Artykuły
II wojna światowa 1939-1945
Społeczeństwo
Wojny
Biografie
Nauczyciele
Dorośli
Licealiści
Studenci
Dlaczego Karski
nie zatrzymał Holokaustu?
czas czytania:
W maju 1943 r. w ambasadzie polskiej w Waszyngtonie doszło do poruszającej sceny. Mówiący po angielsku z silnym akcentem, 29-letni mężczyzna, który przedostał się na Zachód z okupowanej Polski, spotkał się w obecności ambasadora Jana Ciechanowskiego z 61-letnim Felixem Frankfurterem, amerykańskim Żydem, sędzią Sądu Najwyższego USA. Młodym człowiekiem był Jan Kozielewski, działający jako emisariusz polskiego podziemia pod pseudonimem Jan Karski. Rozmowa dotyczyła masowych zbrodni, które były popełniane przez Niemców na Żydach.
Po wysłuchaniu Polaka Frankfurter zwrócił się do niego:
„Panie Karski, człowiek taki jak ja, który rozmawia z człowiekiem takim jak pan, musi być całkowicie szczery. Toteż ja mówię: nie jestem w stanie uwierzyć w to, co mi pan powiedział. Ciechanowski wchodzi mu w słowo […]: – Felix, nie mówisz tego serio. Przecież nie możesz powiedzieć temu człowiekowi w twarz, że on kłamie. […]
Frankfurter na to: Panie ambasadorze, ja nie powiedziałem, że ten młody człowiek kłamie. Ja powiedziałem, że nie jestem w stanie uwierzyć w to, co on mi powiedział. To jest różnica”.
Misja i raport
Jana Karskiego
Karski, jako emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego, w okupowanej Warszawie odbywał spotkania z przedstawicielami różnych konspiracyjnych grup politycznych. W 1942 r. przed swoją trzecią i ostatnią misją spotkał się z liderami ugrupowań żydowskich. Na ich prośbę przedostał się dwukrotnie do warszawskiego getta, a potem – w mundurze ukraińskiego esesmana – do obozu przejściowego w Izbicy. Nie tylko zatem posiadł wiedzę przekazaną przez polityków, lecz także naocznie się przekonał, w jaki sposób są traktowani i mordowani Żydzi.
Raport Karskiego nie był jedynym źródłem wiedzy na temat Holokaustu, ale liczyło się osobiste świadectwo. Informacja o zbrodniach na Żydach stała się ważną częścią relacji, którą przekazał w 1942 r. najpierw gen. Władysławowi Sikorskiemu i przedstawicielom polskich władz na uchodźstwie, a potem również najwyższym przedstawicielom mocarstw, z Anthonym Edenem i Franklinem Delano Rooseveltem na czele. Raport Karskiego był jednym ze źródeł wystosowanej w grudniu 1942 r. przez polski rząd na uchodźstwie noty do państw alianckich, tzw. noty Raczyńskiego. Dokument ten zawiera bogaty w informacje opis zbrodni popełnianych na Żydach wraz z wezwaniem do działania.
Raport Karskiego nie był jedynym źródłem wiedzy na temat Holokaustu, ale liczyło się osobiste świadectwo. Informacja o zbrodniach na Żydach stała się ważną częścią relacji, którą przekazał w 1942 r. najpierw gen. Władysławowi Sikorskiemu i przedstawicielom polskich władz na uchodźstwie, a potem również najwyższym przedstawicielom mocarstw, z Anthonym Edenem i Franklinem Delano Rooseveltem na czele. Raport Karskiego był jednym ze źródeł wystosowanej w grudniu 1942 r. przez polski rząd na uchodźstwie noty do państw alianckich, tzw. noty Raczyńskiego. Dokument ten zawiera bogaty w informacje opis zbrodni popełnianych na Żydach wraz z wezwaniem do działania.
Przyczyny nieudzielenia pomocy Żydom
z dzisiejszej perspektywy
Alianci nie udzielili Żydom pomocy, a w każdym razie nie była to nigdy pomoc w takiej skali, która mogłaby zatrzymać lub znacznie ograniczyć zasięg zbrodni. Jest to jedna z najbardziej niepokojących nasze sumienia tajemnic II wojny światowej. Dlaczego tak się stało? W setkach tysięcy publikacji historycznych, socjologicznych, filozoficznych, teologicznych czy z dziedziny literatury jest poruszany temat zbrodni, odpowiedzialności za nią, jej przyczyn i konsekwencji. Ponieważ książki te powstają wiele lat po opisywanych wydarzeniach, a ich autorzy nie dysponują wiedzą dostępną ich uczestnikom, każda kolejna generacja badaczy i publicystów zajmujących się Holokaustem z coraz większą mocą wystrzeliwuje salwy słów z klawiatur komputerów. Pijąc kolejną kawę, coraz surowiej osądzamy tych, którzy nie przeciwstawili się Zagładzie albo nie dość ostro jej się przeciwstawiali. Można odnieść wrażenie, że im dalej od wojny, im mniej świadków, którzy znali i rozumieli kontekst, tym bardziej czujemy się uprawnieni do wymierzania sprawiedliwości.
