Komitet Obrony Robotników – fenomen polskiej opozycji
czas czytania:
We wrześniu 1976 r. powstał Komitet Obrony Robotników – pierwsza od czasów powojennych jawna organizacja opozycyjna w Polsce rządzonej przez komunistów.
Żeby opowiedzieć historię Komitetu Obrony Robotników, trzeba cofnąć się o kilka tygodni wcześniej. Pod koniec czerwca premier Piotr Jaroszewicz ogłosił dużą podwyżkę cen żywności. Dotyczyła ona między innymi mięsa, którego braki były w tamtej epoce tematem szczególnie drażliwym. W reakcji na to najmocniej zaprotestowali robotnicy z dwóch miast: Radomia i Ursusa, gdzie doszło do walk z funkcjonariuszami Milicji Obywatelskiej. Na uczestników protestu – ale częściowo też na przypadkowe osoby, które zostały wtedy zatrzymane – spadły surowe represje, ze słynnymi „ścieżkami zdrowia” na czele, czyli wpychaniem zatrzymanego w szpaler milicjantów bijących pałkami. Wielu robotników trafiło wówczas do aresztów.
Wkrótce w reakcji na to w środowiskach warszawskiej inteligencji podjęto inicjatywy w obronie represjonowanych. Ogłoszono kilka listów otwartych w tej sprawie. Opozycjoniści z różnych kręgów pojawiali się na korytarzach sądowych w czasie procesów robotników z Ursusa, okazując im solidarność i próbując nawiązać kontakty z ich rodzinami. Największy zasięg miała akcja pomocy dla rodzin represjonowanych robotników z Ursusa, zainicjowana przez środowisko wywodzące się z „Czarnej Jedynki”, drużyny harcerskiej nawiązującej do tradycji przedwojennych, którego nieformalnymi liderami byli Antoni Macierewicz, Wojciech Onyszkiewicz i Piotr Naimski. Z czasem dołączyły do niej inne osoby, głównie związane z Klubem Inteligencji Katolickiej. Wyjazdy z pomocą do Radomia rozpoczęły się kilka tygodni później. Brali w nich udział ludzie z różnych środowisk, między innymi uformowanego kilka lat wcześniej kręgu „komandosów”, skupionego wokół Jacka Kuronia, dysydenta i dwukrotnego więźnia politycznego.
Wraz z rozwijaniem się akcji pomocy powstała idea nadania jej pewnych ram instytucjonalnych. Chodziło o powołanie ciała, które dzięki autorytetowi swoich członków uwiarygodniałoby podejmowane działania. Zwolennikami tego pomysłu byli przede wszystkim Macierewicz (pomysłodawca i autor nazwy Komitet Obrony Robotników) oraz Naimski i Onyszkiewicz. Ideę tę poparli przebywający wówczas w wojsku Kuroń oraz Jan Józef Lipski, związany od lat z opozycją historyk literatury i krytyk z akowską przeszłością. Na początku września 1976 r. rozpoczęły się poszukiwania członków komitetu, prowadzone zwłaszcza wśród osób starszego pokolenia, mających nazwiska znane w środowiskach inteligenckich.
Wkrótce w reakcji na to w środowiskach warszawskiej inteligencji podjęto inicjatywy w obronie represjonowanych. Ogłoszono kilka listów otwartych w tej sprawie. Opozycjoniści z różnych kręgów pojawiali się na korytarzach sądowych w czasie procesów robotników z Ursusa, okazując im solidarność i próbując nawiązać kontakty z ich rodzinami. Największy zasięg miała akcja pomocy dla rodzin represjonowanych robotników z Ursusa, zainicjowana przez środowisko wywodzące się z „Czarnej Jedynki”, drużyny harcerskiej nawiązującej do tradycji przedwojennych, którego nieformalnymi liderami byli Antoni Macierewicz, Wojciech Onyszkiewicz i Piotr Naimski. Z czasem dołączyły do niej inne osoby, głównie związane z Klubem Inteligencji Katolickiej. Wyjazdy z pomocą do Radomia rozpoczęły się kilka tygodni później. Brali w nich udział ludzie z różnych środowisk, między innymi uformowanego kilka lat wcześniej kręgu „komandosów”, skupionego wokół Jacka Kuronia, dysydenta i dwukrotnego więźnia politycznego.
