Narodziny Wolnych Związków Zawodowych
Dzisiaj, kiedy mowa o Wolnych Związkach Zawodowych, to są one kojarzone z Wybrzeżem, a konkretnie Gdańskiem. Jednak po raz pierwszy pojawiły się na drugim końcu Polski: w lutym 1978 r. w mateczniku ówczesnego I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, czyli na Górnym Śląsku.
„Jesteśmy eksploatowani i wyzyskiwani, a za z trudnością zarobione pieniądze niewiele możemy kupić. Wymaga się od nas coraz to większego wysiłku, w zamian za co warunki bytowania nasze i naszych rodzin są coraz cięższe. Stan taki będzie trwał tak długo, jak długo nie potrafimy się zjednoczyć i zorganizować, aby stawić skuteczny opór wyzyskującemu nas aparatowi państwowemu i gospodarczemu. Dlatego należy przystąpić jak najszybciej do organizowania Wolnych Związków Zawodowych” – stwierdzano w deklaracji założycielskiej Komitetu Pracowniczego WZZ w Katowicach z dnia 23 lutego 1978 r..
Niespełna dwa miesiące później – tym razem w apelu o zakładanie komórek związkowych w całym kraju – działacze wolnych związków pisali: „Zadaniem wolnych związków zawodowych jest wyłącznie obrona interesów świata pracy, walka z gnębiącą robotnika i pracownika biurokracją, o sprawiedliwe płace i 40-godzinny tydzień roboczy z wolnymi sobotami i niedzielami oraz zniesienie przywilejów małych grup partyjnych zarządów i dostojników, żerujących na ciężkiej pracy całego narodu polskiego”. Założycielami katowickich Wolnych Związków Zawodowych byli: Kazimierz Świtoń z Katowic, Roman Kściuczek z Mysłowic, Władysław Sulecki z Gliwic, Tadeusz Kicki z Sosnowca oraz Ignacy Pines z Katowic.
W tym kilkuosobowym gronie odważnych osób, na które od razu spadły represje, głównie ze strony Służby Bezpieczeństwa, najważniejszą postacią był Świtoń. To on był inicjatorem utworzenia WZZ. Tym bardziej, że już wcześniej zaangażował się w działalność opozycyjną, głównie Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, którego punkt konsultacyjno-informacyjny założył (w sierpniu 1977 r.) we własnym mieszkaniu – dzięki temu nie był osobą anonimową dla pozostałych sygnatariuszy deklaracji założycielskiej. Jak zresztą twierdzi, kiedy wpadł na pomysł założenia niezależnych związków zawodowych nie spotkał się on z entuzjazmem kolegów z opozycji. Jak wspominał po latach Jacek Kuroń miał stwierdzić: „W tym ustroju wolnych związków się nie zrobi. O co będziecie walczyć? O szafy do stołówek, o krzesła? Nie, w tym ustroju się wolnych związków nie zrobi”.
Niestety szykany ze strony peerelowskich władz spowodowały, że działalność katowickich Wolnych Związków Zawodowych była bardzo ograniczona. W ich wyniku zresztą szybko, gdyż już w lutym 1978 r., z pierwotnego składu Komitetu Pracowniczego (Założycielskiego) WZZ wycofali się Kicki i Pines. I nie ma się temu co specjalnie dziwić, skoro – jak bowiem opisywano w Apelu do związków zawodowych całego świata z kwietnia 1978 r. – „Bezprzykładną, nieprzerwaną presją i szykanami władze PRL, zmierzają do zmuszenia członków Komitetu WZZ, aby wycofali się z działalności przy tworzeniu Wolnych Związków Zawodowych. Oficerowie SB grożą wprost, że jeśli nie wycofamy się publicznie, zostaniemy zniszczeni”. I rzeczywiście zakres działań nękających ze strony Służby Bezpieczeństwa był w ich przypadku imponujący.
Jednak katowickie WZZ przetrwały. A w miejsce działacze, których „nakłoniono” do rezygnacji z niezależnej działalności związkowej zgłosili się – z czasem – następni: Józef Bal z Katowic, Bolesław Cygan z Wodzisławia Śląskiego, Zdzisław Mnich z Bielska-Białej, Jan Świtoń z Częstochowy (syn Kazimierza) czy Stanisław Tor z Krakowa. Działalność katowickich WZZ polegała przede wszystkim na opracowywaniu i kolportażu dokumentów własnych, a także na rozprowadzaniu pism bezdebitowych (niezależnych), zamieszczaniu artykułów w prasie drugoobiegowej oraz na kontaktach i współpracy z innymi organizacjami opozycyjnymi (z racji związku Świtonia głownie z ROPCiO, ale także ze Studenckimi Komitetami Solidarności czy Komitetami Samoobrony Chłopskiej).
