Maria Skłodowska-Curie
Maria Skłodowska urodziła się 7 listopada 1867 w kamienicy przy ulicy Freta 16 w Warszawie. Pochodziła z rodziny o szlacheckich korzeniach. Rodzice porzucili majątek ziemski i przeprowadzili się do Warszawy, gdzie oboje zajmowali się pracą pedagogiczną. Ojciec był nauczycielem matematyki, fizyki i chemii, matka dyrektorką najlepszej ówczesnej warszawskiej pensji dla dziewcząt u zbiegu ulic Królewskiej i Marszałkowskiej.

Maria bardzo wcześnie wykazywała niezwykłe zdolności, zarówno do przedmiotów ścisłych, jak i humanistycznych. W biografii swojej matki Ewa Curie przytoczyła taką oto rodzinną anegdotę: starsza siostra Marii Bronisława, uczyła się przy niej abecadła. Któregoś dnia usiadła ojcu na kolanach i niezdarnie zaczęła czytać na głos elementarz. Zniecierpliwiona dukaniem siostry, czteroletnia Maria, wzięła od niej książkę i zaczęła płynnie czytać wprawiając tym w osłupienie wszystkich obecnych. Regularną naukę na pensji rozpoczęła, jak na owe czasy bardzo wcześnie, bo w wieku sześciu lat. Po jej ukończeniu wstąpiła do Żeńskiej Szkoły Rządowej. Była to jedyna placówka umożliwiająca zdobycie patentu nauczycielskiego.
Po klęsce powstania styczniowego władze rosyjskie rozpoczęły intensywną rusyfikację szkół. Wszystkie zakłady naukowe, w szczególności prywatne były inwigilowane. Dyplom umożliwiający podjęcie pracy nauczycielskiej można było uzyskać tylko w szkołach rządowych. Maria wychowywana w kulcie nauki nie wyobrażała sobie, że w wieku 17 lat miałaby zakończyć edukację. Razem z siostrą gorąco pragnęły studiować. Bronka marzyła o medycynie, Maria nie miała jeszcze sprecyzowanego kierunku. Szlak prowadzący na Sorbonę przetarła Bronka.
Bardzo zżyte ze sobą siostry zawarły między sobą układ. Bronka ruszyła do Paryża studiować medycynę, a Maria podjęła pracę nauczycielki, by pomóc finansowo siostrze, studia na Sorbonie były bowiem płatne. Następnie układ miał się odwrócić.
Maria pracowała jako nauczycielka domowa u bogatych ziemian lub jako guwernantka w Warszawie. Pracując u państwa Żorawskich w Szczukach poznała swą pierwszą miłość Kazimierza Żorawskiego. Odwzajemnione uczucie nie miało jednak szans na przetrwanie. Rodzice Kazimierza polubili nauczycielkę swoich młodszych dzieci i wysoko ją cenili, ale uznali, że nie jest ona dobrą partią dla syna. Maria, choć dobrze jak na owe czasy wykształcona i zaradna, nie mogła bez posagu liczyć na dobre zamążpójście.
Po powrocie do Warszawy Maria kontynuowała samodzielną naukę, uczęszczając jednocześnie na kursy tajnego Uniwersytetu Latającego. Były to kursy dokształcające zorganizowane przez kobiety dla kobiet, a wykładali nierzadko wybitni uczeni. Nic dziwnego więc, że prowadzone na wysokim poziomie zajęcia przyciągnęły z czasem do grona słuchaczy również studenci Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego.
