„Domagamy się zmiany polityki kulturalnej”.
List 34 i jego konsekwencje
czas czytania:

W epoce PRL forma listu do władz była jednym z niewielu narzędzi wyrażenia sprzeciwu. Z historii znane są m.in. List 59 (1975), List 14 (1976) czy List 44 (1982). Jednak jako pierwszy zaistniał apel sporządzony w 1964 r. przez Antoniego Słonimskiego i Jana Józefa Lipskiego, który znamy jako List 34. Stało się to dokładnie 60 lat temu.
Lata sześćdziesiąte okazały się bardzo trudne dla twórców i intelektualistów. Po październikowej odwilży nie było już śladu. W zaciszach gabinetów trwała walka z cenzurą, w inteligenckich domach spierano się o szanse wolności tworzenia. Władze krok po kroku likwidowały pisma utworzone na fali liberalizacji z 1956 r., w których autorzy mieli możliwość nieco bardziej swobodnej wypowiedzi. Coraz istotniejsze znaczenie miało środowisko „partyzantów”, czyli koteria skupiona wokół Mieczysława Moczara, otwarcie sprzeciwiająca się choćby ograniczonej liberalizacji.
Jednak o najważniejszych sprawach w PRL decydował I sekretarz KC PZPR – Władysław Gomułka. Dlatego dla twórców ogromne znaczenie miało jego przemówienie podczas XIII plenum Komitetu Centralnego z lipca 1963 roku. „Wiesław” skrytykował wówczas wolnościowe zapędy literatów i naukowców, nie podobało mu się czerpanie inspiracji z Zachodu. Jego zdaniem filmy, książki czy przedstawienia teatralne miały spełniać zadania wychowawcze, czyli powinny być podporządkowane ideologii socjalizmu.
Cenzura nie była jedyną bolączką literatów i naukowców Ze względu na kryzys gospodarczy ograniczano produkcję papieru. Twórcy narzekali również na wynagrodzenia za swoje dzieła, stawki kompletnie się nie zmieniały.
Jednak o najważniejszych sprawach w PRL decydował I sekretarz KC PZPR – Władysław Gomułka. Dlatego dla twórców ogromne znaczenie miało jego przemówienie podczas XIII plenum Komitetu Centralnego z lipca 1963 roku. „Wiesław” skrytykował wówczas wolnościowe zapędy literatów i naukowców, nie podobało mu się czerpanie inspiracji z Zachodu. Jego zdaniem filmy, książki czy przedstawienia teatralne miały spełniać zadania wychowawcze, czyli powinny być podporządkowane ideologii socjalizmu.
Cenzura nie była jedyną bolączką literatów i naukowców Ze względu na kryzys gospodarczy ograniczano produkcję papieru. Twórcy narzekali również na wynagrodzenia za swoje dzieła, stawki kompletnie się nie zmieniały.
Jak powstawał List 34?
Powyższe bolączki doprowadziły do pierwszego w dziejach PRL buntu środowisk literackich i naukowych. Spiritus movens protestu był Antoni Słonimski, poeta i dramatopisarz, przed wojną związany z poetycką grupą Skamander, cieszący się niewątpliwym autorytetem w środowisku i toczący batalie z cenzurą. Słonimski wielokrotnie apelował o poprawę sytuacji twórców, choćby w ramach działalności w Związku Literatów Polskich, któremu przewodził w latach 1956-1959. Jednak jego następca na stanowisku prezesa ZLP Jarosław Iwaszkiewicz – notabene również Skamandryta – niechętnie patrzył na takie wolnościowe postulaty
Prawdopodobnie na początku marca 1964 r. Słonimski opracował projekt apelu, po czym spotkał się z Janem Józefem Lipskim – młodszym od niego o trzydzieści lat publicystą oraz pracownikiem Instytutu Badań Literackich. To właśnie Lipski oprócz Słonimskiego był głównym inicjatorem tej akcji – współredagował ostateczną wersję listu oraz zbierał podpisy sygnatariuszy. Do ich stolika w kawiarni Państwowego Instytutu Wydawniczego przy ulicy Foksal w Warszawie przysiadł się ceniony pisarz historyczny Paweł Jasienica. To również ważna postać w początkach tworzenia Listu 34.
Było kilka różnych wersji listu. Według Łukasz Garbala, który wnikliwie badał sprawę apelu z 1964 r., nie można mieć pewności, którą z nich podpisywali sygnatariusze i która została dostarczona do Urzędu Rady Ministrów. Można jednak przyjąć, że List 34 brzmiał następująco:
„Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu”.
