygi.
Marszałek przewodził malkontentom w Małopolsce. Jego druga żona, Elżbieta z Denhoffów, utrzymywała nader bliskie stosunki z podskarbim Benedyktem Sapiehą, głową opozycji na Litwie. Z królem, a jeszcze bardziej z królową, darli koty oligarchowie z Wielkopolski i większa część katolickich hierarchów. Rzeczpospolitą toczył rak prywaty i korupcji. Wrogowie monarchy byli za słabi, by go zdetronizować, ale wystarczająco silni, by paraliżować poczynania Jana III.
Sobieski militarny geniusz łączył ze zdumiewającym brakiem politycznego wyczucia. Na co liczył, czyniąc dygnitarzem syna rokoszanina i swego zaciętego wroga? Lubomirski, podobnie jak inni nominanci, nie poczuwał się do żadnej wdzięczności. Robił co mógł, by obrzydzić życie zwycięzcy spod Chocimia. Otwarty bunt nie wchodził w grę, gdyż Stanisław Herakliusz, chociaż portretował się w zbroi, w odróżnieniu od ojca był pacyfistą. Pozostawały więc intrygi.
Marszałek przewodził malkontentom w Małopolsce. Jego druga żona, Elżbieta z Denhoffów, utrzymywała nader bliskie stosunki z podskarbim Benedyktem Sapiehą, głową opozycji na Litwie. Z królem, a jeszcze bardziej z królową, darli koty oligarchowie z Wielkopolski i większa część katolickich hierarchów. Rzeczpospolitą toczył rak prywaty i korupcji. Wrogowie monarchy byli za słabi, by go zdetronizować, ale wystarczająco silni, by paraliżować poczynania Jana III.
Czasem Lubomirski zbliżał się do króla (na przykład, gdy chciał przekształcić dobra ujazdowskie w dziedziczne). Poparł wyprawę wiedeńską, opłacił z własnej szkatuły chorągiew husarską, która wyruszyła z Sobieskim, cieszył się też ze zwycięstwa. Wkrótce wszystko jednak wróciło do normy. Lubomirski został poplecznikiem Habsburgów, słał do cesarza raporty o sytuacji politycznej w Polsce i nie wstydził się brać za to pieniędzy. Interesów rodu pilnował zaś na dworze jego młodszy brat, Hieronim, wspierany finansowo przez władcę Francji.
Bilans 22 lat panowania Jana III był ujemny. Polska nie zdołała odzyskać zajętego przez Turków Podola i definitywnie zrzekła się na rzecz Moskali prawobrzeżnej Ukrainy. Sejmy zrywano, wzrosło więc znaczenie zdominowanego przez oligarchów Senatu. Ambicje marszałka sięgały jednak jeszcze wyżej. Pragnął korony. Skoro na tronie zasiedli Wiśniowiecki i Sobieski, czemu następnym królem „Piastem” nie mógł zostać polski Salomon?
Bilans 22 lat panowania Jana III był ujemny. Polska nie zdołała odzyskać zajętego przez Turków Podola i definitywnie zrzekła się na rzecz Moskali prawobrzeżnej Ukrainy. Sejmy zrywano, wzrosło więc znaczenie zdominowanego przez oligarchów Senatu. Ambicje marszałka sięgały jednak jeszcze wyżej. Pragnął korony. Skoro na tronie zasiedli Wiśniowiecki i Sobieski, czemu następnym królem „Piastem” nie mógł zostać polski Salomon?
Jako starosta spiski Stanisław Herakliusz często miał do czynienia z węgierską szlachtą. Już od półtora wieku ich ojczyzna była polem zmagań Habsburgów i Ottomanów. Sposobem na wyjście z tej opresji jawiło się zjednoczenie kraju pod berłem neutralnego kandydata, na przykład z Polski. Nasz bohater nie był jednak awanturnikiem. Odrzucił pokusę, gdyż wiedział, że bez energicznego wsparcia któregoś z mocarstw korona świętego Stefana pozostanie mirażem. Z tych samych powodów upadł plan obalenia Sobieskiego. Cesarz i walczący o dominację w Europie Francuzi, nie ufając spiskującym magnatom, postanowili czekać na śmierć Jana III. A gdy ta nastąpiła, poparli cudzoziemskich kandydatów.