Sytuacja Bronki polepszyła się na tyle, że mogła w 1891 r. zaprosić do siebie młodszą siostrę. Maria rozpoczęła studia na Sorbonie na Wydziale Przyrodniczo-Matematycznym. Początkowo mieszkała u siostry i szwagra, ale za duża odległość od uniwersytetu sprawiła, że postanowiła wynająć mały pokój na poddaszu w dzielnicy studenckiej, w którym spędziła następne lata studiów. Warunki, w których żyła opisała w „Autobiografii”: Mój pokój znajdował się na mansardzie i był zimą bardzo chłodny (…). Podczas szczególnie ostrej zimy zdarzało się nieraz, że woda zamarzała nocą w miednicy. Aby móc zasnąć, byłam zmuszona kłaść na kołdrę wszystkie swoje ubrania. W tym samym pokoiku na maszynce spirytusowej gotowałam obiady (…). Obiad składał się często z chleba i filiżanki czekolady, z jaj i owoców. Nie miałam żadnej pomocy w gospodarstwie i sama wnosiłam niewielkie ilości używanego węgla na szóste piętro.
Maria odmawiała sobie wszystkiego, często niedojadając, by móc poświęcić się nauce. Jej położenie niewiele różniło się od sytuacji materialnej wielu studentów, również tych przybyłych z ziem polskich, z którymi przez krótki okres czasu utrzymywała bliższe stosunki. Zaprzestała ich po reprymendzie ojca, który ostrzegł ją, że studencka polonia we Francji jest inwigilowana przez zaborców i patriotyczne wystąpienia mogą jej zaszkodzić. Maria była pozytywistką, pragnęła się uczyć, by móc wrócić do rodziny i pracować dla dobra ojczyzny. Jeszcze w Szczukach wraz ze swoją wychowanicą prowadziła szkółkę dla wiejskich dzieci za groziła nawet zsyłka na Sybir.
Pierwszy etap studiów zakończyła dyplomami licencjata z fizyki (1893) i matematyki (1894). Na drugi fakultet zabrakło jej pieniędzy, ale w Warszawie wystarano się dla niej o bezzwrotne stypendium, które po ukończeniu studiów spłaciła. Było to zjawisko dotąd niespotykane, ale Maria wychodziła z założenia, że teraz ktoś inny tak jak ona wcześniej może potrzebować pieniędzy na naukę.
Kiedy się poznali Piotr Curie był wykładowcą w Szkole Fizyki i Chemii miasta Paryża. Spotkali się u znajomych i szybko zaprzyjaźnili. Maria chcąc kontynuować pracę naukową wróciła do ojczyzny. Starała się o posadę na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zamierzała przygotować rozprawę doktorską. Choć drzwi polskiego uniwersytetu w tym czasie zaczynały się uchylać dla kobiet chcących uzyskać wyższe wykształcenie, o doktoratach dla kobiet nie było nawet mowy. Nie mogąc znaleźć pracy i zachęcana przez Piotra do powrotu, wyjścia za niego i wspólnego oddania się pracy naukowej Maria zdecydowała się na powrót do Paryża i poślubienie go.
Jak napisała w swoich wspomnieniach, oboje marzyli tylko o spokojnym kącie, gdzie mogliby wspólnie mieszkać i pracować. Pensja Piotra nie wystarczała na utrzymanie, zatem Maria, by podreperować domowy budżet, ukończyła z wynikiem celującym specjalny kurs dla nauczycielek szkół żeńskich. Jednocześnie pracowała z Piotrem w jego laboratorium. Pracę nauczycielki, doświadczenia związane z dysertacją łączyła Pani Curie ze zwykłymi obowiązkami żony, a z czasem i matki.
To Maria zainteresowała Piotra zagadnieniem promieniotwórczości, co w konsekwencji przyniosło odkrycie nowych pierwiastków polonu (nazwanego tak na cześć Ojczyzny Marii) oraz wkrótce potem radu. Skłodowska podjęła się heroicznego zadania wydzielenia czystego radu, którego ilość w dostarczonej tonie smółki uranowej była minimalna. Udało się jej to po wielu miesiącach ciężkiej pracy w bardzo ubogich warunkach. Za laboratorium służyła małżonkom stara szopa, dawne prosektorium szkoły medycznej. Latem rozgrzewana przez słońce przez oszklony dach do wysokich temperatur, zimą chłodna ze względu na nieszczelność. Piotr wyznał jednemu ze swoich przyjaciół, że z całym swoim oddaniem dla nauki, nie podjąłby się wyzwania samodzielnego wydzielenia czystego radu.