Nie ma jednak wątpliwości, że sygnatariusze apelowali o rozwiązanie dwóch podstawowych kwestii – ograniczenia cenzury oraz zwiększenia przydziałów papieru. Warto dodać, że w pierwotnej wersji tekstu występował zwrot „apelujemy”, który został zmieniony na „domagamy się”, co miało świadczyć o stanowczości autorów apelu.
Pod apelem skierowanym do premiera Józefa Cyrankiewicza podpisało się łącznie 34 intelektualistów i literatów. Lipski – który głównie zajmował się zbieraniem podpisów – uzyskał aprobatę ważnych autorytetów w swoich dziedzinach. Co równie istotne, pod apelem Słonimskiego i Lipskiego podpisali się przedstawiciele różnych nurtów światopoglądowych w łonie inteligenckiej opozycji. Przykładowo, Antoniego Słonimskiego określano raczej mianem liberała, profesora Edwarda Lipińskiego – socjalisty (był zresztą członkiem PZPR), natomiast Stanisław Cat-Mackiewicz – był od lat zdeklarowanym konserwatystą.
14 marca 1964 r. list 34 literatów i naukowców został dostarczony do Urzędu Rady Ministrów. Co warte podkreślenia, apel został adresowany do premiera Cyrankiewicza, a nie do sprawującego faktyczną władzę Władysława Gomułki. Wydaje się, że sygnatariusze w ten sposób chcieli podkreślić swoje legalistyczne podejście, zwracając się do struktur państwowych, a nie partyjnych.
Prawdopodobnie na początku marca 1964 r. Słonimski opracował projekt apelu, po czym spotkał się z Janem Józefem Lipskim – młodszym od niego o trzydzieści lat publicystą oraz pracownikiem Instytutu Badań Literackich. To właśnie Lipski oprócz Słonimskiego był głównym inicjatorem tej akcji – współredagował ostateczną wersję listu oraz zbierał podpisy sygnatariuszy. Do ich stolika w kawiarni Państwowego Instytutu Wydawniczego przy ulicy Foksal w Warszawie przysiadł się ceniony pisarz historyczny Paweł Jasienica. To również ważna postać w początkach tworzenia Listu 34.
Było kilka różnych wersji listu. Według Łukasz Garbala, który wnikliwie badał sprawę apelu z 1964 r., nie można mieć pewności, którą z nich podpisywali sygnatariusze i która została dostarczona do Urzędu Rady Ministrów. Można jednak przyjąć, że List 34 brzmiał następująco:
„Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu”.
Nie ma jednak wątpliwości, że sygnatariusze apelowali o rozwiązanie dwóch podstawowych kwestii – ograniczenia cenzury oraz zwiększenia przydziałów papieru. Warto dodać, że w pierwotnej wersji tekstu występował zwrot „apelujemy”, który został zmieniony na „domagamy się”, co miało świadczyć o stanowczości autorów apelu.
Pod apelem skierowanym do premiera Józefa Cyrankiewicza podpisało się łącznie 34 intelektualistów i literatów. Lipski – który głównie zajmował się zbieraniem podpisów – uzyskał aprobatę ważnych autorytetów w swoich dziedzinach. Co równie istotne, pod apelem Słonimskiego i Lipskiego podpisali się przedstawiciele różnych nurtów światopoglądowych w łonie inteligenckiej opozycji. Przykładowo, Antoniego Słonimskiego określano raczej mianem liberała, profesora Edwarda Lipińskiego – socjalisty (był zresztą członkiem PZPR), natomiast Stanisław Cat-Mackiewicz – był od lat zdeklarowanym konserwatystą.
14 marca 1964 r. list 34 literatów i naukowców został dostarczony do Urzędu Rady Ministrów. Co warte podkreślenia, apel został adresowany do premiera Cyrankiewicza, a nie do sprawującego faktyczną władzę Władysława Gomułki. Wydaje się, że sygnatariusze w ten sposób chcieli podkreślić swoje legalistyczne podejście, zwracając się do struktur państwowych, a nie partyjnych.
Reakcja władz
Władze PRL przez dłuższy czas starały się bagatelizować sprawę listu. Zareagowały dopiero wtedy, gdy apel został dostarczony na Zachód. List został opublikowany przez Agencję Reuters, a także odczytany w Radiu Wolna Europa. Na dodatek 18 kwietnia 1964 r. w brytyjskim „Timesie” 21 intelektualistów (w tym Alan Bullock i Arthur Koestler) zaapelowało do władz PRL o zaprzestanie ograniczania wolności słowa.