Wraz z rozwijaniem się akcji pomocy powstała idea nadania jej pewnych ram instytucjonalnych. Chodziło o powołanie ciała, które dzięki autorytetowi swoich członków uwiarygodniałoby podejmowane działania. Zwolennikami tego pomysłu byli przede wszystkim Macierewicz (pomysłodawca i autor nazwy Komitet Obrony Robotników) oraz Naimski i Onyszkiewicz. Ideę tę poparli przebywający wówczas w wojsku Kuroń oraz Jan Józef Lipski, związany od lat z opozycją historyk literatury i krytyk z akowską przeszłością. Na początku września 1976 r. rozpoczęły się poszukiwania członków komitetu, prowadzone zwłaszcza wśród osób starszego pokolenia, mających nazwiska znane w środowiskach inteligenckich.
Młodzi i starsi
Dwunastego września, w czasie zebrania, które odbyło się z u Edwarda Lipińskiego – ekonomisty należącego do PZPR, ale od dawna sympatyzującego z opozycją – z licznym udziałem między innymi intelektualistów i pisarzy związanych z opozycją, pojawiły się wątpliwości. Obawiano się, że władza odbierze powołanie komitetu jako prowokację i zyska pretekst do ostrych represji. Rozmowy miały być kontynuowane. W spotkaniu kolejnego dnia wziął udział Kuroń, który poparł dążenie młodych do powołania komitetu. Ostrożność opozycyjnych seniorów młodzi odebrali jako przejaw kunktatorstwa. Macierewicz, Naimski i Onyszkiewicz postanowili założyć komitet sami. Miał on powstać niezależnie od tego, czy starsze i bardziej znane osoby zdecydują się zaangażować. „Starsi państwo” dostali już inaczej sformułowaną propozycję – przyłączenia się do istniejącej inicjatywy. Inicjatorzy powołania KOR-u zaczęli zbierać podpisy pod pierwszym dokumentem komitetu.
Przekazany na Zachód i rozpowszechniany poza cenzurą dokument o powstaniu KOR podpisało 14 osób. Obok dawnego komunisty Kuronia znalazł się Józef Rybicki – żołnierz Armii Krajowej i dowódca warszawskiego Kedywu. Pod dokumentem widniały podpisy zarówno ks. Jana Ziei i działacza Klubu Inteligencji Katolickiej Wojciecha Ziembińskiego (znanego między innymi z zaangażowania w upamiętnianie rocznic historycznych), jak i zdeklarowanego ateisty Lipskiego. Silnie reprezentowana była tradycja niepodległościowego socjalizmu przez dawnego posła na Sejm II RP Adama Szczypiorskiego, skazanego w procesie szesnastu Antoniego Pajdaka, adwokatów Ludwika Cohna i Anielę Steinsbergową oraz Lipińskiego.
W skład komitetu, oprócz wymienionych, weszli też autor „Popiołu i diamentu”, pisarz Jerzy Andrzejewski (który jednak nie uczestniczył w bieżących pracach), poeta Nowej Fali Stanisław Barańczak oraz Macierewicz i Naimski. W kolejnych tygodniach, miesiącach i latach do komitetu dołączały następne osoby – sympatyzujący z opozycją przedstawiciele elit intelektualnych i na ogół młodsi od nich działacze opozycyjni, którym wejście w skład komitetu dawało niejako parasol ochronny. Od początku było jasne, że formalnym członkom komitetu towarzyszy duże grono współpracowników często tak samo, a nawet bardziej od nich zaangażowanych.
Fundamentalną zasadą działania była jawność. Nazwiska, a nawet adresy członków były publikowane pod dokumentami sygnowanymi przez komitet. Uzasadnieniem tego było przywiązanie do legalności komitetu. Odwoływano się do prawa wywodzącego się jeszcze z II Rzeczypospolitej, które zezwalało w sytuacjach nadzwyczajnych powoływanie na tego rodzaju ciał bez konieczności uzyskania zgody władz lub nawet ich rejestracji. Ten model działania, częściowo wzorowany na rosyjskich dysydentach, sprawdził się i konkurencyjne środowiska opozycyjne go przejęły.