W 1903 r. los małżonków nieco się odmienił. Wspólnie ze swoim współpracownikiem Henrim Becquerelem otrzymali Nagrodę Nobla za badania nad promieniotwórczością. Nagrody nie podzielono jednak na trzy części, traktując Piotra i Marię, jako jedność. Nigdy zresztą nie zwracali uwagi na korzyści pieniężne, które mogliby uzyskać ze swoich badań. Wszystkie metody wydzielania i działania promieniotwórczych pierwiastków publikowali w pracach naukowych i świadomie nie opatentowali swoich odkryć. Maria zapytana o to odpowiedziała, że nie wynalazła radu, tylko go odkryła i zgodnie ze swoimi przekonaniami oddała do użytku, aby służył rozwojowi cywilizacji i polepszaniu jakości ludzkiego życia. Jako pierwszą kobietą uhonorowaną Nagrodą Nobla, natychmiast zainteresowały się nią media. Męczyło to oboje małżonków, którzy marzyli o tym, aby za otrzymane pieniądze kontynuować badania. Piotr otrzymał wreszcie zasłużoną specjalnie dla niego powołaną katedrę profesorską na Sorbonie, Maria została zatrudniona w niej jako kierownik laboratorium, tym samym stając się pierwszą kobietą zatrudnioną jako pracownik naukowy na wyższej uczelni. Wszystko zaczęło się układać. Piotr otrzymał upragnioną katedrę wraz z własnym laboratorium, Maria otrzymała tytuł doktora fizyki (znów jako pierwsza kobieta!), a sytuacja finansowa zaczęła się stabilizować. W tym momencie jej świat załamał się.
Piotr Curie zginął pod kołami wozu konnego 15 kwietnia 1906. Maria została sama z dwójką małych dzieci, bez swojego partnera życiowego i przewodnika po świecie nauki, z którym stanowili absolutną jedność dążeń i charakterów.
Rada naukowa Sorbony podjęła decyzję o przekazaniu jej katedry po Piotrze, ponieważ nikt w ówczesnym świecie naukowym nie wiedział tyle o promieniotwórczości, co ona. Zatem znów, jako pierwsza kobieta na świecie, została kierownikiem katedry w szkole wyższej i rozpoczęła regularne wykłady dla studentów, kontynuując jednocześnie badania nad promieniotwórczością. Marzyła o powołaniu do życia Instytutu Radowego, który utworzono dla niej w 1914 r., po tym jak 3 lata wcześniej za wydzielenie czystego radu otrzymała drugą Nagrodę Nobla. Rzuciła się w wir pracy, ale jej kariery o mało nie przerwał skandal wywołany jej romansem z byłym uczniem męża, fizykiem Paulem Langevinem. Dopiero wybuch I wojny światowej sprawił, że opinia publiczna zapomniała o tym incydencie, a Maria obroniła swe dobre imię działalnością na rzecz pomocy rannym żołnierzom.
Wybuch wojny zastał Marię w Paryżu. Zajęcia odwołano. Studenci i większość wykładowców wcielono do armii. Maria nie chciała pozostać bezużyteczna. Dowiedziawszy się, że w szpitalach polowych nie ma aparatów rentgena postanowiła zorganizować służbę rentgenowską. Pukała do wszystkich możliwych drzwi z prośbą o zakup lub wypożyczenie samochodu, za każdym razem obiecując, że samochód odda po wojnie.