Publikacja listu na Zachodzie spowodowała prawdziwą furię Władysława Gomułki. Nakazał on przykładne ukaranie środowiska intelektualistów. Miały do tego zostać wykorzystane siły aparatu bezpieczeństwa oraz aparat propagandowy. Od początku partyjni publicyści zaczęli brutalnie rozprawiać się z treścią listu i jego sygnatariuszami. W narracji propagandowej literaci i naukowcy, którzy podpisali się pod apelem, byli określani jako „ideowi targowiczanie, dostarczający żeru zagranicznym propagandzistom”.
Władze PRL starały się podzielić sygnatariuszy, wywierając na niektórych z nich presję. Ten plan częściowo się powiódł. Jeszcze w kwietniu 1964 r. dziesięciu naukowców, którzy podpisali apel zainicjowany przez Słonimskiego i Lipskiego, skierowało list do redakcji „Timesa”. W tekście odcinali się oni od Listu 34, który – jak stwierdzili – stał się pretekstem do „zorganizowania kampanii przeciw naszemu krajowi”. Pod listem do „Timesa” podpisali się m.in. Edward Lipiński, Jan Szczepański czy Julian Krzyżanowski.
Ale propaganda partyjna zamierzała jeszcze bardziej udowodnić, że racja stoi po stronie władz PRL. W maju 1964 r. stworzono tzw. kontrlist, w którym polscy literaci i uczeni zaprotestowali przeciwko „uprawianej na łamach prasy zachodniej oraz na falach dywersyjnej rozgłośni radiowej Wolna Europa zorganizowanej kampanii oczerniającej Polskę Ludową”. W tym przypadku chodziło przede wszystkim o zaprezentowanie masowości poparcia dla polityki PZPR, pod listem podpisało się bowiem 600 osób. Wśród nich wiele znanych osobistości polskiej kultury, jak choćby Wisława Szymborska, Jan Brzechwa, Julian Przyboś czy Tadeusz Różewicz.
Publikacja listu na Zachodzie spowodowała prawdziwą furię Władysława Gomułki. Nakazał on przykładne ukaranie środowiska intelektualistów. Miały do tego zostać wykorzystane siły aparatu bezpieczeństwa oraz aparat propagandowy. Od początku partyjni publicyści zaczęli brutalnie rozprawiać się z treścią listu i jego sygnatariuszami. W narracji propagandowej literaci i naukowcy, którzy podpisali się pod apelem, byli określani jako „ideowi targowiczanie, dostarczający żeru zagranicznym propagandzistom”.
Władze PRL starały się podzielić sygnatariuszy, wywierając na niektórych z nich presję. Ten plan częściowo się powiódł. Jeszcze w kwietniu 1964 r. dziesięciu naukowców, którzy podpisali apel zainicjowany przez Słonimskiego i Lipskiego, skierowało list do redakcji „Timesa”. W tekście odcinali się oni od Listu 34, który – jak stwierdzili – stał się pretekstem do „zorganizowania kampanii przeciw naszemu krajowi”. Pod listem do „Timesa” podpisali się m.in. Edward Lipiński, Jan Szczepański czy Julian Krzyżanowski.
Ale propaganda partyjna zamierzała jeszcze bardziej udowodnić, że racja stoi po stronie władz PRL. W maju 1964 r. stworzono tzw. kontrlist, w którym polscy literaci i uczeni zaprotestowali przeciwko „uprawianej na łamach prasy zachodniej oraz na falach dywersyjnej rozgłośni radiowej Wolna Europa zorganizowanej kampanii oczerniającej Polskę Ludową”. W tym przypadku chodziło przede wszystkim o zaprezentowanie masowości poparcia dla polityki PZPR, pod listem podpisało się bowiem 600 osób. Wśród nich wiele znanych osobistości polskiej kultury, jak choćby Wisława Szymborska, Jan Brzechwa, Julian Przyboś czy Tadeusz Różewicz.
Represje
Chociaż List 34 wynikał ze spontanicznej chęci zamanifestowania niezgody na rzeczywistość PRL, to jednak – wbrew intencjom autorów – został wykorzystany do rozgrywki wewnątrzpartyjnej. Łukasz Garbal zwracał uwagę na zadziwiającą opieszałość funkcjonariuszy SB, którzy o kolportażu listu dowiedzieli się szybko, jednak nie próbowali jej za wszelką cenę zapobiec.