Oczywiście, członkowie Wolnych Związków Zawodowych w Katowicach starali się również pomagać pracownikom skrzywdzonym przez administrację lub kierownictwo zakładów pracy. Było to tym trudniejsze, że – jak to opisywał po latach Kazimierz Świtoń – „W naszym regionie we wszystkich zakładach, gdzie tylko się człowiek pokazał, tam miał obstawę Służby Bezpieczeństwa. Było nas ośmiu, ale czterech było agentami, więc mieliśmy pół na pół […] Wokół czterech działających ludzi było 247 tajnych współpracowników, taką grupkę ludzi tak obstawiono”. Poza tym – jak to zauważał Henryk Wujec – „I tu okazała się, że istniała istotna różnica między sytuacją w Katowicach, a tą w Gdańsku. W Gdańsku oczywiście tak samo spadły na WZZ wściekłe represje […] Tylko, że w Gdańsku istniało środowisko, doszło do bardzo silnej obrony”. Poza tym jednak skala represji w przypadku Górnego Śląsku była – z wielu względów – nieporównywalna z innymi regionami kraju, w tym Wybrzeżem. Dlatego też – jak pisze Jarosław Neja – choć w założeniach struktury katowickich WZZ miały dzielić się na jawne, tworzone przez członków Komitetu Założycielskiego oraz tajne, funkcjonujące w zakładach pracy i kierowane przez mężów zaufania, to jednak nowych komórek organizacyjnych w zakładach nie udało się założyć. Udało się „jedynie” nawiązać kontakty z pojedynczymi osobami, formalnie niewchodzącymi w skład Wolnych Związków Zawodowych, ale w różnym stopniu wspierających ich działalność.
W ocenie funkcjonariuszy SB „Terenem oddziaływania [katowickiego WZZ – GM] były Katowice, Wodzisław Śląski, Gliwice oraz Bielsko Biała”. Według nich działalności Wolnych Związków Zawodowe w Katowicach miał szkodzić – powodując „brak większych sukcesów” – rodowód jego działaczy oraz ich związki (w przypadku części z nich z Komitetem Obrony Robotników, a pozostałych z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela). Jak można przeczytać w jednym z esbeckich opracowań: „Mieszany charakter grupy nie sprzyjał podejmowaniu prężnych akcji, stanowił przyczynę wielu sporów taktycznych i organizacyjnych”. Funkcjonariusze nie dodawali – zapewne „ze skromności” – że po części spory w łamach katowickich niezależnych związkowców były ich zasługą. Tak było np. z konfliktem między Świtoniem, a Kściuczkiem, który doprowadził do zerwania przez nich kontaktu w czerwcu 1979 r. Tyle, że – co trzeba uściślić – był to m.in. efekt sporu, rozłamu wewnątrz ROPCiO – Roman Kściuczek związał się z Leszkiem Moczulskim i został (we wrześniu tego roku) współzałożycielem Konfederacji Polski Niepodległej.
Paradoksalnie powstanie NSZZ „Solidarność”, do którego walnie przyczynili się działacze Wolnych Związków Zawodowych oznaczało kres działalności WZZ–ów. Oczywiście część ich działaczy – głównie w Gdańsku – odegrała ważną rolę w związku. W przypadku Katowic taką rolę – choć głównie na szczeblu regionalnym – odegrał Kazimierz Świtoń. W dniu 4 września1980 r. wszedł on w skład Komitetu Robotniczego Huty „Katowice”, potem został sekretarzem Międzyzakładowego Komitetu Robotniczego Katowice i (do lutego 1981 r.) Zarządu Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Katowice (powierzono mu sprawy ogólne), a (od lipca 1981 r.) członkiem Zarządu Regionu Górny Śląsk. Był również delegatem na historyczny I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”. Tak na marginesie w trakcie jego drugiej tury – powołując się na swoje doświadczenie z Wolnymi Związkami Zawodowymi – namawiał delegatów do pomysłu tworzenia opozycyjnych partii politycznych argumentując: „Kiedyś też, proszę państwa, moi przyjaciele w [19]78 r. się śmiali: >>Świtoń szaleniec – tworzy w tym ustroju związki zawodowe, jest to niemożliwe<<. A jednak okazało się zupełnie co innego”…
Grzegorz Majchrzak, Biura Badań Historycznych IPN
Fotografia w tle: Kazimierz Świtoń, 1981 r. fot. Dzieje.pl, PAP/G. Rogiński