W ten sposób udało jej się urządzić 20 wozów służby radiologicznej zwanych Les petites Curie. Oprócz wozów organizowała w szpitalach polowych pracownie rentgenowskie oraz sprowadzała do nich sprzęt. Z braku wykwalifikowanych pracowników służby rentgenowskiej, wraz z córką przeprowadziła przyspieszone kursy obsługi aparatury dla kobiet. Często zdarzało się, że sama zasiadała za kierownicą furgonetki i jechała na linię frontu, gdzie długie godziny prześwietlała rannych. Dzięki jej pracy i talentom organizacyjnym na terenie Francji powstało około 200 stacji rentgenowskich, w których tylko w latach 1917-1918 wykonano milion sto tysięcy zdjęć rentgenowskich.
Po wojnie skupiła się na zbieraniu funduszy na Instytuty Radowe w Paryżu i Warszawie. Pierwszy ukończony został tuż przed wybuchem I wojny światowej. W jego obrębie istniał również wydział medyczny, w którym prowadzono badania nad wykorzystaniem promieni radowych w leczeniu nowotworów. Oba udało jej się wyposażyć w gram radu. Paradoksalnie, odkrywczyni tego pierwiastka nie było stać na jego zakup i prowadzenie dalszych badań. Z pomocą przyszły stowarzyszenia kobiece ze Stanów Zjednoczonych, na czele z niezmordowaną panią Maloney Mattingley, zwaną potocznie Missy. To ona zorganizowała publiczną kwestę na rzecz Fundacji Marii Curie, której dochód przeznaczono na zakup radu wręczonego Marii dwukrotnie przez prezydentów USA w Białym Domu (w 1921 i 1929 r.).
Maria nigdy nie zapomniała, że jest Polką. Jej wyjazd na studia na Sorbonie miał służyć nie tylko jej ambicjom naukowym. Planowała tuż po studiach wrócić do kraju i oddać się pracy dla dobra Ojczyzny. Wierzyła, że wolność zaczyna się tam, gdzie poszerza się wiedzę, zgodnie ze słowami Jeana Jaurèsa Rewolucja nie dokonuje się w fabrykach, ale w szkołach. Po wojnie czynnie działała na międzynarodowych forach na rzecz reform w dziedzinie edukacji, walcząc o fundusze, stypendia i szerszy dostęp do wiedzy dla tych, których w obecnych warunkach nie było na to stać.
Maria Skłodowska-Curie spotkała na swej drodze wiele przejawów ksenofobii. Jako kobieta nie została dwukrotnie przyjęta do Francuskiej Akademii Nauk. Pierwszą kobietą, która dostąpiła tego zaszczytu była jej doktorantka, kilkadziesiąt lat po śmierci Marii. Romans z żonatym Langevinem o mało nie pozbawił jej katedry na Sorbonie. Panująca wówczas podwójna moralność tolerowała jedynie obyczajowe nadużycia mężczyzn, których małżeńskie zdrady na różne sposoby tłumaczono. Kobietę rozbijającą cudzą rodzinę uważano za wielkie niebezpieczeństwo dla tej podstawowej komórki stanowiącej o ładzie społecznym. Obok oskarżeń o niemoralne prowadzenie się i wątpliwości, czy kobieta tak słabej konduity powinna uczyć młodych ludzi, pojawiły się również podejrzenia o żydowskie pochodzenie, oparte na wątpliwej przesłance, mianowicie drugim imieniu Marii – Salomea, które nadano jej po babce.
Nie tylko jej siła charakteru była niezwykła, ale również siła jej organizmu. Maria Skłodowska-Curie zmarła w 1934 r. na białaczkę wywołaną przez ponad 30-letnie poddawanie się działaniu promieni radioaktywnych. Minęło jeszcze wiele lat, zanim dowiedziono, że substancje promieniotwórcze nie tylko pomagają leczyć raka, ale również do wywołują.
W 1995 r. Maria Skłodowska-Curie jako pierwsza kobieta, spoczęła w paryskim Panteonie. Szanując ostatnią wolę uczonej, która chciała spocząć u boku męża, do Panteonu trafiła również trumna Piotra Curie.