Porzućcie wszelką nadzieję
Przegrany polityk musi liczyć się z krytyką, także pośmiertną. Znawca epoki, profesor Zbigniew Wójcik, napisał o marszałku złośliwie: „niewątpliwie jeden z najwybitniejszych, choć przy tym chaotycznych umysłów epoki”. Z prac historyków wyłania się dziwny, schizofreniczny wizerunek moralisty i patrioty, miewającego problemy z odróżnieniem, co jest dla ojczyzny pożyteczne, a co szkodliwe. Czy Lubomirski jest typowym przykładem teoretyka, który poległ w konfrontacji z rzeczywistością? A może po prostu był hipokrytą?
W 1683 roku, gdy Sobieski gromił Kara Mustafę, w Warszawie wyszedł spod prasy drukarskiej obszerny utwór zatytułowany „Rozmowy Artaksesa i Ewandra”. Był to esej, a więc absolutne novum w dziejach polskiej kultury. W trzynastu rozdziałach dwaj dworzanie intelektualiści wbrew tytułowi nie dyskutują, lecz wymądrzają się na różne tematy, za każdym razem dochodząc do konkluzji miłych autorowi. Ustami owych awatarów marszałek narzekał, że „wszytkie rady teraźniejsze dla pozoru tylko bardziej niż dla skutku odprawują się i że mało ludzi, co by dbali o pożytek Rzeczypospolitej”. Krytyczny wobec monarchii absolutnej i szlacheckiej demokracji, chciał wykluczyć z uczestnictwa w życiu publicznym „gmin”, czyli ludzi pozbawionych majątku. Kto wobec tego powinien sterować Rzeczpospolitą? Tacy jak on – oligarchowie.
W 1683 roku, gdy Sobieski gromił Kara Mustafę, w Warszawie wyszedł spod prasy drukarskiej obszerny utwór zatytułowany „Rozmowy Artaksesa i Ewandra”. Był to esej, a więc absolutne novum w dziejach polskiej kultury. W trzynastu rozdziałach dwaj dworzanie intelektualiści wbrew tytułowi nie dyskutują, lecz wymądrzają się na różne tematy, za każdym razem dochodząc do konkluzji miłych autorowi. Ustami owych awatarów marszałek narzekał, że „wszytkie rady teraźniejsze dla pozoru tylko bardziej niż dla skutku odprawują się i że mało ludzi, co by dbali o pożytek Rzeczypospolitej”. Krytyczny wobec monarchii absolutnej i szlacheckiej demokracji, chciał wykluczyć z uczestnictwa w życiu publicznym „gmin”, czyli ludzi pozbawionych majątku. Kto wobec tego powinien sterować Rzeczpospolitą? Tacy jak on – oligarchowie.
Lubomirski wrócił do tematu starszy i mądrzejszy o 20 lat, które obnażyły dekadencję polsko-litewskiego państwa. Impotencja monarchii i paraliż Sejmu sprawiły, że dryfowało ono w nieznane. Traktat „De vanitate consiliorum”, czyli „O znikomości rad” z roku 1699 można uznać za polityczny testament marszałka. Doczekał się 22 wydań, co pozwala nazwać go bestsellerem. Niestety, zionął straszliwym pesymizmem.
Polski Salomon, tym razem ukryty za maską Prawdy, postponuje każdą wypowiedź Ułudy. Sejmowe debaty? Nie można ich traktować poważnie, są jedynie popisami elokwencji. Nowe prawa? Zbędne, bo łamanie i omijanie prawa rodacy mają we krwi. Skąd wziąć pieniądze na wojsko? Nakładanie podatków na rolników i kupców jest niesprawiedliwe. Prawda wszędzie widzi trudności i niebezpieczeństwa. Boi się ryzyka. Proponuje, by zrezygnować z zawierania sojuszy i prowadzenia wojen, gdyż ich skutki mogą być opłakane.