Mieczysław Moczar, ówczesny wiceszef MSW, pragnący rozprawić z intelektualistami i twórcami, wiedział, że Gomułkę zirytuje przede wszystkim przedostanie się apelu za granicę. Dzięki temu funkcjonariusze bezpieki mogli udowodnić swoją siłę, a nie załatwiać sprawy „po cichu”. Ponadto głośne ujawnienie sprawy listu można było wykorzystać do uderzenia w partyjnych „liberałów”, którzy pragnęli uniknąć zaostrzenia represji wobec literatów.
Stało się inaczej. Od 17 marca 1964 r. rozpracowywani przez Służbę Bezpieczeństwa byli Słonimski, Lipski, Jasienica, a także Melchior Wańkowicz i Jerzy Andrzejewski. „Wyżej wymienieni pozostawali ze sobą w stałym kontakcie, organizowali poufne spotkania i oddziaływali aktywnie na innych sygnatariuszy Listu 34 – starając się ich przekonać o słuszności nadania rozgłosowi listowi skierowanemu do Premiera PRL. Najaktywniejszym propagatorem Listu 34 był Antoni Słonimski, który w licznych rozmowach z literatami wskazywał, że w obecnych warunkach nie ma innych możliwości realizacji wysuniętych w liście postulatów” – pisali w raportach funkcjonariusze SB.
Początkowo szczególnie nękany zatrzymaniami i przesłuchiwaniami był Lipski. Jednak ostatecznie nie postawiono go w stan oskarżenia, nie dopatrzono się bowiem bezpośrednich związków z „wrogimi ośrodkami”. Dlatego oskarżenie skierowano przeciw czterem osobom, które mogły mieć związek z zagranicznym kolportażem Listu 34 – Melchiora Wańkowicza, Januarego Grzędzińskiego, Jana Nepomucena Millera oraz Stanisława Cata-Mackiewicza.
Mieczysław Moczar, ówczesny wiceszef MSW, pragnący rozprawić z intelektualistami i twórcami, wiedział, że Gomułkę zirytuje przede wszystkim przedostanie się apelu za granicę. Dzięki temu funkcjonariusze bezpieki mogli udowodnić swoją siłę, a nie załatwiać sprawy „po cichu”. Ponadto głośne ujawnienie sprawy listu można było wykorzystać do uderzenia w partyjnych „liberałów”, którzy pragnęli uniknąć zaostrzenia represji wobec literatów.
Stało się inaczej. Od 17 marca 1964 r. rozpracowywani przez Służbę Bezpieczeństwa byli Słonimski, Lipski, Jasienica, a także Melchior Wańkowicz i Jerzy Andrzejewski. „Wyżej wymienieni pozostawali ze sobą w stałym kontakcie, organizowali poufne spotkania i oddziaływali aktywnie na innych sygnatariuszy Listu 34 – starając się ich przekonać o słuszności nadania rozgłosowi listowi skierowanemu do Premiera PRL. Najaktywniejszym propagatorem Listu 34 był Antoni Słonimski, który w licznych rozmowach z literatami wskazywał, że w obecnych warunkach nie ma innych możliwości realizacji wysuniętych w liście postulatów” – pisali w raportach funkcjonariusze SB.
Początkowo szczególnie nękany zatrzymaniami i przesłuchiwaniami był Lipski. Jednak ostatecznie nie postawiono go w stan oskarżenia, nie dopatrzono się bowiem bezpośrednich związków z „wrogimi ośrodkami”. Dlatego oskarżenie skierowano przeciw czterem osobom, które mogły mieć związek z zagranicznym kolportażem Listu 34 – Melchiora Wańkowicza, Januarego Grzędzińskiego, Jana Nepomucena Millera oraz Stanisława Cata-Mackiewicza.
„Przyszła pora na Melchiora”
Urodzony w 1892 r. Melchior Wańkowicz działalność niepodległościową zaczynał jeszcze na początku XX wieku. W 1905 r. wziął udział w strajku szkolnym, a następnie działał w konspiracyjnej organizacji „Zet”. W okresie międzywojennym był znanym reportażystą, m.in. autorem legendarnej „Sztafety”. W okresie II wojny światowej znalazł się w szeregach II Korpusu Polskiego, widział m.in. szturm na klasztor Monte Cassino, co następnie opisał w bijącym rekordy popularności beletryzowanym reportażu. Przez kilka lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie otrzymał amerykańskie obywatelstwo. Do rządzonej przez komunistów Polski wrócił jednak w 1958 r.