Uchwałą Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 3 grudnia 2010 roku, rok 2011 został ustanowiony Rokiem Marii Skłodowskiej-Curie.

Maria bardzo wcześnie wykazywała niezwykłe zdolności, zarówno do przedmiotów ścisłych, jak i humanistycznych. W biografii swojej matki Ewa Curie przytoczyła taką oto rodzinną anegdotę: starsza siostra Marii Bronisława, uczyła się przy niej abecadła. Któregoś dnia usiadła ojcu na kolanach i niezdarnie zaczęła czytać na głos elementarz. Zniecierpliwiona dukaniem siostry, czteroletnia Maria, wzięła od niej książkę i zaczęła płynnie czytać wprawiając tym w osłupienie wszystkich obecnych. Regularną naukę na pensji rozpoczęła, jak na owe czasy bardzo wcześnie, bo w wieku sześciu lat. Po jej ukończeniu wstąpiła do Żeńskiej Szkoły Rządowej. Była to jedyna placówka umożliwiająca zdobycie patentu nauczycielskiego.
Po klęsce powstania styczniowego władze rosyjskie rozpoczęły intensywną rusyfikację szkół. Wszystkie zakłady naukowe, w szczególności prywatne były inwigilowane. Dyplom umożliwiający podjęcie pracy nauczycielskiej można było uzyskać tylko w szkołach rządowych. Maria wychowywana w kulcie nauki nie wyobrażała sobie, że w wieku 17 lat miałaby zakończyć edukację. Razem z siostrą gorąco pragnęły studiować. Bronka marzyła o medycynie, Maria nie miała jeszcze sprecyzowanego kierunku. Szlak prowadzący na Sorbonę przetarła Bronka.
Bardzo zżyte ze sobą siostry zawarły między sobą układ. Bronka ruszyła do Paryża studiować medycynę, a Maria podjęła pracę nauczycielki, by pomóc finansowo siostrze, studia na Sorbonie były bowiem płatne. Następnie układ miał się odwrócić.
Maria pracowała jako nauczycielka domowa u bogatych ziemian lub jako guwernantka w Warszawie. Pracując u państwa Żorawskich w Szczukach poznała swą pierwszą miłość Kazimierza Żorawskiego. Odwzajemnione uczucie nie miało jednak szans na przetrwanie. Rodzice Kazimierza polubili nauczycielkę swoich młodszych dzieci i wysoko ją cenili, ale uznali, że nie jest ona dobrą partią dla syna. Maria, choć dobrze jak na owe czasy wykształcona i zaradna, nie mogła bez posagu liczyć na dobre zamążpójście.
Po powrocie do Warszawy Maria kontynuowała samodzielną naukę, uczęszczając jednocześnie na kursy tajnego Uniwersytetu Latającego. Były to kursy dokształcające zorganizowane przez kobiety dla kobiet, a wykładali nierzadko wybitni uczeni. Nic dziwnego więc, że prowadzone na wysokim poziomie zajęcia przyciągnęły z czasem do grona słuchaczy również studenci Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego.
Sytuacja Bronki polepszyła się na tyle, że mogła w 1891 r. zaprosić do siebie młodszą siostrę. Maria rozpoczęła studia na Sorbonie na Wydziale Przyrodniczo-Matematycznym. Początkowo mieszkała u siostry i szwagra, ale za duża odległość od uniwersytetu sprawiła, że postanowiła wynająć mały pokój na poddaszu w dzielnicy studenckiej, w którym spędziła następne lata studiów. Warunki, w których żyła opisała w „Autobiografii”: Mój pokój znajdował się na mansardzie i był zimą bardzo chłodny (…). Podczas szczególnie ostrej zimy zdarzało się nieraz, że woda zamarzała nocą w miednicy. Aby móc zasnąć, byłam zmuszona kłaść na kołdrę wszystkie swoje ubrania. W tym samym pokoiku na maszynce spirytusowej gotowałam obiady (…). Obiad składał się często z chleba i filiżanki czekolady, z jaj i owoców. Nie miałam żadnej pomocy w gospodarstwie i sama wnosiłam niewielkie ilości używanego węgla na szóste piętro.