Polski Salomon, tym razem ukryty za maską Prawdy, postponuje każdą wypowiedź Ułudy. Sejmowe debaty? Nie można ich traktować poważnie, są jedynie popisami elokwencji. Nowe prawa? Zbędne, bo łamanie i omijanie prawa rodacy mają we krwi. Skąd wziąć pieniądze na wojsko? Nakładanie podatków na rolników i kupców jest niesprawiedliwe. Prawda wszędzie widzi trudności i niebezpieczeństwa. Boi się ryzyka. Proponuje, by zrezygnować z zawierania sojuszy i prowadzenia wojen, gdyż ich skutki mogą być opłakane.
Dwieście lat później ten imposybilizm jeżył włos na głowach czytelników, marzących o odzyskaniu przez Polskę suwerenności. Wydawca traktatu, Antoni Marylski, nazwał go „utworem sączącym jad zwątpienia i rozczarowania”. Wtórował mu profesor Ignacy Chrzanowski. „Przez sceptycyzm beznadziejny, wiejący z tego pisma, było ono dla dusz polskich straszliwą trucizną, usypiało je i obezwładniało” – oceniał. Według autora pomnikowej „Historii literatury niepodległej Polski” traktat był objawem utraty „umysłowego i moralnego kręgosłupa”.
Nie można jednak wykluczyć, że intencja Lubomirskiego była zgoła inna. Chciał wstrząsnąć rodakami, lecz zrobił to w sposób wyrafinowany. Z moralisty stał się ironistą. Krytycy zrozumieli zaś traktat dosłownie. Przegapili akapit, w którym marszałek, mistrz paradoksu, przekonuje, że „niezgoda żywiołów, świata i żywota jest harmonią”.
Nie można jednak wykluczyć, że intencja Lubomirskiego była zgoła inna. Chciał wstrząsnąć rodakami, lecz zrobił to w sposób wyrafinowany. Z moralisty stał się ironistą. Krytycy zrozumieli zaś traktat dosłownie. Przegapili akapit, w którym marszałek, mistrz paradoksu, przekonuje, że „niezgoda żywiołów, świata i żywota jest harmonią”.

Flizy ze scenami rodzajowymi zakupione przez St. H. Lubomirskiego ok. 1686 r., część dekoracji Pałacu na Wyspie (Wikimedia)
Zagubiony na manowcach
Co zostało po Stanisławie Herakliuszu, nie licząc myśli przelanych na papier? Laska marszałkowska, która trafiła do zbioru narodowych pamiątek Izabeli Czartoryskiej, przechowywanych w Świątyni Sybilli w Puławach. Część barokowego wystroju dekoracji Łazienek Królewskich, takich jak flizy sprowadzone z Holandii czy figury alegoryczne „Polska ponownie rozkwitająca” i „Mars odpoczywający”. Horoskop w formie diagramu, sporządzony z okazji oficjalnego objęcia Zamku Ujazdowskiego (jak widać, Tylman parał się astrologią, a może nawet chiromancją).
Arkadia już w połowie XVIII stulecia obróciła się w ruinę. Ermitaż spłonął, ale król Stanisław August Poniatowski zarządził odbudowę, by jego metresa Henrietta Lullier miała gdzie mieszkać. Duch polskiego Salomona nie straszy też w Zamku Ujazdowskim, który najpierw przerobiono na szpital, potem rozebrano do poziomu piwnic, by w końcu zmartwychwstał jako Centrum Sztuki Współczesnej. Pozostałe budynki wystawione przez Lubomirskiego w dobrach ujazdowskich, Siekierkach i Czerniakowie nie dotrwały do naszych czasów. Z jednym wyjątkiem: kościoła Bernardynów.
