Artykuły
I Rzeczpospolita 1569-1795
Społeczeństwo
Cywilizacja
Nauczyciele
Dorośli
Licealiści
Studenci
Czarty, strachy, strzygi. Zjawiska nadprzyrodzone na Żywiecczyźnie w XVII i XVIII wieku
czas czytania:

Andrzej Komoniecki i jego kronika
Żywiecczyzna (nazwa pochodzi od założonego w XIII wieku miasta Żywiec) to położony na południu Polski region górski. Od XVII wieku wchodziła w skład województwa krakowskiego. Górale żywieccy posiadali własną gwarę i charakterystyczne budownictwo. Znakomitym źródłem do poznania historii regionu na przełomie XVII i XVIII wieku jest kronika Andrzeja Komonieckiego „Chronografia albo dziejopis żywiecki”.
Jej autor urodził się około 1658 roku w rodzinie mieszczańskiej, mieszkającej w Żywcu. Kształcił się w tamtejszej szkole parafialnej. Nie stronił od książek, znał kilka języków, pisywał wiersze, nieobca była mu też sztuka rysunku. W 1686 roku objął stanowisko burmistrza, a dwa lata później wójta, które sprawował aż do śmierci. Uchodził za dobrego urzędnika i gospodarza (główne dochody czerpał z roli). Dużo podróżował po całej Żywiecczyźnie i dobrze orientował się w geografii regionu.
Jego kronika obejmowała okres od 1400 do 1728 roku. Pierwsze stulecia autor opisywał, opierając się na dziełach starszych, m.in. na "Kronice Polskiej" Marcina Bielskiego oraz na aktach i dokumentach, zgromadzonych w żywieckich archiwach. Okres od 1686 do 1728 roku obejmuje natomiast wydarzenia, których Komoniecki był naocznym świadkiem. Na kartach kroniki znajdziemy nie tylko opis codziennych spraw mieszkańców Żywiecczyzny. Autor skrzętnie zanotował w niej również wszelkie przypadki zjawisk nadprzyrodzonych. Fantastyczne i demoniczne istoty zdawały się często ingerować w życie górali. Przyjrzyjmy się tym najczęściej spotykanym.
Jego kronika obejmowała okres od 1400 do 1728 roku. Pierwsze stulecia autor opisywał, opierając się na dziełach starszych, m.in. na "Kronice Polskiej" Marcina Bielskiego oraz na aktach i dokumentach, zgromadzonych w żywieckich archiwach. Okres od 1686 do 1728 roku obejmuje natomiast wydarzenia, których Komoniecki był naocznym świadkiem. Na kartach kroniki znajdziemy nie tylko opis codziennych spraw mieszkańców Żywiecczyzny. Autor skrzętnie zanotował w niej również wszelkie przypadki zjawisk nadprzyrodzonych. Fantastyczne i demoniczne istoty zdawały się często ingerować w życie górali. Przyjrzyjmy się tym najczęściej spotykanym.
Diabły
Kronika Komonieckiego opisuje liczne przykłady interakcji ludzi z przedstawicielami piekieł. Diabły mogły zostać przywołane przez złorzeczenia i przekleństwa. Całą gromadę czartów spotkał w 1709 roku mieszczanin Henryk Lipardt, który przed wyjściem z domu pokłócił się z żoną i obrzucił ją stekiem wyzwisk. Z kolei pewien rozżalony chłop, nie mogąc doczekać się deszczu, zwykł mawiać, że "diabeł go nie chce spuścić". Diabeł zesłał więc ulewę, która naniosła na jego pole mnóstwo kamieni. Skąd chłop wiedział, że to robota sił nieczystych? Wśród kamieni znalazł jeden szczególnie wielki głaz, na którym wyraźnie odznaczała się rogata sylwetka.
Rogi to nie jedyny atrybut diabła. Często widywano diabły ubrane po góralsku, w czapkach magierkach i z siekierkami w rękach, co miało związek nie tylko z miejscową modą, lecz prawdopodobnie także z lękiem przed szerzącym się rozbójnictwem, którego liczne przykłady można odnaleźć w kronice.
Diabły były też łączone z żywiołem ognia. Pewnego dnia Marcin Kamieniarz, skrzypek z Żywca, wyszedł z karczmy pijany. Wielki diabeł otoczył go ogniem i "całą noc po gajach włóczył". Płomień był nieodłączną częścią staropolskiej wizji piekła. Płonął i zadawał ból, więc płynące z niego cierpienie było nieskończone.
