„Bezdomność sowietologa” – Wiktor Sukiennicki
i polska szkoła sowietologii
czas czytania:
Rozmowa z dr. hab. Sławomirem Łukasiewiczem, profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego
Prace Sukiennickiego z lat trzydziestych to niesamowite dokonanie. Wypracował metodę, dzięki której – w sytuacji braku dostępu do wiedzy o rzeczywistości sowieckiej (takie dane można byłoby w tym czasie uzyskać wyłącznie drogą wywiadowczą) – udało mu się udowodnić istnienie rozbieżności między deklaracjami a faktycznym poziomem życia w Sowietach. Używając metod wypracowanych przez Kelsena i zaadaptowanych na gruncie sowietologii, Sukiennicki i jego zespół byli w stanie rozróżnić rzeczywistość urojoną (funkcjonującą na poziomie deklaracji i dokumentów) i rzeczywistość prawdziwą, czyli ogół zjawisk kryjących się za sferą propagandy.
Piotr Abryszeński: Wiktor Sukiennicki to postać niezwykle zasłużona dla sowietologii i zrozumienia funkcjonowania Związku Sowieckiego. Co wiemy o jego rodzinie i latach dorastania?
Sławomir Łukasiewicz: Zacznijmy od tego, że 25 lipca 2021 r. minęło 120 lat od urodzin Sukiennickiego, co było świetną okazją do przypomnienia tej postaci. Pochodził ze zubożałej rodziny ziemiańskiej. Niestety, jego rodzice dosyć szybko się rozeszli, więc Wiktor był wychowywany przez matkę, Janinę z Kobylińskich, lekarkę. Urodził się w Aleksocie (kiedyś miejscowość pod Kownem, dzisiaj – dzielnica tego miasta). Po wybuchu I wojny światowej wraz z matką przeniósł się do Rybińska nad Wołgą, gdzie uczęszczał do szkoły rosyjskiej. Kiedy w wolnej Polsce został odtworzony Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie, Sukiennicki podjął tam studia z zakresu prawa.
Sławomir Łukasiewicz: Zacznijmy od tego, że 25 lipca 2021 r. minęło 120 lat od urodzin Sukiennickiego, co było świetną okazją do przypomnienia tej postaci. Pochodził ze zubożałej rodziny ziemiańskiej. Niestety, jego rodzice dosyć szybko się rozeszli, więc Wiktor był wychowywany przez matkę, Janinę z Kobylińskich, lekarkę. Urodził się w Aleksocie (kiedyś miejscowość pod Kownem, dzisiaj – dzielnica tego miasta). Po wybuchu I wojny światowej wraz z matką przeniósł się do Rybińska nad Wołgą, gdzie uczęszczał do szkoły rosyjskiej. Kiedy w wolnej Polsce został odtworzony Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie, Sukiennicki podjął tam studia z zakresu prawa.
Jak wyglądały jego kolejne lata na uczelni?
Nie były to w żadnym razie standardowe, spokojne studia. Już w 1919 r. Sukiennicki związał się z Polską Organizacją Wojskową i po kilku miesiącach ruszył na wojnę polsko-bolszewicką. W 1922 r. wziął ślub z Haliną Zasztowt, razem studiowali prawo na USB. Na początku studiów – w nawiązaniu do tradycji mickiewiczowskiej – usiłował stworzyć Związek Filaretów. Kiedy nie uzyskał zgody władz uczelni na używanie tej nazwy, powołał Stowarzyszenie Młodzieży Postępowej. Organizacja ta próbowała działać na rzecz młodzieży żydowskiej i innych mniejszości narodowych, które spotykały się z szykanami różnego rodzaju. Sukiennicki przez całe życie stał na stanowisku, że ludzi należy szanować bez względu na ich pochodzenie, wyznanie, poglądy.
Czy przy tak intensywnej działalności społecznej udało mu się ukończyć studia?
Oczywiście! W roku 1926, znamiennym również dla Polski, napisał i obronił na paryskiej Sorbonie doktorat na temat – jak na ówczesne czasy – bardzo nowoczesny. Przeanalizował kwestię suwerenności państw w świetle prawa międzynarodowego. Dzisiaj każdy politolog powie, że nie istnieje kategoria suwerenności absolutnej, postulowanej przez Jeana Bodina jeszcze w XVI w. Wtedy nie było to oczywiste i waga spostrzeżeń Sukiennickiego była ogromna, został zresztą przez paryską Sorbonę nagrodzony za swój doktorat. Należy żałować, że jego wkład w myśl o suwerenności nie jest dzisiaj szerzej znany.
Następnie podróżował po Europie – studiował w Wiedniu, Rzymie i Kolonii, w tym pierwszym mieście m.in. u Hansa Kelsena, znakomitego teoretyka prawa, który w przyszłości stał się dla niego źródłem inspiracji. Następnie powrócił do Polski i w 1929 r. obronił pracę habilitacyjną na temat „Podstawy obowiązywania prawa narodów”. To początek jego ścieżki naukowej. Proszę zwrócić uwagę, że w momencie uzyskania habilitacji miał zaledwie 28 lat.
Jednak po habilitacji błyskawiczna kariera nieco przyhamowała?
Podstawowy kłopot wiązał się ze środowiskiem akademickim w Wilnie. Nie do końca było ono otwarte na rewolucyjne poglądy Sukiennickiego. Źródłem sporów stało się choćby wspomniane wyżej zagadnienie suwerenności. Jeżeli ktoś, jak Sukiennicki, w połowie lat dwudziestych stawiał tezę, która (przynajmniej w oczach powierzchownych czytelników) zaprzeczała istnieniu suwerenności, było to nie do przyjęcia dla Polaków, którzy zaledwie kilka lat wcześniej odzyskali tę suwerenność po przeszło 120 latach. Opór budziło również jego zaangażowanie w obronie mniejszości, zwłaszcza w latach trzydziestych, gdy narastały tendencje nacjonalistyczne i głoszono pogląd, że monoetniczność byłaby dla Polski pożądana. Sukiennicki tak nie uważał, różnił się w tej kwestii od większości profesury wileńskiej.
Owszem, wykładał w tym czasie na Uniwersytecie Stefana Batorego, ale nie miał stałej umowy ani formalnego statusu profesora – co roku odnawiano z nim kontrakt. I właśnie w tym czasie powstała w Wilnie instytucja, która otworzyła przed nim nowe perspektywy oraz niespodziewaną ścieżkę kariery. Był to Instytut Naukowo-Badawczy Europy Wschodniej. Praca Sukiennickiego w tym instytucie jest kamieniem węgielnym jego biografii naukowej.