Arkadia już w połowie XVIII stulecia obróciła się w ruinę. Ermitaż spłonął, ale król Stanisław August Poniatowski zarządził odbudowę, by jego metresa Henrietta Lullier miała gdzie mieszkać. Duch polskiego Salomona nie straszy też w Zamku Ujazdowskim, który najpierw przerobiono na szpital, potem rozebrano do poziomu piwnic, by w końcu zmartwychwstał jako Centrum Sztuki Współczesnej. Pozostałe budynki wystawione przez Lubomirskiego w dobrach ujazdowskich, Siekierkach i Czerniakowie nie dotrwały do naszych czasów. Z jednym wyjątkiem: kościoła Bernardynów.
Z zewnątrz świątynia, w której spoczęły doczesne szczątki naszego bohatera, prezentuje się skromnie. Za to wnętrze zachwyca monumentalizmem. Mariusz Karpowicz, znawca sztuki baroku, nazwał czerniakowski kościół „prawdziwą skarbnicą malarstwa ściennego”. Na jednym z fresków uwieczniono wizytę fundatora na placu budowy. Tylman prezentuje mu plany klasztornego kompleksu, w którego skład wszedł również szpital dla ubogich.
Jedną z atrakcji warszawskiej wystawy była zrekonstruowana jedwabna suknia, w której pochowana została Zofia z Opalińskich, pierwsza żona Lubomirskiego. Grób samego marszałka otwarto w 1858 roku. „Płaszcz, a raczej toga na nieboszczyku była bogatej ciężkiej materyi żółtawej, podtem żupan aksamitny czerwony, na głowie zaś czapka z aksamitu białego. Najwięcej uderzył szkaplerz na różowej wstążce, zawieszony na szyi księcia i zbutwiały, ale w zupełnej całości krzyżyk hebanowy w rękach, dobrze zachowany” – ujawnił ksiądz Józef Mrozowski w broszurze „Historya i opis kościoła w Czerniakowie”.
Na tym wypada zakończyć opowieść o filozofie, który śnił o koronie, lecz prawdziwym królem stawał się w ujazdowskiej pustelni, gdy obmyślał kunsztowne frazy i sam ze sobą rozmawiał o pięknie, prawdzie i Bogu. Tadeusz Ulewicz, badacz literatury staropolskiej, we wstępie do „Wyboru pism” Lubomirskiego, wydanego w 1953 roku, scharakteryzował go jako człowieka „o wielkich zdolnościach i kulturze”, lecz „zagubionego na manowcach ambicji i prywaty”.
Wiesław Chełminiak
Jedną z atrakcji warszawskiej wystawy była zrekonstruowana jedwabna suknia, w której pochowana została Zofia z Opalińskich, pierwsza żona Lubomirskiego. Grób samego marszałka otwarto w 1858 roku. „Płaszcz, a raczej toga na nieboszczyku była bogatej ciężkiej materyi żółtawej, podtem żupan aksamitny czerwony, na głowie zaś czapka z aksamitu białego. Najwięcej uderzył szkaplerz na różowej wstążce, zawieszony na szyi księcia i zbutwiały, ale w zupełnej całości krzyżyk hebanowy w rękach, dobrze zachowany” – ujawnił ksiądz Józef Mrozowski w broszurze „Historya i opis kościoła w Czerniakowie”.
Na tym wypada zakończyć opowieść o filozofie, który śnił o koronie, lecz prawdziwym królem stawał się w ujazdowskiej pustelni, gdy obmyślał kunsztowne frazy i sam ze sobą rozmawiał o pięknie, prawdzie i Bogu. Tadeusz Ulewicz, badacz literatury staropolskiej, we wstępie do „Wyboru pism” Lubomirskiego, wydanego w 1953 roku, scharakteryzował go jako człowieka „o wielkich zdolnościach i kulturze”, lecz „zagubionego na manowcach ambicji i prywaty”.
Wiesław Chełminiak