Mit wyzwolenia Krakowa

Opanowanie w styczniu 1945 roku stolicy Generalnego Gubernatorstwa, siedziby jednego z największych zbrodniarzy nazistowskich Hansa Franka, było tak ważne dla Sowietów, że Moskwa postanowiła uczcić to w sposób, w jaki w Związku Sowieckim świętowano poważne sukcesy wojenne.


 
Most Dębnicki na Wiśle zburzony przez Niemców w styczniu 1945. Z tył widać Wawel. Źródło: domena publiczna

Decyzję podjęto na najwyższym szczeblu kierownictwa Kraju Rad. W Moskwie, na cześć wojsk, które zajęły Kraków, oddano salwy z 324 dział po 24 razy każde, a w uznaniu zasług bojowych 135. Dywizji z 59. Armii, rozkazem Józefa Wissarionowicza Stalina, nadano miano „Krakowska”. W dniu  zajęcia miasta opublikowano rozkaz Stalina, w którym komunikował, że Kraków został uratowany dzięki manewrowi okrążającemu Armii Czerwonej. W prasie krakowskiej manewr ten zaczęto nazywać „mistrzowskim”, „szybkim”, „genialnym”, „słynnym”, a plan okrążenia „znakomitym”. I taka opinia z roku na rok coraz mocniej się utwierdzała, z czasem nabierając patyny i stając się ważną częścią mitu o „wyzwoleniu” Krakowa. Ów mit był maksymalnie eksploatowany w dziejach PRL, stanowiąc, jak pisano, jeden z fundamentów przyjaźni polsko-radzieckiej. Mit umacniał też wyobrażenia o niezwyciężonej Armii Czerwonej oraz podtrzymywał nastroje antyniemieckie.

W latach powojennych mit nasycono coraz to nową treścią, wzbogacono, zapraszając bohaterów dni styczniowych na krakowskie święta, nadając odpowiednie nazwy ulicom, szkołom, budując pomniki. W 23. rocznicę dni styczniowych władze miasta i województwa przesłały na ręce byłego dowódcy 59. Armii, gen. płk. I. T. Korownikowa, następujący telegram: „Drogi towarzyszu! 23 lata temu na krakowskim Rynku pojawili się żołnierze z czerwoną gwiazdą na czapkach, [przynosząc nam upragnioną wolność”. W 30. rocznicę uroczystości trwały blisko cztery miesiące – od 15 I do 5 IV 1975. 18 I 1987 przy ul. Koniewa (dzisiaj ul. Armii Krajowej) został odsłonięty pomnik marszałka autorstwa prof. ASP Antoniego Hajdeckiego. Oczywiście o rzetelnej informacji, w tym o współudziale w walkach AK, nie było wówczas mowy.

Z lektury licznych powojennych krakowskich materiałów propagandowych trudno nie odnieść wrażenia, że głównym celem ofensywy styczniowej było jak najszybsze zajęcie Krakowa w taki sposób, by nie ucierpiało jego historyczne centrum. W istocie, jednym z celów ofensywy było opanowanie przemysłowego Górnego Śląska, a Kraków zyskał jedynie na tym, podobnie jak inne miasta, w tym Tarnów czy Bochnia, że głównego uderzenia dokonano w centrum Polski. Jest zrozumiałe, że Armia Czerwona atakowała tam, gdzie spodziewała się łatwej i szybciej osiągnąć zwycięstwo, a nie tam, gdzie wróg był najlepiej przygotowany do obrony. Od wielu miesięcy agenci sowieccy zbierali dane o rozmieszczeniu wojsk niemieckich, o szczegółowych planach Grupy Armii „A”. Kierunek ataku od dawna był uzgodniony na najwyższym szczeblu.

Inną cząstką kreowanego mitu była opinia, że dzięki „niezwykłemu” manewrowi Kraków w ogóle nie ucierpiał. Po wojnie z okazji „świąt wyzwolenia miasta” niejednokrotnie podawano informację, że Armia Czerwona w walce o Kraków nie użyła ani artylerii, ani lotnictwa. Chętnie też cytowano wypowiedź marsz. Koniewa: „poszliśmy do szturmu bez przygotowania artyleryjskiego i bez bombardowania lotniczego”. To nie była prawda. Armia Czerwona w bitwie o Kraków, podobnie jak i w bitwach o inne miasta, użyła zarówno artylerii, jak i lotnictwa. Prawdziwe jest natomiast to, że nie zbombardowała Rynku Głównego z okolicami i Wawelu, gdyż takiej potrzeby absolutnie nie było. Ani bowiem w Rynku Głównym, ani na Wawelu Niemcy nie umieścili urządzeń wojskowych. Ale prawdą jest również i to, że straty Krakowa w porównaniu z wieloma innymi miastami były niewielkie, choć nie bez znaczenia.

 

 
Kaplica Mariacka na Wawelu po zrzuceniu przez sowieckie lotnictwo bomby lotniczej na dziedziniec Stefana Batorego. Źródło: domena publiczna

Łącznie około 450 budynków i obiektów uległo zniszczeniu bądź poważnemu uszkodzeniu, w tym w wyniku wysadzenia mostów. Ucierpiała kaplica Batorego w katedrze na Wawelu i wiele kościelnych witraży z przełomu XIX i XX wieku, a także, najprawdopodobniej z powodu wysadzenia pobliskiego wiaduktu kolejowego, kościół św. Mikołaja przy ul. Kopernika; został bardzo szybko odbudowany, władze sowieckie bowiem dowiedziały się, że brał w nim kiedyś ślub sam Feliks Edmundowicz Dzierżyński.

W Krakowie rzeczywiście dosyć powszechnie wyglądano wojsk sowieckich. Oczekiwano przepędzenia Niemców.

Ale radość z powodu ucieczki Niemców szybko przemijała. Samowola sowieckich żołnierzy, kradzieże, wywózki na wschód, rekwirowanie mieszkań, gwałcenie kobiet i dziewczynek, jak choćby na Dworcu Głównym na oczach ludzi, wreszcie polityczna obroża, która coraz silniej się zaciskała, powodowały, że mimo wysiłków polskich komunistów z PPR kredyt zaufania, skądinąd zawsze niewielki, szybko się wyczerpał. „Po przejściu Sowietów: zerwane podłogi, wszystko wyrwane, co się dało wyrwać, sterty papierów, szmat, kału, sąsiadujące obok siebie patriotyczne i plugawe napisy na ścianach […]. Zakwaterowani w mieszkaniach żołnierze wyli się w muszlach klozetowych i dziwili się, że woda z nich ucieka” – pisała Zofia Skórzyńska. „I choć mówią innym językiem niż Niemcy, ich wrzask brzmi dokładnie tak samo twardo, rozkazująco i brutalnie” – podsumowała pierwsze wrażenie Roma Ligocka. W tej sytuacji rosło oburzenie na „wyzwolicieli”, których coraz częściej nazywano nowymi okupantami. „W stosunku do początkujących nastrojów” nastąpił zwrot znaczący, nawet o 180 stopni. „Któż nas wreszcie oswobodzi od naszych oswobodzicieli” – pisano kredą na murach. Szybko zauważono, że Kraków został wyzwolony, lecz jednocześnie pozbawiony wolności.

 


Powyższy fragment pochodzi z książki „Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1939-1945” autorstwa prof. Andrzeja Chwalby, członka Rady Muzeum Historii Polski.

2015-01-16