Rogi to nie jedyny atrybut diabła. Często widywano diabły ubrane po góralsku, w czapkach magierkach i z siekierkami w rękach, co miało związek nie tylko z miejscową modą, lecz prawdopodobnie także z lękiem przed szerzącym się rozbójnictwem, którego liczne przykłady można odnaleźć w kronice.
Diabły były też łączone z żywiołem ognia. Pewnego dnia Marcin Kamieniarz, skrzypek z Żywca, wyszedł z karczmy pijany. Wielki diabeł otoczył go ogniem i "całą noc po gajach włóczył". Płomień był nieodłączną częścią staropolskiej wizji piekła. Płonął i zadawał ból, więc płynące z niego cierpienie było nieskończone.
Sytuacji, w których pojawienie się diabła miało związek ze stanem upojenia alkoholowego, można przywołać więcej. Aleksander Pawełkowic, rzeźnik żywiecki, ujrzał małego diabełka, się w szklance wódki. Siły piekła dały odczuć swoją obecność Janowi Culowi w 1705 roku, kiedy pijany leżał w sieni, niewpuszczony do domu przez żonę. Jego złorzeczenia na małżonkę spowodowały przybycie wielkiego, ziejącego ogniem czarta.
W działaniach przedstawicieli piekieł zdecydowanie przeważały czyny szkodzące ludziom. Diabelska obecność miała jednak niekiedy drugie dno. Już od średniowiecza postrzegano diabły jako strażników porządku, karzących ludzi za przewinienia. Podobnie jest w omawianej kronice. Potężny diabeł i jego czereda zamierzali porwać duszę Jana Cula za nadużycie alkoholu. Na karę za pijaństwo zasłużył też skrzypek Marcin Kamieniarz. Nawet jeśli przyjąć, że siły piekielne pokazywały w ten sposób swój złośliwy charakter, warto zwrócić uwagę, że efektem ich działań była poprawa ludzkiego postępowania. Bowiem solidnie nastraszeni mieszkańcy Żywca całkowicie wyrzekali się alkoholu, pilnowali języka, a nawet sami próbowali nawrócić innych na dobrą drogę.
W działaniach przedstawicieli piekieł zdecydowanie przeważały czyny szkodzące ludziom. Diabelska obecność miała jednak niekiedy drugie dno. Już od średniowiecza postrzegano diabły jako strażników porządku, karzących ludzi za przewinienia. Podobnie jest w omawianej kronice. Potężny diabeł i jego czereda zamierzali porwać duszę Jana Cula za nadużycie alkoholu. Na karę za pijaństwo zasłużył też skrzypek Marcin Kamieniarz. Nawet jeśli przyjąć, że siły piekielne pokazywały w ten sposób swój złośliwy charakter, warto zwrócić uwagę, że efektem ich działań była poprawa ludzkiego postępowania. Bowiem solidnie nastraszeni mieszkańcy Żywca całkowicie wyrzekali się alkoholu, pilnowali języka, a nawet sami próbowali nawrócić innych na dobrą drogę.
Strachy
Strachy, które pojawiają się w "Dziejopisie żywieckim", to zjawiska trudne do sklasyfikowania. Nie były dostrzegalne zmysłem wzroku. Jak opisuje Komoniecki: "strachy w kościele i domu [...] się działy", "strachy różne w domu [...] bywały". Przy tak lakonicznych stwierdzeniach możemy się tylko domyślać, na czym polegały ich działania. Być może było to po prostu pojawiające się uczucie lęku. Prawdopodobnie strachy wiązały się też z jakimiś hałasami, skoro po ich zniknięciu Komoniecki kwituje: "od tego czasu nic słychać nie było".
Nieco światła na charakter strachów rzucają metody postępowania z nimi. Starchy nie pojawiały się przypadkowo – zauważano je w domach osób, które niedawno zmarły. Mieszczanin Wojciech Marzecki na łożu śmierci poprosił o namalowanie i przekazanie do kościoła obrazu św. Wojciecha. Obraz jednak nie został dokończony, co poskutkowało pojawieniem się strachów w domu zmarłego i w kościele. Niewypełnienie testamentu stało się więc powodem wystąpienia zjawisk demonicznych. Łączyło się to zarówno z wierzeniami archaicznymi – wedle których zmarłym należał się szacunek i ofiary – jak też z religią chrześcijańską, nakazującą solidarność ze zmarłymi poprzez pomaganie duszom pokutującym. Gdy obraz został namalowany, strachy ustały.