Pisze się o różnych powodach bezczynności mocarstw. Jeden to antysemityzm. Propaganda Hitlera przekonywała, że wśród głównych powodów, dla których mocarstwa alianckie walczą z Niemcami, są interesy żydowskie. Aliantów zachodnich miała popychać do wojny żydowska plutokracja, a Związek Sowiecki był wcieleniem zła żydokomuny. A zatem wsparcie dla Żydów oznaczało potwierdzenie jednego z głównych motywów niemieckiej propagandy. Nie ma wątpliwości, że niemieckie argumenty przemawiały do części opinii publicznej państw anglosaskich i okupowanych państw Europy.
Drugi powód – skądinąd znana nam w Polsce melodia – to egoizm wielkich mocarstw, które nie były zainteresowane ratowaniem Żydów. Większa akcja musiała przecież oznaczać zaangażowanie sił i środków, które były niezbędne do walki. Nawet gdyby udało się doprowadzić do uwolnienia przez Niemców europejskich Żydów, logistyka, koszty transportu i możliwość przyjęcia uchodźców musiały być gigantycznym wyzwaniem dla świata pogrążonego w wojnie. A przecież 1943 to rok, w którym wciąż szale zwycięstwa przechylały się to na jedną, to na drugą stronę.
Pisze się o różnych powodach bezczynności mocarstw. Jeden to antysemityzm. Propaganda Hitlera przekonywała, że wśród głównych powodów, dla których mocarstwa alianckie walczą z Niemcami, są interesy żydowskie. Aliantów zachodnich miała popychać do wojny żydowska plutokracja, a Związek Sowiecki był wcieleniem zła żydokomuny. A zatem wsparcie dla Żydów oznaczało potwierdzenie jednego z głównych motywów niemieckiej propagandy. Nie ma wątpliwości, że niemieckie argumenty przemawiały do części opinii publicznej państw anglosaskich i okupowanych państw Europy.
Drugi powód – skądinąd znana nam w Polsce melodia – to egoizm wielkich mocarstw, które nie były zainteresowane ratowaniem Żydów. Większa akcja musiała przecież oznaczać zaangażowanie sił i środków, które były niezbędne do walki. Nawet gdyby udało się doprowadzić do uwolnienia przez Niemców europejskich Żydów, logistyka, koszty transportu i możliwość przyjęcia uchodźców musiały być gigantycznym wyzwaniem dla świata pogrążonego w wojnie. A przecież 1943 to rok, w którym wciąż szale zwycięstwa przechylały się to na jedną, to na drugą stronę.
Język oficjalnej komunikacji
i jego wiarygodność
Oba motywy są prawdziwe, chciałbym jednak zwrócić uwagę na sprawę, która w tych dyskusjach zwykle umyka, tzn. język, w którym można było sformułować plan działania. W normalnej sytuacji wiadomość o tym, co się dzieje w świecie, traktujemy jako wiarygodną lub nie na podstawie tego, od kogo i w jakiej formie dochodzą do nas informacje. Gdy jakieś komunikaty znajdują się na pierwszej stronie gazety, którą uznajemy za wiarygodną, albo są podawane przez czołowych polityków (przedstawicieli rządu, przywódców opozycji albo reprezentantów wielkich mocarstw), wzmocnionych autorytetem dyplomatów, wywiadu lub ośrodków eksperckich, przyjmujemy przekazywane informacje jako prawdziwe. To, co podpowiadała Janowi Karskiemu wiedza, którą zdobył jako naoczny świadek, co jednostce narzucało się jako imperatyw moralny, nie zostało przemielone przez mechanizmy eksperckie, medialne, polityczne. Nie było języka, w którym Karski mógł przedstawić swoją opowieść jako coś więcej niż własne przekonanie moralne.
Co jest prawdą, a co chcemy za nią przyjąć?