Przekazany na Zachód i rozpowszechniany poza cenzurą dokument o powstaniu KOR podpisało 14 osób. Obok dawnego komunisty Kuronia znalazł się Józef Rybicki – żołnierz Armii Krajowej i dowódca warszawskiego Kedywu. Pod dokumentem widniały podpisy zarówno ks. Jana Ziei i działacza Klubu Inteligencji Katolickiej Wojciecha Ziembińskiego (znanego między innymi z zaangażowania w upamiętnianie rocznic historycznych), jak i zdeklarowanego ateisty Lipskiego. Silnie reprezentowana była tradycja niepodległościowego socjalizmu przez dawnego posła na Sejm II RP Adama Szczypiorskiego, skazanego w procesie szesnastu Antoniego Pajdaka, adwokatów Ludwika Cohna i Anielę Steinsbergową oraz Lipińskiego.
W skład komitetu, oprócz wymienionych, weszli też autor „Popiołu i diamentu”, pisarz Jerzy Andrzejewski (który jednak nie uczestniczył w bieżących pracach), poeta Nowej Fali Stanisław Barańczak oraz Macierewicz i Naimski. W kolejnych tygodniach, miesiącach i latach do komitetu dołączały następne osoby – sympatyzujący z opozycją przedstawiciele elit intelektualnych i na ogół młodsi od nich działacze opozycyjni, którym wejście w skład komitetu dawało niejako parasol ochronny. Od początku było jasne, że formalnym członkom komitetu towarzyszy duże grono współpracowników często tak samo, a nawet bardziej od nich zaangażowanych.
Fundamentalną zasadą działania była jawność. Nazwiska, a nawet adresy członków były publikowane pod dokumentami sygnowanymi przez komitet. Uzasadnieniem tego było przywiązanie do legalności komitetu. Odwoływano się do prawa wywodzącego się jeszcze z II Rzeczypospolitej, które zezwalało w sytuacjach nadzwyczajnych powoływanie na tego rodzaju ciał bez konieczności uzyskania zgody władz lub nawet ich rejestracji. Ten model działania, częściowo wzorowany na rosyjskich dysydentach, sprawdził się i konkurencyjne środowiska opozycyjne go przejęły.
Pomoc dla aresztowanych czy coś więcej?
Początkowo KOR miał przede wszystkim organizować pomoc, zarówno finansową, jak i prawną, dla uczestników Czerwca ’76 oraz zbierać informacje na temat stosowanych wobec nich represji. O swoich działaniach informował w sygnowanych przez siebie dokumentach, w których nagłaśniano represje, potem też informowano o inicjatywach opozycyjnych oraz przedstawiano diagnozy sytuacji w różnych dziedzinach. Treść dokumentów komitetu była przekazywana nadającym po polsku rozgłośniom na Zachodzie z Radiem Wolna Europa na czele lub w wydawanych poza cenzurą pierwszych czasopismach niezależnych.
Po roku istnienia Komitetu Obrony Robotników formuła została rozszerzona i przyjął on nazwę Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”. Od tej pory celem jego działania stała się obrona obywateli przed represjami ze strony władz, walka o praworządność i przestrzeganie praw człowieka. Szybko powstała specjalna komórka zajmująca się zbieraniem informacji o represjach, ich weryfikowaniem i organizowaniem pomocy – Biuro Interwencyjne. Jego pracami kierowali Zbigniew i Zofia Romaszewscy. Taki model organizacji pracy był charakterystyczny dla KOR, który patronował i dawał parasol różnym inicjatywom podejmowanym przez jego członków i współpracowników.
Tak też było z wydawanymi poza cenzurą pismami: „Biuletynem Informacyjnym”, którego redakcją kierowali Seweryn Blumsztajn i Joanna Szczęsna, tworzonym głównie przez środowisko Antoniego Macierewicza „Głosem” oraz „Krytyką” publikowanym przez krąg Adama Michnika i Jacka Kuronia (jej redaktorem był Stefan Starczewski). Szczególnym pismem był „Robotnik”, tworzony między innymi przez Helenę Łuczywo, Jana Lityńskiego oraz Ludwikę i Henryka Wujców. Nakład tego pisma niezależnego sięgał kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy. Wszystkie te pisma, podobnie jak literackie tytuły „Zapis” i „Puls” oraz książki wydawane przez Niezależną Oficynę Wydawniczą, powstawały w warunkach chałupniczych. Drukowano je na samodzielnie tworzonych przez opozycjonistów maszynach drukarskich, czyli tak zwanych ramkach, lub na przeszmuglowanych z zagranicy powielaczach. Wszystko to robiono w konspiracji. Niezależne drukarstwo stanowiło jedyny tajny element jawnie działającej opozycji korowskiej. Tych kilka korowskich inicjatyw dało początki niezależnemu ruchowi wydawniczemu, który szybko rozwinął się w Polsce w skali niespotykanej nigdzie na świecie.
