Richard Butterwick-Pawlikowski: historia pomaga nam lepiej zrozumieć wojny Rosji przeciwko Ukrainie
Między imperialną polityką carów z XVIII wieku a działaniami dzisiejszych władz Rosji istnieje więcej analogii, niż mogłoby się wydawać. Co historia osiemnastowiecznej Europy może powiedzieć nam o dzisiejszej sytuacji na świecie? Jak mocarstwowe ambicje Rosji przejawiały się wobec Polski i jakie miejsce zajmuje w nich dzisiejsza Ukraina? O tym opowiada Richard Butterwick-Pawlikowski, brytyjski badacz dziejów Rzeczypospolitej, Główny Historyk Muzeum Historii Polski.
Muzeum Historii Polski, Natalia Pochroń: Kilka dni temu zaczął Pan pracę jako Główny Historyk Muzeum Historii Polski. Czym będzie się Pan zajmował?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Przede wszystkim chciałbym zacząć od tego, że jestem zaszczycony możliwością zacieśnienia swojej współpracy z Muzeum Historii Polski i objęcia w nim roli głównego historyka. To dla mnie duża radość i mam nadzieję, że spełnię oczekiwania związane z tym stanowiskiem. Jeśli chodzi o zakres pracy, będę doradcą dyrektora w zakresie naukowym, szczególnie jeśli chodzi o planowanie wystaw, konferencji, wykładów i publikacji. Poza tym będę reprezentował Muzeum zarówno w Polsce, jak i zagranicą – myślę, że w kontaktach międzynarodowych przydam się w szczególny sposób. Z racji swojego pochodzenia mam zewnętrzny punkt widzenia na polską historię i sposób jej komunikowania. Połączenie go z doświadczeniami specjalistów z Muzeum może – mam nadzieję – przyczynić się do jego rozwoju i pozwoli opracować skuteczne i ciekawe sposoby opowiadania o historii Polski, także cudzoziemcom.
MHP: Od lat zajmuje się Pan badaniem dziejów Polski w XVIII wieku. Skąd u brytyjskiego historyka zainteresowanie polską historią?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Jestem przede wszystkim Anglikiem, ale nie tylko – jeden z moich dziadków był Polakiem, walczył w kampanii wrześniowej, później dotarł do Wielkiej Brytanii i tam po wojnie zamieszkał. Ja nie zostałem wychowany w polskiej kulturze, jedynie z tą świadomością, że mam w Polsce rodzinę i korzenie. W dzieciństwie kilka razy odwiedziłem ten kraj, ale muszę przyznać, że Polska gierkowska dla kilkuletniego wówczas chłopca nie była szczególnie pociągająca. To się zmieniło w latach osiemdziesiątych, w czasie Solidarności. Zacząłem interesować się polityką, poznawać polską historię i prawdziwie mnie ona zafascynowała. Kiedy po długiej przerwie, w 1987 roku, kolejny raz przyjechałem do Polski, już jako prawie dorosły człowiek, podjąłem decyzję, że nauczę się języka polskiego i wyspecjalizuję w polskiej historii. No i na szczęście udało się dotrzymać postanowienia.
MHP: Jak historia Polski odbierana jest na Zachodzie? Czy jest w ogóle znana w szerszych kręgach?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Coraz bardziej tak, chociaż trzeba przyznać, że na Zachodzie, szczególnie w Wielkiej Brytanii, którą znam najlepiej, znajomość nawet własnej historii nie jest zadowalająca – a co dopiero historii krajów po drugiej stronie Europy. Natomiast w porównaniu z sytuacją w latach osiemdziesiątych jest pod tym względem zdecydowanie lepiej. Wtedy, gdy ktoś chciał zgłębić historię Polski, a nie czytał po polsku, miał do wyboru syntezy Normana Daviesa, Adama Zamoyskiego i Oskara Haleckiego (każda na swój sposób porywająca), przestarzałe tomy „The Cambridge History of Poland” (z lat 1941-1950) i pojedyncze artykuły oraz rozdziały w niektórych kompendiach – a i ich za wiele nie było. I to tyle.