Sukiennicki stosunkowo późno zainteresował się sowietologią. Tematy jego doktoratu i habilitacji wskazują, że początkowo był daleki od zajmowania się problematyką wschodnią. Czy jego zainteresowanie prawem międzynarodowym mogło mieć na to wpływ?
To bardzo dobre pytanie. Ale musimy sobie odpowiedzieć na inne: Co to znaczy, że późno się zainteresował? Skoro w wieku 25 lat obronił doktorat, a trzy lata później habilitację, to Sowietami zaczął się zajmować jako trzydziestolatek. Nie jest to w żadnym razie późno, choć rzeczywiście najpierw zajmowały go problemy prawa międzynarodowego i suwerenności. Pamiętajmy, że był to czas, gdy rodziła się Liga Narodów i dyskutowano zasady jej funkcjonowania, stojące przed nią zadania i priorytety oraz kwestię, w jakim stopniu państwa mogą się wyzbyć własnej suwerenności na rzecz podmiotów ponadnarodowych. Swoje poglądy głosili wówczas Aristide Briand i Richard Coudenhove-Kalergi, głoszący idee paneuropeizmu, więc zainteresowania Sukiennickiego były bardzo aktualne i współbrzmiały z ówczesną dyskusją polityków i uczonych.
Żeby ustalić początek jego zainteresowań Związkiem Sowieckim, trzeba wziąć m.in. pod uwagę, że równolegle doktorat na Sorbonie obroniła jego żona, Halina Zasztowt-Sukiennicka. A doktorat dotyczył ruchu federalistycznego w Europie Wschodniej oraz konstytucji sowieckiej. Studiowali przecież razem i nie wyobrażam sobie, żeby nie rozmawiali o ustroju sowieckim. Drugą kwestią żywą w rodzinie Sukiennickiego był więc federalizm – rozumiany jako tradycja zakorzeniona w historii Polski, ale także pomysł na zjednoczenie Europy i zarazem federalizm, który był zapisany w konstytucji sowieckiej. To niewątpliwie tematy antycypujące późniejsze zainteresowania Sukiennickiego, co w połączeniu z jego gruntownym przygotowaniem w zakresie prawa międzynarodowego zaowocowało w czasie pracy w Instytucie Naukowo Badawczym Europy Wschodniej.
Proszę zwrócić uwagę, że w latach trzydziestych Związek Sowiecki stał się poważnym problemem międzynarodowym. Dla Polski był coraz bardziej niebezpiecznym sąsiadem, więc potrzeba zgłębienia istoty ustroju tego państwa stanowiła oczywiste wyzwanie badawcze, wymagające gruntownych studiów.
Ciekawe i nowatorskie w pracach Sukiennickiego było dla mnie przesunięcie na dalszy plan kwestii moralnych i politycznych. Zwrócił on natomiast uwagę na ogólność i płynność przepisów, które dawały szerokie pole do interpretacji, przez co sam ustrój sowiecki stawał się dynamiczny.
Przestrzegałbym przed prezentyzmem: ocena moralna i potępienie ustroju sowieckiego pojawiły się w piśmiennictwie naukowym stosunkowo późno. Taki paradygmat rodził się wraz ze studiami Hanny Arendt nad totalitaryzmem, książką Carla Joachima Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego, co sprawiło, że zaczęto postrzegać ustrój sowiecki w kategoriach czarno-białych. Złożyły się na to również doświadczenia zimnej wojny, działalność komisji Maddena, badającej zbrodnię katyńską, makkartyzm w Stanach Zjednoczonych i wreszcie przyznanie się do fatalnego zaniedbania, jakim było nierozliczenie zbrodni sowieckich na wzór procesu norymberskiego.
W latach powojennych powstawało wiele opracowań, które demaskowały propagandowy obraz Związku Sowieckiego jako raju dla robotników. Wskazywano, że jest to państwo niszczące swoich obywateli, zamykające ich w łagrach, mordujące na masową skalę z błahych przyczyn. Z czasem świat uświadomił sobie, że państwo sowieckie nie spełniało żadnych kryteriów moralnych. Ale w latach dwudziestych i trzydziestych nie było to wcale oczywiste, z wyjątkiem może tych myślicieli, którzy zakładali strukturalne podobieństwa Związku Sowieckiego oraz carskiej Rosji i byli krytycznie nastawieni do tej drugiej.
Gdy Sukiennicki rozpoczynał swoje badania, jasne było jedynie, że w Rosji dokonała się rewolucja, która okazała się trwała. Czym jednak ona była? Może podobną przemianą, jak we Francji XVIII w.? Związek Sowiecki, którym zajął się uczony, stanowił enigmę, która nie ujawniała swoich tajemnic przed światem zachodnim. Władcy na Kremlu potrafili porozumieć się z Republiką Weimarską i innymi państwami, wydawało się więc, że ustrój sowiecki nadaje się do obserwacji tak samo dobrze jak ustrój każdego innego państwa na świecie. Pamiętajmy też, że Europa Zachodnia w czasie rewolucji zachowała się niejednoznacznie, pomagała różnym stronom. Jednak ze względu na wiedzę i doświadczenie Polaków z państwem rosyjskim, przeżycia z czasu I wojny światowej i wreszcie z okresu wojny z bolszewikami 1920 r., zaczęły się rodzić nowe pytania.
W 1934 r. Sukiennicki odwiedził Związek Sowiecki. Co udało mu się zobaczyć?
Dotarł do różnych oficjalnych dokumentów, ale trudno oczekiwać, że ta wizyta pozwoliła mu zagłębić się w istotę systemu, że ktoś pokazał mu łagry i niewyobrażalną biedę. Pokazywano mu inwestycje, rozwijającą się naukę i przedstawiono koncepcje modernizacji, które niekoniecznie mogły się rozwijać w Rosji carskiej. Jedyne, co mógł zrobić po powrocie, to zastosować analizę prawną zastanej rzeczywistości. Ale poszedł dalej, co zresztą widać chociażby u jego ucznia Franciszka Ancewicza – przeanalizował rzeczywistość prawną i porównał ją z wnioskami z oficjalnych dokumentów. I dopiero wtedy można było ponad wszelką wątpliwość pokazać różnice. Jego prace z lat trzydziestych to niesamowite dokonanie. Wypracował metodę, dzięki której – w sytuacji braku dostępu do wiedzy o rzeczywistości sowieckiej (takie dane można byłoby w tym czasie uzyskać wyłącznie drogą wywiadowczą) –udało mu się udowodnić istnienie rozbieżności między deklaracjami a faktycznym poziomem życia w Sowietach. Używając metod wypracowanych przez Kelsena i zaadaptowanych na gruncie sowietologii, Sukiennicki i jego zespół byli w stanie rozróżnić rzeczywistość urojoną (funkcjonującą na poziomie deklaracji i dokumentów) i rzeczywistość prawdziwą, czyli ogół zjawisk kryjących się za sferą propagandy.