Po roku istnienia Komitetu Obrony Robotników formuła została rozszerzona i przyjął on nazwę Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”. Od tej pory celem jego działania stała się obrona obywateli przed represjami ze strony władz, walka o praworządność i przestrzeganie praw człowieka. Szybko powstała specjalna komórka zajmująca się zbieraniem informacji o represjach, ich weryfikowaniem i organizowaniem pomocy – Biuro Interwencyjne. Jego pracami kierowali Zbigniew i Zofia Romaszewscy. Taki model organizacji pracy był charakterystyczny dla KOR, który patronował i dawał parasol różnym inicjatywom podejmowanym przez jego członków i współpracowników.
Tak też było z wydawanymi poza cenzurą pismami: „Biuletynem Informacyjnym”, którego redakcją kierowali Seweryn Blumsztajn i Joanna Szczęsna, tworzonym głównie przez środowisko Antoniego Macierewicza „Głosem” oraz „Krytyką” publikowanym przez krąg Adama Michnika i Jacka Kuronia (jej redaktorem był Stefan Starczewski). Szczególnym pismem był „Robotnik”, tworzony między innymi przez Helenę Łuczywo, Jana Lityńskiego oraz Ludwikę i Henryka Wujców. Nakład tego pisma niezależnego sięgał kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy. Wszystkie te pisma, podobnie jak literackie tytuły „Zapis” i „Puls” oraz książki wydawane przez Niezależną Oficynę Wydawniczą, powstawały w warunkach chałupniczych. Drukowano je na samodzielnie tworzonych przez opozycjonistów maszynach drukarskich, czyli tak zwanych ramkach, lub na przeszmuglowanych z zagranicy powielaczach. Wszystko to robiono w konspiracji. Niezależne drukarstwo stanowiło jedyny tajny element jawnie działającej opozycji korowskiej. Tych kilka korowskich inicjatyw dało początki niezależnemu ruchowi wydawniczemu, który szybko rozwinął się w Polsce w skali niespotykanej nigdzie na świecie.
Harcerze i „komandosi”
Członkowie i współpracownicy KOR zajmowali się aktywizacją różnych środowisk: robotniczych, chłopskich i studenckich, czego skutkiem było powstawanie odrębnych organizacji. Korowcy angażowali się również w organizowanie wykładów w prywatnych mieszkaniach, demonstracji ulicznych i protestów głodowych. Szczególnie cenną inicjatywą była próba nawiązania kontaktu z dysydentami z innych państw bloku sowieckiego. Udało się to zwłaszcza w relacjach z Czechami – odbyło się kilka spotkań na Śnieżce, choć warto też pamiętać o podróży Zbigniewa Romaszewskiego do Moskwy i jego spotkaniu z Andriejem Sacharowem – laureatem Nagrody Nobla.
Na te wszystkie działania składało się mnóstwo drobnych, pozornie błahych czynności: pisanie na maszynie, spotkanie się z kimś, przewiezienie czegoś, udostępnienie mieszkania lub samochodu. Z wszystkim tym jednak wiązały się duże ryzyko i ogromny nakład pracy. Sytuacje ekscytujące, jak choćby brawurowe ucieczki przed funkcjonariuszami policji politycznej, również się zdarzały, ale nie tak często. Bywało śmiesznie, czego śladem są dziesiątki anegdot we wspomnieniach z tamtych lat, ale bywało też strasznie, jak choćby wtedy, kiedy do mieszkania Jacka Kuronia wpadła bojówka, która pobiła jego żonę i syna oraz Adama Michnika i Henryka Wujca. Twarz Wujca w wyniku tego pobicia została trwale okaleczona.
Fenomen KOR polegał też na tym, że udało mu się przetrwać tych kilka lat mimo dużych różnic dzielących jego działaczy. Już wtedy wybuchały między nimi konflikty. Jedną stronę tego sporu tworzył krąg Antoniego Macierewicza, wywodzący się z Czarnej Jedynki. Należeli do niego m.in. Piotr Naimski, Ludwik Dorn i Wojciech Fałkowski (Wojciech Onyszkiewicz w kolejnych latach nie był już blisko związany z kręgiem Macierewicza). To środowisko odegrało kluczową rolę przy rozpoczęciu akcji pomocy dla robotników represjonowanych w czerwcu 1976 r. i doprowadzeniu do powołania komitetu, a później wydawało publicystyczne pismo „Głos”. Ich adwersarzami w sporach wewnątrzkorowskich byli przede wszystkim członkowie kręgu Jacka Kuronia, wywodzący się ze środowiska „komandosów” (z Adamem Michnikiem, Sewerynem Blumsztajnem, Janem Lityńskim na czele), które odgrywało w nim coraz większą rolę. Jednocześnie było wiele osób niewpisujących się w ten podział, jak choćby Jan Józef Lipski, Józef Rybicki czy Zbigniew i Zofia Romaszewscy, chociaż im wszystkim bliżej było wówczas do kręgu Kuronia i Michnika.