Natomiast dzisiaj sytuacja znacząco się zmieniła – zdecydowanie na plus. Mamy wiele dobrych publikacji poświęconych polskiej i polsko-litewskiej historii – najwięcej w języku angielskim i niemieckim, ale także w francuskim, włoskim i innych. Dołożyłem do tego swoją skromną cegiełkę, ale jest dziś wielu młodych historyków, którzy z coraz większym zainteresowaniem podejmują tę tematykę. Nic dziwnego – polska historia jest szalenie interesująca, trzeba tylko odpowiednio zaciekawić nią zagranicznego odbiorcę.
MHP: To, jak rozumiem, cel Muzeum Historii Polski na kolejne lata? Możemy spodziewać się teraz jeszcze większej ekspansji polskiej historii na Zachodzie?
Richard Butterwick-Pawlikowski: W takim kierunku będziemy działać, mam nadzieję, że moja rola to nieco ułatwi. Obecnie sprzyja temu niewątpliwie dzisiejsza sytuacja na świecie. Niestety, podczas gdy kryzysy w danym regionie zawsze zwiększają zainteresowanie jego historią, spokój – niekoniecznie. Wojna tocząca się w Ukrainie z pewnością skieruje oczy historyków na dzieje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym również dawnej Rzeczypospolitej. Nie sposób bowiem zrozumieć dlaczego Ukraińcy tak konsekwentnie przeciwstawiają się Rosji bez zrozumienia ich długowiekowej historii – a ta w mocny sposób powiązana jest z historią Polski.
MHP: No i z historią Rosji – na nią bowiem bardzo często powołuje się Putin w swoich wypowiedziach, wspominając czasy Imperium Rosyjskiego. Kiedy możemy doszukiwać się początków rosyjskiej mocarstwowości? Czy w momencie, gdy Piotr I obwołał się „Imperatorem Wszechrosji”?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Imperium Rosyjskie założył bez wątpienia Piotr I, natomiast nie był pierwszym carem moskiewskim, który rościł sobie pretensje do władztwa na „wsziej Rusi”. Przy tym trzeba rozróżnić Ruś od Rosji. Rozległa i bogata Ruś Kijowska rozpadła się na mniejsze księstwa, zanim Mongołowie, czyli Tatarzy, zdewastowali ją i ujarzmili. Tak naprawdę miała ona różnych spadkobierców – między innymi Wielkie Księstwo Litewskie oraz Koronę Królestwa Polskiego. Znaczna część „spadku” po Rusi Kijowskiej związana więc była z unią polsko-litewską. Peryferyjna Moskwa dość późno zaczęła się po niego upominać. Ostatecznie imperium faktycznie władającym większością historycznych ziem ruskich stała się dopiero w momencie trzeciego rozbioru Rzeczypospolitej – mówię większością, bo nawet wtedy poza jej panowaniem znalazł się Lwów i część księstwa halickiego – to przypadło Habsburgom.
Natomiast czasy początków rosyjskiego imperium przypadają na panowanie Piotra I. Dzięki swoim zdolnościom i energii zmienił tory historii Moskwy i stworzył fundamenty mocarstwa, które rosło w siłę. Mocarstwa, z którym trzeba było się liczyć.
MHP: O tym dotkliwie przekonała się Rzeczpospolita. Czy caryca Katarzyna II miała od początku ambicje całkowitego podporządkowania sobie ziem polskich? Czasami w polskiej historiografii wybrzmiewają głosy, że winę za to ponosi Stanisław August Poniatowski, bo zbyt słabo współpracował z Rosją.
Richard Butterwick-Pawlikowski: Historia niejednokrotnie dowiodła bezskuteczności ulegania autokratycznym dyktatorom – nie udał się appeasement z Hitlerem, nie udało się w naszych czasach z Putinem. Podobnie było i wcześniej z Katarzyną II. Była ona w wielu aspektach bezwzględną władczynią, co wynikało niewątpliwie z jej sytuacji. Musiała się w pewien sposób wykazać – była kobietą, Niemką, luteranką, która przeszła na prawosławie – to wszystko sprawiało, że starała się być bardziej prawosławna i bardziej rosyjska niż sami Rosjanie. To dlatego uczyniła ona dla kultury rosyjskiej znacznie więcej niż Piotr Wielki – miała w tym zwyczajnie większy interes. Podobnie było z podbojami.