Czy profesor miał okazję do zapoznania się z rzeczywistością sowiecką w jej mniej pokazowej wersji?
Cóż, jedyną w swoim rodzaju okazją do rozeznania praktyki sowieckiej za sprawą własnych doświadczeń był dla niego wybuch II wojny światowej i wkroczenie Armii Czerwonej na wschodnie ziemie Rzeczypospolitej. Trafił do niewoli sowieckiej, cudem ocalał, a po roku 1941, tj. po przystąpieniu ZSRS do koalicji antyhitlerowskiej i nawiązaniu przez Moskwę relacji z rządem RP, pracował dla polskiej ambasady. Poszukiwał zaginionych oficerów, badał losy ludzi, którzy zniknęli po internowaniu przez Armię Czerwoną i sowieckie służby bezpieczeństwa jesienią 1939 r. To wszystko przyniosło mu kolejną porcję wiedzy o Związku Sowieckim. Zrozumiał, że to państwo jest w stanie dokonać ogromnej zbrodni, wymordować tysiące polskich oficerów i intelektualistów, po których nie było śladu.
Myśli pan o zbrodni katyńskiej?
Tak. Znamy dziś historię śledztwa katyńskiego, w którym Sukiennicki odegrał ogromną rolę. Przygotował raport dla rządu RP, a także materiały, które miały być wykorzystane w Norymberdze przeciwko Sowietom. Analiza stricte prawna była możliwa przed wojną, natomiast obserwacje własne, doświadczenia i zebrane relacje sprawiły, że zmienił się jego sposób pisania o Sowietach. Do tego doszły doświadczenia jego kolegów, choćby Stanisława Swianiewicza czy Władysława Wielhorskiego, związanych z Wilnem. Przeżycia te urosły do rangi doświadczenia pokoleniowego. Sukiennicki w żadnym razie tego nie zignorował. Oprócz swoich analiz prawnych zaczął uwzględniać również wypowiedzi polityków, a więc zajął się analizą funkcjonowania praktyki Związku Sowieckiego. Co może zaskakiwać, dopiero pod koniec swej kariery naukowej odkrył w sobie historyka i stwierdził, że najbardziej interesuje go opowieść o przeszłości. Dobrze to widać w jego tekście poświęconym Chruszczowowi. Prześledził w nim ideę „chruszczowizmu” niejako avant la lettre, czyli począwszy od pism Marksa…
W Polsce mogliśmy zaobserwować, że gdy jedna ekipa komunistów zastępowała poprzednią, skompromitowaną, głosiła hasło odnowy życia politycznego w duchu leninowskim. Za taką wizją odnowy stało przekonanie, że to nie ideologia jest zła, ale ludzie popełniają błędy. Takie stawianie sprawy dzisiaj nas śmieszy, ponieważ wydaje się obłudne. Nie sądzę jednak, by rozbawiło ono Sukiennickiego. Dostrzegał on różnice między programem rewolucji w duchu marksistowskim głoszonym przez Lenina a późniejszą praktyką biurokracji. Sam zresztą pisał, że ZSRS nie stworzył socjalizmu, lecz aparat biurokratyczny nieznanego dotąd typu.
Pełna zgoda. Zasługą Sukiennickiego jest, że podniósł tę kwestię w ramach systematycznych badań, zastanawiając się już w latach trzydziestych, czy socjalizm w ogóle „pasuje” do Związku Sowieckiego. Czy rewolucja roku 1917 była, sięgając po terminologię marksistowską, elementem rozwoju dziejowego, czy też dopasowano ideologię do sytuacji politycznej w Rosji i przejęcia władzy? Sukiennicki uświadamiał sobie (i swoim czytelnikom) różnicę w postrzeganiu rzeczywistością przez Marksa i Lenina.
Co ma Pan na myśli?
Marks obserwował rzeczywistość zachodnią, natomiast Lenin musiał doktrynę, stworzoną z myślą o zachodnioeuropejskiej rzeczywistości gospodarczej i politycznej, w jakiś sposób zaaplikować Rosji. Tam tymczasem, poza nielicznymi „wyspami miejskimi”, prawie nie było proletariatu wielkoprzemysłowego jako efektu industrializacji. Do tego rodzaju komparatystyki studia prawne nadawały się idealnie, dzięki nim można było zrozumieć zmienność adaptacji idei. Dobrze to widać na przykładzie leninizmu – czy w ogóle możemy mówić o spójnej ideologii leninizmu? Stalin, następca Włodzimierza Iljicza, część jego dorobku i pism ukrył, część zmienił, kolejne wydania pism Lenina były zaś cenzurowane i przykrajane do potrzeb propagandy. Sukiennicki znał kolejne wersje tych pism i odnosił się do szczegółowych problemów przez wskazanie rozbieżności w perspektywie długiego trwania.
W teorii komunizm miał się opierać na roli mas, ale w praktyce było zupełnie odwrotnie – usunięto wszelkie przejawy kontroli społecznej. Czy na podstawie danych zebranych przez Sukiennickiego można było wyciągnąć wniosek, że rzeczywistość była odwróceniem teorii?
To pytanie sięga istoty rewolucji bolszewickiej i struktury państwa sowieckiego, w tym władzy, która zawłaszczała strukturę państwa. To partia decydowała o praktyce prawnej, proletariat zaś, który miał sprawować kontrolę w państwie, musiał się poddać kontroli partyjnej. Tych absurdów i patologii było więcej. Lenin i Stalin zaprzeczali nawet swoim wcześniejszym deklaracjom, ba, dogmatom doktrynalnym, i robili to w ciągu kilku miesięcy tylko po to, by osiągnąć określony cel polityczny – dla Sukiennickiego to było oczywiste. Państwo sowieckie, czerpiąc z marksizmu, stworzyło mechanizmy skierowane przeciwko własnemu społeczeństwu i sprzeczne z tradycją europejską. To spostrzeżenie jest szczególnie ciekawe jako podstawa sowietologii i budziło zrozumiałą awersję do tego systemu, natomiast nie było do końca zrozumiałe na przykład dla części amerykańskich sowietologów.
