Turystyka po staropolsku

Trójkonna kibitka, popularna w Rosji. Aleksander Orłowski, 1819
Polscy podróżnicy to niemal wyłącznie szlachta. Zarówno synowie królewscy, jak i niezbyt zamożni księża i studenci. Ci pierwsi podróżowali zwykle w sporych orszakach, odwiedzając po drodze zaprzyjaźnione dwory europejskie. Ci ostatni podróżowali skromniej, z opiekunami, którzy mieli pilnować, by podróż miała jak najwięcej walorów edukacyjnych oraz by student dotarł do wyznaczonej mu przez ojca uczelni, mimo pokus czyhających po drodze. Współczesnych turystów najbardziej jednak przypomina grupa podróżników średniozamożnych, przemierzających świat samotnie lub w towarzystwie najwyżej kilku służących.
Najbardziej popularnymi celami podróży Polaków były Włochy z ich uniwersytetami (Padwa, Bolonia) oraz licznymi wspaniałościami Rzymu, Francja (Sorbona) i Niderlandy (zwłaszcza tamtejsze twierdze uważane za najnowocześniejsze na świecie). Zwykłym przystankiem po drodze, a czasem i celem były kraje niemieckie. Rzadziej jeżdżono do Hiszpanii (szczególnie do Santiago de Compostela i rezydencji Habsburgów w Escorialu) i do Ziemi Świętej. Ze względów religijnych kraje protestanckie, Rosja i Turcja stosunkowo mniej interesowały polskich turystów – tam jeździli głównie dyplomaci.
Nie licząc najbogatszych, rzadko podróżowano na własnym „sprzęcie”. Wozy często się psuły, zwierzęta doznawały kontuzji bądź chorowały – bardziej opłacało się wynająć wspólnie z innymi podróżnymi woźnicę z jego pojazdem lub przyłączyć się do kupieckiej karawany. Np. przy przekraczaniu Alp najkorzystniej było pozbyć się wozu, kupić konia lub muła i na jego grzbiecie przebyć góry, by potem sprzedać zwierzę z zyskiem na Nizinie Padańskiej. Co poniektórzy podróżowali nawet pieszo, choć nie było to zbyt wygodne, jak opisuje nam to anonimowy Polak zwiedzający Hiszpanię: Zażyłem tego dnia takiego gorąca, że chodźem miał dwoiste podszycie w trzewikach, poczyniły mi się pryszcze na podeszwach; więc do tego wody nie było nigdy na drodze, bo ta Aragonia nad insze państwa jest [w] szerokość kamienista, piaszczysta, bez źródeł, bez wód, tak że barzo duszno chodzić trzeba i na 10 mil polskich wodę z sobą nosić albo więc z bydłem wespół pić w cysternach (…)

Polski szlachcic we Włoszech. Stefano della Bella, I poł. XVII w.
Nieodłączną „atrakcją” europejskich dróg byli bandyci. Stanowili on stałe zagrożenie na drogach, zwłaszcza w bardziej niespokojnych czasach i miejscach – we Włoszech, w Niemczech czasu wojny trzydziestoletniej, czy w Karpatach. Jednak ówcześni rozbójnicy, jak dowiadujemy się ze wspomnień podróżników, nieraz okazywali pewien stopień zrozumienia i zostawiali swoim ofiarom część pieniędzy i zwierzęta, by mogli oni dotrzeć do najbliższego miasta.

Krajobraz górski z dwoma podróżnymi. Teodor Lubieniecki, ok. 1700 r.
Czy leżymy razem?
Uwielbiam leżeć osobno / uwielbiam leżeć w towarzystwie
Pan jesteś kiepskim towarzyszem w łóżku
Nic pan nie robisz, tylko kopiesz
Ściągasz całą kołdrę
Pan masz moją poduszkę