Na te wszystkie działania składało się mnóstwo drobnych, pozornie błahych czynności: pisanie na maszynie, spotkanie się z kimś, przewiezienie czegoś, udostępnienie mieszkania lub samochodu. Z wszystkim tym jednak wiązały się duże ryzyko i ogromny nakład pracy. Sytuacje ekscytujące, jak choćby brawurowe ucieczki przed funkcjonariuszami policji politycznej, również się zdarzały, ale nie tak często. Bywało śmiesznie, czego śladem są dziesiątki anegdot we wspomnieniach z tamtych lat, ale bywało też strasznie, jak choćby wtedy, kiedy do mieszkania Jacka Kuronia wpadła bojówka, która pobiła jego żonę i syna oraz Adama Michnika i Henryka Wujca. Twarz Wujca w wyniku tego pobicia została trwale okaleczona.
Fenomen KOR polegał też na tym, że udało mu się przetrwać tych kilka lat mimo dużych różnic dzielących jego działaczy. Już wtedy wybuchały między nimi konflikty. Jedną stronę tego sporu tworzył krąg Antoniego Macierewicza, wywodzący się z Czarnej Jedynki. Należeli do niego m.in. Piotr Naimski, Ludwik Dorn i Wojciech Fałkowski (Wojciech Onyszkiewicz w kolejnych latach nie był już blisko związany z kręgiem Macierewicza). To środowisko odegrało kluczową rolę przy rozpoczęciu akcji pomocy dla robotników represjonowanych w czerwcu 1976 r. i doprowadzeniu do powołania komitetu, a później wydawało publicystyczne pismo „Głos”. Ich adwersarzami w sporach wewnątrzkorowskich byli przede wszystkim członkowie kręgu Jacka Kuronia, wywodzący się ze środowiska „komandosów” (z Adamem Michnikiem, Sewerynem Blumsztajnem, Janem Lityńskim na czele), które odgrywało w nim coraz większą rolę. Jednocześnie było wiele osób niewpisujących się w ten podział, jak choćby Jan Józef Lipski, Józef Rybicki czy Zbigniew i Zofia Romaszewscy, chociaż im wszystkim bliżej było wówczas do kręgu Kuronia i Michnika.
Jan Józef Lipski, „KOR – Komitet Obrony Robotników, Komitet Samoobrony Społecznej, wstęp Andrzej Friszke”, oprac. przypisów: G. Waligóra, J.T. Lipski, Warszawa 2006 (seria „Relacje i wspomnienia”, t. 10)
Te dwa środowiska różniły się od siebie pod wieloma względami. Pierwsze z nich nawiązywało do tradycji przedwojennego harcerstwa, drugie – raczej do tradycji walterowców. „Komandosi” doceniali znaczenie tradycji rewizjonistycznej, ludzie z kręgu Czarnej Jedynki podchodzili do niej w najlepszym razie nieufnie. Część osób z kręgu Kuronia wywodziła się z rodzin związanych z ruchem komunistycznym, co różniło ich od większości – z wyjątkiem Ludwika Dorna – stronników Macierewicza, którzy opowiadali się za silniejszym niż „komandosi” akcentowaniem tradycji niepodległościowych. Dystans środowiska Kuronia do stosowania tych haseł do dzisiaj jest przedmiotem niesprawiedliwych ataków, formułowanych również przez dawnych jego oponentów z kręgu Macierewicza. Według narracji tworzonej przez autorów sympatyzujących z grupą „Głosu” właściwie tylko jej członkowie opowiadali się za odzyskaniem niepodległości i zmianą ustroju, podczas gdy pozostałym miało chodzić jedynie o poprawianie socjalistycznego państwa. „Oni byli rewizjonistami, a my niepodległościowcami” – stawiał kategorycznie sprawę w jednym ze wspomnień Piotr Naimski. To zarzut niesprawiedliwy. Postulat niepodległości był obecny choćby w deklaracji programowej pisma „Robotnik”, tworzonego głównie przez ludzi bliskich Kuroniowi i tekstach jego samego również pisanych jeszcze przed powołaniem KOR.