Jeśli chodzi o Rzeczpospolitą, wydaje się, że Katarzyna była otwarta na różne możliwości. Być może wchodził w grę scenariusz pozostawienia jej całej, jeśli chodzi o terytorium, lecz przekształcenia w strefę wpływów, państwo będące rosyjskimi wrotami do Europy. Dla Polski byłaby to jakaś opcja przetrwania, ale w warunkach braku suwerenności – jako państwo niemal całkowicie zależne od Rosji. Ale i to też nie dawałoby gwarancji przetrwania – w pewnym momencie Katarzyna czy kolejny władca Rosji mogliby stwierdzić, że najbardziej opłaca im się włączyć polsko-litewskie ziemie do Imperium Rosyjskiego, ewentualnie dzieląc się nimi z Prusami i Austrią. Zapewne tak by się stało.
MHP: Nie było dla Polski innego wyjścia?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Wzmocnić społeczeństwo, gospodarkę, państwo, wojsko, poczekać na odpowiedni moment i wtedy uderzyć w Rosję – należało brać pod uwagę to rozwiązanie. Być może zryw niepodległościowy przeciwko Rosji podczas Sejmu Czteroletniego był przedwczesny. Skoro jednak to się stało, i dało Polakom wspaniałe osiągniecia na czele z Konstytucją 3 Maja, z całą pewnością przedwczesna była kapitulacja króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1792 roku. Natomiast czy na dłuższą metę Rzeczypospolitej udałoby się wygrać z Imperium Rosyjskim, szczególnie gdyby od drugiej strony uderzyłyby Prusy? Możemy jedynie gdybać.
Co do króla Stanisława Augusta Poniatowskiego – mamy w Polsce od dawna tendencję do szukania winnych, obarczania ich odpowiedzialnością za niepowodzenia narodowe. Robił to Roman Dmowski, Józef Piłsudski, ba – nawet Jan Paweł II, upatrując przyczyn upadku państwa w anarchii i prywacie czasów saskich. Rozumiem to, ale nie tędy droga. Już za czasów panowania cara Piotra I i króla polskiego Augusta Mocnego sytuacja Polski była szalenie trudna. Od drugiej połowy XVII wieku mocarstwowa pozycja Rzeczypospolitej i w miarę dobrze funkcjonująca wspólnota polityczna zaczęły coraz bardziej słabnąć. Była to przy tym nie tyle wina któregoś władcy, co splot wielu czynników – siedemdziesięciu lat ciągłych wojen, epidemii – tzw. perfect storm. To wszystko sprawiło, że mimo prób reformy państwa podjętych pod koniec XVIII wieku, na wyrwanie się z kleszczy rosyjskich było chyba już za późno. Możemy co prawda ułożyć różne scenariusze alternatywnych wydarzeń, ale są mało prawdopodobne.
MHP: Szlachta podejmowała takie próby jeszcze w XVIII wieku, zawiązując chociażby konfederację barską. Początkowo cieszyła się ona poparciem Europy Zachodniej – dlaczego to się zmieniło?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Mówiąc o Europie Zachodniej, mamy w tym przypadku na myśli Francję. Wielka Brytania zdecydowanie nie poparła konfederatów barskich, wręcz przeciwnie – wsparła Rosjan walczących w tym czasie z Imperium Osmańskim. Natomiast Francja faktycznie wysłała do Rzeczypospolitej kilka tysięcy żołnierzy, wśród nich wysokiej klasy specjalistów, poza tym cały czas zagrzewała Turków do walki, chcąc w ten sposób osłabić Rosję. To wsparcie osłabło jednak po nieudanym zamachu na Stanisława Augusta. Był to niewątpliwie duży błąd konfederatów, który mocno podkopał ich pozycję. O ile w kwestii militarnej możemy wskazać na kilka prawdziwie bohaterskich epizodów konfederatów – jak chociażby rajd Szymona Kossakowskiego przez Wielkie Księstwo Litewskie w głąb Rosji, oraz kilka zwycięstw nad Rosjanami ku pokrzepieniu serc – o tyle dyplomatycznie nie rozegrali spraw najlepiej. Popełnili kilka karygodnych błędów, które niestety umniejszyły ich wiarygodność w oczach Zachodu.