Co zadecydowało o tym, że jego błyskotliwie zapowiadająca i rozwijająca się kariera wyhamowała i że zajmowane przezeń stanowiska nie przystawały do jego talentów i umiejętności?
Mówiliśmy o tym, że uzyskał habilitację w 1929 r. Dziesięć lat później, gdy wybuchła wojna, miał 38 lat – w normalnych warunkach uzyskałby pełen etat na Uniwersytecie Stefana Batorego, byłby zapewne poważanym w kraju i na świecie specjalistą od ustroju sowieckiego. Wojna zburzyła karierę uczonych, artystów i działaczy – większość spodziewała się, że to jedynie stan zawieszenia i że wrócą do Polski. Sukiennicki, jeżeli chciałby wrócić, to do swojego Wilna. Tyle że po wojnie miasto to należało już do Związku Sowieckiego. Profesor Sukiennicki, będąc na emigracji, pytany o miejsce zamieszkania, zawsze podawał swój adres wileński. Zawsze chciał tam wrócić, ale wiedział, że to niemożliwe. Podobna była zresztą sytuacja setek tysięcy Polaków, niemogących wrócić ani do ZSRS, ani do Polski rządzonej przez komunistów.
Jak radził sobie Sukiennicki na uchodźstwie?
Pracował dla polskiego rządu na uchodźstwie oraz przy ambasadzie – wykorzystywano jego kompetencje. W kolejnych latach wykładał na Polskim Wydziale Prawa Uniwersytetu Oksfordzkiego, w Szkole Nauk Społecznych w Londynie, wraz z żoną zainicjował organizację absolwentów Uniwersytetu Stefana Batorego. Ale te aktywności nie budowały jego kariery politycznej i były zaledwie namiastką kariery naukowej. Polski Wydział Prawa został wkrótce zamknięty, a Szkoła Nauk Społecznych straciła pierwotny impet. W 1952 r. pojawiła się możliwość pracy w Radiu Wolna Europa. Prowadził tam dwa cykle audycji – jeden pod tytułem „Za murami Kremla”, w którym występował i jako sowietolog, i jako kremlinolog, a drugi – poświęcony jedności europejskiej. To trwało w sumie 7 lat – ciężkiej, analitycznej pracy.
Między 1939 a 1959 r. pracował głównie dla polskiego rządu, pisał przede wszystkim po polsku. Z punktu widzenia kariery naukowej rzeczywiście można uznać, że czas ten został zaprzepaszczony. Mając prawie 60 lat, dał się przekonać do szukania pracy w Stanach Zjednoczonych. Język angielski znał słabo, a jednak odważył się na wyjazd. Znał świetnie niemiecki, francuski i rosyjski. Gdyby pojechał do Francji, pewnie miałby szansę powrotu do zainteresowań prawnych. Zdecydował jednak pozostać w środowisku emigrantów, chociaż nie zawsze się z nim identyfikował. Miał swój wąski krąg towarzyski, ale na co dzień był raczej typem odludka.
W latach sześćdziesiątych rozgoryczony pisał, że nie uważał siebie ani za katolika, ani za Żyda, ani za endeka, ani za piłsudczyka i nie pasował do utartych wzorów politycznych i religijnych. „Gdybym się mieścił, to pewnie bym coś dostał” – pisał skarżąc się, że żadna grupa o niego nie zabiegała. Do końca życia zachował jednak bardzo silne przyjaźnie, np. z Wiktorem Weintraubem, który objąwszy na początku lat pięćdziesiątych katedrę studiów słowiańskich na Harvardzie, namawiał Sukiennickiego do przyjazdu do USA.
Ostatnie 20 lat życia Sukiennickiego można opisać tytułem przygotowywanego artykułu, czyli „Bezdomność sowietologa”. Oczywiście, Sukiennicki miał gdzie mieszkać, ale brakowało mu poczucia przynależności.
Odkryłem, że w latach sześćdziesiątych Sukiennicki opracował 30 potężnych raportów dla Hoover Institution, dotyczących Kominternu i Sowietów – to średnio trzy, cztery raporty rocznie! Wszystko to miało być użyte przez innych naukowców do ich własnych badań. Raporty te nigdy nie ujrzały światła dziennego, co zresztą Sukiennicki przewidywał. W archiwach Instytutu Hoovera szukał odpowiedzi na temat przyczyn wybuchu rewolucji, losów poszczególnych państw i narodów w tym czasie. Owocem tych badań była jego ostatnia książka napisana po angielsku. Sześćdziesięciolatek podjął decyzję o przygotowaniu książki w języku, którego nie znał zbyt dobrze!
Przestał analizować sprawy bieżące w Sowietach – wspomniane studia o „chruszczowizmie” należały do jego ostatnich prac w tym obszarze. Opublikował rodzaj wspomnień, czyli „Legendę i rzeczywistość” u Giedroycia, ale równocześnie zaczął się skupiać na aspektach historycznych. W tym sensie nie odszedł od sowietologii, lecz zmienił perspektywę. Robił w zasadzie to samo, co Richard Pipes dla Rosji, tylko w jego kręgu zainteresowań pozostała Europa Środkowo-Wschodnia. W liście do Swianiewicza napisał wręcz, że na starość odkrył w sobie historyka.
Dlaczego Sukiennicki tak szybko popadł w zapomnienie?
W swoich publikacjach stosował chłodny, wyważony język naukowy, przez co spotykał się z oskarżeniami o sympatie prosowieckie. Fakt, że od 1939 r. nie uczestniczył w głównym nurcie debaty naukowej sprawił, że jego twórczość została zepchnięta na margines. Swoją współpracą z Radiem Wolna Europa i paryską „Kulturą” przypominał o sobie Polakom, ale jego wyjazd do Stanów Zjednoczonych sprawił, że sam skazał się na marginalizację. Z jednej strony w jego wieku o rozwoju kariery naukowej nie mogło już być mowy, a z drugiej – oddalił się w ten sposób od polskiej diaspory w Londynie. W PRL, poza osobami związanymi z wileńskim ośrodkiem akademickim i grupą historyków, mało kto go kojarzył, oficjalnie nie istniał.
W jakiej mierze dzisiaj jego pisma mogą się przydać do zrozumienia Związku Sowieckiego?