Wynikało to głównie z filozofii działania, przyświecającej całemu Komitetowi, o czym najcelniej pisał chyba Jan Józef Lipski w zakończeniu swojej książki o historii komitetu:
„O co walczyliśmy? Najpierw po prostu o to, by bici, więzieni i wyrzucani z pracy robotnicy nie pozostali osamotnieni i by ułatwić im i ich rodzinom przebycie najcięższego okresu wściekłości, którą przeciw nim skierował aparat przemocy. Później rozszerzyliśmy nasze cele, wskazując na końcu drogi dwa główne: niepodległość i demokrację. Staraliśmy się nie łudzić nikogo, że są one łatwe do zrealizowania. Toteż na co dzień ograniczaliśmy się raczej do mówienia i pisania o zadaniach bliższych – a przede wszystkim ciężko pracowaliśmy na rzecz ich realizacji. Nie kochaliśmy się w deklamacjach, co niektórzy mieli nam za złe […] Na co dzień zajmowaliśmy się czym innym: tu kogoś pobito, tam wyrzucono z pracy, ludziom brak lekarstw (przegraliśmy tę sprawę, ale mało w tym naszej winy), cenzura znowu skonfiskowała wiersze poety, w kopalniach ludzie pracują nad siły, chłopu odbiera się ziemię, zniszczono ludziom kaplicę, w której chcieli się modlić, i tak dalej, i tak dalej, z dnia na dzień, aż czasami opadały ręce”.
A jednak korowcy się nie poddawali.
Lekceważenie, nękanie, proces? Rządzący Polską komuniści wobec KOR przyjmowali różne strategie działania. Początkowo starali się ignorować jego istnienie, potem stosowano na ogół taktykę nękania – działaczy komitetu śledzono, zastraszano, podsłuchiwano, zatrzymywano na czterdzieści osiem godzin, rewidowano, wyrzucano z pracy, niekiedy nawet bito. Wiosną 1977 r. współpracownik KOR Stanisław Pyjas został znaleziony martwy, co zostało odebrane jako wynik działania policji politycznej (sprawa do dzisiaj nie została wyjaśniona). KOR zorganizował wówczas protesty, co skończyło się aresztowaniem wielu jego członków. Ostatecznie nie zdecydowano się na zorganizowanie procesu i wrócono do nękania działaczy opozycyjnych.
Członkowie i współpracownicy Komitetu Obrony Robotników odegrali niebagatelną rolę w czasie strajków sierpniowych i tworzenia „Solidarności”. Słynny na całym świecie Lech Wałęsa również jeszcze przed Sierpniem ’80 współpracował z KOR. Historia komitetu zaczęła wówczas dobiegać końca, choć formalnie rozwiązano go dopiero jesienią 1981 r. Nad polską opozycją przez całe lata osiemdziesiątych unosił się jego duch.
Lekceważenie, nękanie, proces? Rządzący Polską komuniści wobec KOR przyjmowali różne strategie działania. Początkowo starali się ignorować jego istnienie, potem stosowano na ogół taktykę nękania – działaczy komitetu śledzono, zastraszano, podsłuchiwano, zatrzymywano na czterdzieści osiem godzin, rewidowano, wyrzucano z pracy, niekiedy nawet bito. Wiosną 1977 r. współpracownik KOR Stanisław Pyjas został znaleziony martwy, co zostało odebrane jako wynik działania policji politycznej (sprawa do dzisiaj nie została wyjaśniona). KOR zorganizował wówczas protesty, co skończyło się aresztowaniem wielu jego członków. Ostatecznie nie zdecydowano się na zorganizowanie procesu i wrócono do nękania działaczy opozycyjnych.
Członkowie i współpracownicy Komitetu Obrony Robotników odegrali niebagatelną rolę w czasie strajków sierpniowych i tworzenia „Solidarności”. Słynny na całym świecie Lech Wałęsa również jeszcze przed Sierpniem ’80 współpracował z KOR. Historia komitetu zaczęła wówczas dobiegać końca, choć formalnie rozwiązano go dopiero jesienią 1981 r. Nad polską opozycją przez całe lata osiemdziesiątych unosił się jego duch.
Jan Olaszek