Nieco światła na charakter strachów rzucają metody postępowania z nimi. Starchy nie pojawiały się przypadkowo – zauważano je w domach osób, które niedawno zmarły. Mieszczanin Wojciech Marzecki na łożu śmierci poprosił o namalowanie i przekazanie do kościoła obrazu św. Wojciecha. Obraz jednak nie został dokończony, co poskutkowało pojawieniem się strachów w domu zmarłego i w kościele. Niewypełnienie testamentu stało się więc powodem wystąpienia zjawisk demonicznych. Łączyło się to zarówno z wierzeniami archaicznymi – wedle których zmarłym należał się szacunek i ofiary – jak też z religią chrześcijańską, nakazującą solidarność ze zmarłymi poprzez pomaganie duszom pokutującym. Gdy obraz został namalowany, strachy ustały.
Strzygi i strzygonie
Nazwa "strzyga" wywodzi się od łacińskiego "strix, strigis", oznaczającego sowę. Postać ptaka miały przybierać czarownice, aby następnie karmić się ludzką krwią. Powszechne było też przekonanie o ścisłym związku tego typu upiora z ciałem zmarłej osoby. Dlatego, kiedy zbiorowość opanowywał wzmożony strach, stosowano rozmaite zabiegi na zwłokach (przebijanie ciała kołkiem lub gwoździem, rzucanie maku do trumny), mające uniemożliwić im działalność wampiryczną.
W kronice Komonieckiego strzygi (upiór kobiecy) i strzygonie (męski odpowiednik) również jawią się jako niebezpieczne upiory. Byli to zmarli, którzy z różnych przyczyn wstawali z grobów i dręczyli okolicznych mieszkańców. Ich przybycie mogło być łączone z pojawieniem się morowego powietrza. W 1679 roku w jednej z wiosek zmarło wskutek zarazy 19 osób. Później opowiadano jednak, że przyczyną zgonów była baba – strzyga, która po śmierci wchodziła do domów i dusiła ludzi. Sposobem na rozprawienie się z nią było wyjęcie ciała z grobu i odcięcie głowy. Podobnie postąpiono we wsi Usoły, gdzie zmarły owczarz napadał na mieszkańców, strasząc ich i próbując udusić. Tym razem opis upiora nie opierał się jedynie na domysłach i pogłoskach. Komoniecki zaznacza, że go "jawnie widywano i poślakowano". Pokonanie tego strzygonia przyszło z dużo większym trudem. Pierwszym krokiem było oczywiście odcięcie głowy, ale upiór nadal się pojawiał, tylko bez niej. Podjęto więc bardziej radykalne środki. Wywiezione na granicę (prawdopodobnie wsi) zwłoki zostały poćwiartowane i spalone. W ogniu dostrzeżono niepokojący, poruszający się kształt, jakby płomienie trawiły nie tylko ciało upiora, lecz także mroczną siłę, która się w nim znajdowała.
Antoni Olbrychski
W kronice Komonieckiego strzygi (upiór kobiecy) i strzygonie (męski odpowiednik) również jawią się jako niebezpieczne upiory. Byli to zmarli, którzy z różnych przyczyn wstawali z grobów i dręczyli okolicznych mieszkańców. Ich przybycie mogło być łączone z pojawieniem się morowego powietrza. W 1679 roku w jednej z wiosek zmarło wskutek zarazy 19 osób. Później opowiadano jednak, że przyczyną zgonów była baba – strzyga, która po śmierci wchodziła do domów i dusiła ludzi. Sposobem na rozprawienie się z nią było wyjęcie ciała z grobu i odcięcie głowy. Podobnie postąpiono we wsi Usoły, gdzie zmarły owczarz napadał na mieszkańców, strasząc ich i próbując udusić. Tym razem opis upiora nie opierał się jedynie na domysłach i pogłoskach. Komoniecki zaznacza, że go "jawnie widywano i poślakowano". Pokonanie tego strzygonia przyszło z dużo większym trudem. Pierwszym krokiem było oczywiście odcięcie głowy, ale upiór nadal się pojawiał, tylko bez niej. Podjęto więc bardziej radykalne środki. Wywiezione na granicę (prawdopodobnie wsi) zwłoki zostały poćwiartowane i spalone. W ogniu dostrzeżono niepokojący, poruszający się kształt, jakby płomienie trawiły nie tylko ciało upiora, lecz także mroczną siłę, która się w nim znajdowała.
Antoni Olbrychski