MHP: Jak Zachód postrzegał w tym czasie imperialne ambicje Rosji?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Na pierwszy plan wysunęła się tzw. kwestia wschodnia, związana ze stopniowym upadkiem Imperium Osmańskiego i rywalizacją mocarstw europejskich o podział jego terytorium. Tę zaś, ku rosnącym obawom, zaczęła wygrywać Rosja. Zarówno w Paryżu, jak i w Londynie z niepokojem spoglądano na jej rosnącą siłę. Zaczęto obawiać się, że Rosja zbyt szybko podbija Imperium Osmańskie, co może doprowadzić do zaburzenia równowagi w Europie, która to dla Brytyjczyków miała ogromne znaczenie. Rozbiory Polski postrzegano nad Tamizą i Sekwaną przede wszystkim jako część kwestii wschodniej.
Tu bardzo ciekawa jest tzw. sprawa oczakowska. Rząd brytyjski był mocno zaniepokojony ekspansją rosyjską przeciwko Turkom. Na początku 1791 roku, wspólnie z Prusami, Wielka Brytania wystosowała ultimatum wobec Katarzyny II. Domagała się w nim, by imperatorowa zrezygnowała ze swoich podbojów nad Morzem Czarnym, zwłaszcza z twierdzy Oczakowa – w przeciwnym wypadku wybuchnie wojna. Niektórzy doradcy carycy na petersburskim dworze przestraszyli się i chcieli przystać na te warunki, ale Katarzyna II pozostawała nieugięta. Aby rozwiązać problem po swojej myśli, korzystała z propagandy i podstępu. Ambasador Rosji w Londynie przekupił niektórych brytyjskich dziennikarzy i kupców z City i lobbował u opozycji. W prasie, w parlamencie jak i na budynkach zaczęły pojawiać się hasła stanowczo sprzeciwiające się wojnie z Rosją. Skala tego rzekomego oporu społecznego była tak duża, że brytyjski premier William Pitt Młodszy zdecydował się w końcu wycofać ultimatum. To mało budujące, ale jakby zapowiada dzisiejsze metody działania.
MHP: Pierwsza wojna medialna?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Tak, myślę, że spokojnie można użyć takiego określenia. Chociaż przyniosła ona Katarzynie pożądane skutki, w dłuższej perspektywie wojny nie udało się uniknąć. Rosnące wpływy Rosji doprowadziły w końcu do wybuchu wojny krymskiej (1853-1856), w wyniku której została ona pokonana przez połączone siły Francji, Wielkiej Brytanii i Imperium Osmańskiego. Być może gdyby wtedy Polacy powstali przeciwko Rosji, udałoby im się coś osiągnąć, była to zdecydowanie najlepsza koniunktura w XIX wieku.
MHP: Mówiąc o walkach z Rosjanami o suwerenność, nie sposób nie wspomnieć dziś o innym narodzie – Ukraińcach. Istotnym wydarzeniem w relacjach rosyjsko-ukraińskich była zawarta jeszcze w XVII wieku ugoda perejesławska, poddająca ziemie dzisiejszej Ukrainy władzy cara. Ugoda ta krytykowana jest dzisiaj przez wielu historyków, interpretuje się ją jako początek upodmiotowienia Ukrainy i uzależnienia od Rosji. Słusznie? Jakie skutki za sobą pociągnęła?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Niestety tak, na dłuższą metę okazała się ta ugoda, czyli w gruncie rzeczy poddanie, dużym błędem Kozaków zaporoskich. Ludzie żyjący swobodą, wolnością, podbojem, próbowali znaleźć swoje miejsce w ramach wolnościowej, republikańskiej wspólnoty jaką była Rzeczpospolita Obojga Narodów, chcieli zyskać te same prawa i wolności, które posiadała szlachta polska i litewska. Niestety nie udało się, szlachta nie zgodziła się na takie rozwiązanie. Chętnie korzystała z ich pomocy wojskowej przeciwko Turkom, Moskalom czy Szwedom, ale jak nie czuła zagrożenia, to przestali być jej do czegokolwiek potrzebni. Powinniśmy jednak pamiętać o zasługach dla Rzeczypospolitej takich kozackich wodzów, jak chociażby Hetman Petro Konaszewski-Sahajdaczny, wspólny ukraiński i polski bohater bitwy chocimskiej 1621 roku.