Uczony zmarł w 1983 r. Po transformacji ustrojowej nie powracano do jego dzieł aż do momentu, gdy zaczęły powstawać studia o polskiej sowietologii. To zasługa prof. Marka Kornata i innych, którzy przypomnieli siłę środowiska Sukiennickiego, publikując teksty na jego temat, w tym biogram w „Polskim słowniku biograficznym”. Miałem szczęście spotkać Czesława Miłosza, który również opowiadał o Sukiennickim i jego uczniu, a swoim koledze z Wilna, Franciszku Ancewiczu. Ale czym innym jest przypomnienie o tradycjach polskiej szkoły sowietologicznej, a czym innym zrozumienie Sukiennickiego i propagowanie jego myśli poza środowiskiem naukowym. Jego losy były dramatyczne, świetnie zapowiadająca się kariera została zahamowana. Jego emerytura z Hoover Institution wynosiła zaledwie 14 dolarów, do czego dochodziły jakieś pomniejsze wynagrodzenia z tytułu wygłoszonych wykładów i honorariów autorskich. To nie jest z pewnością życiorys, który można traktować jako zachętę dla młodzieży.
Jego biografia bez wątpienia zasługuje na przypominanie. Trzeba docenić jego wysiłek w stworzeniu nauki, którą nazywamy sowietologią, w badaniu sprawy katyńskiej i edukowaniu ludzi. Głównym przesłaniem jego biografii jest niezależność intelektualna, wywalczona nawet za cenę marginalizacji i odosobnienia, wierność przekonaniu, że nauka może pokazać prawdę o świecie. To szczególnie warte podkreślenia, choć niestety trudne do naśladowania. Dzięki śmiałym koncepcjom i zmysłowi analitycznemu niewątpliwie wyprzedzał swoje czasy.
Nie były to w żadnym razie standardowe, spokojne studia. Już w 1919 r. Sukiennicki związał się z Polską Organizacją Wojskową i po kilku miesiącach ruszył na wojnę polsko-bolszewicką. W 1922 r. wziął ślub z Haliną Zasztowt, razem studiowali prawo na USB. Na początku studiów – w nawiązaniu do tradycji mickiewiczowskiej – usiłował stworzyć Związek Filaretów. Kiedy nie uzyskał zgody władz uczelni na używanie tej nazwy, powołał Stowarzyszenie Młodzieży Postępowej. Organizacja ta próbowała działać na rzecz młodzieży żydowskiej i innych mniejszości narodowych, które spotykały się z szykanami różnego rodzaju. Sukiennicki przez całe życie stał na stanowisku, że ludzi należy szanować bez względu na ich pochodzenie, wyznanie, poglądy.
Czy przy tak intensywnej działalności społecznej udało mu się ukończyć studia?
Oczywiście! W roku 1926, znamiennym również dla Polski, napisał i obronił na paryskiej Sorbonie doktorat na temat – jak na ówczesne czasy – bardzo nowoczesny. Przeanalizował kwestię suwerenności państw w świetle prawa międzynarodowego. Dzisiaj każdy politolog powie, że nie istnieje kategoria suwerenności absolutnej, postulowanej przez Jeana Bodina jeszcze w XVI w. Wtedy nie było to oczywiste i waga spostrzeżeń Sukiennickiego była ogromna, został zresztą przez paryską Sorbonę nagrodzony za swój doktorat. Należy żałować, że jego wkład w myśl o suwerenności nie jest dzisiaj szerzej znany.
Następnie podróżował po Europie – studiował w Wiedniu, Rzymie i Kolonii, w tym pierwszym mieście m.in. u Hansa Kelsena, znakomitego teoretyka prawa, który w przyszłości stał się dla niego źródłem inspiracji. Następnie powrócił do Polski i w 1929 r. obronił pracę habilitacyjną na temat „Podstawy obowiązywania prawa narodów”. To początek jego ścieżki naukowej. Proszę zwrócić uwagę, że w momencie uzyskania habilitacji miał zaledwie 28 lat.
Jednak po habilitacji błyskawiczna kariera nieco przyhamowała?
Podstawowy kłopot wiązał się ze środowiskiem akademickim w Wilnie. Nie do końca było ono otwarte na rewolucyjne poglądy Sukiennickiego. Źródłem sporów stało się choćby wspomniane wyżej zagadnienie suwerenności. Jeżeli ktoś, jak Sukiennicki, w połowie lat dwudziestych stawiał tezę, która (przynajmniej w oczach powierzchownych czytelników) zaprzeczała istnieniu suwerenności, było to nie do przyjęcia dla Polaków, którzy zaledwie kilka lat wcześniej odzyskali tę suwerenność po przeszło 120 latach. Opór budziło również jego zaangażowanie w obronie mniejszości, zwłaszcza w latach trzydziestych, gdy narastały tendencje nacjonalistyczne i głoszono pogląd, że monoetniczność byłaby dla Polski pożądana. Sukiennicki tak nie uważał, różnił się w tej kwestii od większości profesury wileńskiej.
Owszem, wykładał w tym czasie na Uniwersytecie Stefana Batorego, ale nie miał stałej umowy ani formalnego statusu profesora – co roku odnawiano z nim kontrakt. I właśnie w tym czasie powstała w Wilnie instytucja, która otworzyła przed nim nowe perspektywy oraz niespodziewaną ścieżkę kariery. Był to Instytut Naukowo-Badawczy Europy Wschodniej. Praca Sukiennickiego w tym instytucie jest kamieniem węgielnym jego biografii naukowej.
Sukiennicki stosunkowo późno zainteresował się sowietologią. Tematy jego doktoratu i habilitacji wskazują, że początkowo był daleki od zajmowania się problematyką wschodnią. Czy jego zainteresowanie prawem międzynarodowym mogło mieć na to wpływ?
To bardzo dobre pytanie. Ale musimy sobie odpowiedzieć na inne: Co to znaczy, że późno się zainteresował? Skoro w wieku 25 lat obronił doktorat, a trzy lata później habilitację, to Sowietami zaczął się zajmować jako trzydziestolatek. Nie jest to w żadnym razie późno, choć rzeczywiście najpierw zajmowały go problemy prawa międzynarodowego i suwerenności. Pamiętajmy, że był to czas, gdy rodziła się Liga Narodów i dyskutowano zasady jej funkcjonowania, stojące przed nią zadania i priorytety oraz kwestię, w jakim stopniu państwa mogą się wyzbyć własnej suwerenności na rzecz podmiotów ponadnarodowych. Swoje poglądy głosili wówczas Aristide Briand i Richard Coudenhove-Kalergi, głoszący idee paneuropeizmu, więc zainteresowania Sukiennickiego były bardzo aktualne i współbrzmiały z ówczesną dyskusją polityków i uczonych.