Maria odmawiała sobie wszystkiego, często niedojadając, by móc poświęcić się nauce. Jej położenie niewiele różniło się od sytuacji materialnej wielu studentów, również tych przybyłych z ziem polskich, z którymi przez krótki okres czasu utrzymywała bliższe stosunki. Zaprzestała ich po reprymendzie ojca, który ostrzegł ją, że studencka polonia we Francji jest inwigilowana przez zaborców i patriotyczne wystąpienia mogą jej zaszkodzić. Maria była pozytywistką, pragnęła się uczyć, by móc wrócić do rodziny i pracować dla dobra ojczyzny. Jeszcze w Szczukach wraz ze swoją wychowanicą prowadziła szkółkę dla wiejskich dzieci za groziła nawet zsyłka na Sybir.
Pierwszy etap studiów zakończyła dyplomami licencjata z fizyki (1893) i matematyki (1894). Na drugi fakultet zabrakło jej pieniędzy, ale w Warszawie wystarano się dla niej o bezzwrotne stypendium, które po ukończeniu studiów spłaciła. Było to zjawisko dotąd niespotykane, ale Maria wychodziła z założenia, że teraz ktoś inny tak jak ona wcześniej może potrzebować pieniędzy na naukę.
Kiedy się poznali Piotr Curie był wykładowcą w Szkole Fizyki i Chemii miasta Paryża. Spotkali się u znajomych i szybko zaprzyjaźnili. Maria chcąc kontynuować pracę naukową wróciła do ojczyzny. Starała się o posadę na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zamierzała przygotować rozprawę doktorską. Choć drzwi polskiego uniwersytetu w tym czasie zaczynały się uchylać dla kobiet chcących uzyskać wyższe wykształcenie, o doktoratach dla kobiet nie było nawet mowy. Nie mogąc znaleźć pracy i zachęcana przez Piotra do powrotu, wyjścia za niego i wspólnego oddania się pracy naukowej Maria zdecydowała się na powrót do Paryża i poślubienie go.
Jak napisała w swoich wspomnieniach, oboje marzyli tylko o spokojnym kącie, gdzie mogliby wspólnie mieszkać i pracować. Pensja Piotra nie wystarczała na utrzymanie, zatem Maria, by podreperować domowy budżet, ukończyła z wynikiem celującym specjalny kurs dla nauczycielek szkół żeńskich. Jednocześnie pracowała z Piotrem w jego laboratorium. Pracę nauczycielki, doświadczenia związane z dysertacją łączyła Pani Curie ze zwykłymi obowiązkami żony, a z czasem i matki.
To Maria zainteresowała Piotra zagadnieniem promieniotwórczości, co w konsekwencji przyniosło odkrycie nowych pierwiastków polonu (nazwanego tak na cześć Ojczyzny Marii) oraz wkrótce potem radu. Skłodowska podjęła się heroicznego zadania wydzielenia czystego radu, którego ilość w dostarczonej tonie smółki uranowej była minimalna. Udało się jej to po wielu miesiącach ciężkiej pracy w bardzo ubogich warunkach. Za laboratorium służyła małżonkom stara szopa, dawne prosektorium szkoły medycznej. Latem rozgrzewana przez słońce przez oszklony dach do wysokich temperatur, zimą chłodna ze względu na nieszczelność. Piotr wyznał jednemu ze swoich przyjaciół, że z całym swoim oddaniem dla nauki, nie podjąłby się wyzwania samodzielnego wydzielenia czystego radu.