Na tle społecznych, wyznaniowych i politycznych konfliktów, wybuchło tragiczne powstanie 1648 roku. Wobec remisu w działaniach wojennych i niemożności zawarcia trwałego porozumienia z Rzecząpospolitą, Bohdan Chmielnicki postanowił zwrócić się w kierunku Moskwy. Chwilowo było to może korzystne posunięcie, powstał przecież nad Dnieprem na kilkadziesiąt lat hetmanat kozacki, do którego odwołuje się ukraińska tradycja państwowości. Jednak w dłuższej perspektywie, przynajmniej po pokonaniu hetmana Iwana Mazepy przez Piotra I, okazało się, że niewola rosyjska jest o wiele gorsza niż cokolwiek złego mogłoby czekać Kozaków w Rzeczypospolitej. W ten sposób Imperium Rosyjskie wchłonęło ziemie, na których znajduje się serce dzisiejszej Ukrainy.
MHP: W 1764 roku caryca Katarzyna utworzyła z tych ziem gubernię noworosyjską. Do pojęcia Noworosji odwołuje się dziś często Putin, w kontekście samozwańczych republik – Donieckiej i Ługańskiej. Czym była ta Noworosja w XVIII wieku? Czy pokrywa się on z dzisiejszym rozumieniem Putina?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Putin zbudował sobie zlepek mitów i urojeń o Imperium Rosyjskim i dobiera do niego te fakty, które mu się podobają, wyrywając je często z szerszego kontekstu. W XVIII wieku, przed utworzeniem guberni noworosyjskiej, ziemie te nazywano Nową Serbią – była ta prowincja Imperium Rosyjskiego na Ukrainie Prawobrzeżnej, zasiedlona głównie przez Serbów – stąd nazwa. Ziemie Nowej Serbii połączono z Nowosłobodzkim Pułkiem Kozaków, Słowiano-Serbią i terytoriami kilku pułków na Lewobrzeżu i utworzono z nich właśnie gubernię noworosyjską.
Podporządkowanie sobie tych ziem dało początek mitowi o wielkim narodzie Rosjan, składającym się, zgodnie z tzw. ideą ogólnoruską, z trzech szczepów: wielkoruskiego, małoruskiego i białoruskiego. Zgodnie z tym rozumieniem, dzisiejsi Białorusini i Ukraińcy to młodsi bracia wielkiego rosyjskiego narodu. W XIX wieku pojawiali się tacy, którzy próbowali tę ideę wcielić w życie, ale nie udało się – w połowie XIX weku wykształcił się ukraiński ruch narodowy. Ukraińcy zaczęli czuć coraz większą odrębność narodową – z własnym językiem, ziemią, tożsamością. Dla władz Imperium Rosyjskiego było to oczywiście nie do zaakceptowania, zaczęły zwalczać wszelkie przejawy ukraińskich aspiracji narodowościowych – do tego stopnia, że główne postaci tego ruchu przeniosły się do habsburskiej Galicji i to ona, na przełomie XIX i XX wieku, stała się kolebką ukraińskiego ruchu narodowego.
MHP: Skąd jego przedstawiciele wywodzili tożsamość narodu ukraińskiego? Do jakich tradycji się odwoływali?
Richard Butterwick-Pawlikowski: W dużej mierze jest to buntownicza tradycja Kozaków zaporoskich, oraz późniejszych hajdamaków. A jeśli spojrzymy na ich historię, to trzeba przyznać, że – co może być dla Polaków dość bolesne – tożsamość ukraińska w dużej mierze ukształtowała się w kontrze nie tylko do Rosjan, ale także do nich. Znajomość nierzadko krwawej historii nie powinna nam oczywiście przeszkadzać w budowaniu wspaniałych, solidarnych i przyjacielskich relacji. Trzeba jednak starać się tę przeszłość zrozumieć w całości, a nie tylko jej wybrane fragmenty. W XIX wieku pojawiły się też idee głoszące, że gdziekolwiek znajdują się Ukraińcy i ich język, tam też powinna być Ukraina. To z polskiego punktu widzenia również problematyczne, bo w wielu przypadkach Polacy i Ukraińcy zamieszkiwali przecież te same ziemie. Niemniej taka jest właśnie idea ukraińskiego narodu u wielkiego historyka Mychaiła Hruszewskiego, autora wielotomowej „Historii Ukrainy-Rusi”, który przeniósł się właśnie z Kijowa do Lwowa, potem stanął na czele Ukraińskiej Centralnej Rady w latach 1917-1918, zanim zmarł w Związku Sowieckim.