Żeby ustalić początek jego zainteresowań Związkiem Sowieckim, trzeba wziąć m.in. pod uwagę, że równolegle doktorat na Sorbonie obroniła jego żona, Halina Zasztowt-Sukiennicka. A doktorat dotyczył ruchu federalistycznego w Europie Wschodniej oraz konstytucji sowieckiej. Studiowali przecież razem i nie wyobrażam sobie, żeby nie rozmawiali o ustroju sowieckim. Drugą kwestią żywą w rodzinie Sukiennickiego był więc federalizm – rozumiany jako tradycja zakorzeniona w historii Polski, ale także pomysł na zjednoczenie Europy i zarazem federalizm, który był zapisany w konstytucji sowieckiej. To niewątpliwie tematy antycypujące późniejsze zainteresowania Sukiennickiego, co w połączeniu z jego gruntownym przygotowaniem w zakresie prawa międzynarodowego zaowocowało w czasie pracy w Instytucie Naukowo Badawczym Europy Wschodniej.
Proszę zwrócić uwagę, że w latach trzydziestych Związek Sowiecki stał się poważnym problemem międzynarodowym. Dla Polski był coraz bardziej niebezpiecznym sąsiadem, więc potrzeba zgłębienia istoty ustroju tego państwa stanowiła oczywiste wyzwanie badawcze, wymagające gruntownych studiów.
Ciekawe i nowatorskie w pracach Sukiennickiego było dla mnie przesunięcie na dalszy plan kwestii moralnych i politycznych. Zwrócił on natomiast uwagę na ogólność i płynność przepisów, które dawały szerokie pole do interpretacji, przez co sam ustrój sowiecki stawał się dynamiczny.
Przestrzegałbym przed prezentyzmem: ocena moralna i potępienie ustroju sowieckiego pojawiły się w piśmiennictwie naukowym stosunkowo późno. Taki paradygmat rodził się wraz ze studiami Hanny Arendt nad totalitaryzmem, książką Carla Joachima Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego, co sprawiło, że zaczęto postrzegać ustrój sowiecki w kategoriach czarno-białych. Złożyły się na to również doświadczenia zimnej wojny, działalność komisji Maddena, badającej zbrodnię katyńską, makkartyzm w Stanach Zjednoczonych i wreszcie przyznanie się do fatalnego zaniedbania, jakim było nierozliczenie zbrodni sowieckich na wzór procesu norymberskiego.
W latach powojennych powstawało wiele opracowań, które demaskowały propagandowy obraz Związku Sowieckiego jako raju dla robotników. Wskazywano, że jest to państwo niszczące swoich obywateli, zamykające ich w łagrach, mordujące na masową skalę z błahych przyczyn. Z czasem świat uświadomił sobie, że państwo sowieckie nie spełniało żadnych kryteriów moralnych. Ale w latach dwudziestych i trzydziestych nie było to wcale oczywiste, z wyjątkiem może tych myślicieli, którzy zakładali strukturalne podobieństwa Związku Sowieckiego oraz carskiej Rosji i byli krytycznie nastawieni do tej drugiej.
Gdy Sukiennicki rozpoczynał swoje badania, jasne było jedynie, że w Rosji dokonała się rewolucja, która okazała się trwała. Czym jednak ona była? Może podobną przemianą, jak we Francji XVIII w.? Związek Sowiecki, którym zajął się uczony, stanowił enigmę, która nie ujawniała swoich tajemnic przed światem zachodnim. Władcy na Kremlu potrafili porozumieć się z Republiką Weimarską i innymi państwami, wydawało się więc, że ustrój sowiecki nadaje się do obserwacji tak samo dobrze jak ustrój każdego innego państwa na świecie. Pamiętajmy też, że Europa Zachodnia w czasie rewolucji zachowała się niejednoznacznie, pomagała różnym stronom. Jednak ze względu na wiedzę i doświadczenie Polaków z państwem rosyjskim, przeżycia z czasu I wojny światowej i wreszcie z okresu wojny z bolszewikami 1920 r., zaczęły się rodzić nowe pytania.
W 1934 r. Sukiennicki odwiedził Związek Sowiecki. Co udało mu się zobaczyć?
Dotarł do różnych oficjalnych dokumentów, ale trudno oczekiwać, że ta wizyta pozwoliła mu zagłębić się w istotę systemu, że ktoś pokazał mu łagry i niewyobrażalną biedę. Pokazywano mu inwestycje, rozwijającą się naukę i przedstawiono koncepcje modernizacji, które niekoniecznie mogły się rozwijać w Rosji carskiej. Jedyne, co mógł zrobić po powrocie, to zastosować analizę prawną zastanej rzeczywistości. Ale poszedł dalej, co zresztą widać chociażby u jego ucznia Franciszka Ancewicza – przeanalizował rzeczywistość prawną i porównał ją z wnioskami z oficjalnych dokumentów. I dopiero wtedy można było ponad wszelką wątpliwość pokazać różnice. Jego prace z lat trzydziestych to niesamowite dokonanie. Wypracował metodę, dzięki której – w sytuacji braku dostępu do wiedzy o rzeczywistości sowieckiej (takie dane można byłoby w tym czasie uzyskać wyłącznie drogą wywiadowczą) –udało mu się udowodnić istnienie rozbieżności między deklaracjami a faktycznym poziomem życia w Sowietach. Używając metod wypracowanych przez Kelsena i zaadaptowanych na gruncie sowietologii, Sukiennicki i jego zespół byli w stanie rozróżnić rzeczywistość urojoną (funkcjonującą na poziomie deklaracji i dokumentów) i rzeczywistość prawdziwą, czyli ogół zjawisk kryjących się za sferą propagandy.
Czy profesor miał okazję do zapoznania się z rzeczywistością sowiecką w jej mniej pokazowej wersji?
Cóż, jedyną w swoim rodzaju okazją do rozeznania praktyki sowieckiej za sprawą własnych doświadczeń był dla niego wybuch II wojny światowej i wkroczenie Armii Czerwonej na wschodnie ziemie Rzeczypospolitej. Trafił do niewoli sowieckiej, cudem ocalał, a po roku 1941, tj. po przystąpieniu ZSRS do koalicji antyhitlerowskiej i nawiązaniu przez Moskwę relacji z rządem RP, pracował dla polskiej ambasady. Poszukiwał zaginionych oficerów, badał losy ludzi, którzy zniknęli po internowaniu przez Armię Czerwoną i sowieckie służby bezpieczeństwa jesienią 1939 r. To wszystko przyniosło mu kolejną porcję wiedzy o Związku Sowieckim. Zrozumiał, że to państwo jest w stanie dokonać ogromnej zbrodni, wymordować tysiące polskich oficerów i intelektualistów, po których nie było śladu.