W 1903 r. los małżonków nieco się odmienił. Wspólnie ze swoim współpracownikiem Henrim Becquerelem otrzymali Nagrodę Nobla za badania nad promieniotwórczością. Nagrody nie podzielono jednak na trzy części, traktując Piotra i Marię, jako jedność. Nigdy zresztą nie zwracali uwagi na korzyści pieniężne, które mogliby uzyskać ze swoich badań. Wszystkie metody wydzielania i działania promieniotwórczych pierwiastków publikowali w pracach naukowych i świadomie nie opatentowali swoich odkryć. Maria zapytana o to odpowiedziała, że nie wynalazła radu, tylko go odkryła i zgodnie ze swoimi przekonaniami oddała do użytku, aby służył rozwojowi cywilizacji i polepszaniu jakości ludzkiego życia. Jako pierwszą kobietą uhonorowaną Nagrodą Nobla, natychmiast zainteresowały się nią media. Męczyło to oboje małżonków, którzy marzyli o tym, aby za otrzymane pieniądze kontynuować badania. Piotr otrzymał wreszcie zasłużoną specjalnie dla niego powołaną katedrę profesorską na Sorbonie, Maria została zatrudniona w niej jako kierownik laboratorium, tym samym stając się pierwszą kobietą zatrudnioną jako pracownik naukowy na wyższej uczelni. Wszystko zaczęło się układać. Piotr otrzymał upragnioną katedrę wraz z własnym laboratorium, Maria otrzymała tytuł doktora fizyki (znów jako pierwsza kobieta!), a sytuacja finansowa zaczęła się stabilizować. W tym momencie jej świat załamał się.
Piotr Curie zginął pod kołami wozu konnego 15 kwietnia 1906. Maria została sama z dwójką małych dzieci, bez swojego partnera życiowego i przewodnika po świecie nauki, z którym stanowili absolutną jedność dążeń i charakterów.
Rada naukowa Sorbony podjęła decyzję o przekazaniu jej katedry po Piotrze, ponieważ nikt w ówczesnym świecie naukowym nie wiedział tyle o promieniotwórczości, co ona. Zatem znów, jako pierwsza kobieta na świecie, została kierownikiem katedry w szkole wyższej i rozpoczęła regularne wykłady dla studentów, kontynuując jednocześnie badania nad promieniotwórczością. Marzyła o powołaniu do życia Instytutu Radowego, który utworzono dla niej w 1914 r., po tym jak 3 lata wcześniej za wydzielenie czystego radu otrzymała drugą Nagrodę Nobla. Rzuciła się w wir pracy, ale jej kariery o mało nie przerwał skandal wywołany jej romansem z byłym uczniem męża, fizykiem Paulem Langevinem. Dopiero wybuch I wojny światowej sprawił, że opinia publiczna zapomniała o tym incydencie, a Maria obroniła swe dobre imię działalnością na rzecz pomocy rannym żołnierzom.
Wybuch wojny zastał Marię w Paryżu. Zajęcia odwołano. Studenci i większość wykładowców wcielono do armii. Maria nie chciała pozostać bezużyteczna. Dowiedziawszy się, że w szpitalach polowych nie ma aparatów rentgena postanowiła zorganizować służbę rentgenowską. Pukała do wszystkich możliwych drzwi z prośbą o zakup lub wypożyczenie samochodu, za każdym razem obiecując, że samochód odda po wojnie.
W ten sposób udało jej się urządzić 20 wozów służby radiologicznej zwanych Les petites Curie. Oprócz wozów organizowała w szpitalach polowych pracownie rentgenowskie oraz sprowadzała do nich sprzęt. Z braku wykwalifikowanych pracowników służby rentgenowskiej, wraz z córką przeprowadziła przyspieszone kursy obsługi aparatury dla kobiet. Często zdarzało się, że sama zasiadała za kierownicą furgonetki i jechała na linię frontu, gdzie długie godziny prześwietlała rannych. Dzięki jej pracy i talentom organizacyjnym na terenie Francji powstało około 200 stacji rentgenowskich, w których tylko w latach 1917-1918 wykonano milion sto tysięcy zdjęć rentgenowskich.