MHP: Czy historia Ukrainy orientuje ją bardziej na Wschód czy na Zachód?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Jeśli przez Wschód rozumiemy tradycje Bizancjum i Eurazji z wpływem tatarskim, to z pewnością Moskwa przez długi czas lokowała się w tradycji wschodniej, dopiero Piotr I starał się ją reorientować na protestancki północny-zachód, w kierunku Skandynawii, Niemiec, Holandii i Anglii. Natomiast na rozległych ziemiach dzisiejszej Ukrainy od dawna krzyżowały się wpływy zachodnie – łacińskie, katolickie i rzymskie, ze wschodnimi – prawosławnymi i greckimi. Pomyślimy np. o metropolicie kijowskim Piotrze Mohyle (1596-1647). Pochodzący z mołdawskiego rodu książęcego, wielki, uczony człowiek, otwarty na kulturę zachodnią, zmienił oblicze prawosławia na Rusi. Jest dziś patronem świetnego uniwersytetu w Kijowie. Im bardziej na zachód kraju, tym bardziej odczuwalne były i są wpływy Zachodu. Dziś, za sprawą historii, ale i kultury, Ukraina jest w dużo większym stopniu otwarta na Zachód niż Rosja.
MHP: Patrząc na dzisiejszą politykę Putina wobec Ukrainy nie sposób nie dostrzec wielu analogii do poczynań władców carskich z XVIII wieku – instrumentalna gra z Zachodem, wspieranie separatystycznych ruchów w sąsiednich państwach czy próba podporządkowywania sobie ich rządów. Czy rysowanie takich porównań między XVIII a XXI wiekiem jest uzasadnione? Czy powinniśmy jednak wyraźnie oddzielić te okresy?
Richard Butterwick-Pawlikowski: To wielka pokusa, żeby podkreślać wszelkie możliwe analogie, szczególnie dla historyka, który mógłby pragnąć w ten sposób podkreślić znaczenie i zasadność swoich badań. Trzeba się przed tym chronić. Myślę jednak, że pewne mechanizmy geopolityczne działają w bardzo długim czasie i pewne procesy zapoczątkowane kilkaset lat temu możemy obserwować również dziś. Uwarunkowania ekspansji rosyjskiej działały w XVIII wieku, a może nawet i wcześniej, i kierują poczynaniami rosyjskich rządzących także w dzisiejszych czasach. Innym aspektem wspólnym dla Rosji z XVIII i XXI wieku jest tradycja polityczna oparta na idei walki o imperium, czyli silną władzę i hegemonię. To nie jest polityka pojęta jako res publica, czyli troska o wspólne dobro. Może Gorbaczow pod koniec ZSSR dostrzegł możliwość takiego kształtowania polityki. Putinowi to jest zupełnie obce.
Dla niego polityka to brutalna gra o sumie zerowej – albo ma pełnię władzy, albo jej nie ma. Podobnie było w XVIII wieku. Czynniki, które leżały u źródeł ekspansji w czasie rządów Piotra I i Katarzyny II, są podobne do tych, które możemy obserwować w XX i XXI wieku. To również pewne tendencje do zakłamania rzeczywistości. Katarzyna II propagandowo głosiła, że ludzie mieszkający na ziemiach zabranych Polsce podczas rozbiorów niczym nie różnią się od jej poddanych z ziem rosyjskich – ani językiem ani wiarą. Było to oczywiście rażące kłamstwo.
MHP: Jakie zatem wnioski może wyciągnąć z osiemnastowiecznej historii Europy?
Richard Butterwick-Pawlikowski: Myślę, że najważniejszy wniosek, to ten, że skoro nasz wróg – a Putin jest wrogiem – odwołuje się do historii, manipuluje nią, tworzy na jej podstawie mity i wpaja je innym, to musimy tę historię po prostu studiować. Tylko w taki sposób możemy spróbować zrozumieć i ocenić wydarzenia z przeszłości, dostrzec pewne długofalowe zjawiska i wyciągnąć z nich odpowiednie refleksje.
rozmawiała Natalia Pochroń
fot. Maciej Sikorski, Biblioteka Narodowa