Myśli pan o zbrodni katyńskiej?
Tak. Znamy dziś historię śledztwa katyńskiego, w którym Sukiennicki odegrał ogromną rolę. Przygotował raport dla rządu RP, a także materiały, które miały być wykorzystane w Norymberdze przeciwko Sowietom. Analiza stricte prawna była możliwa przed wojną, natomiast obserwacje własne, doświadczenia i zebrane relacje sprawiły, że zmienił się jego sposób pisania o Sowietach. Do tego doszły doświadczenia jego kolegów, choćby Stanisława Swianiewicza czy Władysława Wielhorskiego, związanych z Wilnem. Przeżycia te urosły do rangi doświadczenia pokoleniowego. Sukiennicki w żadnym razie tego nie zignorował. Oprócz swoich analiz prawnych zaczął uwzględniać również wypowiedzi polityków, a więc zajął się analizą funkcjonowania praktyki Związku Sowieckiego. Co może zaskakiwać, dopiero pod koniec swej kariery naukowej odkrył w sobie historyka i stwierdził, że najbardziej interesuje go opowieść o przeszłości. Dobrze to widać w jego tekście poświęconym Chruszczowowi. Prześledził w nim ideę „chruszczowizmu” niejako avant la lettre, czyli począwszy od pism Marksa…
W Polsce mogliśmy zaobserwować, że gdy jedna ekipa komunistów zastępowała poprzednią, skompromitowaną, głosiła hasło odnowy życia politycznego w duchu leninowskim. Za taką wizją odnowy stało przekonanie, że to nie ideologia jest zła, ale ludzie popełniają błędy. Takie stawianie sprawy dzisiaj nas śmieszy, ponieważ wydaje się obłudne. Nie sądzę jednak, by rozbawiło ono Sukiennickiego. Dostrzegał on różnice między programem rewolucji w duchu marksistowskim głoszonym przez Lenina a późniejszą praktyką biurokracji. Sam zresztą pisał, że ZSRS nie stworzył socjalizmu, lecz aparat biurokratyczny nieznanego dotąd typu.
Pełna zgoda. Zasługą Sukiennickiego jest, że podniósł tę kwestię w ramach systematycznych badań, zastanawiając się już w latach trzydziestych, czy socjalizm w ogóle „pasuje” do Związku Sowieckiego. Czy rewolucja roku 1917 była, sięgając po terminologię marksistowską, elementem rozwoju dziejowego, czy też dopasowano ideologię do sytuacji politycznej w Rosji i przejęcia władzy? Sukiennicki uświadamiał sobie (i swoim czytelnikom) różnicę w postrzeganiu rzeczywistością przez Marksa i Lenina.
Co ma Pan na myśli?
Marks obserwował rzeczywistość zachodnią, natomiast Lenin musiał doktrynę, stworzoną z myślą o zachodnioeuropejskiej rzeczywistości gospodarczej i politycznej, w jakiś sposób zaaplikować Rosji. Tam tymczasem, poza nielicznymi „wyspami miejskimi”, prawie nie było proletariatu wielkoprzemysłowego jako efektu industrializacji. Do tego rodzaju komparatystyki studia prawne nadawały się idealnie, dzięki nim można było zrozumieć zmienność adaptacji idei. Dobrze to widać na przykładzie leninizmu – czy w ogóle możemy mówić o spójnej ideologii leninizmu? Stalin, następca Włodzimierza Iljicza, część jego dorobku i pism ukrył, część zmienił, kolejne wydania pism Lenina były zaś cenzurowane i przykrajane do potrzeb propagandy. Sukiennicki znał kolejne wersje tych pism i odnosił się do szczegółowych problemów przez wskazanie rozbieżności w perspektywie długiego trwania.
W teorii komunizm miał się opierać na roli mas, ale w praktyce było zupełnie odwrotnie – usunięto wszelkie przejawy kontroli społecznej. Czy na podstawie danych zebranych przez Sukiennickiego można było wyciągnąć wniosek, że rzeczywistość była odwróceniem teorii?
To pytanie sięga istoty rewolucji bolszewickiej i struktury państwa sowieckiego, w tym władzy, która zawłaszczała strukturę państwa. To partia decydowała o praktyce prawnej, proletariat zaś, który miał sprawować kontrolę w państwie, musiał się poddać kontroli partyjnej. Tych absurdów i patologii było więcej. Lenin i Stalin zaprzeczali nawet swoim wcześniejszym deklaracjom, ba, dogmatom doktrynalnym, i robili to w ciągu kilku miesięcy tylko po to, by osiągnąć określony cel polityczny – dla Sukiennickiego to było oczywiste. Państwo sowieckie, czerpiąc z marksizmu, stworzyło mechanizmy skierowane przeciwko własnemu społeczeństwu i sprzeczne z tradycją europejską. To spostrzeżenie jest szczególnie ciekawe jako podstawa sowietologii i budziło zrozumiałą awersję do tego systemu, natomiast nie było do końca zrozumiałe na przykład dla części amerykańskich sowietologów.
Co zadecydowało o tym, że jego błyskotliwie zapowiadająca i rozwijająca się kariera wyhamowała i że zajmowane przezeń stanowiska nie przystawały do jego talentów i umiejętności?
Mówiliśmy o tym, że uzyskał habilitację w 1929 r. Dziesięć lat później, gdy wybuchła wojna, miał 38 lat – w normalnych warunkach uzyskałby pełen etat na Uniwersytecie Stefana Batorego, byłby zapewne poważanym w kraju i na świecie specjalistą od ustroju sowieckiego. Wojna zburzyła karierę uczonych, artystów i działaczy – większość spodziewała się, że to jedynie stan zawieszenia i że wrócą do Polski. Sukiennicki, jeżeli chciałby wrócić, to do swojego Wilna. Tyle że po wojnie miasto to należało już do Związku Sowieckiego. Profesor Sukiennicki, będąc na emigracji, pytany o miejsce zamieszkania, zawsze podawał swój adres wileński. Zawsze chciał tam wrócić, ale wiedział, że to niemożliwe. Podobna była zresztą sytuacja setek tysięcy Polaków, niemogących wrócić ani do ZSRS, ani do Polski rządzonej przez komunistów.
Jak radził sobie Sukiennicki na uchodźstwie?