Karczma "Rzym" w Suchej Beskidzkiej. Bryła budowli pozostała niezmieniona od XVIII wieku. Fot. W. Grabowski
Polska niestety nie miała opinii miejsca szczególnie przyjaznego dla podróżnych. Ten kraj ma niewiele miast; jeśli cudzoziemiec zatrzyma się na krótko w jednym z nich, łatwo znajdzie Niemca, czy Niderlandczyka, który przyjmie go w gościnę i obsłuży wygodniej niż ktokolwiek z tego narodu, choć zapewne po niezwykłych cenach [...] Gospody w głównych miastach dysponują wygodnymi łózkami i obfitością zarówno mięsa, jak i ryb słodkowodnych. Te zaś ryby przyrządzają ostrzej, niż by wystarczyło, pieprzem i korzeniami; sławi się za to Polaków ponad Niemców i wszelkie inne nacje, jednak korzenie, przywożone z daleka i drogo sprzedawane podnoszą koszt sosu wyżej niż warta jest sama ryba […] We wsiach i miasteczkach przy drodze przybysz nie znajdzie łóżka; powinien wieźć je ze sobą na powozie i siedzieć na nim wygodnie. Inni zwykli spać na słomie owinięci w kożuch woźnicy, który zwykle noszą […] Wszyscy podróżni leżą razem w ciepłej izbie z rodziną [gospodarza], razem kobiety i mężczyźni. Nie znają w takich miejscach ani wina, ani dobrego mięsa, które trzeba wozić z miasta ze sobą w powozie. - opowiada angielski podróżnik Fynes Moryson.
Podobnie, jak i dziś, różnice cen w różnych rejonach potrafiły niemile zaskoczyć podróżnych. Badania Antoniego Mączaka dowodzą, że najdroższe dla turystów były okolice górnego Renu – od Zurychu do Frankfurtu nad Menem. Trochę tańsze były przyległe krainy – Ile de France, Niderlandy, kraje alpejskie i Włochy. Jako stosunkowo tanie określa się kraje skandynawskie i Czechy, a koszty utrzymania w Polsce należały do jednych z najniższych w Europie łacińskiej. Z tych względów podróże zagraniczne były dla polskiej szlachty – przyzwyczajonej do niskich cen – często za drogie. Dodatkowo sytuację utrudniał fakt, że dużą część majątku, nawet zamożnych, posesjonatów, stanowiły dobra, które trudno było w Rzeczpospolitej spieniężyć.
Ciekawie przedstawiała się kwestia dysponowania pieniędzmi podczas podróży. Wożenie ich ze sobą było ryzykowne i dość niewygodne – pieniądze kruszcowe w dużej ilości były po prostu bardzo ciężkie. Pamiętajmy, że moneta była tyle warta, ile ważył czysty kruszec w niej zawarty. Niektórzy jeszcze w XVIII wieku przewozili pieniądze ze sobą. Jednak coraz bardziej powszechną metodą było wykorzystanie listów wekslowych. Wpłacało się określoną sumę kupcowi-bankierowi np. w Krakowie, Gdańsku bądź Wrocławiu, a on wystawiał interesantowi list wekslowy na określoną sumę w walucie kraju docelowego i przesyłał jego kopię do miejsca, gdzie miała nastąpić wypłata – np. w Wiedniu, Amsterdamie, czy Rzymie.
Mimo wielu trudności, Polacy aż do połowy XVII w. chętnie wybierali się na zagraniczne wojaże, bądź wysyłali młodzież dla „obycia się” w świecie. Znajomość łaciny, podobnie jak dzisiaj angielskiego, ułatwiała znacznie kontakt w krajach Europy Zachodniej. Niestety znaczne zubożenie kraju po najeździe szwedzkim poważnie ograniczyło możliwości szlachty do fundowania sobie takich wyjazdów. Znamienne również, że nie słyszymy prawie o polskich mieszczanach – podróżnikach. Brak możliwości porównywania jakości życia, sposobów gospodarowania, czy wykorzystywanych nowinek technicznych w Rzeczpospolitej i za granicą przyczynił się na pewno do zacofania szlacheckiej republiki w postępujących latach. Dopiero zniknięcie Polski z mapy Europy wyzwoliło na powrót polskie ciągoty podróżnicze, co w rezultacie poskutkowało dość gwałtownym „unowocześnieniem” światopoglądu bogatszych warstw społeczeństwa.
Łukasz Wojtach