W 1964 r. Wańkowicz podpisał się pod listem 34. Jednak represje, które przeciwko niemu wytoczono, dotyczyły projektu przemówienia na zebraniu Związku Literatów Polskich, w których przeciwstawiał się represjom wobec twórców. W dodatku Wańkowicz przemówienia nie wygłosił, a jedynie wysłał jego tekst do swojej córki w USA. Opracowanie następnie trafiło do Radia Wolna Europa. Jak zauważył Maciej Łuczak w książce A imię jego 34, tekst Wańkowicza został pozyskany przez funkcjonariuszy SB jeszcze w ambasadzie amerykańskiej, co było elementem szerszej gry prowadzonej przez komunistyczną tajną policję.
W październiku 1964 r. 73-letni Wańkowicz został aresztowany przez bezpiekę. W Warszawie popularne stało się wówczas określenie „przyszła pora na Melchiora”. Funkcjonariusze SB próbowali na różne sposoby wpływać na pisarza, m.in. nakłaniając go do powrotu do USA. Ten jednak nie chciał się na to zgodzić. Rozpoczęły się przygotowania do procesu sądowego. Warto zauważyć, co opisuje w swojej książce Maciej Łuczak, że obrońcami Wańkowicza byli mecenasi zwerbowani do współpracy z SB. Za sporządzenie tekstu „zawierającego fałszywe i oczerniające wiadomości o sytuacji na odcinku kultury w Polsce w celu opublikowania go przez ośrodek wrogiej propagandy”, Wańkowicz został skazany na karę trzech lat pozbawienia wolności, którą złagodzono na mocy amnestii do 1,5 roku. Jednak ostatecznie, po licznych protestach, pisarz nie odbył kary.
Wańkowicz nie był jednak jedynym, którego postawiono represjonować na fali rozprawy z Listem 34. Podobnym szykanom byli poddani trzej pisarze i publicyści, którzy, podobnie jak Wańkowicz do 1956 r. przebywali poza Polską. Stanisław Cat-Mackiewicz, przedwojenny konserwatywny pisarz, który także podpisał apel z 1964 r. został oskarżony o publikowanie artykułów pod pseudonimem w paryskiej „Kulturze”. W ten sposób Mackiewicz miał wyrządzić szkodę interesom państwa polskiego. Ostatecznie jednak akt oskarżenia nie wpłynął do sądu, a sam pisarz zmarł dwa lata później.
Na fali rozprawy z środowiskiem literackim zarzuty postawiono także Janowi Nepomucenowi Millerowi oraz Januaremu Grzędzińskiemu, którzy nie byli sygnatariuszami Listu 34. 74-letni Miller otrzymał wyrok 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata za publikowanie w londyńskich „Wiadomościach” krytycznych artykułów o Gomułce. Z kolei Grzędzińskiego oskarżano o przesłanie byłej żonie informacji o liście 34 oraz o krytycznej sytuacji polskich literatów. Ostatecznie pisarz nie został aresztowany z powodu choroby, nękano go natomiast rewizjami, w mieszkaniu zamontowano podsłuch, a do tego wstrzymano przyznanie specjalnej renty.
W Liście 34 zainicjowanym przez Antoniego Słonimskiego i Jana Józefa Lipskiego domagano się ograniczenia cenzury i poprawy materialnej sytuacji twórców. Przeciwko nim władze PRL wytoczyły całą swoją siłę, w tym funkcjonariuszy bezpieki oraz aparat propagandy. Apel z 1964 r. spowodował pogorszenie się sytuacji literatów i naukowców domagających się wolności słowa. Inwigilacja i represje wobec tych środowisk okazały się zresztą jedynie prologiem do bezwzględnej rozprawy, która miała miejsce cztery lata później, w trakcie Marca 1968.
Starcie z machiną władzy miało udowodnić twórcom Listu 34, że nie warto zadzierać z „władzą ludową”. W tym wymiarze jednak, represje zawiodły. Pomimo ich nasilenia, wielu twórców nie złożyło broni w walce o wolność. Antoni Słonimski, Jan Józef Szczepański czy Jerzy Andrzejewski byli jednymi ze współautorów Memoriału 101 przeciwko zmianom w Konstytucji PRL z 1976 r., a Jan Józef Lipski był jedną z istotnych postaci demokratycznej opozycji.