Rozmowa Karskiego i Frankfurtera mówi więcej na temat Zagłady niż tomy współczesnej literatury historycznej. Najważniejsze jest rozróżnienie przez Frankfurtera między tym, co jest prawdą, a tym, co za prawdę chce przyjąć. Ważna jest zarówno różnica wieku obu rozmówców, jak i to, że posłaniec ze złą nowiną pochodzi z kraju niezbyt ważnego dla Ameryki i podbitego przez Niemcy. W przypadku rozmów Karskiego z Frankfurterem, Rooseveltem, sekretarzem stanu Cordellem Hullem czy brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Edenem mamy spotkania starszych mężczyzn (doświadczonych wiekiem i urzędem, obciążonych misją obrony interesów własnych państw i pewnego porządku międzynarodowego) z młodym człowiekiem, uczciwie wyglądającym chłopakiem z dalekiego kraju, który ich nic nie obchodził, mówiącym o europejskich Żydach, którzy znaczyli dla nich może niewiele więcej niż dla nas lud Rohingya, prześladowany dzisiaj w Birmie.
Przyjęcie prawdy
i samobójstwo Zygielbojma
Pośród rozmówców Karskiego znalazł się tylko jeden, który traktował opowieść emisariusza jako problem żywotny i osobisty, a nie jedną z wielu trudnych spraw do rozwiązania. Był nim Szmul Zygielbojm, przedstawiciel Bundu w emigracyjnej Radzie Narodowej. Krótko po nieudanej konferencji bermudzkiej, w której mocarstwa faktycznie odmówiły podjęcia jakichkolwiek działań na rzecz Żydów, w dniach, kiedy w getcie warszawskim dogasało powstanie, popełnił on w geście rozpaczy samobójstwo.
Mechanizmy uwiarygodnienia jako warunek działania państwa
Spotkanie z Frankfurterem to nie historia o bezduszności tego czy innego człowieka, ale o funkcjonowaniu współczesnego państwa. Państwo jest skomplikowanym mechanizmem informacyjnym i decyzyjnym. Jego przywódcy, by podjąć działanie, muszą posiąść wiarygodną wiedzę, umieć nazwać rzeczywistość, przetworzyć informacje na plan działania i opowieść, która uzyska poparcie społeczne. Wiedza pozbawiona mechanizmów uwiarygodnienia oraz taka, której nie potrafimy opowiedzieć w języku politycznym, jest bezradna. Wiedza, która nie odpowiada potrzebom i przekonaniom politycznym albo nie realizuje celów konkretnych grup interesu, jest bezsilna. Państwo jest jak gigantyczny okręt – aby zmienił swój kurs, wymaga uzyskania informacji, użycia procedur decyzyjnych, uruchomienia urządzeń sterujących.
Większość tekstów na temat Zagłady, które powstają dziś, przyjmuje często nieświadomie założenie, że osoby działające podczas wojny miały taką samą wiedzę i świadomość, jakie mamy dzisiaj my. A zatem powinny zdawać sobie sprawę ze skali zbrodni, powinny uświadamiać sobie moralne implikacje mordu na Żydach i wreszcie – powinny mieć odwagę, żeby przeciwstawić się zbrodniom. Niemożliwość misji Karskiego wynikała jednak nie z tego, albo nie tylko z tego, że jego rozmówcy byli małoduszni lub kierowali się bezwzględnymi zasadami Realpolitik. Skala zbrodni była niewyobrażalna, nieopisana, a zjawisko ludobójstwa nie zostało nazwane. W 1943 r. w zasadzie nie istniały takie kategorie intelektualne, polityczne i prawne, które umożliwiałaby podjęcie działania.
Robert Kostro
Większość tekstów na temat Zagłady, które powstają dziś, przyjmuje często nieświadomie założenie, że osoby działające podczas wojny miały taką samą wiedzę i świadomość, jakie mamy dzisiaj my. A zatem powinny zdawać sobie sprawę ze skali zbrodni, powinny uświadamiać sobie moralne implikacje mordu na Żydach i wreszcie – powinny mieć odwagę, żeby przeciwstawić się zbrodniom. Niemożliwość misji Karskiego wynikała jednak nie z tego, albo nie tylko z tego, że jego rozmówcy byli małoduszni lub kierowali się bezwzględnymi zasadami Realpolitik. Skala zbrodni była niewyobrażalna, nieopisana, a zjawisko ludobójstwa nie zostało nazwane. W 1943 r. w zasadzie nie istniały takie kategorie intelektualne, polityczne i prawne, które umożliwiałaby podjęcie działania.
Robert Kostro