Pracował dla polskiego rządu na uchodźstwie oraz przy ambasadzie – wykorzystywano jego kompetencje. W kolejnych latach wykładał na Polskim Wydziale Prawa Uniwersytetu Oksfordzkiego, w Szkole Nauk Społecznych w Londynie, wraz z żoną zainicjował organizację absolwentów Uniwersytetu Stefana Batorego. Ale te aktywności nie budowały jego kariery politycznej i były zaledwie namiastką kariery naukowej. Polski Wydział Prawa został wkrótce zamknięty, a Szkoła Nauk Społecznych straciła pierwotny impet. W 1952 r. pojawiła się możliwość pracy w Radiu Wolna Europa. Prowadził tam dwa cykle audycji – jeden pod tytułem „Za murami Kremla”, w którym występował i jako sowietolog, i jako kremlinolog, a drugi – poświęcony jedności europejskiej. To trwało w sumie 7 lat – ciężkiej, analitycznej pracy.
Między 1939 a 1959 r. pracował głównie dla polskiego rządu, pisał przede wszystkim po polsku. Z punktu widzenia kariery naukowej rzeczywiście można uznać, że czas ten został zaprzepaszczony. Mając prawie 60 lat, dał się przekonać do szukania pracy w Stanach Zjednoczonych. Język angielski znał słabo, a jednak odważył się na wyjazd. Znał świetnie niemiecki, francuski i rosyjski. Gdyby pojechał do Francji, pewnie miałby szansę powrotu do zainteresowań prawnych. Zdecydował jednak pozostać w środowisku emigrantów, chociaż nie zawsze się z nim identyfikował. Miał swój wąski krąg towarzyski, ale na co dzień był raczej typem odludka.
W latach sześćdziesiątych rozgoryczony pisał, że nie uważał siebie ani za katolika, ani za Żyda, ani za endeka, ani za piłsudczyka i nie pasował do utartych wzorów politycznych i religijnych. „Gdybym się mieścił, to pewnie bym coś dostał” – pisał skarżąc się, że żadna grupa o niego nie zabiegała. Do końca życia zachował jednak bardzo silne przyjaźnie, np. z Wiktorem Weintraubem, który objąwszy na początku lat pięćdziesiątych katedrę studiów słowiańskich na Harvardzie, namawiał Sukiennickiego do przyjazdu do USA.
Ostatnie 20 lat życia Sukiennickiego można opisać tytułem przygotowywanego artykułu, czyli „Bezdomność sowietologa”. Oczywiście, Sukiennicki miał gdzie mieszkać, ale brakowało mu poczucia przynależności.
Odkryłem, że w latach sześćdziesiątych Sukiennicki opracował 30 potężnych raportów dla Hoover Institution, dotyczących Kominternu i Sowietów – to średnio trzy, cztery raporty rocznie! Wszystko to miało być użyte przez innych naukowców do ich własnych badań. Raporty te nigdy nie ujrzały światła dziennego, co zresztą Sukiennicki przewidywał. W archiwach Instytutu Hoovera szukał odpowiedzi na temat przyczyn wybuchu rewolucji, losów poszczególnych państw i narodów w tym czasie. Owocem tych badań była jego ostatnia książka napisana po angielsku. Sześćdziesięciolatek podjął decyzję o przygotowaniu książki w języku, którego nie znał zbyt dobrze!
Przestał analizować sprawy bieżące w Sowietach – wspomniane studia o „chruszczowizmie” należały do jego ostatnich prac w tym obszarze. Opublikował rodzaj wspomnień, czyli „Legendę i rzeczywistość” u Giedroycia, ale równocześnie zaczął się skupiać na aspektach historycznych. W tym sensie nie odszedł od sowietologii, lecz zmienił perspektywę. Robił w zasadzie to samo, co Richard Pipes dla Rosji, tylko w jego kręgu zainteresowań pozostała Europa Środkowo-Wschodnia. W liście do Swianiewicza napisał wręcz, że na starość odkrył w sobie historyka.
Dlaczego Sukiennicki tak szybko popadł w zapomnienie?
W swoich publikacjach stosował chłodny, wyważony język naukowy, przez co spotykał się z oskarżeniami o sympatie prosowieckie. Fakt, że od 1939 r. nie uczestniczył w głównym nurcie debaty naukowej sprawił, że jego twórczość została zepchnięta na margines. Swoją współpracą z Radiem Wolna Europa i paryską „Kulturą” przypominał o sobie Polakom, ale jego wyjazd do Stanów Zjednoczonych sprawił, że sam skazał się na marginalizację. Z jednej strony w jego wieku o rozwoju kariery naukowej nie mogło już być mowy, a z drugiej – oddalił się w ten sposób od polskiej diaspory w Londynie. W PRL, poza osobami związanymi z wileńskim ośrodkiem akademickim i grupą historyków, mało kto go kojarzył, oficjalnie nie istniał.
W jakiej mierze dzisiaj jego pisma mogą się przydać do zrozumienia Związku Sowieckiego?
Uczony zmarł w 1983 r. Po transformacji ustrojowej nie powracano do jego dzieł aż do momentu, gdy zaczęły powstawać studia o polskiej sowietologii. To zasługa prof. Marka Kornata i innych, którzy przypomnieli siłę środowiska Sukiennickiego, publikując teksty na jego temat, w tym biogram w „Polskim słowniku biograficznym”. Miałem szczęście spotkać Czesława Miłosza, który również opowiadał o Sukiennickim i jego uczniu, a swoim koledze z Wilna, Franciszku Ancewiczu. Ale czym innym jest przypomnienie o tradycjach polskiej szkoły sowietologicznej, a czym innym zrozumienie Sukiennickiego i propagowanie jego myśli poza środowiskiem naukowym. Jego losy były dramatyczne, świetnie zapowiadająca się kariera została zahamowana. Jego emerytura z Hoover Institution wynosiła zaledwie 14 dolarów, do czego dochodziły jakieś pomniejsze wynagrodzenia z tytułu wygłoszonych wykładów i honorariów autorskich. To nie jest z pewnością życiorys, który można traktować jako zachętę dla młodzieży.
Jego biografia bez wątpienia zasługuje na przypominanie. Trzeba docenić jego wysiłek w stworzeniu nauki, którą nazywamy sowietologią, w badaniu sprawy katyńskiej i edukowaniu ludzi. Głównym przesłaniem jego biografii jest niezależność intelektualna, wywalczona nawet za cenę marginalizacji i odosobnienia, wierność przekonaniu, że nauka może pokazać prawdę o świecie. To szczególnie warte podkreślenia, choć niestety trudne do naśladowania. Dzięki śmiałym koncepcjom i zmysłowi analitycznemu niewątpliwie wyprzedzał swoje czasy.
Rozmawiał Piotr Abryszeński