W 1964 r. Wańkowicz podpisał się pod listem 34. Jednak represje, które przeciwko niemu wytoczono, dotyczyły projektu przemówienia na zebraniu Związku Literatów Polskich, w których przeciwstawiał się represjom wobec twórców. W dodatku Wańkowicz przemówienia nie wygłosił, a jedynie wysłał jego tekst do swojej córki w USA. Opracowanie następnie trafiło do Radia Wolna Europa. Jak zauważył Maciej Łuczak w książce A imię jego 34, tekst Wańkowicza został pozyskany przez funkcjonariuszy SB jeszcze w ambasadzie amerykańskiej, co było elementem szerszej gry prowadzonej przez komunistyczną tajną policję.
W październiku 1964 r. 73-letni Wańkowicz został aresztowany przez bezpiekę. W Warszawie popularne stało się wówczas określenie „przyszła pora na Melchiora”. Funkcjonariusze SB próbowali na różne sposoby wpływać na pisarza, m.in. nakłaniając go do powrotu do USA. Ten jednak nie chciał się na to zgodzić. Rozpoczęły się przygotowania do procesu sądowego. Warto zauważyć, co opisuje w swojej książce Maciej Łuczak, że obrońcami Wańkowicza byli mecenasi zwerbowani do współpracy z SB. Za sporządzenie tekstu „zawierającego fałszywe i oczerniające wiadomości o sytuacji na odcinku kultury w Polsce w celu opublikowania go przez ośrodek wrogiej propagandy”, Wańkowicz został skazany na karę trzech lat pozbawienia wolności, którą złagodzono na mocy amnestii do 1,5 roku. Jednak ostatecznie, po licznych protestach, pisarz nie odbył kary.
Wańkowicz nie był jednak jedynym, którego postawiono represjonować na fali rozprawy z Listem 34. Podobnym szykanom byli poddani trzej pisarze i publicyści, którzy, podobnie jak Wańkowicz do 1956 r. przebywali poza Polską. Stanisław Cat-Mackiewicz, przedwojenny konserwatywny pisarz, który także podpisał apel z 1964 r. został oskarżony o publikowanie artykułów pod pseudonimem w paryskiej „Kulturze”. W ten sposób Mackiewicz miał wyrządzić szkodę interesom państwa polskiego. Ostatecznie jednak akt oskarżenia nie wpłynął do sądu, a sam pisarz zmarł dwa lata później.
Na fali rozprawy z środowiskiem literackim zarzuty postawiono także Janowi Nepomucenowi Millerowi oraz Januaremu Grzędzińskiemu, którzy nie byli sygnatariuszami Listu 34. 74-letni Miller otrzymał wyrok 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata za publikowanie w londyńskich „Wiadomościach” krytycznych artykułów o Gomułce. Z kolei Grzędzińskiego oskarżano o przesłanie byłej żonie informacji o liście 34 oraz o krytycznej sytuacji polskich literatów. Ostatecznie pisarz nie został aresztowany z powodu choroby, nękano go natomiast rewizjami, w mieszkaniu zamontowano podsłuch, a do tego wstrzymano przyznanie specjalnej renty.
***
W Liście 34 zainicjowanym przez Antoniego Słonimskiego i Jana Józefa Lipskiego domagano się ograniczenia cenzury i poprawy materialnej sytuacji twórców. Przeciwko nim władze PRL wytoczyły całą swoją siłę, w tym funkcjonariuszy bezpieki oraz aparat propagandy. Apel z 1964 r. spowodował pogorszenie się sytuacji literatów i naukowców domagających się wolności słowa. Inwigilacja i represje wobec tych środowisk okazały się zresztą jedynie prologiem do bezwzględnej rozprawy, która miała miejsce cztery lata później, w trakcie Marca 1968.
Starcie z machiną władzy miało udowodnić twórcom Listu 34, że nie warto zadzierać z „władzą ludową”. W tym wymiarze jednak, represje zawiodły. Pomimo ich nasilenia, wielu twórców nie złożyło broni w walce o wolność. Antoni Słonimski, Jan Józef Szczepański czy Jerzy Andrzejewski byli jednymi ze współautorów Memoriału 101 przeciwko zmianom w Konstytucji PRL z 1976 r., a Jan Józef Lipski był jedną z istotnych postaci demokratycznej opozycji.
Piotr Juchowski