Po wojnie skupiła się na zbieraniu funduszy na Instytuty Radowe w Paryżu i Warszawie. Pierwszy ukończony został tuż przed wybuchem I wojny światowej. W jego obrębie istniał również wydział medyczny, w którym prowadzono badania nad wykorzystaniem promieni radowych w leczeniu nowotworów. Oba udało jej się wyposażyć w gram radu. Paradoksalnie, odkrywczyni tego pierwiastka nie było stać na jego zakup i prowadzenie dalszych badań. Z pomocą przyszły stowarzyszenia kobiece ze Stanów Zjednoczonych, na czele z niezmordowaną panią Maloney Mattingley, zwaną potocznie Missy. To ona zorganizowała publiczną kwestę na rzecz Fundacji Marii Curie, której dochód przeznaczono na zakup radu wręczonego Marii dwukrotnie przez prezydentów USA w Białym Domu (w 1921 i 1929 r.).
Maria nigdy nie zapomniała, że jest Polką. Jej wyjazd na studia na Sorbonie miał służyć nie tylko jej ambicjom naukowym. Planowała tuż po studiach wrócić do kraju i oddać się pracy dla dobra Ojczyzny. Wierzyła, że wolność zaczyna się tam, gdzie poszerza się wiedzę, zgodnie ze słowami Jeana Jaurèsa Rewolucja nie dokonuje się w fabrykach, ale w szkołach. Po wojnie czynnie działała na międzynarodowych forach na rzecz reform w dziedzinie edukacji, walcząc o fundusze, stypendia i szerszy dostęp do wiedzy dla tych, których w obecnych warunkach nie było na to stać.
Maria Skłodowska-Curie spotkała na swej drodze wiele przejawów ksenofobii. Jako kobieta nie została dwukrotnie przyjęta do Francuskiej Akademii Nauk. Pierwszą kobietą, która dostąpiła tego zaszczytu była jej doktorantka, kilkadziesiąt lat po śmierci Marii. Romans z żonatym Langevinem o mało nie pozbawił jej katedry na Sorbonie. Panująca wówczas podwójna moralność tolerowała jedynie obyczajowe nadużycia mężczyzn, których małżeńskie zdrady na różne sposoby tłumaczono. Kobietę rozbijającą cudzą rodzinę uważano za wielkie niebezpieczeństwo dla tej podstawowej komórki stanowiącej o ładzie społecznym. Obok oskarżeń o niemoralne prowadzenie się i wątpliwości, czy kobieta tak słabej konduity powinna uczyć młodych ludzi, pojawiły się również podejrzenia o żydowskie pochodzenie, oparte na wątpliwej przesłance, mianowicie drugim imieniu Marii – Salomea, które nadano jej po babce.
Nie tylko jej siła charakteru była niezwykła, ale również siła jej organizmu. Maria Skłodowska-Curie zmarła w 1934 r. na białaczkę wywołaną przez ponad 30-letnie poddawanie się działaniu promieni radioaktywnych. Minęło jeszcze wiele lat, zanim dowiedziono, że substancje promieniotwórcze nie tylko pomagają leczyć raka, ale również do wywołują.
W 1995 r. Maria Skłodowska-Curie jako pierwsza kobieta, spoczęła w paryskim Panteonie. Szanując ostatnią wolę uczonej, która chciała spocząć u boku męża, do Panteonu trafiła również trumna Piotra Curie.
Małgorzata Janicka
doktorantka w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego
doktorantka w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego
Uchwałą Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 3 grudnia 2010 roku, rok 2011 został ustanowiony Rokiem Marii Skłodowskiej-Curie.
2011-03-07